Sakramenty

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Jezus zostawił Kościołowi tylko dwa sakramenty: chrzest wodny (zob. Mt 28,19) oraz Wieczerzę Pańską (zob. 1Kor 11,23-26). Najpierw rozważymy chrzest wodny.

W ramach nowego przymierza każdy wierzący powinien przeżyć trzy różne chrzty. Są to: zanurzenie (chrzest) w Ciało Chrystusa, chrzest w wodzie i chrzest w Duchu Świętym.

Rodząc się na nowo jesteśmy automatycznie zanurzani w Ciało Chrystusa. Stajemy się członkami Chrystusowego ciała, czyli Kościoła:

Bo też w jednym Duchu wszyscy zostaliśmy ochrzczeni w jedno ciało (1Kor 12,13 BW; zob. też Rz 6,3; Ef 1,22-23; Kol 1,18.24).

Chrzest w Duchu Świętym jest przeżyciem mającym miejsce po nawróceniu, i chrzest ten mogą i powinni przeżyć wszyscy wierzący.

Także każdy wierzący, kiedy się opamięta i uwierzy w Pana Jezusa, powinien być jak najszybciej ochrzczony w wodzie. To jest pierwszy akt posłuszeństwa człowieka nowonawróconego.

I powiedział do nich: Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, zostanie potępiony (Mk 16,15-16).

Pierwszy Kościół traktował nakaz Jezusa dotyczący chrztu bardzo poważnie. Prawie wszyscy bez wyjątku byli chrzczeni natychmiast po nawróceniu (zob. Dz 2,37-41; 8,12-16.36-39; 9,17-19; 10,44-48; 16,31-33; 18,5-8; 19,1-5).

Niektóre przypadki niebiblijnego pojmowania chrztu

Niektórzy chrzczą nowonawróconych pokrapiając ich kilkoma kroplami wody. Czy to jest właściwe? Czasownik chrzcić w Nowym Testamencie został przetłumaczony z greckiego baptizo, oznaczającego dosłownie „zanurzyć”. Zatem osoby chrzczone w wodzie powinny być w niej zanurzone, a nie tylko nią pokropione. Symbolika chrześcijańskiego chrztu, którą rozważymy za chwilę, także przemawia za zanurzeniem.

Niektórzy praktykują chrzest niemowląt, chociaż w Biblii brak na to przykładów. Ta praktyka wywodzi się z fałszywej doktryny „odrodzenia przez chrzest”, koncepcji iż człowiek rodzi się na nowo w chwili chrztu. Pismo wyraźnie uczy, że przed chrztem trzeba najpierw uwierzyć w Jezusa. Do chrztu kwalifikują się zatem tylko dzieci na tyle duże, by mogły same się opamiętać i pójść za Jezusem, ale nigdy niemowlęta czy małe dzieci.

Niektórzy uczą, że chociaż ktoś uwierzy w Jezusa, nie jest zbawiony, dopóki nie zostanie ochrzczony w wodzie. Według Pisma jest to błędne. W Dz 10,44-48 oraz 11,17 czytamy, że członkowie domu Korneliusza zostali zbawieni i ochrzczeni w Duchu Świętym, zanim ktokolwiek z nich był ochrzczony w wodzie. Niemożliwe, żeby ktoś został ochrzczony w Duchu Świętym, jeśli nie jest zbawiony (zob. J 14,17).

Inni nauczają, że jeżeli nie zostanie się ochrzczonym zgodnie z ich konkretnym wzorcem, nie jest się zbawionym. Biblia nie podaje żadnego konkretnego rytuału jako wzorca chrztu. Inni na przykład mówią, że wierzący nie jest zbawiony, jeśli został ochrzczony „w imię Ojca, i Syna i Ducha Świętego” (Mt 28,19) zamiast „w imię Jezusa” (Dz 8,16). Tacy ludzie przejawiają takiego samego ducha, jaki kierował faryzeuszami, którzy przecedzali komara, a połykali wielbłąda. To tragiczne, że chrześcijanie dyskutują nad właściwą formułką wypowiadaną podczas chrztu, kiedy cały świat czeka, by usłyszeć ewangelię.

Biblijna symbolika chrztu

Chrzest w wodzie symbolizuje kilka spraw, jakie już się dokonały w życiu osoby nowonawróconej. W sposób oczywisty przedstawia fakt, że nasze grzechy zostały zmyte i teraz stoimy przed Bogiem oczyszczeni. Kiedy Ananiasz został posłany do Szawła (Pawła) tuż po jego nawróceniu, powiedział mu:

Dlaczego teraz zwlekasz? Ochrzcij się i obmyj ze swoich grzechów, wzywając Jego imienia (Dz 22,16).

Po drugie, symbolizuje nasze utożsamienie się z Chrystusem w Jego śmierci, pogrzebie i zmartwychwstaniu. Od chwili, gdy narodziliśmy się na nowo i zostaliśmy włączeni w ciało Chrystusa, Bóg nas widzi „w Chrystusie”, czyli umarliśmy, zostaliśmy pogrzebani i wzbudzeni do życia jako nowy człowiek:

Czy nie wiecie, że my wszyscy, którzy zostaliśmy zanurzeni w Chrystusa Jezusa, zostaliśmy zanurzeni w Jego śmierć? Zostaliśmy więc pogrzebani z Nim przez zanurzenie w śmierć, abyśmy tak, jak Chrystus został wskrzeszony z martwych dzięki chwale Ojca, i my prowadzili nowe życie (Rz 6,3-4).

… gdy zostaliście pogrzebani razem z Nim w chrzcie, w którym również razem zostaliście wskrzeszeni dzięki wierze w działanie Boga, który wskrzesił Go z martwych (Kol 2,12).

Każdy nowonawrócony, przystępując do chrztu w wodzie, powinien poznać te ważne prawdy i zostać ochrzczony jak najszybciej po tym, kiedy uwierzył w Jezusa.

Wieczerza Pańska

Ma swe korzenie w starotestamentowej uczcie paschalnej. W noc, kiedy Bóg wyzwolił Izrael z egipskiej niewoli, nakazał, aby w każdym domu zabito rocznego baranka i pokropiono jego krwią nadproże oraz odrzwia domu. Kiedy tej nocy „anioł śmierci” przechodził przez kraj i zabijał pierworodnych w Egipcie, widząc krew na domach Izraelitów, omijał je.

Poza tym Izraelici mieli świętować; tego wieczoru spożywali paschalnego baranka, a przez siedem następnych dni jedli przaśny chleb. Miał to być w Izraelu stały obrzęd, obchodzony co roku o tej samej porze (zob. Wj 12,1-28). Paschalny baranek przedstawiał Chrystusa, który w 1Kor 5,7 został nazwany „naszą Paschą”.

Kiedy Jezus ustanawiał Wieczerzę Pańską, tego dnia świętował Paschę wraz z uczniami. Podczas święta Paschy został też ukrzyżowany, prawdziwie wypełniając swe powołanie jako „Baranka Bożego, który gładzi grzechy świata” (J 1,29).

Chleb, jaki spożywamy jest symbolem ciała Jezusa, które dla nas zostało złamane, a sok, jaki pijemy, to symbol Jego krwi, wylanej na odpuszczenie naszych grzechów:

A gdy oni jedli, Jezus wziął chleb, pobłogosławił, połamał go i dał uczniom, mówiąc: Bierzcie i jedzcie, to jest Moje ciało. Potem wziął kielich i po dziękczynieniu podał im, mówiąc: Pijcie z niego wszyscy, to jest bowiem Moja krew Przymierza, która za wielu będzie wylana na odpuszczenie grzechów. Mówię wam: Odtąd nie będę już pił z tego owocu winnego krzewu, aż do dnia, kiedy z wami ponownie będę pił z niego w Królestwie Mojego Ojca (Mt 26,26-29).

Apostoł Paweł tak to opowiedział:

Ja bowiem otrzymałem od Pana to, co też wam przekazałem, że Pan Jezus tej nocy, której został wydany, wziął chleb i po dziękczynieniu połamał i powiedział: To jest Moje ciało za was wydane. To czyńcie na moją pamiątkę. Podobnie po wieczerzy wziął także kielich, mówiąc: Ten kielich jest Nowym Przymierzem w Mojej krwi. To czyńcie, ile razy będziecie pić, na moją pamiątkę. Ile razy bowiem spożywacie ten chleb i pijecie kielich, śmierć Pana głosicie, aż przyjdzie (1Kor 11,23-26).

Kiedy i jak

Biblia nie podaje, jak często należy uczestniczyć w Wieczerzy Pańskiej, ale w pierwszym Kościele odbywało się to regularnie podczas normalnego posiłku na spotkaniach kościołów domowych (zob. 1Kor 11,20-34). Ponieważ Wieczerza ma swoje korzenie w wieczerzy paschalnej, Jezus ją ustanawiał jako element normalnej wieczerzy. I tak była ona spożywana w pierwszym Kościele. Czy nie powinno być tak i dzisiaj? W Kościele wciąż w dużym stopniu pielęgnuje się „tradycje ludzkie”.

Do Wieczerzy Pańskiej należy podchodzić z bojaźnią. Paweł nauczał, że uczestniczenie w niej w sposób niegodny jest poważnym przestępstwem:

Dlatego też, kto spożywa chleb i pije kielich Pana niegodnie, dopuszcza się grzechu przeciw Ciału i Krwi Pana. Niech więc człowiek bada samego siebie i wtedy spożywa z tego chleba i pije z tego kielicha. Kto bowiem spożywa i pije nie zważając na Ciało, spożywa i pije własne potępienie. Dlatego to wśród was wielu jest słabych i chorych, i liczni umierają. Jeśli natomiast sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni. Jeśli zaś jesteśmy sądzeni przez Pana, jesteśmy karceni, abyśmy nie zostali potępieni wraz ze światem (1Kor 11,27-32).

Mamy tu napomnienie, aby przed uczestniczeniem w Wieczerzy Pańskiej sami siebie badać i osądzać, a jeśli odkryjemy jakiś grzech, musimy się opamiętać i go wyznać. Inaczej możemy być winni „grzechu przeciw Ciału i Krwi Pana”.

Ponieważ Jezus umarł i wylał swą krew, aby nas uwolnić od grzechu, na pewno nie będziemy wyciągać ręki po elementy reprezentujące Jego ciało i krew, świadomi jakiegoś niewyznanego grzechu. Inaczej jedząc i pijąc możemy ściągnąć na siebie sąd w postaci choroby i przedwczesnej śmierci, jak to było wśród wierzących w Koryncie. Aby uniknąć Bożego karcenia, musimy sami się „osądzić”, czyli przyznać do grzechu i odwrócić się od niego.

Największym grzechem Koryntian był brak miłości; kłócili i sprzeczali się ze sobą. To ich niezważanie na drugich przejawiało się nawet podczas Wieczerzy Pańskiej, bo jedni się najadali, inni odchodzili głodni, a jeszcze inni nawet się upijali (zob. 1Kor 11,20-22).

Spożywany przez nas chleb przedstawia ciało Chrystusa, którym obecnie jest Kościół. Jemy z tego samego bochenka, co symbolizuje jedność ciała (zob. 1Kor 10,17). Jakaż to zbrodnia uczestniczyć w spożywaniu czegoś, co przedstawia ciało Chrystusa, a w tym samym czasie kłócić się i żyć w niezgodzie z innymi członkami tegoż Ciała! Zanim przystąpimy do Wieczerzy Pańskiej, upewnijmy się, czy nasze relacje z braćmi i siostrami w Chrystusie są poprawne.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Sakramenty

Jak dać się prowadzić Duchowi Świętemu

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Ewangelia Jana zawiera szereg obietnic Jezusa dotyczących roli Ducha Świętego w życiu wierzących. Oto kilka z nich:

A Ja poproszę Ojca i da wam innego Orędownika, aby był z wami na wieki. Ducha Prawdy, którego świat przyjąć nie może, ponieważ Go nie widzi i nie zna. Wy Go znacie, bo przebywa z wami i w was będzie (J 14,16-17).

Orędownik zaś, Duch Święty, którego Ojciec pośle w moim imieniu, On nauczy was wszystkiego i przypomni wam wszystko, co Ja wam powiedziałem (J 14,26).

Ale Ja mówię wam prawdę: Lepiej jest dla was, abym odszedł. Jeśli bowiem nie odejdę, Orędownik do was nie przyjdzie, jeśli zaś odejdę, poślę Go do was… Jeszcze mam wiele wam do powiedzenia, ale teraz nie możecie temu podołać. Kiedy zaś przyjdzie On, Duch Prawdy, doprowadzi was do całej prawdy. Nie będzie bowiem mówił od siebie, ale będzie mówił, co usłyszy, i objawi wam to, co ma nastąpić. On mnie uwielbi, bo z Mojego weźmie i wam objawi. Wszystko, co ma Ojciec, jest Moje. Dlatego powiedziałem, że z Mojego weźmie i wam objawi (J 16,7.12-15).

Jezus obiecał uczniom, że Duch Święty w nich zamieszka. Będzie też im pomagał, nauczał, prowadził i pokazywał rzeczy przyszłe. Jako współcześni uczniowie Chrystusa nie mamy powodu uważać, że Duch Święty będzie dla nas czynił nieco mniej.

Zadziwiające, Jezus powiedział uczniom, że dla nich będzie lepiej, jeśli On odejdzie, bo inaczej Duch Święty nie przyjdzie! To im mówiło, że ich więź z Duchem Świętym może być tak samo ścisła, jak gdyby fizycznie Jezus nadal z nimi był. W przeciwnym razie nie byłoby to dla nich korzystne. Dzięki Duchowi Świętemu Jezus jest zawsze z nami i w nas.

W jaki sposób możemy oczekiwać kierownictwa Ducha Świętego?

Samo imię, Duch Święty, wskazuje, iż Jego pierwszorzędna rola, jeśli chodzi o prowadzenie nas, polega na pomaganiu nam w dojściu do świętości i posłuszeństwa Bogu. Zatem kierownictwo Ducha Świętego dotyczy wszystkiego, co wiąże się ze świętością i wypełnianiem Bożej woli na ziemi. Będzie nas prowadził do posłuszeństwa wszystkim ogólnym przykazaniom Chrystusa, a także konkretnym, dotyczącym właśnie tej służby, do jakiej Bóg nas powołał. Jeśli więc oczekujemy kierownictwa Ducha odnośnie do naszej konkretnej służby, musimy się poddać Jego kierownictwu w sferze świętości. Nie można mieć jednego bez drugiego. Zbyt wielu sług Bożych chce, aby Duch Święty „aranżował” spektakularne wydarzenia i cuda w ich służbie, ale nie chcą się przejmować „drobniejszymi” aspektami świętości. To wielki błąd. Jak Jezus prowadził swych uczniów? Po pierwsze, udzielał im ogólnych wskazówek dotyczących świętości. Jego konkretne polecenia co do ich posługi były stosunkowo nieznaczne. Tak samo jest z mieszkającym w nas Duchem Świętym. Jeśli chcemy być prowadzeni przez Ducha, musimy przede wszystkim podążać Jego drogą ku świętości.

Apostoł Paweł napisał: „Ci, którzy dają się prowadzić Duchowi Boga, są synami Boga” (Rz 8,14). To właśnie kierownictwo Ducha wyróżnia nas jako Boże dzieci. A zatem wszystkie Boże dzieci są prowadzone przez Ducha. To od nas, posiadających wolną wolę, zależy, czy będziemy posłuszni Jego prowadzeniu.

Wobec tego żaden chrześcijanin nie musi się uczyć, jak dać się prowadzić Duchowi Świętemu, bo On i tak prowadzi każdego wierzącego. Z drugiej strony szatan stara się sprowadzać Boże dzieci na manowce, bo nadal posiadamy w sobie starą, cielesną naturę, która próbuje nas prowadzić wbrew Bożej woli. Wierzący muszą się więc nauczyć odróżniać, czy prowadzi ich Duch, czy też są pod innym wpływem. Ten proces prowadzi do dojrzałości. Ale fakt podstawowy jest następujący: Duch zawsze poprowadzi nas zgodnie z Bożym Słowem pisanym, i zawsze do tego, co jest słuszne i miłe Bogu, co przyniesie Mu chwałę (zob. J 16,14).

Głos Ducha Świętego

Chociaż Pismo stwierdza, że Duch Święty czasem może prowadzić nas w sposób dość spektakularny – przez wizje, proroctwo czy słyszalny głos Boga – to zwykle komunikuje się z nami w naszym duchu, poprzez „wrażenia”. To znaczy, że jeśli chce, byśmy coś zrobili, będzie nas w naszym duchu do tego „popychał”, i odczujemy Jego „prowadzenie”, by podążać w jakimś kierunku.

Ten głos naszego ducha można nazwać „sumieniem”. Wszyscy wierzący ten głos znają. Jeśli jesteśmy kuszeni, nie słyszymy wyraźnego głosu: – Nie ulegaj tej pokusie. – Czujemy raczej, że coś wewnątrz opiera się tej pokusie. A jeśli jej ulegniemy i popełnimy grzech, nie słyszymy wyraźnego głosu: – Zgrzeszyłeś! Zgrzeszyłeś! – Po prostu odczuwamy wewnętrzne przekonanie, które prowadzi nas do opamiętania i wyznania grzechu.

W podobny sposób Duch nas uczy i prowadzi do prawdy oraz zrozumienia. Może udzielić niespodziewanego wewnętrznego objawienia (zawsze zgodnego z Biblią). Opisanie komuś takiego objawienia może nam zabrać 10 minut, ale od Ducha Świętego przychodzi ono w ciągu kilku sekund.

Podobnie Duch Święty prowadzi nas w sprawach posługi. Trzeba tylko podjąć świadomy wysiłek, by nadstawić ucha na te wewnętrzne wskazówki i wrażenia, a powoli nauczymy się, metodą prób i błędów, podążać za Duchem w sprawach dotyczących służby. Natomiast jeśli pozwalamy naszej głowie (racjonalnemu lub nieracjonalnemu myśleniu) wtrącić się w sferę serca (gdzie Duch nas prowadzi), popełniamy błędy odnośnie do Bożej woli.

Jak Duch prowadził Jezusa

Jezus był prowadzony przez Ducha poprzez wewnętrzne wrażenia. Na przykład ewangelista Marek opisuje, co się zdarzyło po Jego chrzcie w Duchu Świętym, tuż po tym, jak Jan ochrzcił go w wodzie:

Następnie Duch zaprowadził Go [ang. nakłonił Go, by poszedł] na pustynię (Mk 1,12).

Jezus nie słyszał żadnego głosu ani nie miał wizji, która by Go poprowadziła na pustynię, został po prostu nakłoniony. Tak właśnie Duch Święty zwykle nas prowadzi. Odczuwamy wewnętrzne jasne przekonanie, pobudkę, by coś zrobić.

Kiedy Jezus powiedział sparaliżowanemu, spuszczonemu przez dach, że są mu przebaczone grzechy, wiedział, że obecni tam nauczyciele Prawa myślą, iż bluźni. Skąd wiedział, co myślą? Czytamy:

Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą i rzekł do nich: Czemu nurtują te myśli w waszych sercach? (Mk 2,8 BT)

Jezus rozpoznał w swym duchu, co myślą. Jeśli będziemy wrażliwi na głos swego ducha, także będziemy wiedzieć, jak odpowiadać tym, którzy sprzeciwiają się dziełu Bożemu.

Prowadzenie Ducha w służbie Pawła

Po co najmniej 20 latach posługiwania Paweł dobrze się nauczył poddawać prowadzeniu Ducha Świętego. W pewnym stopniu Duch pokazywał mu „rzeczy przyszłe”, odnoszące się do czekającej go służby. Na przykład kiedy posługiwał w Efezie, miał pewne rozeznanie, jakim torem potoczy się jego życie i służba w ciągu następnych trzech lat:

Po tych wydarzeniach Paweł postanowił [postanowił Paweł w duchu – BG] udać się do Jerozolimy przez Macedonię i Achaję. Powiedział: Potem, gdy już tam będę, muszę i Rzym zobaczyć (Dz 19,21).

Zauważmy, że Paweł nie obrał zamierzonego kierunku w swym umyśle ale w duchu. A więc to Duch Święty prowadził go w duchu, by najpierw udał się do Macedonii i Achai (obydwie prowincje położone w dzisiejszej Grecji), następnie do Jerozolimy, a w końcu do Rzymu. I taką dokładnie drogę przebył. Jeśli mamy w swojej Biblii mapę pokazującą trzecią podróż misyjną Pawła oraz jego drogę do Rzymu, możemy tę trasę prześledzić.

Paweł podróżował przez Macedonię i Achaję następnie wrócił do Macedonii, opływając wybrzeże Morza Egejskiego, a potem przemierzał wybrzeże Egejskie Azji Mniejszej. W tej podróży zatrzymał się w Milecie, wezwał starszych z pobliskiego Efezu i wygłosił do nich pożegnalną mowę, w której powiedział:

Teraz natomiast przynaglany Duchem [będąc związany duchem – BG] udaję się do Jeruzalem. Nie wiem, co mnie tam spotka oprócz tego, że czekają mnie więzy i utrapienia, o czym zapewnia mnie Duch Święty w każdym mieście (Dz 20,22-23).

Paweł mówił, że był „związany duchem”, co oznacza, że miał w swym duchu przekonanie, które prowadziło go do Jerozolimy. Nie miał pełnego obrazu, co go tam spotka, ale stwierdził, że w każdym mieście, gdzie się w swej podróży zatrzymywał, Duch Święty poświadczał, że czekają go więzy i utrapienia. Jak Duch Święty mu poświadczał, że w Jerozolimie czekają go więzy i utrapienia?

Dwa przykłady

W 21. rozdziale Dziejów Apostolskich są zapisane dwa incydenty, które dają odpowiedź na to pytanie. Pierwszy wydarzył się, kiedy Paweł wylądował w Tyrze, portowym mieście nad Morzem Śródziemnym:

Odszukaliśmy uczniów i pozostaliśmy u nich siedem dni. Pod wpływem Ducha mówili oni Pawłowi, żeby nie szedł do Jerozolimy (w. 4).

W oparciu o ten werset niektórzy komentatorzy wysnuwają wniosek, że Paweł, kontynuując swą podróż do Jerozolimy, był Bogu nieposłuszny. Jednakże biorąc pod uwagę pozostałe informacje podane w księdze Dziejów nie ma wystarczających podstaw, by tak wnioskować. Prześledźmy tę historię do końca.

Najwyraźniej uczniowie w Tyrze, wrażliwi duchowo, otrzymali rozeznanie, jakie kłopoty czekają Pawła w Jerozolimie. Próbowali go więc przekonać, by tam nie szedł. Tłumaczenie William’a to uwypukla, oddając ten werset następująco: „Z powodu wrażeń otrzymanych od Ducha ostrzegali Pawła, by nie wchodził do Jerozolimy.”

Nic jednak nie wskórali, wbrew ich ostrzeżeniom Paweł i tak ruszył w drogę do Jerozolimy.

To nas uczy, by nie dodawać własnej interpretacji do objawień, jakie otrzymujemy w duchu. Paweł dobrze wiedział, jakie trudności czekają go w Jerozolimie, ale wiedział też, że mimo to Bożą wolą jest, aby tam poszedł. Jeśli Bóg coś nam objawia przez Ducha Świętego, to wcale nie oznacza, że mamy iść i to rozpowiadać. Uważajmy też, by nie dodawać czegoś od siebie do tego, co objawił Duch.

Przystanek w Cezarei

Kolejnym przystankiem w podróży Pawła do Jerozolimy było portowe miasto Cezarea:

Kiedy mieszkaliśmy tam przez dłuższy czas, przyszedł z Judei pewien prorok o imieniu Agabos. Przybył do nas, wziął pas Pawła, związał sobie ręce i nogi i powiedział: To mówi Duch Święty: Męża, do którego należy ten pas, tak zwiążą Żydzi w Jeruzalem i wydadzą w ręce pogan (w. 10-11).

Oto kolejny przykład świadectwa Ducha Świętego, skierowanego do Pawła, iż w Jerozolimie czekają go „więzy i utrapienia”. Zauważmy jednak, że Agabos nie powiedział: – Dlatego nie idź do Jerozolimy, mówi Pan. – Przeciwnie, to Bóg tam Pawła prowadził, a za pośrednictwem proroctwa Agabosa po prostu przygotował go na czekające go tam kłopoty. Zauważmy, że proroctwo tylko potwierdziło to, o czym Paweł wiedział w swoim duchu już wiele miesięcy wcześniej. Nie powinniśmy nigdy kierować się proroctwem; jeśli nie potwierdza tego, co już wiemy, wtedy nie należy za nim podążać.

Proroctwo Agabosa można by nazwać „prowadzeniem spektakularnym”, ponieważ wykraczało poza wewnętrzne wrażenie w duchu Pawła. Bóg zwykle je daje w postaci wizji lub słyszalnego głosu wtedy, kiedy chce nam powiedzieć, że nasza droga nie będzie łatwa. Wie, że będziemy potrzebowali takiej dodatkowej pewności, dlatego prowadzi nas w sposób tak spektakularny. Paweł, przed podróżą do Rzymu w charakterze więźnia, miał nieomal zostać zabity przez tłum i spędzić kilka lat w więzieniu. Jednak dzięki owemu spektakularnemu prowadzeniu, jakie otrzymał, potrafił zachować w tym wszystkim spokój wiedząc, że wszystko zakończy się dobrze.

Nie martw się, jeśli nie doświadczasz takiego prowadzenia, w razie potrzeby Bóg się o nie postara. Należy jednak zawsze się wsłuchiwać w świadectwo wewnętrzne i nim się kierować.

W kajdanach, acz zgodnie z Bożą wolą

Kiedy Paweł przybył do Jerozolimy, został pojmany i uwięziony. Jeszcze raz otrzymał spektakularne prowadzenie w formie wizji samego Jezusa:

Następnej nocy ukazał mu się Pan i powiedział: Odwagi, jak bowiem dałeś o Mnie świadectwo w Jeruzalem, tak trzeba dać świadectwo i w Rzymie (Dz 23,11).

Jezus nie zapytał: – Co tutaj robisz, Pawle? Czyż nie próbowałem cię ostrzec, byś nie przybywał do Jerozolimy! – Właściwie potwierdził to, co apostoł wyczuł w swoim duchu przed miesiącami. Paweł znajdował się w centrum Bożych zamierzeń, aby w Jerozolimie świadczyć o Jezusie. Później miał też głosić Chrystusa w Rzymie.

Trzeba pamiętać, że Paweł został powołany do tego, by świadczyć nie tylko Żydom i poganom, ale również królom (zob. Dz 9,15). W trakcie swego uwięzienia w Jerozolimie, a później w Cezarei miał sposobność dawać świadectwo przed namiestnikiem Feliksem, Porcjuszem Festusem i królem Agryppą, którego „prawie przekonał” (Dz 26,28) do wiary w Jezusa. W końcu został odesłany do Rzymu, aby dał świadectwo przed samym cesarzem Neronem.

W drodze na spotkanie z Neronem

Na pokładzie statku wiozącego go do Italii Paweł jeszcze raz otrzymał Boże kierownictwo dzięki wsłuchiwaniu się w swego ducha. Kiedy kapitan i właściciel statku zastanawiali się, w którym porcie na Krecie przezimować, Paweł otrzymał objawienie:

Gdy upłynęło wiele czasu i żegluga stała się niebezpieczna, bo minął już post, Paweł przestrzegł ich:

Mężowie, widzę [przewiduję – BW], że dalsza żegluga będzie związana z niebezpieczeństwem i wielką szkodą nie tylko dla ładunku i statku, ale i dla naszego życia (Dz 27,9-10).

Paweł przewidział, co się stanie. Z pewnością stało się to za sprawą wrażenia otrzymanego od Ducha Świętego.

Niestety, kapitan nie posłuchał Pawła i skierował się do innej przystani. W efekcie statek przez dwa tygodnie zmagał się z potężnym sztormem. Sytuacja była tak niebezpieczna, że drugiego dnia załoga wyrzuciła cały ładunek, a trzeciego pozbyła się nawet olinowania. Jakiś czas później Paweł otrzymał dalsze prowadzenie:

Kiedy przez wiele dni nie pokazało się ani słońce, ani gwiazdy, a wichura szalała z nie mniejszą siłą, w końcu zaczęła znikać wszelka nadzieja naszego ocalenia. A gdy ludzie nie chcieli już nawet jeść, wtedy Paweł stanął pośrodku nich i powiedział: Trzeba było, mężowie, posłuchać mnie i nie odpływać z Krety. Uniknęlibyście tej niedoli i szkody. Mimo to wzywam was teraz, abyście byli dobrej myśli, bo nikt z was nie zginie, tylko statek. Tej nocy ukazał mi się bowiem anioł Boga, do którego należę i któremu służę, i powiedział: Nie bój się, Pawle. Musisz stanąć przed Cezarem, dlatego Bóg podarował ci wszystkich, którzy płyną razem z tobą. Bądźcie więc dobrej myśli, mężowie, bo ufam Bogu, że będzie tak, jak mi powiedziano. Musimy przecież dopłynąć do jakiejś wyspy (Dz 27,20-26).

Chyba to jasne, dlaczego w świetle tamtej sytuacji Bóg pozwolił Pawłowi otrzymać dalsze „spektakularne prowadzenie”. Po tamtej mordędze Paweł już wkrótce miał przeżyć rozbicie się statku i zostać ukąszony przez jadowitego węża (zob. Dz 27,41 – 28,5). I czy nie jest miło, kiedy anioł powie nam wcześniej, że wszystko zakończy się dobrze!

Rada praktyczna

Zacznijmy doszukiwać się w swoim duchu owych wrażeń, które są prowadzeniem Ducha Świętego. Pewnie na początku popełnimy jakieś błędy sądząc, że to On nas dokądś prowadzi, a jednak tak nie będzie. Ale to normalne. Nie załamujmy się i nie rezygnujmy.

Pomocne też są „chwile we własnej komorze”: czytanie Biblii oraz modlitwa w językach. Bowiem wtedy modli się nasz duch i w sposób naturalny stajemy się wrażliwsi na sygnały płynące z ducha. Czytając Boże Słowo i rozmyślając nad nim stajemy się na nie bardziej wrażliwi, bo Boże Słowo jest duchowym pokarmem.

Kiedy Bóg daje nam swoje prowadzenie, jest ono konsekwentne. To znaczy, że w sprawie ważnych decyzji należy przez jakiś czas trwać w modlitwach, aby się upewnić, że to Bóg nas prowadzi, a nie nasze własne pomysły czy emocje. Jeśli podczas modlitwy nie mamy w sercu pokoju, by podążać w jakimś kierunku, nie idźmy tam, dopóki nie otrzymamy Bożego pokoju.

Jeżeli otrzymamy jakieś spektakularne prowadzenie, to dobrze, ale nie wysilajmy się, żeby koniecznie zobaczyć wizję albo usłyszeć głos. Bóg nie obiecał, że będzie nas prowadzić w ten sposób (chociaż czasem zgodnie ze swą suwerenną wolą to robi). Jednak zawsze możemy ufać, że nas poprowadzi dając nam wewnętrzne świadectwo.

I wreszcie, nie dodawajmy nic do tego, co nam Bóg mówi. Może wyjawić, że przygotował dla nas jakąś służbę w przyszłości. Nie zakładajmy, że to się spełni za kilka tygodni, bo w rzeczywistości może jeszcze upłynąć wiele lat. Znam to z doświadczenia. Nie zakładajmy niczego. Paweł nieco wiedział, co go czeka w przyszłości, ale nie znał wszystkiego, bo Bóg mu tego nie objawił. Bóg chce, abyśmy zawsze kroczyli wiarą.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Jak dać się prowadzić Duchowi Świętemu

Chrześcijańska rodzina

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Oczywiście to u Boga zrodził się pomysł na rodzinę. Wydaje się więc rozsądne, że to On może nam dać pewien wgląd, jak rodziny powinny funkcjonować oraz ostrzec przed pułapkami, które rodziny niszczą. Istotnie, w swoim Słowie podał nam wiele zasad regulujących strukturę rodziny oraz role pełnione przez poszczególnych jej członków. Jeśli te biblijne wskazówki będą przestrzegane, rodziny będą się cieszyć wszelkimi błogosławieństwami, jakie Bóg dla nich przewidział. Kiedy są łamane, skutkuje to bólem i spustoszeniem.

Role męża i żony

Bóg zaplanował, aby chrześcijańska rodzina wzorowała się na konkretnej strukturze. Ponieważ jej ramy zapewniają stabilność życia rodzinnego, szatan usilnie działa, by wykrzywić ten Boży wzorzec.

Po pierwsze, Bóg postanowił, że to mąż będzie głową rodzinnej komórki. Co wszak nie daje mu prawa do egoistycznej dominacji nad żoną i dziećmi. Według Bożego planu mąż jako głowa ma kochać, chronić, utrzymywać i prowadzić swoją rodzinę. Żona zaś ma być uległa przywództwu męża. Pismo przedstawia to jasno:

Żony niech będą poddane swoim mężom jak Panu, bo mąż jest głową żony, tak jak głową Kościoła jest Chrystus, On – Zbawiciel Ciała. Jak więc Kościół jest poddany Chrystusowi, tak też żony niech będą poddane mężom we wszystkim (Ef 5,22-24).

Mąż nie jest duchową głową żony – tę rolę pełni Jezus, który jest duchową głową Kościoła. Wierząca żona jest tak samo członkiem Kościoła jak jej mąż, jednak w rodzinie to mąż jest głową żony i dzieci, a ci powinni poddać się jego władzy, udzielonej mu przez Boga.

W jakim stopniu żona powinna być uległa mężowi? We wszystkim, jak stwierdził Paweł. Jedynym dopuszczalnym odstępstwem od tej reguły byłaby sytuacja, gdyby mąż oczekiwał od niej nieposłuszeństwa Bożemu Słowu albo zrobienia czegoś wbrew jej sumieniu. Oczywiście, żaden chrześcijański mąż tego nie zrobi. Nie jest przecież panem swojej żony, to miejsce w jej życiu zajmuje tylko Jezus. Jeśli miałaby wybrać, kogo posłuchać, powinna wybrać Jezusa.

Mężowie powinni pamiętać, że Bóg niekoniecznie jest zawsze „po stronie męża”. Kiedyś Bóg powiedział Abrahamowi, by zrobił to, co mu kazała żona, Sara (zob. Rdz 21,10-12). Pismo podaje też, że Abigail nie posłuchała swojego głupiego męża, Nabala i zapobiegła nieszczęściu (zob. 1Sm 25,2-38).

Boże Słowo do mężów

Mężowie, miłujcie żony, tak jak i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie… Tak też mężowie powinni miłować swoje żony, jak swoje ciało. Kto miłuje swoją żonę, siebie samego miłuje. Nikt przecież nie miał w nienawiści swojego ciała, ale je karmi i pielęgnuje, tak jak Chrystus Kościół. Jesteśmy przecież członkami Jego Ciała… Niech więc każdy z was miłuje swoją żonę jak siebie samego, a żona niech okazuje szacunek mężowi (Ef 5,25.28-30.33).

Biblia nakazuje mężom kochać żony, tak jak Chrystus umiłował Kościół. To niebłaha odpowiedzialność! Każda żona chętnie podda się temu, kto kocha ją tak bardzo jak Jezus, który oddał własne życie w ofiarnej miłości. Tak jak Chrystus kocha swoje ciało, Kościół, tak też mąż powinien kochać żonę, z którą jest „jednym ciałem” (Ef 5,31). Wierzący mąż, należycie kochający żonę będzie ją utrzymywał, troszczył się o nią, szanował, pomagał, zachęcał i z nią przebywał. Jeśli nie będzie żony kochał, naraża się na to, że jego modlitwy nie będą wysłuchane:

Podobnie wy, mężowie, żyjąc wspólnie z żonami, traktujcie je z wyrozumiałością, ponieważ jako kobiety są słabsze. Okazujcie im szacunek jako tym, które współdziedziczą łaskę życia, aby nic nie powstrzymało waszych modlitw (1P 3,7).

Oczywiście, żadne małżeństwo nie jest wolne od konfliktów i nieporozumień. Jednakże dzięki wzajemnemu oddaniu i pielęgnowaniu owocu Ducha, mężowie i żony mogą się nauczyć żyć zgodnie i doświadczać coraz większego błogosławieństwa, jakie jest udziałem chrześcijańskiego małżeństwa. Nieuniknione problemy występujące w każdym małżeństwie mogą pomóc każdemu z partnerów dorastać do większej dojrzałości w Chrystusie.

Więcej na temat obowiązków męża i żony zob. Rdz 2,15-25; Prz 19,13; 21,9. 19; 27,15-16; 31,10-31; 1Kor 11,3; 13,1-8; Kol 3,18-19; 1Tm 3,4-5; Tt 2,3-5; 1P 3,1-7.

Seks w małżeństwie

Bóg wymyślił seks, zarówno dla prokreacji jak i przyjemności. Niemniej Biblia wyraźnie stwierdza, że więzią seksualną mogą się cieszyć tylko ci, których łączy dozgonne przymierze małżeńskie.

Poza małżeństwem jest ona uznawana za rozwiązłość albo cudzołóstwo. Apostoł Paweł powiedział, że ci, którzy takie rzeczy czynią, nie odziedziczą Królestwa Bożego (zob. 1Kor 6,9-11). Chrześcijanin, który ulegnie pokusie i dopuści się takiego czynu, będzie odczuwał w swym duchu ogromną winę, skłaniającą go do opamiętania. I powinien się opamiętać!

Paweł podał też konkretne wskazówki dotyczące seksualnych powinności męża i żony:

Z powodu jednak niebezpieczeństwa rozpusty niech każdy ma swoją żonę, i każda niech ma własnego męża. Mąż niech oddaje powinność żonie, podobnie i żona mężowi. Żona nie jest panią własnego ciała, ale mąż. Podobnie i mąż nie jest panem swego ciała, lecz żona. Nie strońcie jedno od drugiego, chyba że obopólną zgodą i na pewien czas, abyście mogli oddać się modlitwie. Potem znowu bądźcie razem, aby szatan nie kusił was z powodu waszego nieopanowania (1Kor 7,2-5).

Wersety te wyraźnie mówią, iż ani mąż ani żona nie może się posługiwać seksem jako „nagrodą”, ponieważ żadne z nich nie ma władzy nad swoim ciałem.

Co więcej, seks jako dar od Boga nie jest niczym nieczystym ani grzesznym, o ile pozostaje w granicach małżeństwa. Paweł zachęcał chrześcijańskie małżeństwa, by nie stroniły od seksu. Więcej, w Księdze Przysłów znajdujemy taką oto radę dla wierzących mężów:

… niech źródło twoje świętym zostanie, znajduj radość w żonie młodości. Przemiła to łania i wdzięczna kozica, jej piersią upajaj się zawsze, w miłości jej stale czuj rozkosz! (Prz 5,18-19).[1]

Aby chrześcijańskie pary mogły cieszyć się wzajemnie zadowalającym życiem seksualnym, mężowie i żony powinni zrozumieć, że pomiędzy seksualną naturą mężczyzn i kobiet istnieje ogromna różnica. U mężczyzn jest to bardziej sprawa fizyczności, natomiast u kobiet nade wszystko uczuciowości. Mężczyźni podniecają się seksualnie poprzez stymulację wizualną (zob. Mt 5,28), natomiast kobiety podnieca bliskość i dotyk (zob. 1Kor 7,1). Mężczyzn zwykle pociągają kobiety, które „wpadną im w oko”, natomiast dla kobiet atrakcyjnymi są mężczyźni zwracający uwagę nie tylko swoim wyglądem. Dlatego mądre żony, chcąc się mężom podobać, starają się zawsze wyglądać jak najlepiej. Mądrzy mężowie natomiast okazują swoim żonom czułość bliskością i dobrocią, nie oczekując, że żona wieczorem nagle się w łóżku „rozpali”.

Natężenie pragnień seksualnych u mężczyzny wydaje się narastać wraz z gromadzeniem się nasienia, natomiast u kobiety zmienia się w zależności od cyklu menstruacyjnego. Mężczyźni potrafią się podniecić i doznać szczytowania w ciągu kilku minut, a nawet sekund; u kobiet trwa to o wiele dłużej. Mężowi wystarczy parę sekund, aby być gotowym do współżycia, natomiast ciało żony może się rozgrzewać nawet pół godziny. Dlatego mądry mąż nie śpieszy się podczas gry wstępnej, głaszcze, całuje oraz stymuluje dłońmi wrażliwe obszary ciała żony, aż będzie gotowa do zbliżenia. Jeśli nie wie, jakie to obszary, powinien ją zapytać. Poza tym powinien wiedzieć, że kiedy on sam posiada zdolność osiągnięcia tylko jednego szczytowania, żona może ich mieć więcej. Powinien zatem starać się dostarczać jej tego, czego ona pragnie.

Ważne, by wierzący mężowie i żony mówili otwarcie o swych wzajemnych potrzebach i poznawali swoje różnice. Po miesiącach i latach takiej komunikacji, poznawania wzajemnie swoich ciał i praktyki, współżycie seksualne męża i żony może się stać źródłem coraz większej rozkoszy.

Dzieci w chrześcijańskiej rodzinie

Dzieci należy nauczać uległości i posłuszeństwa wierzącym rodzicom, bo takich dotyczy obietnica długiego życia oraz innych błogosławieństw:

Dzieci, bądźcie posłuszne w Panu waszym rodzicom, bo jest to sprawiedliwe. Czcij swego ojca i matkę – to jest pierwsze przykazanie z obietnicą: aby ci się dobrze powodziło i abyś długo żył na ziemi (Ef 6,1-3).

Na wierzących ojcach, jako głowach rodziny spoczywa główny obowiązek ich wychowywania:

A wy, ojcowie, nie doprowadzajcie do gniewu waszych dzieci, lecz wychowujcie je w karności i nauce Pana (Ef 6,4).

Zauważmy, że odpowiedzialność ojca jest podwójna: wychowywać je w karności i nauce Pana. Rozważmy najpierw potrzebę karcenia.

Karcenie dzieci

Dziecko nigdy nie skarcone wyrośnie na człowieka samolubnego i zbuntowanego. Dzieci należy karcić za każdym razem, kiedy uparcie łamią rozsądne reguły, ustalone wcześniej przez rodziców. Nie należy ich karać za błędy lub dziecięcą nieodpowiedzialność. Trzeba im jednak uświadamiać konsekwencje ich błędów i nieodpowiedzialności, aby je przygotować do dorosłego życia.

Małe dzieci, należy karcić klapsami, jak poucza Boże Słowo. Nie dotyczy to, oczywiście, niemowląt, co nie znaczy, że należy im na wszystko pozwalać. Właściwie już od dnia urodzin powinny wiedzieć, że w domu rządzą mama i tata. Już w bardzo młodym wieku można je uczyć, co znaczy słowo „nie”, zwyczajnie nie pozwalać im robić tego, czego nie powinny. A jeśli będą nieposłuszne, lekkie uderzenie w pupę pomoże im jeszcze lepiej rozumieć. Takie konsekwentne postępowanie pozwoli dzieciom nauczyć się posłuszeństwa w bardzo młodym wieku.

Rodzice mogą też wzmocnić swój autorytet, nie utrwalając niepożądanego zachowania swoich dzieci, na przykład nie dając im natychmiast tego, czego domagają się płaczem. Inaczej nauczą się, że płacząc mogą uzyskać wszystko, czego pragną. Jeśli rodzice ulegają żądaniom dzieci, kiedy te się złoszczą lub marudzą, w rzeczywistości sami zachęcają je do takich niepożądanych zachowań. Mądrzy rodzice nagradzają tylko właściwe zachowanie swoich dzieci.

Klapsy nie mogą powodować uszkodzeń ciała, ale winny być na tyle bolesne, by nieposłuszne dziecko w jakiś sposób to odczuło. Wówczas będzie kojarzyło nieposłuszeństwo z bólem. Potwierdza to Biblia:

Nie kocha syna, kto rózgi żałuje, kto kocha go – w porę go karci… W sercu chłopięcym głupota się mieści, rózga karności wypędzi ją stamtąd… Karcenia chłopcu nie żałuj, gdy rózgą uderzysz – nie umrze. Ty go uderzysz rózgą, a od Szeolu zachowasz mu duszę… Rózga i karcenie udziela mądrości; chłopiec pozostawiony sobie jest wstydem dla matki (Prz 13,24; 22,15; 23,13-14; 29,15).

Kiedy rodzice egzekwują ustalone reguły, nie muszą dzieci zmuszać do posłuszeństwa groźbami. Jeśli dziecko uparcie się buntuje, należy je zbić. Jeśli rodzic ogranicza się tylko do gróźb, tym samym wzmacnia upór swego nieposłusznego dziecka. W efekcie dziecko uczy się go lekceważyć, dopóki słowne groźby rodziców nie staną się odpowiednio głośne.

Po wymierzeniu klapsów rodzice powinni dziecko przytulić i upewnić o swojej miłości.

Wychowuj dziecko

Wierzący rodzice muszą zrozumieć, że spoczywa na nich odpowiedzialność za wychowanie dzieci, jak to czytamy w Księdze Przysłów 22,6: „Wychowuj chłopca odpowiednio do drogi, którą ma iść, a nie zejdzie z niej nawet w starości”.

Wychowywanie to nie tylko wymierzanie kar za nieposłuszeństwo, ale też nagradzanie za dobre zachowanie. Rodzice powinni konsekwentnie dzieci chwalić, by wzmacniać ich dobre cechy i pożądane zachowania. Niech je często upewniają, że są kochane, akceptowane i doceniane. Miłość można okazywać pochwałami, przytulaniem i poświęcaniem dzieciom czasu.

„Wychowywać” znaczy „uczyć posłuszeństwa”. Chrześcijańscy rodzice nie powinni zatem pozostawiać dzieciom wyboru, czy pójdą do kościoła, czy będą się codziennie modlić, itd. One nie są wystarczająco odpowiedzialne, by wiedzieć, co jest dla nich najlepsze: dlatego Bóg dał im rodziców. Rodzicom, którzy podejmują ten wysiłek i wkładają dużo energii, by je dobrze wychować, Bóg obiecuje, że ich dzieci w wieku dorosłym nie zboczą z właściwej drogi, jak czytamy w Prz 22,6.

W miarę, jak dzieci dorastają, należy na nie nakładać coraz większą odpowiedzialność. Celem skutecznego wychowania jest stopniowe przygotowanie ich do pełnej odpowiedzialności w życiu dorosłym. Dziecko powinno otrzymywać coraz więcej wolności w podejmowaniu decyzji. Nastolatek powinien już rozumieć, że jest odpowiedzialny za konsekwencje swoich wyborów, że rodzice nie zawsze będą pod ręką, by go wyciągnąć z kłopotów.

Obowiązek nauczania dzieci

Jak czytamy w Ef 6,4, ojcowie mają nie tylko obowiązek karcenia dzieci, ale też „wychowywania ich w nauce Pana”. To nie kościół ma obowiązek je nauczyć biblijnej moralności, chrześcijańskiego charakteru czy poznania Boga – to zadanie ojca. Rodzice, którzy odpowiedzialność za nauczanie dzieci o Bogu przenoszą na nauczyciela szkoły niedzielnej, popełniają poważny błąd. Bóg nakazał Izraelowi przez Mojżesza:

Niech pozostaną w twym sercu te słowa, które ja ci dziś nakazuję. Wpoisz je twoim synom, będziesz o nich mówił przebywając w domu, w czasie podróży, kładąc się spać i wstając ze snu (Pwt 6,6-7).

Wierzący rodzice powinni mówić swym dzieciom o Bogu od ich najmłodszych lat, o tym, kim jest i jak bardzo je kocha. Powinny poznać historię narodzenia, życia, śmierci i zmartwychwstania Jezusa. Wiele dzieci rozumie przesłanie ewangelii już w wieku 5 czy 6 lat i jest w stanie podjąć decyzję służenia Panu. Za niedługo mogą otrzymać chrzest w Duchu Świętym z mówieniem językami jako potwierdzeniem. Oczywiście, nie można tu narzucać żadnych sztywnych reguł, gdyż każde dziecko jest inne. Chodzi o to, że dla wierzących rodziców duchowe wychowanie dzieci powinno być najwyższym priorytetem tu na ziemi.

Zasady okazywania dzieciom miłości

1) Nie doprowadzajmy do gniewu naszych dzieci (zob. Ef 6,4). Nie można oczekiwać, że będą zachowywały się jak dorośli. Jeśli oczekujemy od nich zbyt wiele, przestaną w ogóle się starać nam przypodobać wiedząc, że to niemożliwe.

2) Nie porównujmy swoich dzieci z innymi. Niech wiedzą, jak bardzo doceniamy ich wyjątkowe cechy i dane im przez Boga talenty.

3) Powierzajmy im obowiązki domowe, aby wiedziały, że stanowią ważną cząstkę rodziny. Wszelkie osiągnięcia to cegiełki budujące ich zdrową samoocenę.

4) Poświęcajmy im czas. Wtedy wiedzą, że są dla nas kimś ważnym. Dawanie im rzeczy nie zastąpi dawania im samych siebie. Przecież największy wpływ na dzieci mają ci, którzy spędzają z nimi najwięcej czasu.

5) Jeśli musimy powiedzieć coś negatywnego, starajmy się to zrobić w sposób jak najbardziej pozytywny. Nigdy nie mówiłem swoim dzieciom, że są „złe”, kiedy mnie nie słuchały. Mówiłem raczej: – Jesteś dobrym chłopcem, a dobrzy chłopcy nie robią tego, co teraz zrobiłeś. – (I wtedy dawałem mu klapsa.)

6) Pamiętajmy, że słowo „nie” oznacza „zależy mi na tobie”. Jeśli dzieci zawsze stawiają na swoim, intuicyjnie wiedzą, że nie zależy nam na nich na tyle, by je ograniczać.

7) Niech dzieci nas naśladują. One się uczą na przykładzie rodziców. Mądry rodzic nie powie dziecku: – Rób to, co mówię, nie to, co robię.

8) Nie ułatwiajmy dzieciom życia, wyciągając ich z kłopotów. Usuwajmy im spod nóg tylko głazy zagradzające drogę, ale pozostawiajmy kamienie umożliwiające przekraczanie strumieni.

9) Służmy Bogu całym sercem. Zauważyłem, że dzieci rodziców letnich duchowo, rzadko pozostają przy Bogu, gdy dorosną. Wierzące dzieci rodziców niezbawionych oraz dzieci oddanych chrześcijan zwykle służą Bogu od samej młodości.

10) Uczmy dzieci Bożego Słowa. Rodzice często dbają o wykształcenie swych pociech, a zaniedbują najważniejszą edukację w życiu, znajomość Biblii.

Priorytety dotyczące chrześcijańskiej służby, małżeństwa i rodziny

Najpowszechniejszym bodaj błędem popełnianym przez chrześcijańskich liderów jest zaniedbywanie swoich małżeństw oraz rodzin z powodu zaangażowania w służbę. Tłumaczą, że poświęcają się „pracy dla Pana”.

Błąd ten można naprawić, kiedy pozyskujący uczniów sługa Boży uświadomi sobie, że prawdziwym odzwierciedleniem jego posłuszeństwa i oddania Bogu jest jego więź z żoną i dziećmi. Duchowny nie może twierdzić, że jest Bogu oddany, jeśli nie kocha żony tak, jak Chrystus kocha Kościół, lub jeśli nie poświęca dość czasu na wychowywanie dzieci w karności i nauce Pana.

Ponadto zaniedbywanie żony oraz dzieci w imię „służby” jest zwykle wyraźnym znakiem, że służba ta jest cielesna, wykonywana ludzką siłą. Przykładem tego jest wielu pastorów instytucjonalnych, dźwigających duży ciężar obowiązków. Tracą siły i zdrowie, aby zrealizować wszystkie kościelne programy.

Jezus obiecał, że Jego brzemię jest lekkie, a jarzmo miłe (zob. Mt 11,30). Nie każe żadnemu swojemu słudze poświęcać się kościołowi czy ewangelizowaniu świata kosztem własnej rodziny. W istocie, jedną z kwalifikacji starszego jest umiejętność dobrego kierowania swoim domem (zob. 1Tm 3,4). To relacja z własną rodziną jest testem jego przydatności do służby.

Ci, którzy są powołani do posługi objazdowej i muszą często wyjeżdżać, powinni wtedy, kiedy są w domu, przeznaczać dla rodziny dużo czasu. Członkowie ciała Chrystusa powinni uczynić wszystko, co w ich mocy, aby to umożliwić. Pozyskujący uczniów sługa Boży jest świadomy, że jego dzieci są najważniejszymi uczniami. Jeśli w tej dziedzinie zawiedzie, nie ma prawa pozyskiwać innych uczniów.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy


[1] . Co do dalszych dowodów tego, że Bóg nie jest pruderyjny, zob. PnP 7,1-9 oraz Kpł 18,1-23.

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Chrześcijańska rodzina

Uwielbianie

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Kobieta Mu [Jezusowi] powiedziała: Panie, widzę, że jesteś prorokiem. Nasi ojcowie na tej górze czcili Boga, ale wy mówicie, że w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy Go czcić. Jezus powiedział do niej: Wierz mi, kobieto, że zbliża się godzina, kiedy ani na tej górze, ani w Jerozolimie nie będzie się już więcej oddawać czci Ojcu. Wy czcicie Tego, którego nie znacie, my czcimy tego, którego znamy, gdyż zbawienie wywodzi się od Żydów. Ale zbliża się godzina, i teraz już jest, gdy prawdziwi czciciele będą czcić Ojca w Duchu i prawdzie. Takich bowiem czcicieli szuka Ojciec. Bóg jest Duchem i Jego czciciele powinni Go czcić w Duchu i prawdzie (J 4,19-24).

Słowa te, wypowiedziane przez Jezusa, są fundamentem dla lepszego zrozumienia najważniejszych aspektów uwielbiania. On mówił o „prawdziwych czcicielach” i określił ich kwalifikacje. To wskazuje, że nie wszyscy czciciele są prawdziwymi czcicielami. Uważają, że czczą Boga, ale tak nie jest, ponieważ nie spełniają Jego wymogów.

Jezus powiedział, co charakteryzuje prawdziwych czcicieli: oddają cześć „w duchu i prawdzie”. Co oznaczają te dwa określenia? Spójrzmy najpierw na oddawanie czci „w duchu”. Zauważmy, że kontekst przeciwstawia prawdziwych czcicieli tym, którzy ograniczają oddawanie czci do pewnych miejsc geograficznych, takich jak świątynia jerozolimska czy jakaś góra. Jezus tu mówi, że prawdziwi czciciele nie ograniczają oddawania czci do jakiegoś miejsca, ponieważ uwielbienie wypływa z ich ducha, z ich „wewnętrznej świątyni”.

A co z „oddawaniem czci w prawdzie”? Znowu Jezus przeciwstawia prawdziwych czcicieli tym, którzy czczą Boga w niewiedzy. Samarytanie czcili Tego, którego nie znali, natomiast Żydzi czcili Boga, którego rzeczywiście znali. Bóg pragnie czcicieli, którzy Go znają i chwalą za to, kim naprawdę jest. Bogu nie sprawia przyjemności uwielbianie ze strony tych, którym jest obcy.

Prawdziwe uwielbianie Boga może wypływać tylko z serca, które Go kocha. Zatem uwielbianie to nie tylko czynność, jaką wykonujemy, kiedy zgromadza się kościół. To jest coś, co robimy w każdej chwili swego życia, przestrzegając przykazań Chrystusa. Zadziwiające, że kobieta pięciokrotnie zamężna, aktualnie żyjąca z kolejnym mężczyzną, chciała dyskutować z Jezusem, gdzie należy Bogu oddawać cześć! Jakże jest reprezentatywna dla wielu ludzi religijnych, którzy chodzą na nabożeństwa, a na co dzień żyją jak wrogowie Boga. Na pewno nie są prawdziwymi czcicielami.

Kiedyś Jezus zganił faryzeuszy i nauczycieli Prawa za powierzchowne oddawanie czci Bogu:

Obłudnicy! Słusznie prorokował o was Izajasz: Lud ten czci mnie wargami, lecz swoim sercem daleko jest ode mnie. Daremnie jednak cześć Mi oddają, ucząc zasad, które są wymysłem ludzi (Mt 15,7-9).

Choć i Żydzi i Samarytanie w czasach Jezusa najwyraźniej przykładali dużą wagę do tego, gdzie się czci Boga, Jezus stwierdził, że nie miejsce jest ważne. Liczy się raczej stan serca człowieka i jego nastawienie do Boga, to decyduje o jakości jego uwielbiania.

To, co dzisiaj w kościołach nazywamy „uwielbieniem”, bywa niczym więcej jak tylko martwym rytuałem, odgrywanym przez martwych czcicieli. Ludzie bezmyślnie powtarzają czyjeś słowa o Bogu śpiewając „pieśni uwielbiające”, zaś ich uwielbienie jest puste, bo ich życie zdradza, co naprawdę noszą w sercu.

Bóg wolałby usłyszeć zwykłe, płynące z serca „kocham Cię” z ust któregoś ze swych posłusznych dzieci, niż znosić bezduszne buczenie tysiąca niedzielnych chrześcijan śpiewających „Jak wielkimś Ty”.

Oddawanie czci w Duchu

Niektórzy twierdzą, że to oznacza modlitwę i śpiew w innych językach. W świetle słów Jezusa wydaje się to interpretacją naciąganą. Powiedział, że „zbliża się godzina, i teraz już jest, gdy prawdziwi czciciele będą czcić Ojca w Duchu i prawdzie”, sugerując, że już byli tacy, którzy spełniali warunki oddawania czci „w duchu”. Oczywiście, nikt nie mówił językami aż do dnia Pięćdziesiątnicy. Zatem każdy wierzący, obojętnie czy mówi językami czy nie, może wielbić Boga w duchu i prawdzie. Modlitwa i śpiew w językach na pewno mogą pomagać w uwielbianiu, ale nawet modlitwa w językach może być bezdusznym rytuałem.

Ciekawy wgląd w to, jak oddawano cześć w pierwszym Kościele, znajdujemy w Dz 13,1-2:

W Antiochii, w tamtejszym Kościele, prorokami i nauczycielami byli: Barnaba i Szymon, zwany Niger, Lucjusz Cyrenejczyk i Manaen, który się wychowywał razem z Herodem Tetrarchą, oraz Szaweł. Gdy pełnili służbę Panu i pościli, Duch Święty powiedział: Wyznaczcie już Mi Barnabę i Szawła do dzieła, do którego ich powołałem.

Zauważmy, że urywek ten mówi, iż „pełnili służbę Panu”. Z uwagi na kontekst może to oznaczać, że oddawali Mu cześć, jak oddają to niektóre tłumaczenia angielskie. Dowiadujemy się zatem, że prawdziwe uwielbianie jest faktycznie służbą dla Pana. A to jest prawdziwe tylko wtedy, gdy to On jest obiektem naszej miłości.

Sposoby uwielbiania

Księga Psalmów, którą można nazwać śpiewnikiem Izraela, wzywa nas do uwielbiania Boga na szereg różnych sposobów. Na przykład w Psalmie 32 czytamy:

… wszyscy prawego serca, wykrzykujcie radośnie! (w. 11b)

Chociaż spokojne, pełne czci uwielbianie ma swoje miejsce, podobnie jest z radosnym wykrzykiwaniem.

Sprawiedliwi! Radujcie się w Panu! Prawym przystoi pieśń chwały [ang. śpiewajcie radośnie]. Wysławiajcie Pana na cytrze, grajcie Mu na harfie o dziesięciu strunach! Śpiewajcie Mu nową pieśń, śpiewajcie pięknie z radosnym okrzykiem (Ps 33,1-3).

Podczas uwielbiania powinniśmy, oczywiście śpiewać Panu, ale nasz śpiew ma być radosny, co jest kolejną zewnętrzną oznaką stanu naszego serca. Możemy też sobie akompaniować na różnych instrumentach. Muszę jednak wspomnieć, że na wielu zgromadzeniach kościelnych instrumenty elektryczne są tak głośne, że całkowicie zagłuszają śpiew. Należałoby je ściszyć lub wyłączyć. Psalmista nie miał tego problemu!

Będę Cię błogosławił przez całe moje życie i w twoje imię będę wznosił ręce (Ps 63,5).

Na znak oddania i zbożnej czci możemy podnosić do Boga ręce.

Wykrzykuj radośnie Bogu, cała ziemio, opiewajcie chwałę Jego imienia, wyśpiewajcie Mu hymn pochwalny! Powiedzcie Bogu: Jak cudowne są Twoje dzieła! Nawet Twoi wrogowie schlebiają Twojej mocy. Niech cała ziemia odda Ci pokłon, niech śpiewa Tobie, niech śpiewa Twojemu imieniu! (Ps 66,1-4)

Powinniśmy mówić Panu, jak jest wspaniały i wielbić Go za wiele cudownych Jego atrybutów. W Psalmach bardzo łatwo znaleźć odpowiednie słowa uwielbiające Boga. Wyjdźmy poza nieustanne powtarzanie: – Chwalę Cię, Panie! – Przecież można powiedzieć Mu o wiele więcej.

Chodźcie, kłaniajmy się kornie, klęknijmy przed Panem, naszym stwórcą (Ps 95,6).

Nawet naszą postawą fizyczną możemy wyrażać Mu chwałę, czy to stojąc, klęcząc czy kłaniając się.

Niech się pobożni radują w chwale, niech cieszą się na swoich łożach (Ps 149,5).

Podczas uwielbiania nie trzeba koniecznie stać czy klęczeć, możemy nawet leżeć w łóżku.

Z dziękczynieniem wchodźcie w Jego bramy, z pieśnią pochwalną na Jego podwórza! Wysławiajcie Go, błogosławcie Jego imię (Ps 100,4).

Dziękczynienie powinno być niewątpliwie częścią naszego uwielbiania.

Niech Jego imię chwalą tańcem (Ps 149,3).

Boga możemy chwalić nawet tańcem. Ale nie powinien to być taniec cielesny, zmysłowy czy tylko rozrywkowy.

Chwalcie Go dźwiękiem trąby, chwalcie Go harfą i cytrą, chwalcie Go bębnem i tańcem, chwalcie Go na strunach i flecie, chwalcie Go na dźwięcznych cymbałach, chwalcie Go na głośnych cymbałach! Wszystko, co żyje, niech chwali Pana! (Ps 150,3-6)

Dzięki Bogu za ludzi uzdolnionych muzycznie. Ich zdolności służą uwielbianiu Boga, jeśli ich gra wypływa z serca pełnego miłości.

Pieśni duchowe

Śpiewajcie Panu Pieśń nową, bo dokonał cudów! (Ps 98,1a)

Śpiewanie starych pieśni nie jest niczym złym, o ile nie staje się to rytuałem. Wtedy potrzebujemy pieśni nowej, wypływającej z serca. W Nowym Testamencie dowiadujemy się, że Duch Święty pomaga nam komponować nowe pieśni:

Słowo Chrystusa niech mieszka w was obficie. Z wszelką mądrością nauczajcie i napominajcie jedni drugich psalmami, hymnami i pieśniami natchnionymi [ang. duchowymi], z wdzięcznością śpiewając w waszych sercach Bogu (Kol 3,16).

Nie upijajcie się winem, w którym jest rozwiązłość, ale pozwólcie się napełniać Duchem. Mówcie do siebie psalmami, hymnami i pieśniami natchnionymi [ang. duchowymi]. Śpiewajcie i grajcie waszym sercem Panu. Zawsze dziękujcie za wszystko Bogu i Ojcu w imię naszego Pana Jezusa Chrystusa (Ef 5,18-20).

Paweł radzi, abyśmy śpiewali „psalmy, hymny i pieśni duchowe”, a zatem muszą się one od siebie odróżniać. Studiowanie oryginalnych greckich słów niewiele tu wnosi, ale może śpiewanie „psalmów” to śpiewanie psalmów tych zapisanych w Biblii, wraz z akompaniamentem instrumentów muzycznych. „Hymny” natomiast mogły być pieśniami dziękczynnymi, komponowanymi przez różnych wierzących. „Pieśni duchowe, natchnione” były pewnie spontanicznymi pieśniami darowanymi przez Ducha Świętego, podobnymi do daru prorokowania, tyle że ich tekst śpiewano.

Uwielbiamy Boga nie tylko wtedy, kiedy się zgromadzamy, to powinno być częścią naszego codziennego życia. Przez cały dzień możemy w ten sposób służyć Panu i doświadczać Jego bliskości.

Uwielbianie – wiara w działaniu

Uwielbianie jest normalnym wyrazem wiary w Boga. Jeśli naprawdę wierzymy obietnicom Bożego Słowa, to będziemy ludźmi radosnymi, pełnymi chwały dla Boga. Aby mury runęły, Jozue wraz z ludem najpierw musieli wykrzyknąć. Biblia nakazuje, byśmy „radowali się w Panu zawsze” (Flp 4,4) oraz „w każdym położeniu dziękowali” (1Tes 5,18a BT).

Chyba najwyraźniejszy przykład mocy uwielbiania znajdujemy w 2 Księdze Kronik 20, kiedy Judę najechały wojska Moabitów i Ammonitów. W odpowiedzi na modlitwę króla Jozafata, Bóg dał wskazówki Izraelowi:

Nie bójcie się i nie lękajcie tego wielkiego mnóstwa, albowiem nie wy będziecie walczyć, lecz Bóg. Jutro zejdźcie przeciwko nim… Nie wy będziecie tam walczyć. Jednakże stawcie się, zajmijcie stanowisko, a zobaczycie ocalenie dla was od Pana, o Judo i Jerozolimo! (w. 15b-17)

Dalej czytamy:

Wczesnym rankiem powstali i ruszyli ku pustyni Tekoa. Gdy ruszali, stanął Jozafat i rzekł: Mieszkańcy Judy i Jerozolimy, posłuchajcie mnie: Zaufajcie Panu, Bogu waszemu, a ostaniecie się, zaufajcie Jego prorokom, a będzie się wam powodziło. Potem, poradziwszy się ludu, ustanowił śpiewaków dla Pana, by idąc w świętych szatach przed zbrojnymi wysławiali Go śpiewając: Wysławiajcie Pana, albowiem na wieki jest jego łaskawość. W czasie, kiedy rozpoczęli wznosić okrzyki radości i uwielbienia, Pan zastawił zasadzkę na Ammonitów, Moabitów i mieszkańców góry Seir, wkraczających przeciw Judzie, tak iż się wzajemnie pobili. Powstali wówczas Ammonici i Moabici przeciwko mieszkańcom góry Seir, aby ich obłożyć klątwą i wytępić. Gdy zaś tego dokonali z mieszkańcami Seiru, jeden drugiemu pomagał do zguby. Gdy mieszkańcy Judy doszli do miejsca, skąd widać już pustynię, i spojrzeli na to mnóstwo, oto [zobaczyli] trupy leżące na ziemi: nikt nie uszedł z życiem. Przystąpił więc Jozafat i jego lud, aby pobrać z nich łupy. Znaleźli wtedy przy nich mnóstwo zdobyczy: bydła, dobytku, szat i kosztownych naczyń. Zdobyli takie łupy, iż nie mogli tego udźwignąć. Trzy dni im zeszły na zbieraniu łupu, był on bowiem wielki (w. 20-25).

Pełne wiary uwielbianie przynosi ochronę i zaopatrzenie!

Więcej na temat mocy uwielbiania zob. Flp 4,6-7 (przynosi pokój), 2Krn 5,1-14 (przynosi Bożą obecność), Dz 13,1-2 (rozjaśnia Boże zamierzenia i plany) oraz Dz 16,22-26 (przynosi Bożą ochronę i wolność).


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Uwielbianie

Co mamy w Chrystusie

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

W nowotestamentowych Listach wielokrotnie znajdujemy wyrażenia takie jak: „w Chrystusie”, „z Chrystusem”, „przez Chrystusa” oraz „w Nim”. Często są powiązane z jakimś dobrodziejstwem, które jest udziałem nas, wierzących dzięki temu, czego Jezus dla nas dokonał. Jeśli będziemy patrzeć na siebie tak, jak widzi nas Bóg, „w Chrystusie”, pomoże to nam żyć tak, jak chciałby Bóg. Pozyskujący uczniów Boży sługa chce nauczać swoich uczniów, kim są w Chrystusie, aby mogli dorastać do pełnej duchowej dojrzałości.

Po pierwsze, co to znaczy być „w Chrystusie”?

Rodząc się na nowo zostajemy włączeni w ciało Chrystusa i duchowo stajemy się jedno z Nim. Spójrzmy na kilka przykładowych wersetów z apostolskich Listów, które to potwierdzają:

… tak chociaż liczni, jesteśmy jednym ciałem w Chrystusie (Rz 12,5).

Kto natomiast łączy się z Panem, jest z Nim jednym duchem (1Kor 6,17).

Wy zaś jesteście Ciałem Chrystusa, a z osobna członkami (1Kor 12,27).

My, którzy uwierzyliśmy w Pana Jezusa Chrystusa, powinniśmy widzieć siebie jako złączonych z Nim, członków Jego ciała, którzy mają z Nim jednego ducha. On jest w nas, a my w Nim.

Oto werset mówiący o niektórych korzyściach, jakie mamy dzięki pozostawaniu w Chrystusie:

To dzięki Niemu jesteście w Chrystusie Jezusie, który stał się dla nas mądrością od Boga, i sprawiedliwością, i uświęceniem, i odkupieniem (1Kor 1,30).

W Chrystusie staliśmy się sprawiedliwi (uznani za „niewinnych”, czyniący teraz to co słuszne), uświęceni (odłączeni dla Bożych świętych celów) oraz odkupieni (wykupieni z niewoli). Nie czekamy, aby kiedyś w przyszłości stać się sprawiedliwymi, uświęconymi czy odkupionymi. Wszystkie te błogosławieństwa są już teraz naszym udziałem, ponieważ jesteśmy w Chrystusie.

W Nim zostały nam przebaczone wszystkie poprzednie grzechy: On nas wybawił z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa swego umiłowanego Syna, w którym mamy odkupienie, uwolnienie od [BW odpuszczenie] grzechów (Kol 1,13-14).

Zauważmy, iż tekst ten również stwierdza, że nie pozostajemy już w królestwie szatana, w krainie ciemności, ale jesteśmy w królestwie światła, Królestwie Jezusa.

Dlatego jeśli ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem. To, co dawne, przeminęło, a nastało nowe (2Kor 5,17).

Dzięki Bogu, że jako naśladowcy Chrystusa jesteśmy „nowymi stworzeniami”, jak poczwarka zamieniona w motyla! Nasz duch otrzymał nową naturę. Poprzednio w swoim duchu posiadaliśmy samolubną naturę szatana, ale teraz cała nasza przeszłość „przeminęła”.

Dalsze błogosławieństwa w Chrystusie

Wszyscy bowiem dzięki wierze w Chrystusa Jezusa jesteście synami Boga (Ga 3,26).

Czyż to nie wspaniała świadomość, że jesteśmy faktycznie synami samego Boga, zrodzonymi z Jego Ducha? Kiedy przychodzimy do Niego w modlitwie, to nie tylko jako do Boga, ale także do swego Ojca!

Przez niego bowiem zostaliśmy stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, które Bóg wcześniej przygotował, abyśmy w nich postępowali (Ef 2,10).

Bóg nas nie tylko stworzył, ale też stworzył na nowo w Chrystusie. Więcej, Bóg dla każdego z nas ma służbę do wykonania: „dobre uczynki, które wcześniej przygotował”. Dla każdego z nas jest przewidziane indywidualne boskie przeznaczenie.

On to dla nas Tego, który nie znał grzechu, uczynił grzechem, abyśmy w Nim stali się sprawiedliwością Bożą (2Kor 5,21).

Nasza sprawiedliwość w Chrystusie jest w rzeczywistości sprawiedliwością samego Boga. A to dzięki temu, że Bóg w nas zamieszkał i przemienił przez Ducha Świętego. Nasze dobre uczynki to faktycznie Boże dobre uczynki dokonywane przez nas.

Ale w tym wszystkim w pełni zwyciężamy przez Tego, który nas umiłował (Rz 8,37).

Co Paweł miał na myśli, pisząc o „tym wszystkim”? Wersety poprzedzające mówią o próbach i cierpieniach doświadczanych przez wierzących. Nawet w męczeństwie jesteśmy zwycięzcami, choć świat może nas uznać za ofiary. W pełni zwyciężamy przez Chrystusa, bo kiedy umieramy, idziemy do nieba!

Wszystko mogę w Tym, który mnie umacnia (Flp 4,13).

Dzięki Chrystusowi nie ma dla nas rzeczy niemożliwych, bo Bóg daje nam zdolności i siłę. Możemy wykonać każde zadanie, jakie nam zleca.

Mój Bóg natomiast zaspokoi wszelkie wasze potrzeby według swojego bogactwa w chwale, w Chrystusie Jezusie (Flp 4,19).

Możemy oczekiwać, iż Bóg zaspokoi wszystkie nasze rzeczywiste potrzeby, jeśli będziemy szukać Jego Królestwa. Pan jest naszym pasterzem i troszczy się o swoje owce!

Zgadzanie się z tym, co mówi Bóg

Niestety, niektórzy z nas nie wierzą temu, co Boże Słowo mówi na nasz temat. Zdradzają to nasze stwierdzenia, przeczące Biblii. Zamiast twierdzić: – Wszystko mogę w Chrystusie, który mnie posila – mówimy: – Chyba nie dam rady.

Takie wypowiedzi Biblia nazywa „złymi wiadomościami”, gdyż nie zgadzają się z tym, co mówi Bóg (zob. Lb 13,32). Jeśli jednak nasze serca są pełne Bożego Słowa, będziemy też pełni wiary, z ufnością wypowiadając tylko to, co jest zgodne z Pismem.

Niektóre deklaracje biblijne

Powinniśmy wierzyć i mówić, że jesteśmy tacy, jak mówi o nas Bóg.

Powinniśmy wierzyć i mówić, że robimy to, co według Boga leży w naszych możliwościach. Powinniśmy wierzyć i mówić, że Bóg jest takim, jak o sobie mówi.

Powinniśmy wierzyć i mówić, że Bóg uczyni to, co deklaruje.

Oto kilka biblijnych stwierdzeń, jakie wszyscy wierzący mogą śmiało wypowiadać. Może nie wszystkie akurat dotyczą tego, co mamy w Chrystusie, ale wszystkie, zgodnie z Pismem, są prawdziwe.

W Chrystusie jestem odkupiony, uświęcony, i usprawiedliwiony (zob. 1Kor 1,30).

Zostałem przeniesiony z królestwa ciemności do Królestwa Syna Bożego, królestwa światłości (zob. Kol 1,13-14).

W Chrystusie otrzymałem przebaczenie wszystkich grzechów (zob. Ef 1,7).

Jestem nowym stworzeniem w Chrystusie, moje stare życie przeminęło (zob. 2Kor 5,17).

Bóg przygotował dla mnie dobre uczynki, abym w nich postępował (zob. Ef 2,10).

Stałem się sprawiedliwością Bożą w Chrystusie (zob. 2Kor 5,21).

Zwyciężam we wszystkim przez Chrystusa, który mnie umiłował (zob. Rz 8,37).

Wszystko mogę dzięki Chrystusowi, który mnie umacnia (zob. Flp 4,13).

Mój Bóg zaspokaja wszelkie moje potrzeby według swojego bogactwa w chwale w Chrystusie (zob. Flp 4,19).

Jestem powołany, aby być święty (zob. 1Kor 1,2).

Jestem Bożym dzieckiem (zob. J 1,12; 1J 3,1-2).

Moje ciało jest świątynią Ducha Świętego (zob. 1Kor 6,19).

Już nie ja żyję, ale żyje we mnie Chrystus (zob. Ga 2,20).

Zostałem wyzwolony spod władzy szatana (zob. Dz 26,18).

Boża miłość jest wylana w moim sercu przez Ducha Świętego (zob. Rz 5,5).

Większy jest Ten, który jest we mnie, niż ten (szatan), który jest na świecie (zob. 1J 4,4).

Otrzymałem pełnię duchowych błogosławieństw na wyżynach niebiańskich w Chrystusie (zob. Ef 1,3).

Zostałem posadzony z Chrystusem na wyżynach niebiańskich, wysoko ponad wszelkie duchowe moce szatana (zob. Ef 2,4-6).

Ponieważ miłuję Boga i jestem powołany według Jego postanowienia, On sprawia, że wszystko służy ku dobremu (zob. Rz 8,28).

Jeśli Bóg jest ze mną, kto może być przeciwko mnie? (zob. Rz 8,31)

Nic nie odłączy mnie od miłości Chrystusowej (zob. Rz 8,35-39).

Wszystko jest dla mnie możliwe, bo jestem wierzący (zob. Mk 9,23).

Jestem kapłanem Boga (zob. Ap 1,6).

Ponieważ Jestem Bożym dzieckiem, Jego Duch mnie prowadzi (zob. Rz 8,14).

Kiedy idę za Panem, ścieżka mojego życia staje się coraz jaśniejsza (zob. Prz 4,18).

Bóg obdarzył mnie szczególnym darem, by go używać w służbie dla Niego (zob. 1P 4,10-11).

Mogę wyganiać złe duchy i kłaść ręce na chorych, aby wyzdrowieli (zob. Mk 16,17-18).

Bóg w Chrystusie zawsze mnie wiedzie w pochodzie triumfalnym (zob. 2Kor 2,14).

Jestem ambasadorem (posłańcem) Chrystusa (zob. 2Kor 5,20).

Posiadam życie wieczne (zob. J 3,16).

Otrzymuję wszystko, o co w modlitwie proszę z wiarą (zob. Mt 21,22).

Ranami Jezusa zostałem uleczony (zob. 1P 2,24).

Jestem solą ziemi i światłem świata (zob. Mt 5,13-14).

Jestem dziedzicem Boga i współdziedzicem z Chrystusem (zob. Rz 8,17).

Należę do potomstwa wybranego, królewskiego kapłaństwa, narodu świętego, ludu należącego do Boga (zob. 1P 2,9).

Jestem członkiem ciała Chrystusa (zob. 1Kor 12,27).

Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego (zob. Ps 23,1).

Pan jest obrońcą mojego życia, kogo miałbym się obawiać? (zob. Ps 27,1)

Pan obdarzy mnie długim życiem (zob. Ps 91,16).

Chrystus dźwigał moje choroby i niósł mój ból (zob. Iz 53,4-5).

Pan jest tym, który mnie wspomaga, nie będę się lękał (zob. Hbr 13,6).

Zrzucam na Pana każdą moją troskę, ponieważ On troszczy się o mnie (zob. 1P 5,7).

Daję odpór diabłu i ten ucieka ode mnie (zob. Jk 4,7).

Odnajduję swoje życie, tracąc je dla Jezusa (zob. Mt 16,25).

Jestem niewolnikiem Pana (zob. 1Kor 7,22).

Dla mnie życiem jest Chrystus, a śmierć zyskiem (zob. Flp 1,21).

Moja ojczyzna jest w niebie (zob. Flp 3,20).

Bóg doprowadzi do końca dobre dzieło, jakie we mnie rozpoczął (zob. Flp 1,6).

Bóg sprawia, że działam według Jego upodobania (zob. Flp 2,13).

To tylko mała próbka pozytywnych deklaracji, jakie możemy wypowiadać w oparciu o Boże Słowo. Byłoby dobrze powtarzać je regularnie, aż wyrażone w nich prawdy głęboko się zakorzenią w naszych sercach. Sprawdzajmy każde słowo wychodzące z naszych ust, aby przypadkiem nie opowiedzieć się przeciwko temu, co powiedział Bóg.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Co mamy w Chrystusie

Dary posługiwania

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Każdemu też z nas została dana łaska według miary daru Chrystusa… To On uczynił jednych apostołami, innych prorokami, innych głosicielami Dobrej Nowiny [ewangelistami], jeszcze innych pasterzami i nauczycielami, aby uzdolnić świętych do wykonywania dzieła służby, do budowania Ciała Chrystusa, aż wszyscy dojdziemy do jedności wiary i poznania Syna Bożego, do człowieka doskonałego, do miary doskonałości wynikającej z pełni Chrystusa (Ef 4,7.11-13).

I tak Bóg ustanowił w Kościele najpierw apostołów, po drugie proroków, po trzecie nauczycieli, następnie tych, co mają dar czynienia cudów, dar uzdrawiania, niesienia pomocy, rządzenia oraz mówienia językami (1Kor 12,28).

Dary posługiwania, jak się je często nazywa, to powołania oraz różnorakie uzdolnienia udzielane pewnym wierzącym, które pozwalają im pełnić funkcję apostoła, proroka, ewangelisty, pasterza lub nauczyciela. Nikt nie może wprowadzić sam siebie na żaden z tych urzędów. Trzeba zostać powołanym i uzdolnionym przez Boga.

Ta sama osoba może pełnić więcej niż jedną z tych pięciu funkcji, ale tylko niektóre „połączenia” są realistyczne. Na przykład wierzący może być powołany na pastora i nauczyciela, albo proroka i nauczyciela. Byłoby jednak czymś niecodziennym, aby ktoś pełnił funkcje i pastora i ewangelisty, jako że pastorowanie wymaga pozostawania w jednym miejscu, aby służyć miejscowej „trzódce”, a zatem osoba ta nie mogłaby wypełniać powołania ewangelisty, który musi często podróżować.

Chociaż przedstawiciele owych pięciu służb są inaczej obdarowani, bo wypełniają inne zadania, wszyscy zostali dani Kościołowi w jednym celu: aby „uzdolnić świętych do wykonywania dzieła służby” (Ef 4,12).[1] Celem każdego sługi powinno być przygotowanie świętych do wykonywania służby. Jednakże zbyt często owi pełniący posługę zachowują się tak, jakby nie byli powołani do przygotowania świętych do służby, lecz do zabawiania ludzi cielesnych, siedzących na nabożeństwach. Każdy powołany do jednej z tych posług powinien stale oceniać swój wkład w „przygotowanie świętych do wykonywania dzieła służby”. Gdyby każdy duchowny to robił, wielu porzuciłoby liczne działania błędnie uważane za „służbę”.

Czy niektóre dary posługiwania były przeznaczone tylko dla pierwszego Kościoła?

Jak długo te dary posługiwania będą darowane Kościołowi? Jezus będzie ich udzielał tak długo, jak długo Jego święci będą potrzebowali przygotowania do służby, czyli co najmniej do Jego powrotu. Kościół nieustannie wchłania nowonawróconych, którzy potrzebują wzrostu, my zaś pozostali ciągle musimy dojrzewać duchowo.

Niektórzy stwierdzili, niestety, że obecnie istnieją tylko dwie posługi: pastora i ewangelisty, jak gdyby Bóg zmienił swój zamiar. Przeciwnie, tak samo jak pierwszy Kościół, ciągle potrzebujemy apostołów, proroków i nauczycieli. W większości kościołów na świecie nie widzimy przykładów tych darów z tego prostego powodu, że Jezus je daje swojemu Kościołowi, a nie kościołowi „udawanemu”, nieświętemu, głoszącemu fałszywą ewangelię. W kościele fałszywym można znaleźć tylko tych, którzy czynią niezdarne próby, by wypełniać role wyznaczone tylko przez niektóre dary posługiwania (w większości pastorów i ewentualnie ewangelistów). Ale daleko im do powołanych i namaszczonych przez Boga posługujących, których Jezus chce dać swojemu Kościołowi. Z pewnością nie przygotowują świętych do wykonywania dzieła służby, ponieważ głoszona przez nich ewangelia nie prowadzi do świętości, a jedynie mami ludzi, żeby myśleli, że dostąpili przebaczenia. Ludzie ci z kolei wcale nie pragną być przygotowani do „dzieła służby”, bo nie mają najmniejszego zamiaru wyprzeć się samych siebie i brać swego krzyża.

Skąd wiemy, że jesteśmy powołani?

Skąd wiadomo, że jest się powołanym do jednej z tych posług? Po pierwsze czujemy Boże powołanie. Spoczywa na nas „brzemię”, by wykonać określone zadanie. To coś o wiele więcej niż tylko dostrzeganie potrzeby, której należy wyjść naprzeciw. To dany przez Boga głód wewnętrzny, popychający nas w kierunku pewnej służby. Jeśli ktoś jest powołany przez Boga, nie znajdzie zaspokojenia, dopóki nie zacznie wypełniać swojego powołania. Nie ma to nic wspólnego z otrzymaniem nominacji od człowieka czy jakiejś organizacji. Powołuje nas sam Bóg.

Po drugie, osoba prawdziwie powołana stwierdza, że jest wyposażona przez Boga do wykonania zleconego przez Niego zadania. Każda z pięciu posług niesie ze sobą nadnaturalne namaszczenie, umożliwiające wykonanie tego, do czego Bóg nas powołuje. Wraz z powołaniem otrzymujemy namaszczenie. Bez namaszczenia nie ma powołania. Można aspirować do tego, by pełnić jakąś posługę, uczęszczać przez cztery lata do szkoły biblijnej ucząc się i przygotowując do tej posługi, ale bez Bożego namaszczenia nie ma szans na prawdziwe powodzenie.

Po trzecie, okazuje się, że Bóg otwiera nam drzwi sposobności, by naszego daru używać. W ten sposób możemy dowieść swojej wierności, a z czasem zostaną nam powierzone większe zadania, możliwości i dary.

Jeśli nie czujemy wewnętrznego przymusu i powołania do któregoś z pięciu darów posługiwania, albo nie czujemy jakiegoś szczególnego namaszczenia do wypełnienia zleconego przez Boga zadania, lub też nie pojawiła się sposobność do używania darów, jakie naszym zdaniem posiadamy, nie powinniśmy próbować robić czegoś, do czego Bóg nas nie powołał. Starajmy się raczej być błogosławieństwem w lokalnej wspólnocie kościelnej, w naszym sąsiedztwie i w miejscu pracy. Nawet nie będąc powołani do żadnej z owych pięciu posług, mamy służyć używając otrzymanych od Boga darów i starać się okazać wiernymi.

Chociaż Pismo wymienia pięć darów posługiwania, nie znaczy to, iż służba każdego, kto sprawuje daną funkcję, będzie identyczna. Paweł napisał, iż istnieją „różne posługi” (1Kor 12,5), dlatego możliwa jest różnorodność wśród posługujących pełniących tę samą funkcję. Co więcej, występuje u nich różne natężenie namaszczenia. A zatem w ramach danej funkcji możemy dokonać dalszego rozróżnienia w zależności od poziomu namaszczenia. Na przykład niektórzy nauczyciele wydają się bardziej namaszczeni niż inni. To samo dotyczy innych posług. Osobiście uważam, iż każdy posługujący może zrobić coś, co się przyczyni do większego namaszczenia jego służby, choćby wykazać się przez dłuższy okres wiernością oraz całkowicie poświęcić się Bogu.

Bliższe spojrzenie na funkcję apostoła

Greckie słowo apostolos znaczy „posłany”. Prawdziwy nowotestamentowy apostoł to wierzący wysłany przez Boga do pewnego miejsca (lub miejsc), by zakładać kościoły. Zakłada tam duchowy fundament Bożej „budowli”. Można go porównać do „generalnego wykonawcy”, jak napisał Paweł, będący sam apostołem:

Jesteśmy bowiem współpracownikami Boga. Wy jesteście uprawną rola Boga, Jego budowlą. Zgodnie z udzieloną mi łaską Boga niczym umiejętny architekt [ang. mistrz budowlany] położyłem fundament, inny natomiast na nim buduje (1Kor 3,9-10a).

Mistrz budowlany czy generalny wykonawca nadzoruje cały proces budowy, ma w głowie gotowy produkt. Nie jest specjalistą, jak cieśla czy murarz. Może potrafiłby wykonać ich pracę, ale pewnie nie zrobi tego tak dobrze jak oni. Podobnie i apostoł może wykonywać pracę ewangelisty lub pastora, ale tylko przez określony czas, kiedy zakłada kościół. (Apostoł Paweł zwykle pozostawał w jednym miejscu od sześciu miesięcy do trzech lat.)

Funkcją apostoła jest zakładanie kościołów, a następnie ich nadzorowanie, by nie zboczyły z Bożej drogi. Apostoł jest odpowiedzialny za ustanowienie starszych/pastorów/przełożonych, którzy mają się troszczyć o zgromadzenie, jakie zakłada (zob. Dz 14,21-23; Tt 1,5).

Prawdziwi i fałszywi apostołowie

Wydaje się, że obecnie niektórzy duchowni, pragnąc sprawować władzę nad kościołami, pochopnie ogłaszają swoje rzekome powołanie apostolskie. Większość z nich ma wielki kłopot, bo nie założyli kościołów (może jeden czy dwa) i nie posiadają darów oraz namaszczenia biblijnego apostoła. Muszą zatem znaleźć naiwnych pastorów, którzy im zezwolą na sprawowanie władzy nad swoimi zborami. Jeśli jesteś pastorem, nie daj się oszukać tym zadufanym, żądnym władzy fałszywym apostołom. To są zwykle wilki w owczej skórze. Często chodzi im o pieniądze. Pismo przestrzega przed fałszywymi apostołami (zob. 2Kor 11,13; Ap 2,2). Jeśli muszą cię przekonywać, że są apostołami, to najwyraźniej wskazuje, że nimi nie są. Ich owoce powinny mówić same za siebie.

Pastor, który zakłada własny zbór i pozostaje w nim przez lata, nie jest apostołem. Można go nazwać „pastorem apostolskim”, gdyż zaczął pracę od zera. Jednak nie pełni funkcji apostoła, gdyż ten ostatni zakłada kościoły stale.

Funkcję apostoła pełnią prawdziwi, posłani przez Boga i namaszczeni „misjonarze”, jak często są obecnie nazywani, których głównym powołaniem jest zakładanie kościołów. Z drugiej strony, misjonarze, którzy zajmują się zakładaniem szkół biblijnych lub szkoleniem pastorów, nie są apostołami lecz nauczycielami.

Posługa prawdziwego apostoła charakteryzuje się nadnaturalnymi znakami i cudami, które pomagają mu w zakładaniu kościołów. Paweł napisał:

Niczego bowiem mi nie brakuje w porównaniu z wielkimi apostołami, jeśli nawet jestem niczym. To, co rzeczywiście charakteryzuje apostoła, dokonało się wśród was z wielką wytrwałością zarówno przez znaki, jak też cuda i przejawy mocy (2Kor 12,11b-12).

Jeśli czyjejś służbie nie towarzyszą znaki i cuda, nie jest apostołem. Oczywiście, prawdziwi apostołowie zdarzają się rzadko i nie funkcjonują w kościołach „udawanych”, nieświętych, głoszących fałszywą ewangelię. Znajduję ich głównie w tych miejscach na ziemi, gdzie są białe plamy, jeśli chodzi o ewangelię.

Wysoka ranga apostoła

W obydwu nowotestamentowych wykazach darów posługi funkcja apostoła jest wymieniona na pierwszym miejscu, co wskazuje, iż jest to powołanie najwyższe (zob. Ef 4,11; 1Kor 12,28).

Nikt nie zaczyna posługiwania jako apostoł. Można kiedyś zostać powołanym na apostoła, ale nikt nie zaczyna od tej funkcji. Najpierw w przeciągu kilku lat musi okazać się wierny w zwiastowaniu i nauczaniu, aby w końcu sprawować funkcję, jaką Bóg mu przeznaczył. Paweł już w łonie matki został powołany na apostoła, ale spędził wiele lat w służbie, zanim otrzymał ten zaszczyt (zob. Ga 1,15 – 2,1). Zaczął jako nauczyciel i prorok (zob. Dz 13,1-2), a później, będąc wysłany przez Ducha Świętego, otrzymał promocję na apostoła (zob. Dz 14,14).

Oto wzmianki o innych apostołach oprócz dwunastu oraz Pawła w Dz 1,15-26; 14,14; Rz 16,7; 2Kor 8,23; Ga 1,17-19; Flp 2,25 oraz 1Tes 1,1 i 2,6. (Słowo wysłannik w 2Kor 8,23 oraz Flp 2,25 [BW] to po grecku apostolos.) To burzy teorię, jakoby funkcja apostoła była ograniczona tylko do dwunastu.

Jednakże tylko dwunastu apostołów można nazwać „apostołami Baranka” i jedynie owych dwunastu zajmie szczególne miejsce w tysiącletnim królestwie Chrystusa (zob. Mt 19,28; Ap 21,14). Nie potrzebujemy już apostołów takich jak Piotr, Jakub i Jan, którzy byli szczególnie natchnieni, by napisać księgi biblijne, ponieważ objawienie Biblii jest zakończone. Jednak potrzebujemy nadal apostołów, którzy dzięki mocy Ducha Świętego zakładają kościoły, tak jak to czynił Paweł oraz inni apostołowie, o których czytamy w Dziejach.

Funkcja proroka

Prorok to ktoś, kto otrzymuje nadnaturalne objawienie i przemawia z Bożej inspiracji. Przejawia często duchowy dar prorokowania, a także dary objawienia: mowę mądrości, słowo wiedzy oraz rozpoznawania duchów.

Każdy wierzący może posługiwać darem prorokowania, jak chce Duch, ale to nie czyni z niego proroka. Prorok to przede wszystkim sługa Boży, który potrafi zwiastować lub nauczać z namaszczeniem. Ponieważ funkcja proroka jawi się jako drugie co do ważności powołanie (zob. kolejność podaną w 1Kor 12,28), nawet czynny duchowny nie otrzyma funkcji proroka, jeśli nie będzie miał za sobą kilku lat służby. Jeśli zostanie prorokiem, otrzyma nadnaturalne, potrzebne do tego „wyposażenie”.

Nowy Testament wymienia dwóch proroków: Judę i Sylasa. W Dz 15,32 czytamy, że regularnie prorokowali w kościele w Antiochii:

Juda i Sylas, którzy byli również prorokami, przez liczne nauki zachęcili i umocnili braci.

Innym nowotestamentowym prorokiem był Agabos. W Dz 11,27-28 czytamy:

W tym właśnie czasie jacyś prorocy przybyli z Jerozolimy do Antiochii. Jeden z nich, o imieniu Agabos, powstał i przepowiedział z natchnienia Ducha, że na całej ziemi nastanie wielki głód. Nastał on za Klaudiusza.

Zauważmy, iż Agabos otrzymał mowę mądrości, zostało mu objawione coś z przyszłości. Oczywiście, Agabos nie wiedział o wszystkim, co się wydarzy w przyszłości, wiedział tylko to, co zechciał mu objawić Duch Święty.

W Dz 21,10-11 znajdujemy kolejny przykład mowy mądrości przejawionej w służbie Agabosa. Tym razem dotyczyło to jednej osoby, Pawła:

Kiedy mieszkaliśmy tam przez dłuższy czas, przyszedł z Judei pewien prorok o imieniu Agabos. Przybył do nas, wziął pas Pawła, związał sobie ręce i nogi i powiedział: To mówi Duch Święty: Męża, do którego należy ten pas, tak zwiążą Żydzi w Jeruzalem i wydadzą w ręce pogan.

Czy w nowym przymierzu jest rzeczą biblijną zwracać się do proroków o poradę dotyczącą tego, jak mamy postąpić? Nie. Ponieważ wszyscy wierzący mają w sobie Ducha Świętego i to On ich prowadzi. Prorok powinien tylko potwierdzać to, co już wiemy w swoim duchu odnośnie do Bożego kierownictwa. Na przykład, kiedy Agabos prorokował Pawłowi, nie dał mu żadnej rady, co powinien zrobić; potwierdził tylko to, o czym Paweł wiedział od pewnego czasu.

Jak stwierdziliśmy wyżej, Paweł pełnił funkcję proroka (i nauczyciela), zanim został powołany do posługi apostolskiej (zob. Dz 13,1). Na podstawie Ga 1,11-12 wiemy, że otrzymywał objawienia od Pana, miał też szereg wizji (zob. Dz 9,1-9; 18,9-10; 22,17-21; 23,11; 2Kor 12,1-4).

Prawdziwych proroków, podobnie jak i apostołów, nie znajdziemy w fałszywym kościele. Taki zamyka się przed Silasami, Judami czy Agabosami, ponieważ prawdziwi prorocy objawiają Bożą dezaprobatę wobec ich nieposłuszeństwa (jak to uczynił Jan w stosunku do większości kościołów Małej Azji w rozdziałach 2 – 3 Księgi Apokalipsy). Fałszywy kościół nie jest otwarty na coś takiego.

Funkcja nauczyciela

Na liście z 1Kor 12,28 nauczyciel zajmuje trzecią pozycję. To ktoś nadnaturalnie namaszczony do nauczania Bożego Słowa. Nie każdy nauczający prawd biblijnych musi być nowotestamentowym nauczycielem. Niektórzy nauczają, bo to lubią albo czują się do tego zobowiązani, natomiast ktoś sprawujący funkcję nauczyciela jest do tego nadnaturalnie uzdolniony. Zazwyczaj otrzymuje nadnaturalnie objawienie znaczenia Bożego Słowa i potrafi wyjaśniać Biblię w sposób pozwalający ją rozumieć i stosować.

Nowotestamentowym przykładem sprawowania takiej funkcji jest Apollos. Paweł porównał własną służbę apostolską z posługą nauczania Apollosa takimi słowy:

Ja zasadziłem, Apollos podlewał, ale Bóg dawał wzrost… położyłem fundament, inny natomiast na nim buduje (1Kor 3,6.10b).

Apollos, nauczyciel, nie zajął się wstępnym sadzeniem czy położeniem fundamentu. Ale podlewał młode kiełki Bożym Słowem i wznosił mury na już istniejącym fundamencie.

O Apollosie czytamy też w Dz 18,27-28:

Ponieważ [Apollos] chciał wyruszyć do Achai, bracia zachęcili go i napisali do uczniów, aby go przyjęli. Gdy przybył, pomagał bardzo tym, którzy dzięki łasce Bożej uwierzyli. Dzielnie bowiem obalał twierdzenia Żydów, wykazując publicznie z Pism, że Jezus jest Mesjaszem.

Zauważmy, iż Apollos „pomagał bardzo” tym, którzy już byli nawróceni, a jego nauczanie jest określone jako „dzielne” [ang. potężne]. Namaszczone nauczanie zawsze jest pełne mocy.

Dla Kościoła służba nauczania jest ważniejsza niż czynienie cudów lub dary uzdrawiania, dlatego została wymieniona w 1Kor 12,28 przed tymi darami:

I tak Bóg ustanowił w Kościele najpierw apostołów, po drugie proroków, po trzecie nauczycieli, następnie tych, co mają dar czynienia cudów, dar uzdrawiania…

Niestety, wierzących bardziej pociąga oglądanie uzdrowień niż słuchanie jasnego wykładu Słowa, które prowadzi do świętości oraz duchowego wzrostu w ich życiu.

Biblia mówi i o zwiastowaniu i o nauczaniu. To drugie ma aspekt bardziej myślowy i szkoleniowy, zaś zwiastowanie bardziej inspiruje i motywuje. Ewangeliści zasadniczo zwiastują. Nauczyciele i pastorzy nauczają. Apostołowie zwiastują i nauczają. Szkoda, że niektórzy wierzący nie dostrzegają wartości nauczania. Niektórym się nawet wydaje, że mówca jest namaszczony tylko wtedy, gdy przemawia głośno i szybko! Ale tak nie jest.

Najlepszym przykładem namaszczonego nauczyciela jest Jezus. Nauczanie stanowiło tak znaczącą część jego służby, że wielu nazywało Go „Nauczycielem” (Mt 8,19; Mk 5,35; J11,28).

Na temat nauczycieli i nauczania zobacz: Dz 2,42; 5,21.25.28.42; 11,22-26; 13,1; 15,35; 18,11; 20,18-20; 28,30-31; Rz 12,6-7; 1Kor 4,17; Ga 6,6; Kol 1,28; 1Tm 4,11-16; 5,17; 6,2; 2Tm 1,11; 2,2 oraz Jk 3,1. Ostatni odnośnik stwierdza, iż nauczyciele podlegają surowszemu osądowi, zatem powinni bardzo uważać na to, czego nauczają. Powinni uczyć tylko Słowa.

Funkcja ewangelisty

To ktoś namaszczony do zwiastowania ewangelii. Jego kazania mają prowadzić ludzi do opamiętania i wiary w Pana Jezusa Chrystusa. Towarzyszą im cuda, które przyciągają uwagę niewierzących i przekonują ich o prawdziwości jego słów.

W pierwszym Kościele niewątpliwie było wielu ewangelistów, ale Dzieje Apostolskie wymieniają tylko jednego, Filipa: „Weszliśmy do domu Filipa ewangelisty, który był jednym z Siedmiu, i zamieszkaliśmy u niego” (Dz 21,8).

Zaczął on swoje posługiwanie jako sługa (a raczej „diakon”) obsługujący stoły (zob. Dz 6,1-6). Został wyniesiony do godności ewangelisty w okresie prześladowania Kościoła, które wybuchło w związku z męczeństwem Szczepana. Najpierw zwiastował ewangelię w Samarii:

Filip przybył do miasta Samarii i głosił im Chrystusa. A tłumy przyjmowały uważnie i zgodnie to, co Filip mówił, ponieważ słyszały o znakach, które czynił i je widziały. Z wielu opętanych bowiem wychodziły z donośnym krzykiem duchy nieczyste. Wielu sparaliżowanych i chromych zostało uzdrowionych. Wielka więc radość zapanowała w tym mieście (Dz 8,5-8).

Zauważmy, że Filip mówił na jeden temat: o Chrystusie. Jego celem było pozyskiwanie uczniów, czyli posłusznych naśladowców Chrystusa. Zwiastował Chrystusa jako czyniciela cudów, Syna Bożego, Pana, Zbawiciela oraz nadchodzącego wkrótce Sędziego. Wzywał ludzi do opamiętania i naśladowania jego Pana.

Zauważmy też, iż Filip był uzdolniony do czynienia nadnaturalnych znaków i cudów, potwierdzających jego kazanie. Każdy pełniący funkcję ewangelisty jest namaszczony darami uzdrawiania oraz innymi darami duchowymi. Fałszywy kościół ma tylko fałszywych ewangelistów, głoszących fałszywa ewangelię. Obecnie świat jest pełen takich ewangelistów i wyraźnie widać, że Bóg nie potwierdza ich słów cudami i uzdrowieniami. A to dlatego, że nie głoszą Jego ewangelii. Tak naprawdę nie zwiastują Chrystusa. Zwykle mówią o potrzebach ludzi i o tym, że Chrystus może im dać obfite życie. Albo też przedstawiają przepis na zbawienie, który nie obejmuje opamiętania. Prowadzą ludzi do fałszywych nawróceń, które uśmierzają ich poczucie winy, ale ich nie zbawiają. W efekcie takiego zwiastowania ludzie mają mniejsze szanse narodzić się na nowo, ponieważ nie widzą potrzeby przyjęcia czegoś, co rzekomo już mają. Tacy ewangeliści pomagają budować królestwo szatana.

Funkcja ewangelisty nie jest wymieniona wśród innych darów posługiwania w 1Kor 12,28, ale występuje w Ef 4,11. Przypuszczam jednak, że wzmianka o „cudach i darach uzdrawiania” odnosi się do ewangelistów, gdyż właśnie one charakteryzowały służbę Filipa ewangelisty, i w sposób oczywisty stanowią nadnaturalne potwierdzenie służby każdego ewangelisty.

Jest wielu takich, którzy podróżują od kościoła do kościoła, nazywają siebie ewangelistami, ale tak naprawdę nimi nie są, ponieważ głoszą tylko w budynkach kościelnych, i to do wierzących, nie będąc zarazem wyposażeni ani w dary uzdrawiania ani czynienia cudów. (Niektórzy udają, że takie dary posiadają, ale mogą oszukać tylko naiwnych. Ich największe cuda to upadanie ludzi na skutek popchnięcia przez nich.) Tacy podróżujący duchowni mogą być kaznodziejami, mogą nauczać czy napominać (zob. Rz 12,8), ale nie pełnią funkcji ewangelisty. Jest jednak możliwe, iż Bóg najpierw zleci komuś posługę upominania lub zwiastowania, a później wyniesie go do funkcji ewangelisty.

Więcej na temat posługi ewangelisty znajdziemy w Dz 8,4-40, tekście opisującym służbę Filipa. Zwróćmy tam uwagę na współzależność darów posługiwania (zob. zwłaszcza w. 14-25) oraz na to, że Filip nie tylko głosił ewangelię do tłumów, ale był też prowadzony przez Boga do posługiwania pojedynczym osobom (zob. Dz 8,25-39).

Wydaje się, że ewangeliści mają polecenie chrzczenia swoich „konwertytów”, ale niekoniecznie muszą usługiwać modlitwą o przyjęcie przez nowonawróconych chrztu w Duchu Świętym. To jest przede wszystkim obowiązek apostołów lub pastorów/starszych/przełożonych.

Funkcja pastora

W dwóch poprzednich rozdziałach porównywałem rolę pastora biblijnego z rolą przeciętnego pastora instytucjonalnego. Jednakże nie wyczerpuje to tematu służby pastorskiej.

Aby w pełni zrozumieć, czego Pismo naucza o funkcji pastora, należy zrozumieć trzy kluczowe słowa greckie: (1) poimen, (2) presbyteros oraz (3)episkopos. Są one tłumaczone odpowiednio jako: (1) pasterz lub pastor, (2) starszy oraz (3) przełożony lub biskup.

Słowo poimen występuje w Nowym Testamencie 18 razy, w wersji angielskiej jest przetłumaczone 17 razy jako pasterz i raz jako pastor. Forma czasownikowa, poimaino, występuje 11 razy i najczęściej jest tłumaczona jako pasterz.

Presbyteros występuje w Nowym Testamencie 66 razy. 60 razy zostało przetłumaczone jako starszy lub starsi.

Wreszcie episkopos występuje w Nowym Testamencie 5 razy i 4 razy zostało przetłumaczone jako przełożony [nadzorca], a w angielskiej Biblii Króla Jakuba (oraz w tłumaczeniach polskich) jako biskup.

Wszystkie te słowa odnoszą się do tej samej funkcji w Kościele i są używane zamiennie. Gdziekolwiek apostoł Paweł zakładał kościoły, wyznaczał tam starszych (presbyteros), aby troszczyli się o miejscowe wspólnoty (zob. Dz 14,23; Tt 1,5). Ich zadaniem było pełnić rolę przełożonych [nadzorców] (episkopos) i paść (poimaino) swoją trzodę. Na przykład w Dz 20,17 czytamy:

Z Miletu posłał do Efezu i wezwał starszych [presbyteros] Kościoła.

I co im Paweł powiedział?

Uważajcie na samych siebie i na całą trzodę, w której Duch Święty ustanowił was biskupami (przełożonymi) [episkopos], abyście paśli [poimaino] Kościół Boga, który On nabył własną krwią (Dz 20,28).

Zauważmy zamienne użycie owych trzech greckich słów. Czyli nie chodzi tu o trzy różne funkcje. Paweł powiedział starszym, iż są przełożonymi, którzy mają działać jak pasterze.

Piotr w swoim Pierwszym Liście 5,1-4 napisał:

Starszych [presbyteros] więc, którzy są wśród was, ja również starszy, a także świadek cierpień Chrystusa i uczestnik chwały, która ma się objawić, zachęcam: Paście [poimaino] trzodę Boga, która jest wśród was, troszcząc się o nią nie pod przymusem, ale z ochotą, zgodnie z wolą Boga, nie dla marnego zysku, lecz z oddaniem, nie jak ci, którzy mają władzę nad powierzonymi sobie, ale jak ci, którzy stają się wzorem dla trzody. A gdy się objawi Arcypasterz, otrzymacie niewiędnący wieniec chwały.

Piotr nakazał starszym paść trzodę. Użyty tu czasownik paść występuje w Ef 4,11 w postaci rzeczownikowej jako pastor:

To On [Jezus] uczynił jednych apostołami, innych prorokami, innych głosicielami Dobrej Nowiny [ewangelistami], jeszcze innych pasterzami [ang. pastorami] i nauczycielami.

Nasuwa się wniosek, iż starsi i pastorzy to to samo.

Paweł w Tt 1,5-7 także użył zamiennie słów starszy i przełożony:

Zostawiłem cię na Krecie, abyś uporządkował to, co zostało do zrobienia i ustanowił w każdym mieście starszych, zgodnie z tym, co ci poleciłem… Trzeba bowiem, aby biskup (przełożony)… był nienaganny.

Nie można zatem rozsądnie dowieść, że funkcja pastora, starszego i przełożonego (biskupa) to nie to samo. Dlatego wszystko, co w Nowym Testamencie zostało napisane do przełożonych i starszych, odnosi się do pastorów.

Kierowanie kościołem

Z wyżej cytowanych wersetów wynika, że pastorzy/starsi/przełożeni nie tylko mają sprawować duchowy nadzór nad kościołem, ale otrzymali też autorytet, upoważnienie do sprawowania tej władzy. Krótko mówiąc, pastorzy/starsi/przełożeni kierują, a członkowie kościoła powinni być im ulegli:

Swoim przełożonym bądźcie posłuszni i ulegli, gdyż oni czuwają nad wami, ponieważ z tego mają zdać sprawę (Hbr 13,17).

Oczywiście, żaden wierzący nie powinien być uległy pastorowi, którzy sam nie jest uległy Bogu, ale też powinien rozumieć, że żaden pastor nie jest doskonały.

Pastorzy/starsi/przełożeni mają władzę nad swoimi kościołami, tak jak ojciec ma władzę nad własną rodziną:

Trzeba więc, aby biskup [pastor/starszy/przełożony] był bez zarzutu… Powinien dobrze kierować swoim domem, mieć dzieci posłuszne i pełne szacunku. Jeśli bowiem ktoś nie umie kierować własnym domem, jak będzie dbał o Kościół Boga? (1Tm 3,2-5)

Paweł kontynuuje:

Prezbiterzy [pastorzy/starsi/przełożeni], którzy dobrze sprawują swój urząd, powinni doznawać podwójnego szacunku, najbardziej zaś ci, którzy się trudzą głoszeniem Słowa i nauczaniem (1Tm 5,17).

Widać więc, że to starsi mają sprawować władzę nad kościołem.

Niebiblijni starsi

Wiele kościołów uważa, że ich struktura organizacyjna jest biblijna, ponieważ na ich czele stoi grupa starszych. Problem w tym, że ich koncepcja starszych jest nieprawidłowa. Starsi są u nich wybierani cyklicznie spośród członków wspólnoty. Zwykle nazywani są „radą starszych”. Ale tacy ludzie nie są starszymi zgodnie z definicją biblijną. Wystarczy przeanalizować wymagania stawiane kandydatom na starszych, wymienione przez Pawła. Według niego starszy obejmuje stanowisko pełnoetatowe, a zatem jest opłacany i zajmuje się w kościele nauczaniem/głoszeniem oraz kierowaniem (zob. 1 Tm 3,4-5; 5,17-18; Tt 1,9). Bardzo niewielu z tych, którzy zasiadają w kościelnych „radach starszych” spełnia te kwalifikacje. Nie są opłacani; nie są tymi, którzy głoszą lub nauczają; nie pracują w kościele w pełnym wymiarze i niewiele wiedzą, jak zarządzać kościołem.

Niebiblijna struktura zarządzania, bardziej niż cokolwiek innego, może stanowić przyczynę problemów w kościele. Jeśli kościołem rządzą ludzie niewłaściwi, można się spodziewać kłopotów. Mogą występować niesnaski, pójście na kompromis oraz zupełny rozkład kościoła. Niebiblijna struktura kierowania kościołem to jak powitalny dywan dla diabła.

Jestem świadom, że zwracam się do pastorów kościołów instytucjonalnych, a także domowych. Niektórzy pastorzy tych pierwszych zapewne posługują w kościołach o niebiblijnej strukturze zarządzania, gdzie starsi są wybierani spośród zgromadzenia. Takich struktur zwykle nie da się zmienić bez wywołania spięć.

Takim pastorom radzę, by zrobili, co się da, i z Bożą pomocą zmienili strukturę kierowania kościołem. Niech przetrzymają chwilowy konflikt, bo jeśli nie zrobią niczego, pojawienie się poważnego konfliktu w przyszłości jest nieuniknione. Jeśli się uda przetrwać początkowe niesnaski, uniknie się problemów na przyszłość. A jeśli nie, zawsze można rozpocząć pracę w nowym kościele i od początku zorganizować go w sposób biblijny.

Choć to bolesne, na dłuższą metę może przynieść więcej owocu dla Bożego Królestwa. Jeśli ci, którzy aktualnie zarządzają kościołem, są prawdziwymi uczniami Chrystusa, pastor ma szansę przekonać ich do zmiany struktury, z szacunkiem przedstawiając im na podstawie Pisma konieczne do przeprowadzenia zmiany.

Kolegialny zarząd starszych?

Niektórzy wskazują, iż Biblia mówi wszędzie o starszych w liczbie mnogiej, sugerując w ten sposób, że to niebiblijne, by pojedynczy starszy/pastor/przełożony prowadził trzodę. Jednakże w mojej opinii nie jest to przekonujący dowód. Biblia faktycznie mówi, że w pewnych miastach pieczę nad kościołem sprawował nie tylko jeden starszy, ale to nie znaczy, iż ci starsi byli współzarządcami jednej wspólnoty. Kiedy na przykład Paweł zgromadził starszych z Efezu (zob. Dz 20,17), jest oczywiste, iż w tamtym mieście były tysiące, a może i dziesiątki tysięcy wiernych (zob. Dz 19,19). A zatem musiało tam być wiele wspólnot i całkiem możliwe, że każdy starszy stał na czele oddzielnego kościoła domowego.

W Biblii nie znajdujemy żadnego przykładu, by do wykonania jakiegoś zadania Bóg powoływał komitet. Kiedy chciał wyzwolić Izraela z Egiptu, powołał na lidera jednego mężczyznę, Mojżesza. Inni mieli mu pomagać, ale wszyscy byli mu podlegli, choć każdy z nich, podobnie jak Mojżesz, był osobiście odpowiedzialny za jakąś grupę ludzi. Wzorzec ten stale powtarza się w Piśmie. Kiedy Bóg wyznacza zadanie, do jego wykonania powołuje jednego człowieka, zaś wzywa innych, by mu pomogli.

Wydaje się zatem nieprawdopodobne, by Bóg powoływał komitet starszych, posiadających taki sam zakres władzy, do sprawowania pieczy nad niewielkim, 20-osobowym kościołem domowym. To wygląda na zaproszenie do kłótni.

Nie chcę przez to powiedzieć, iż każdy kościół domowy powinien pozostawać pod pieczą tylko jednego starszego. Chodzi mi jednak o to, że jeśli w kościele jest więcej niż jeden starszy, ci młodsi wiekiem i mniej duchowo dojrzali starsi powinni podlegać najstarszemu i najbardziej duchowo dojrzałemu z nich. Zgodnie Biblią, to kościoły, a nie seminaria powinny być poligonem szkoleniowym dla młodych wiekiem starszych/pastorów/przełożonych. A zatem jest możliwe, a nawet wskazane, aby w kościele domowym było kilku starszych/pastorów/przełożonych, z których młodsi byliby szkoleni przez starszego wiekiem.

Takie zjawisko zaobserwowałem nawet w kościołach rzekomo prowadzonych przez „równych sobie” starszych. Zawsze jest jeden bardziej poważany przez pozostałych. Albo też jeden jest dominujący, podczas gdy inni są bardziej bierni. Inaczej dochodzi do sporów. Przecież nawet komitety zawsze wybierają jednego przewodniczącego. Kiedy grupa równych sobie zabiera się do jakiegoś zadania, rozumieją, że jeden musi być liderem. Tak samo jest w kościele.

Co więcej, w 1Tm 3,4-5 Paweł przyrównuje odpowiedzialność starszych do odpowiedzialności ojców. Starsi muszą dobrze kierować swoim domem, aby potrafili kierować kościołem. Ale jak dwóch równoważnych ojców mogłoby kierować rodziną? Podejrzewam, że byłyby problemy.

Starsi/pastorzy/przełożeni powinni być wzajemnie powiązani w większe lokalne ciało, aby mogli się wzajemnie przed sobą rozliczać (ze swego życia) oraz w razie potrzeby uzyskiwać pomoc. Paweł pisał o „kolegium prezbiterów (starszych)” [BT], które najpewniej składało się z presbyteros (starszych) oraz innych osób posiadających dary posługiwania. Jeśli w miejscowej wspólnocie jest apostoł-założyciel, on także może służyć pomocą w przypadku problemów wynikających z błędów jakiegoś starszego. Kiedy błądzą pastorzy instytucjonalni, to taka sytuacja, ze względu na strukturę kościoła, zawsze powoduje duże trudności. Trzeba utrzymać budynek i realizować programy. Natomiast kościoły domowe mogą się natychmiast rozwiązać, gdyby pastor zbłądził. Wtedy członkowie mogą po prostu dołączyć do innej wspólnoty.

Autorytet do służby

Choć Bóg udziela pastorowi duchowego autorytetu do kierowania kościołem, nie daje mu to prawa do dominowania nad trzodą. Nie on jest panem, tylko Jezus. Wierni nie są jego trzodą, ale Bożą.

Paście trzodę Boga, która jest wśród was, troszcząc się o nią nie pod przymusem, ale z ochotą, zgodnie z wolą Boga, nie dla marnego zysku, lecz z oddaniem, nie jak ci, którzy mają władzę nad powierzonymi sobie, ale jak ci, którzy stają się wzorem dla trzody. A gdy się objawi Arcypasterz, otrzymacie niewiędnący wieniec chwały (1P 5,2-4).

Każdy pastor zostanie kiedyś rozliczony ze swojej służby przed sędziowskim tronem Chrystusa.

Poza tym w sprawach finansowych samodzielny starszy/pastor/przełożony nie powinien działać sam. Jeśli regularnie bądź sporadycznie są zbierane pieniądze na jakiś cel, to inni ze wspólnoty powinni się zająć ich rozliczeniem, aby nie powstały żadne podejrzenia co do dysponowania funduszami (zob. 2Kor 8,18-23). Powinna to być grupa wybierana lub wyznaczana.

Opłacanie starszych

Biblia mówi wyraźnie, że starsi/pastorzy/przełożeni mają być opłacani, gdyż są pełnoetatowymi pracownikami kościoła. Paweł napisał:

Prezbiterzy [pastorzy/starsi/przełożeni], którzy dobrze sprawują swój urząd, powinni doznawać podwójnego szacunku, najbardziej zaś ci, którzy się trudzą głoszeniem Słowa i nauczaniem. Pismo bowiem mówi: Nie zawiążesz pyska młócącemu wołowi, oraz: Zasługuje robotnik na swoją zapłatę (1Tm 5,17-18).

Temat jest jasny: Paweł używa nawet słowa zapłata. Jego wcześniejsze, bardziej mgliste zdanie o zasługiwaniu na podwójny szacunek łatwo zrozumieć, gdy uwzględni się kontekst. W poprzedzających wersetach napisał o obowiązku utrzymywania przez kościół wdów, które inaczej pozostałyby bez środków do życia. Tamten urywek zaczął podobnie: „Okazuj szacunek wdowom, które naprawdę są wdowami” (zob. 1Tm 5,3-16). Tak więc w tym kontekście „szacunek” oznacza wsparcie finansowe. Starsi, którzy się dobrze wywiązują, są godni podwójnego szacunku, czyli mogą otrzymywać co najmniej dwa razy tyle co wdowy, a więcej, jeśli mają na utrzymaniu dzieci. Kościół instytucjonalny na całym świecie w zasadzie utrzymuje swoich pastorów (nawet w krajach ubogich), natomiast wiele kościołów domowych, zwłaszcza na Zachodzie, tego nie robi. Wynika to, jak sądzę, po części z faktu, że wiele ludzi w świecie zachodnim przyłącza się do kościołów domowych dlatego, że w głębi serca są buntownikami; szukają i znajdują najmniej obciążającą ich formę chrześcijaństwa. Powiadają, że są w kościele domowym, bo chcieli uciec od niewoli kościoła instytucjonalnego, ale tak naprawdę chcieli uciec od jakichkolwiek zobowiązań wobec Chrystusa. Znaleźli kościoły, które nie wymagają żadnych finansowych obciążeń, co stoi w wyraźniej sprzeczności z tym, czego Chrystus oczekuje od swoich uczniów. Ci, których bogiem jest pieniądz i którzy tego dowodzą gromadząc skarby na ziemi, a nie w niebie, nie są prawdziwymi uczniami Chrystusa (zob. Mt 6,19-24; Łk 14,33). Jeśli nasze chrześcijaństwo nie ma wpływu na sposób rozporządzania naszymi pieniędzmi, nie jesteśmy w ogóle chrześcijanami.

Kościoły domowe aspirujące do biblijnych wzorców powinny utrzymywać swoich pastorów, troszczyć się o biednych oraz wspierać misje. W ofiarności i we wszystkich sprawach finansowych powinny daleko wyprzedzać kościoły instytucjonalne, jako że nie muszą utrzymywać budynków ani opłacać personelu realizującego różne programy. Aby utrzymać pastora wystarczy tylko dziesięć osób, które nie robią nic więcej oprócz płacenia dziesięciny. Dziesięć osób, oddających 20% ze swych dochodów może utrzymać i pastora i misjonarza, zapewniając mu życie na takim samym poziomie jak pastor.

Czym zajmują się pastorzy?

Przypuśćmy, że spytamy przeciętnego wiernego: – Do czyich obowiązków należy robienie następujących rzeczy: dzielenie się ewangelią z ludźmi niezbawionymi; prowadzenie świętego życia; upominanie, zachęcanie i pomaganie innym wierzącym; odwiedzanie chorych; nakładanie na nich rąk, by wyzdrowieli; noszenie brzemion innych; służenie swymi darami całej wspólnocie; zapieranie się samego siebie, ponoszenie ofiary dla Bożego Królestwa; pozyskiwanie, chrzczenie i nauczanie uczniów, by przestrzegali przykazań Chrystusa?

Wiele osób chodzących do kościoła odpowiedziałoby bez zastanowienia: – To wszystko należy do obowiązków pastora. – Ale czy rzeczywiście?

Zgodnie z Biblią każdy wierzący ma dzielić się ewangelią z niezbawionymi:

Pana zaś, Chrystusa, uświęćcie w waszych sercach, gotowi zawsze do obrony wobec każdego, kto od was żąda słowa o tej nadziei, która jest w was. Czyńcie to jednak łagodnie i z bojaźnią… (1P 3,15-16a).

Każdy wierzący ma prowadzić święte życie:

Ale za przykładem Świętego, Tego, który was powołał, sami też bądźcie święci w swoim postępowaniu. Zostało przecież napisane: Świętymi bądźcie, bo Ja jestem święty (1P 1,15-16).

Każdy wierzący ma się modlić:

Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie… (1Tes 6,16-17).

Od każdego wierzącego oczekuje się, że będzie upominał, zachęcał i pomagał innym wierzącym:

Prosimy was, bracia, abyście napominali niesfornych, pocieszali bojaźliwych, umacniali słabych, wszystkim okazywali cierpliwość (1Tes 5,14).

Każdy wierzący ma odwiedzać chorych:

… byłem nagi i ubraliście Mnie, byłem chory i odwiedziliście Mnie, byłem w więzieniu i przyszliście do Mnie (Mt 25,36).

Dalsze obowiązki

Ale to nie wszystko. Każdy wierzący ma nakładać ręce na chorych i ich uzdrawiać:

Tym, którzy uwierzą, będą towarzyszyć takie znaki: w Moje imię będą wyrzucać złe duchy, będą mówić nowymi językami, węże będą brać do rąk, a jeśliby wypili coś zatrutego, nie zaszkodzi im. Na chorych będą kłaść ręce i odzyskają zdrowie (Mk 16,17-18).

Każdy wierzący ma nosić brzemiona innych wierzących:

Jedni drugich ciężary noście, i tak wypełnicie prawo Chrystusa (Ga 6,2).

Od każdego wierzącego oczekuje się, że będzie posługiwał swoimi darami dla dobra innych:

Jeśli więc mamy różne dary, według udzielonej nam łaski, to jeśli ktoś ma dar prorokowania – niech go używa zgodnie z wiarą, jeśli dar służby – niech służy, jeśli dar nauczania- niech naucza, jeśli dar napominania – niech napomina, jeśli dar wspomagania – niech to robi z hojnością, jeśli ktoś jest przełożonym – niech działa z gorliwością, a kto okazuje miłosierdzie – niech czyni to z radością (Rz 12,6-8).

Każdy wierzący ma się zaprzeć samego siebie i ponosić ofiary dla Bożego Królestwa:

Następnie przywołał do siebie tłum wraz ze swoimi uczniami i powiedział: Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje. Kto bowiem chce swoje życie zachować, utraci je, a kto utraci swoje życie z Mojego powodu i dla Ewangelii, ten je ocali (Mk 8,34-35).

Od każdego wierzącego oczekuje się, że będzie pozyskiwać, chrzcić i nauczać uczniów przestrzegania przykazań Chrystusa:

Kto by unieważnił jedno, choćby najmniejsze przykazanie i tak by nauczał, będzie najmniejszy w Królestwie Niebios. Kto jednak będzie posłuszny Prawu i będzie tak nauczał, zostanie nazwany wielkim w Królestwie Niebios (Mt 5,19).

Idźcie więc i czyńcie uczniów wśród wszystkich narodów, chrzcząc ich w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego. Uczcie ich zachowywać wszystko, co wam nakazałem. A oto Ja jestem z wami przez wszystkie dni aż do końca świata (Mt 28,19-20).[2]

Wszystkie te obowiązki zostały nałożone na każdego wierzącego, a jednak większość członków kościoła uważa, że dotyczą tylko pastorów! To chyba wynika z tego, że sami pastorzy sądzą, iż wyłącznie oni są odpowiedzialni za spełnianie tych zadań.

Co zatem pastorzy mają do roboty?

Jeśli wszystkie te obowiązki zostały nałożone na każdego wierzącego, co zatem mają do roboty pastorzy? Mówiąc krótko, są powołani, by przygotować wierzących do wykonywania tego wszystkiego (zob. Ef 4,11-12). Mają nauczać wierzących przestrzegania wszystkich przykazań Chrystusa (zob. Mt 28,19-20) słowem oraz swoim przykładem (zob. 1Tm 3,2; 4,12-13; 5,17; 2Tm 2,2; 3,16 – 4,4; 1P 5,1-4).

Już jaśniej nie można tego wyrazić. Biblijna rola pastora nie polega na tym, by gromadzić jak najwięcej ludzi na niedzielne nabożeństwa, ale na tym, żeby „każdego człowieka ukazać doskonałym w Chrystusie” (Kol 1,28). Biblijni pastorzy nie „łechcą” ludzkich uszu (zob. 2Tm 4,3 BW); oni nauczają, wychowują, napominają, ganią, karcą i gromią, a wszystko to w oparciu o Boże Słowo (zob. 2Tm 3,16 – 4,4).

W swoim liście do Tymoteusza Paweł wymienił niektóre kwalifikacje kandydata do funkcji pastora. Czternaście spośród piętnastu dotyczą jego charakteru, co wskazuje na to, że najważniejszy jest przykład jego życia:

Jeśli ktoś zabiega o urząd biskupa (przełożonego), pragnie tego, co dobre. Trzeba więc, aby biskup (przełożony) był bez zarzutu, mężem jednej żony, trzeźwy, rozsądny, uprzejmy, gościnny i dobry jako nauczyciel i wychowawca. Nie powinien nadużywać wina, być porywczy, ale łagodny, nastawiony pokojowo i nie przywiązujący wagi do pieniędzy. Powinien dobrze kierować swoim domem, mieć dzieci posłuszne i pełne szacunku. Jeśli bowiem ktoś nie umie kierować własnym domem, jak będzie dbał o Kościół Boga? Nie powinien to być ktoś nowo nawrócony, aby nie opanowała go pycha i przez to nie wpadł w potępienie, jak diabeł. Powinien też mieć dobrą opinię wśród niewierzących, aby nie doznawał zniewag i nie wpadł w sidła diabła (1Tm 3,1-7).

Porównanie powyższych wymogów z tymi, jakie często publikują kościoły instytucjonalne, poszukujące nowego pastora, wyjawia najpoważniejszy problem wielu kościołów. Szukają pracownika w charakterze menadżera/artysty rozrywkowego/zwięźle wypowiadającego się mówcy/administratora/psychologa/dyrektora różnych programów/pozyskiwacza funduszy/przyjaciela wszystkich/konia pociągowego. Chcą kogoś do „prowadzenia służby w kościele”. Jednakże biblijny przełożony musi być nade wszystko człowiekiem wielkiego charakteru, głęboko oddanym Chrystusowi, prawdziwym sługą, ponieważ jego celem jest „reprodukcja” samego siebie. Musi szczerze powiedzieć wiernym: „Stańcie się moimi naśladowcami, jak i ja stałem się naśladowcą Chrystusa” (1Kor 11,1).

W celu dalszego przestudiowania tego tematu (funkcja pastora) zobacz także Dz 20,28-31; 1Tm 5,17-20 oraz Tt 1:5-9.

Funkcja diakona

Na zakończenie wspomnę pokrótce o diakonach. Jest to druga funkcja sprawowana tylko w lokalnym kościele, a nie wymieniona wśród pięciu darów posługiwania. Diakoni, w odróżnieniu od starszych, nie posiadają żadnej władzy w kościele. W języku greckim termin ten brzmi diakonos i dosłownie znaczy „sługa”.

Za pierwszych diakonów uważa się siedmiu mężczyzn wyznaczonych do codziennego karmienia wdów w jerozolimskim kościele (zob. Dz 6,1-6). Zostali wybrani przez zgromadzenie i wysłani do służby przez apostołów. Co najmniej dwaj, Filip i Szczepan, zostali później wyniesieni przez Boga do roli pełnych mocy ewangelistów.

O diakonach czytamy też w 1Tm 3,8-13 oraz Flp 1,1. Najwyraźniej funkcję tę mogą pełnić mężczyźni lub kobiety (zob. 1Tm 3,11).


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy


[1] . Innymi słowy: „do ‘formowania’ uczniów Jezusa Chrystusa”.

[2] . Jeśli uczniowie Jezusa mieli nauczać swoich uczniów przestrzegać wszystkiego, co im nakazał, to w konsekwencji nauczaliby też swoich uczniów pozyskiwać dalszych uczniów, chrzcząc oraz nauczając ich przestrzegać wszystkiego, co Chrystus im nakazał. I tak pozyskiwanie, chrzczenie i nauczanie uczniów byłoby nieustannym nakazem, obowiązującym każdego kolejnego ucznia.

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Dary posługiwania

Dary Ducha

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Biblia mówi o wielu przypadkach mężczyzn i kobiet, którzy otrzymywali nadnaturalne uzdolnienia od Ducha Świętego. W Nowym Testamencie nazywają się one „darami Ducha”. Są darami w tym sensie, że nie można na nie zapracować. Pamiętajmy jednak, iż Bóg „promuje” tych, którzy są godni Jego zaufania. Jezus stwierdził: „Kto jest wierny w najmniejszym, i w wielkim jest wierny, a kto jest nieuczciwy w najmniejszym, ten jest nieuczciwy i w wielkim” (Łk 16,10). Należałoby zatem oczekiwać, że dary Ducha będą otrzymywać ci, którzy dowiedli przed Bogiem, iż są godni zaufania. Ważne, by byli poświęceni i oddani Duchowi Świętemu, gdyż raczej takich Bóg używa w sposób nadnaturalny. Z drugiej strony, Bóg posłużył się kiedyś oślicą, aby prorokowała, może zatem używać kogo zechce. Gdyby musiał czekać, aż będziemy doskonali, nie mógłby posłużyć się żadnym z nas!

Nowotestamentowe dary Ducha są wymienione w 1 Liście do Koryntian 12, a jest ich dziewięć:

Temu bowiem przez Ducha jest dany dar mądrości słowa, innemu natomiast, według tego samego Ducha, umiejętność poznania; jednemu dar wiary w tym samym Duchu, drugiemu zaś łaska uzdrawiania w tym jednym Duchu; innemu dar czynienia cudów, innemu prorokowania, jeszcze innemu rozpoznawania duchów; jednemu różne rodzaje języków, drugiemu natomiast dar tłumaczenia języków (w. 8-10).

Umiejętność zdefiniowania poszczególnych darów nie jest konieczna, by Bóg się nami posługiwał w dziedzinie darów duchowych. Starotestamentowi prorocy, kapłani i królowie, a także duchowni w Kościele nowotestamentowym służyli darami Ducha, nie potrafiąc ich zaszeregować ani zdefiniować. Niemniej, ponieważ w Nowym Testamencie zostały one uszeregowane, pewnie Bóg chce, abyśmy coś z tego porządku zrozumieli. Paweł przecież napisał: „A co do darów duchowych, bracia, nie chciałbym, abyście trwali w niewiedzy” (1Kor 12,1).

Klasyfikacja dziewięciu darów

Owe dziewięć darów Ducha zostało w czasach współczesnych podzielone na trzy grupy: (1) dary mowy, a mianowicie: różne rodzaje języków, tłumaczenie języków oraz prorokowanie; (2) dary objawienia: słowo mądrości, umiejętność poznania oraz dar rozpoznawania duchów; (3) dary mocy: czynienie cudów, szczególna wiara oraz dary uzdrawiania.

Pierwsze trzy coś nam przekazują, następne trzy coś objawiają, a ostatnie coś z nami czynią. Wszystkie one, za wyjątkiem różnych rodzajów języków oraz ich tłumaczenia, przejawiały się także w okresie dawnego przymierza. Zaś pozostałe dwa są wyróżniające dla nowego przymierza.

Nowy Testament nie podaje żadnych wskazówek co do właściwego używania „darów mocy” oraz niewiele wskazówek co do właściwego używania „darów objawienia”. Jednakże Paweł podaje wyczerpujące instrukcje dotyczące właściwego używania „darów mowy”, a to przypuszczalnie z dwojakiego powodu.

Po pierwsze, na zgromadzeniach kościoła najczęściej przejawiają się dary mowy, natomiast dary objawienia rzadziej, a dary mocy najrzadziej. Potrzebujemy zatem więcej wskazówek co do darów używanych najczęściej.

Po drugie, dary mowy wymagają ludzkiego współdziałania, dlatego mogą być niewłaściwie używane. O wiele łatwiej jest dodać coś od siebie i zniszczyć dar prorokowania niż podrobić dar uzdrawiania.

Jak chce Duch

Należy pamiętać, iż dary Ducha są rozdzielanie tak, jak tego chce Duch a nie my. Biblia mówi o tym całkiem jasno:

Wszystko to zaś sprawia jeden i ten sam Duch, udzielając każdemu z osobna tak, jak chce (1Kor 12,11).

Bóg zaś poświadczył je przez znaki i cuda, różne dzieła mocy i przez udzielanie Ducha Świętego według swej woli (Hbr 2,4).

Duchowe dary można przejawiać, nawet często, ale nie można ich posiadać. Jednorazowe namaszczenie, aby uczynić cud nie oznacza, że możemy czynić cuda, kiedy tylko chcemy; nie jest też gwarancją, że ponownie ten dar przez nas się przejawi.

Pokrótce przestudiujemy każdy dar oraz rozważymy biblijne przykłady jego użycia. Pamiętajmy jednak, iż Bóg może objawić swoją łaskę i moc na nieskończoną ilość sposobów, nie można więc dokładnie przewidzieć, jak dany dar się przejawi za każdym razem. Co więcej, Biblia nie podaje żadnych definicji dziewięciu darów duchowych, mamy tylko ich nazwy. Dlatego możemy tylko szukać w Biblii przykładów i próbować określić, jaką „etykietkę” każdemu z nich przypisać należy, rozróżniając je na podstawie widocznych różnic. Ponieważ Duch Święty może się przejawiać poprzez nadnaturalne dary na tak wiele sposobów, nierozsądne jest formułowanie zbyt sztywnych definicji. Niektóre dary mogą w być istocie kombinacją kilku darów. W związku z tym Paweł napisał:

Różne są dary łaski, ale ten sam Duch, różne są też posługi, ale ten sam Pan. Różne są wreszcie działania, lecz ten sam Bóg, który sprawia wszystko we wszystkich. W każdym jednak Duch objawia się dla wspólnego dobra (1Kor 12,4-7).

Dary mocy

1) Dary uzdrawiania: dotyczą one oczywiście przywracania do zdrowia ludzi chorych. Są często określane jako nagłe nadnaturalne uzdolnienia do fizycznego uzdrawiania chorych. Nie widzę powodu, by to podważać. W poprzednim rozdziale rozważaliśmy jeden przykład daru uzdrawiania przejawionego przez Jezusa, kiedy to uzdrowił chromego przy sadzawce Betesda (zob. J 5,2-17).

Bóg posłużył się Elizeuszem, aby uzdrowić trędowatego Syryjczyka Naamana, choć ten był bałwochwalcą (zob. 2 Krl 5,1-14). Jak się dowiedzieliśmy ze słów Jezusa z Łk 4,27 dotyczących tamtego uzdrowienia, Elizeusz nie mógł uzdrowić każdego trędowatego, kiedy tylko zapragnął. Nagle został nadnaturalnie zainspirowany i polecił Naamanowi siedmiokrotne zanurzyć się w Jordanie, i kiedy tamten wreszcie posłuchał, został oczyszczony z trądu.

Bóg użył Piotra, aby za pośrednictwem daru uzdrawiania ocalić chromego przy bramie Pięknej (Dz 3,1-10). Mało, że ów człowiek został uzdrowiony, to jeszcze ten nadnaturalny znak przyciągnął wielu do słuchania ewangelii, i tego dnia zostało dodanych do kościoła około pięć tysięcy ludzi. Dary uzdrawiania często służą podwójnemu celowi: uzdrowieniu chorych oraz przyciągnięciu niezbawionych do Chrystusa.

Przemawiając tego dnia Piotr powiedział:

Izraelici, dlaczego się temu dziwicie? Dlaczego też patrzycie na nas, jakbyśmy własną mocą lub pobożnością sprawili, że on chodzi? (Dz 3,12)

Piotr wiedział, że to nie dzięki jego własnej mocy ani świętości Bóg go użył do uzdrowienia chromego. Pamiętajmy, iż zaledwie dwa miesiące przed tym cudem Piotr wyparł się Jezusa. Sam fakt, iż na samym początku Dziejów Apostolskich Bóg posłużył się Piotrem w tak nadnaturalny sposób, powinien podbudować naszą pewność, że Bóg użyje także nas, w taki sposób, w jaki będzie chciał.

Kiedy Piotr wyjaśniał, jak dokonało się uzdrowienie, z pewnością nie określiłby tego mianem „daru uzdrawiania”. Wiedział jedno: kiedy wraz z Janem przechodzili obok chromego, nagle stwierdził w sobie namaszczenie wiarą ku uzdrowieniu owego człowieka. Nakazał mu więc, by w imieniu Jezusa wstał i zaczął chodzić. Chwycił go za prawą rękę i podniósł, a chromy zaczął „chodzić, skakać i wielbić Boga”. Piotr wyjaśnił to w następujący sposób:

Właśnie z powodu wiary w Jego imię, temu, którego widzicie i którego znacie, to Imię przywróciło siły. Wiara w Niego dała mu tę pełnię sił, którą wszyscy widzicie (Dz 3,16).

Potrzeba nie lada wiary, by chwycić za rękę ułomnego, podnieść go i kazać mu chodzić! Wraz z tym konkretnym darem uzdrawiania potrzebne było też udzielenie Piotrowi wiary, aby cud się dokonał.

Niektórzy sugerują, że nazwa tego daru występuje w liczbie mnogiej („dary” uzdrawiania) dlatego, że występują różne dary, które uzdrawiają różne rodzaje chorób. Osoby często posługujące darami uzdrawiania stwierdzają, iż na skutek ich posługi częściej są uzdrawiani chorzy cierpiący na jakieś konkretne choroby niż na inne schorzenia. Na przykład ewangelista Filip wydawał się wyraźnie skuteczny w uzdrawianiu ludzi sparaliżowanych i kalekich (Dz 8,7). Niektórzy ewangeliści ubiegłego wieku byli bardziej skuteczni w przypadku ślepoty, głuchoty, chorób serca czy innych, w zależności od tego, jakie dary uzdrawiania przejawiały się przez nich najczęściej.

2) Dar wiary oraz czynienia cudów: wydają się do siebie bardzo podobne. Tak w przypadku pierwszego jak i drugiego daru, namaszczona osoba niespodziewanie otrzymuje wiarę, by uczynić coś niemożliwego. Różnicę między nimi określa się często następująco: w przypadku daru wiary osoba namaszczona otrzymuje wiarę, aby przyjąć ten cud dla siebie, natomiast w przypadku daru czynienia cudów wiara jest dana, aby sprawić cud dla kogoś innego.

Dar wiary nazywa się też „szczególną wiarą”, gdyż jest to nagłe udzielenie wiary wykraczającej poza wiarę zwyczajną. Ta druga rodzi się przez słuchanie Bożej obietnicy, zaś wiara szczególna jest udzielana niespodziewanie przez Ducha Świętego. Ci, którzy doświadczają tego daru relacjonują, iż rzeczy niemożliwe nagle stają się możliwe, a oni sami stwierdzają, że w tym przypadku zwątpienie jest niemożliwe. To samo odnosi się do daru czynienia cudów.

Historia trzech przyjaciół Daniela, Szadraka, Meszaka i Abed-Nega stanowi doskonały przykład tego, że „szczególna wiara” wyklucza zwątpienie. Kiedy zostali wrzuceni do ognistego pieca za to, że nie pokłonili się bożkowi, wszyscy otrzymali dar szczególnej wiary. Aby przeżyć w płomieniach, potrzebna była wiara nadzwyczajna! Spójrzmy, jaką wiarę ci trzej młodzieńcy okazali przed królem:

Szadrak, Meszak i Abed-Nego odpowiedzieli, zwracając się do króla Nabuchodonozora: Nie musimy tobie, królu, odpowiadać w tej sprawie. Jeżeli nasz Bóg, któremu służymy, zechce nas wybawić z rozpalonego pieca, może nas wyratować z twej ręki, królu! Jeśli zaś nie, wiedz, królu, że nie będziemy czcić twego boga, ani oddawać pokłonu złotemu posągowi, który wzniosłeś (Dn 3,16-18).

Zauważmy, że dar funkcjonował jeszcze zanim zostali wrzuceni do pieca. W ich myślach nie było wątpliwości, czy Bóg ich wybawi.

Eliasz działał w oparciu o dar szczególnej wiary, kiedy był codziennie karmiony przez kruki podczas trwającego trzy i pół roku głodu, za panowania złego króla Achaba (zob. 2Krl 17,1-6). Potrzeba nadzwyczajnej wiary, by zaufać Bogu, że będzie przysyłał nam ptaki z pożywieniem przez wiele ranków i wieczorów. Chociaż w swoim Słowie Bóg nie obiecał nam, że codziennie będą nas karmić kruki, możemy na podstawie zwyczajnej wiary ufać Bogu, że zatroszczy się o nasze potrzeby, bo sam to obiecał (zob. Mt 6,25-34).

Czynienie cudów było powszechnym elementem posługi Mojżesza. Dar ten objawił się, kiedy rozdzielił Morze Czerwone (zob. Wj 14,13-31) oraz wcześniej, gdy poszczególne plagi dotykały Egipt.

Jezus uczynił cud karmiąc 5000 osób dzięki rozmnożeniu kilku rybek i chlebów (zob. Mt 14,15-21).

Kiedy Paweł sprawił, że mag Elimas, który sprzeciwiał się jego posłudze na Cyprze, na jakiś czas oślepł, był to też przykład czynienia cudów (zob. Dz 13,4-12).

Dary objawienia

1) Słowo wiedzy i mowa mądrości: Pierwszy z tych darów określa się jako nagłe nadnaturalne udzielenie jakiejś informacji, dotyczącej przeszłości lub przyszłości. Wszechwiedzący Bóg czasem udziela ułamka tej wiedzy, pewnie dlatego nazywa się to słowem wiedzy. Słowo to fragment zdania, czyli słowo wiedzy byłoby cząstką wiedzy Bożej.

Mowa mądrości, bardzo podobna do słowa wiedzy, jest określana jako nagłe nadnaturalne udzielenie informacji dotyczącej przyszłych wydarzeń. Pojęcie mądrości zwykle obejmuje coś z przyszłości. Także tutaj nasze definicje są poniekąd domyślne.

Spójrzmy na przykład przejawu słowa wiedzy w Starym Testamencie. Po tym, jak Elizeusz sprawił, że Syryjczyk Naaman został oczyszczony z trądu, ten ostatni z wdzięczności za uzdrowienie zaoferował prorokowi dużo pieniędzy. Elizeusz odmówił przyjęcia daru, aby nikt nie pomyślał, że zostało ono kupione, a nie łaskawie darowane przez Boga. Jednak sługa proroka, Gechazi, dostrzegł sposobność wzbogacenia się i potajemnie przyjął część oferowanej przez Naamana zapłaty. Ukrył zdobyte podstępem srebro i przyszedł do Elizeusza. Czytamy:

Elizeusz zapytał go: – Skąd ty idziesz, Gechazi? – Odparł: – Sługa twój nigdzie nie chodził. – Lecz on powiedział do niego: – Nie, serce moje ci towarzyszyło, kiedy ktoś odwrócił się na wozie swoim na twoje spotkanie (2Krl 5,25b-26a).

Bóg, który dobrze wiedział o nieczystym postępku Gechaziego, w sposób nadnaturalny objawił to Elizeuszowi. Historia ta wyraźnie pokazuje, iż prorok nie „posiadał” daru słowa wiedzy, to znaczy nie zawsze wiedział wszystko o wszystkich. Gdyby tak było, Gechaziemu nie przyszłoby do głowy, że może ukryć swój grzech. Elizeusz posiadał nadnaturalną wiedzę tylko wtedy, gdy Bóg od czasu do czasu mu ją objawił. Dar funkcjonował tak, jak chciał Duch.

Jezus przejawił słowo wiedzy, kiedy powiedział Samarytance przy studni, że miała pięciu mężów (zob. J 4,17-18).

Piotr posłużył się tym darem, kiedy w sposób nadnaturalny wiedział, iż Ananiasz i Safira skłamali przed zgromadzeniem mówiąc, że oddali kościołowi wszystko, co dostali za sprzedaną właśnie ziemię (zob. Dz 5,1-11).

Co do daru mowy mądrości, widzimy jego częste przejawy u wszystkich starotestamentowych proroków za każdym razem, kiedy przepowiadali przyszłe wydarzenia. Również Jezus często otrzymywał ten dar. Przepowiedział zniszczenie Jerozolimy, własne ukrzyżowanie oraz zdarzenia, jakie spotkają świat przed Jego ponownym przyjściem (zob. Łk 17,22-36; 21,6-28).

Dar ten przejawił się u apostoła Jana, kiedy zostały mu objawione kary okresu ucisku. Zapisał je nam w księdze Apokalipsy.

2) Dar rozróżniania duchów: jest definiowany jako nagła nadnaturalna zdolność ujrzenia lub rozpoznania w inny sposób tego, co się rozgrywa w sferze duchowej.

Taką wizję, dostrzeganą oczami lub umysłem wierzącego, możemy określić mianem daru rozpoznawania lub rozróżniania duchów. Pozwala on widzieć anioły, demony, a nawet samego Jezusa, czego doświadczył kilkakrotnie Paweł (zob. Dz 18,9-10; 22,17-21; 23,11).

Kiedy armia syryjska ścigała Elizeusza i jego sługę, zostali oni otoczeni w mieście Dotan. Kiedy sługa wyjrzał poza mury miasta, zobaczył zastępy żołnierzy i poważnie się przeląkł:

[Elizeusz] odpowiedział: – Nie lękaj się, bo liczniejsi są ci, co są z nami, aniżeli ci, co są z nimi. – Potem Elizeusz pomodlił się tymi słowami: – Panie! Racz otworzyć oczy jego, aby widział. – Pan otworzył oczy sługi, a on zobaczył: oto góra pełna była ognistych rumaków i rydwanów otaczających Elizeusza (2Krl 6,16-17).

Czy wiedziałeś, że aniołowie jeżdżą na koniach i rydwanach? Kiedyś zobaczysz je w niebie, ale sługa Elizeusza otrzymał zdolność ujrzenia ich na ziemi.

Ten dar pozwala wierzącemu rozpoznać złego ducha dręczącego jakąś osobę i uzyskać zdolność rozróżnienia, jakiego rodzaju jest to duch.

Dar ten pozwala nie tylko rozpoznawać sferę duchową, ale też mieć inny rodzaj wglądu w tę sferę. Może na przykład umożliwiać usłyszenie głosu samego Boga.

Chcę wreszcie zaznaczyć, że nie jest to „dar rozpoznawania”, jak niektórzy sądzą. Niektórzy, rzekomo posiadający ten dar, uważają, iż potrafią rozpoznawać motywy innych osób, ale taki dar należałoby raczej nazwać „darem krytyki i osądzania”. Prawda jest taka, że pewnie mieli ten „dar” przed nawróceniem, a teraz Bóg chce ich od niego na zawsze uwolnić!

Dary mowy

1) Dar prorokowania: to nagła nadnaturalna umiejętność przemawiania w ojczystym języku z boskiej inspiracji. Może zaczynać się od słów: – Tak mówi Pan.

Ten dar nie jest zwiastowaniem czy nauczaniem. Natchnione zwiastowanie i nauczanie zawiera jakiś element prorokowania, gdyż jest namaszczone przez Ducha, ale to nie prorokowanie w ścisłym znaczeniu tego słowa. Namaszczony kaznodzieja lub nauczyciel może pod nagłą inspiracją powiedzieć coś, czego nie planował mówić, ale nie jest to prawdziwe prorokowanie, chociaż można by to uważać za wypowiedź prorocką.

Dar prorokowania jako taki służy do zbudowania, zachęty i pocieszenia:

Ten natomiast, kto prorokuje, mówi do ludzi ku zbudowaniu i zachęcie, i pocieszeniu (1Kor 14,3).

Nie zawiera zatem żadnego objawienia, czyli nie wyjawia niczego o przeszłości, teraźniejszości czy przyszłości, tak jak mowa mądrości czy słowo wiedzy. Jak stwierdziłem wcześniej, dary Ducha mogą funkcjonować w powiązaniu z sobą nawzajem, zatem mowa mądrości czy słowo wiedzy mogą zostać przekazane jako proroctwo.

Kiedy na zgromadzeniu ktoś wypowiada proroctwo przepowiadające przyszłe wydarzenia, to nie słyszymy tylko proroctwa; słyszymy mowę mądrości przekazywaną za pośrednictwem daru prorokowania. Sam dar prorokowania będzie brzmieć tak jakby ktoś czytał teksty biblijne: – Bądźcie mocni w Panu i w sile Jego mocy – albo: – Nie zostawię cię ani cię nie opuszczę.

Niektórzy są przekonani, iż nowotestamentowe proroctwo nie powinno zawierać niczego „negatywnego”, bo nie będzie wtedy „zbudowania, zachęty i pocieszenia”. Ale to nieprawda. Ograniczanie Bożego przesłania jedynie do tego, co sami uważamy za „pozytywne”, choć zasługujemy na naganę, jest wynoszeniem się ponad Boga. Skarcenie może zdecydowanie mieścić się w kategoriach i zbudowania i zachęty [w innych tłum. napomnienia]. Przecież zapisane w Apokalipsie listy Pana do siedmiu kościołów w Azji niewątpliwie zawierają element nagany. Czy mamy je zatem odrzucić? Nie sądzę.

2) Dar różnych rodzajów języków oraz ich tłumaczenia: pierwszy dar to niespodziewana nadnaturalna zdolność mówienia w języku nieznanym mówiącemu. Towarzyszy mu zwykle dar tłumaczenia języków, czyli niespodziewana nadnaturalna zdolność przełożenia tego, co zostało wypowiedziane w nieznanym języku.

W angielskim tłumaczeniu Biblii nazywa się to interpretacją języków. Nie należy zatem oczekiwać dosłownego tłumaczenia owego przesłania w językach. Dlatego też możliwa jest krótka „wypowiedź w językach” oraz dłuższa jej interpretacja, i na odwrót.

Dar tłumaczenia języków jest bardzo podobny do prorokowania, ponieważ sam w sobie także nie zawiera żadnego objawienia i zwykle służy do zbudowania, zachęty i pocieszenia. Możemy nieomal powiedzieć, że zgodnie z 1Kor 14,5 języki plus tłumaczenie równa się prorokowanie:

Większy jest bowiem ten, kto prorokuje, niż ten, kto mówi językami, chyba, że tłumaczy je, aby Kościół był zbudowany.

Jak już powiedziałem, Biblia nie podaje żadnych wskazówek, jak używać darów mocy, niewiele mówi o tym, jak mają funkcjonować dary objawienia, natomiast dużo uczy, jak stosować dary mowy. Z powodu pewnego nieporządku w korynckim kościele, spowodowanego nieprawidłowym funkcjonowaniem darów mowy, Paweł poświęcił temu zagadnieniu prawie cały 14. rozdział Pierwszego Listu do Koryntian.

Najpilniejszy problem dotyczył właściwego używania innych języków, ponieważ jak już się dowiedzieliśmy w rozdziale poświęconym Duchowi Świętemu, każdy wierzący ochrzczony w Duchu Świętym posiada zdolność modlenia się w językach, kiedy tylko chce. Koryntianie na swych nabożeństwach wiele mówili językami, ale nie zachowywali w tym porządku.

Różne sposoby używania innych języków

Jest niezmiernie ważne, byśmy zrozumieli różnicę pomiędzy publicznym a prywatnym mówieniem innymi językami. Chociaż napełniony Duchem wierzący może zawsze mówić językami, nie znaczy to, iż Bóg chce się nim posłużyć do publicznego przejawienia tego daru. Wierzący mówi językami przede wszystkim prywatnie, w celu budowania samego siebie. Natomiast Koryntianie spotykali się i mówili językami bez żadnego tłumaczenia i oczywiście nikt nie był tym zbudowany ani posilony (zob. 1Kor 14,6-12.16-19.23.26-28).

Można by się pokusić o rozróżnienie pomiędzy publicznym a prywatnym użyciem języków, określając to pierwsze mówieniem zaś drugie modlitwą w językach. Paweł mówi o obu w 14. rozdziale Pierwszego Listu do Koryntian. Na czym polega różnica?

Kiedy modlimy się w językach, nasz duch modli się do Boga (zob. w. 2.14). Natomiast kiedy ktoś zostaje niespodziewanie namaszczony darem różnych rodzajów języków, to jest to przesłanie od Boga do zgromadzenia (zob. w. 5) i staje się zrozumiałe, kiedy zostaje przetłumaczone.

Według Pisma możemy modlić się w językach, kiedy tylko chcemy (zob. w. 15), ale dar różnego rodzaju języków przejawia się tylko wtedy, kiedy tego chce Duch Święty (zob. 1Kor 12,11).

Darowi różnego rodzaju języków normalnie towarzyszy dar ich tłumaczenia. Prywatna modlitwa w językach nie bywa zwykle tłumaczona. Paweł stwierdził, że wtedy umysł jest bezczynny (zob. 1Kor 14,14).

Osoba modląca się językami buduje się sama (zob. 1Kor 14,4), zaś kiedy zostaje przejawiony dar różnego rodzaju języków wraz z towarzyszącym mu darem ich tłumaczenia, buduje się całe zgromadzenie (zob. 1Kor 14,4b-5).

Każdy wierzący powinien codziennie modlić się w językach w czasie osobistego „czasu z Bogiem”. W przypadku modlitwy w językach wspaniałe jest to, że nie wymaga ona użycia umysłu. To znaczy, że można modlić się w językach, kiedy nasz umysł jest zajęty pracą czy innymi rzeczami. Paweł powiedział do Koryntian: „Dziękuję Bogu, że mówię językami więcej od was wszystkich” (1Kor 14,18). Musiał poświęcać temu sporo czasu, aby wyprzedzić cały kościół w Koryncie!

Napisał też, że modląc się językami czasem „błogosławimy Bogu” (1Kor 14,16-17). Trzykrotnie zdarzyło mi się, że ktoś słuchający mojej modlitwy zrozumiał mój „język modlitewny”, bo go znał. Za każdym razem modliłem się po japońsku. Raz mówiłem: – Jesteś tak dobry. – Kiedy indziej: – Bardzo Ci dziękuję. – I wreszcie: – Przyjdź prędko, przyjdź prędko; czekam. – Czyż to nie zadziwiające? Nie znam ani słowa po japońsku, a co najmniej trzy razy „błogosławiłem Pana” w tym języku!

Wskazówki Pawła dotyczące mówienia językami

Były bardzo konkretne. Liczba osób dopuszczonych do publicznego mówienia językami na danym zgromadzeniu była ograniczona do dwóch lub trzech. Nie powinni mówić wszyscy naraz, ale czekać i przemawiać po kolei (zob. 1Kor 14,27).

Pawłowi nie chodziło o to, że dozwolone były tylko trzy „przekazy w językach”, ale że na danym nabożeństwie nie więcej niż trzy osoby powinny wygłaszać przesłania w językach. Niektórzy uważają, że jeśli było więcej ludzi często posługujących darem różnych rodzajów języków, to każdy z nich mógł otworzyć się na Ducha i wygłosić „słowo w językach”, jakie Duch chciał przekazać kościołowi. Wobec tego wskazówki Pawła w istocie ograniczały Ducha Świętego, limitując liczbę przekazów w językach, jakie mogłyby się przejawić na danym spotkaniu. Gdyby Duch Święty nie inspirował na zgromadzeniu więcej niż trzy osoby do posługiwania darem języków, Paweł nie musiałby podawać takich wskazówek.

To samo odnosi się do tłumaczenia języków. Uważa się, iż zapewne więcej niż jedna osoba na zgromadzeniu potrafiła się poddać Duchowi i wygłosić tłumaczenie „wypowiedzi w językach”. Prawdopodobnie wierzący, przejawiający często dar tłumaczenia języków, byli uznawani za „tłumaczy” (zob. 1Kor 14,28). Jeśli tak było, to pewnie do nich odnosiło się wskazanie Pawła: „jeden niech tłumaczy” (w. 27). Nie chodziło mu pewnie o to, by tylko jedna osoba tłumaczyła wszystkie przesłania w językach; ostrzegał raczej przed „konkurencyjnymi tłumaczeniami” tego samego przesłania. Jeśli ktoś jeden tłumaczył wypowiedź w językach, innemu tłumaczowi nie było wolno tłumaczyć tego samego przesłania, nawet jeśli uważał, że zrobi to lepiej.

Zasadniczo wszystko na zgromadzeniach kościoła powinno się dziać „z godnością i we właściwym porządku”, nie może być zgiełku jednoczesnych, tworzących zamęt a nawet konkurencyjnych wypowiedzi. Poza tym wierzący powinni być uwrażliwieni na obecnych na spotkaniu niewierzących, tak jak to ujął Paweł:

Jeśli więc zgromadziłby się cały Kościół w jednym miejscu i wszyscy mówiliby językami, a wejdą podczas tego ludzie prości bądź niewierzący, czy nie powiedzą, że szalejecie? (1Kor 14,23)

Taki właśnie problem istniał w Koryncie: wszyscy jednocześnie mówili językami i często bez tłumaczenia.

Kilka wskazówek dotyczących darów objawienia

Paweł przedstawił je w odniesieniu do przejawów tych darów u proroków:

Prorocy natomiast, dwóch albo trzech, niech mówią, a inni niech to rozpoznają. A gdyby ktoś z siedzących tam otrzymał objawienie, ten pierwszy niech milczy. Możecie bowiem wszyscy, jeden po drugim prorokować, aby wszyscy uczyli się i doznawali zachęty. Także natchnienia proroków są podporządkowane prorokom. Bóg bowiem nie jest Bogiem nieładu, ale pokoju. Tak jak we wszystkich zgromadzeniach świętych (1Kor 14,29-33).

Podobnie, jak niektórzy członkowie kościoła w Koryncie, często posługujący darem tłumaczenia języków, byli znani jako „tłumacze”, tak samo inni, często posługujący darami prorokowania i objawienia, byli uważani za „proroków”. Nie byli to prorocy tej miary co prorocy starotestamentowi, ani nawet jak Agabos w Nowym Testamencie (zob. Dz 11,28; 21,10). Ich posługa ograniczała się raczej do lokalnej społeczności.

Chociaż na zgromadzeniu mogło być więcej takich proroków, Paweł znów nakłada restrykcje, ograniczając liczbę posługujących proroków do „dwóch lub trzech”. To ponownie sugeruje, że kiedy Duch udzielał tego daru na zgromadzeniu, więcej osób mogło się otworzyć na jego przyjęcie. Gdyby tak nie było, pouczenia Pawła mogły sprawić, że zgromadzeni nie mogliby skorzystać z darów Ducha, bo została ograniczona liczba proroków mogących przemówić.

Gdyby było obecnych więcej niż trzech proroków, pozostali choć powstrzymani przed mówieniem, mogli pomóc w rozsądzaniu danej wypowiedzi. W ten sposób objawiłaby się też ich zdolność rozeznania, co mówi Duch. I pewnie byłby to sygnał, że i oni mogą się otworzyć na działanie Ducha, posługując darami manifestowanymi przez innych proroków. Inaczej mogli tylko osądzać proroctwa i objawienia jedynie w sposób ogólny, by stwierdzić, czy zgadzają się z przekazanym już wcześniej od Boga objawieniem (takim jak Biblia), co mógł robić każdy dojrzały chrześcijanin.

Paweł powiedział, iż wszyscy ci prorocy mogą prorokować kolejno (zob. 1Kor 14,31), bo „natchnienia proroków są podporządkowane prorokom” (1Kor 14,29-33). Wskazał, iż każdy prorok, nawet jeśli otrzyma proroctwo lub objawienie od Ducha dla zgromadzenia może powstrzymać siebie, by nie przeszkadzać innemu. To pokazuje, że Duch może udzielać darów w tym samym czasie kilku prorokom obecnym na zgromadzeniu, ale każdy prorok może i powinien kontrolować, kiedy się podzielić swoimi objawieniami czy proroctwami z kościołem.

Dotyczy to każdego daru mowy, jaki może się przejawić przez każdego wierzącego. Jeśli ktoś na zgromadzeniu otrzyma od Pana przesłanie w językach lub proroctwo, może spokojnie z tym poczekać na właściwy moment. Byłoby niewłaściwe przeszkodzić komuś w prorokowaniu lub nauczaniu, żeby przekazać swoje proroctwo.

Należy pamiętać, że słowa: „możecie wszyscy, jeden po drugim prorokować (1Kor 14,31) Paweł wypowiedział do proroków, którzy otrzymali proroctwo. Niektórzy wyrywają te słowa z kontekstu twierdząc, że każdy wierzący może prorokować na każdym nabożeństwie. Dar prorokowania jest udzielany tak, jak chce Duch.

Obecnie, tak jak zawsze, Kościół potrzebuje wsparcia, mocy, obecności i darów Ducha Świętego. Paweł zachęcał wierzących w Koryncie, by „zabiegali o dary duchowe, a szczególnie o to, by prorokować” (1Kor 14,1). To wskazuje, że poziom naszego pragnienia ma coś wspólnego z przejawianiem się darów duchowych, inaczej Paweł takiej wskazówki by nie podał. Pozyskujący uczniów Boży sługa, który pragnie być używany dla Bożej chwały będzie gorliwie zabiegać o dary duchowe i tego samego będzie nauczał swych uczniów.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Dary Ducha

Cudowne uzdrowienie

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Chociaż temat cudownego uzdrowienia jest nieco kontrowersyjny, na pewno nie jest w Biblii niejasny. Właściwie jedna czwarta tekstu czterech ewangelii dotyczy uzdrowieńczej służby Jezusa. Obietnice uzdrowienia znajdujemy w Starym Testamencie, w ewangeliach oraz w nowotestamentowych listach. Osoby chore mogą znaleźć wielką zachętę w bogactwie tekstów budujących wiarę.

Zaobserwowałem, że wszędzie tam, gdzie kościoły są pełne prawdziwie oddanych wierzących (uczniów), cudowne uzdrowienia są bardziej powszechne, natomiast w kościołach letnich i wyniosłych zdarzają się rzadko.[1] Nie powinno to nas dziwić, ponieważ Jezus powiedział, że jednym ze znaków towarzyszących wierzącym będzie uzdrawianie chorych na skutek nałożenia rąk przez tychże wierzących (zob. Mk 16,18). Gdyby oceniać kościoły na podstawie znaków, które zgodnie ze słowami Jezusa mają towarzyszyć wierzącym, należałoby stwierdzić, że w wielu kościołach nie ma wcale ludzi wierzących:

Idźcie na cały świat i głoście ewangelię wszelkiemu stworzeniu. Kto uwierzy i zostanie ochrzczony, będzie zbawiony, a kto nie uwierzy, zostanie potępiony. Tym, którzy uwierzą, będą towarzyszyć takie znaki: w Moje imię będą wyrzucać złe duchy, będą mówić innymi językami, węże będą brać do rąk, a jeśliby wypili coś zatrutego, nie zaszkodzi im. Na chorych będą kłaść ręce i odzyskają zdrowie (Mk 16,15-18).

Pozyskujący uczniów Boży sługa, naśladując doskonałą służbę Chrystusa, na pewno będzie korzystać z otrzymanych od Niego darów, by promować cudowne uzdrowienie w kręgu swojego oddziaływania. Wie, że cudowne uzdrowienie rozszerza Boże Królestwo na co najmniej dwa sposoby. Po pierwsze, takie cuda wspaniale reklamują ewangelię, co zrozumie nawet dziecko czytające Ewangelie lub Dzieje Apostolskie (a czego najwyraźniej nie pojmuje wielu utytułowanych duchownych). Po drugie, uczniom korzystającym z uzdrowienia choroby nie przeszkadzają w służbie.

Pozyskujący uczniów sługa Boży musi też być wrażliwy na tych członków ciała Chrystusa, którzy pragną uzdrowienia, ale nie potrafią go przyjąć. Często potrzebują właściwego nauczania i delikatnej zachęty, zwłaszcza jeżeli zrazili się do przesłania o uzdrawianiu. Wtedy Boży sługa stoi przed wyborem: unikać nauczania na ten temat, a wtedy nikt się nie zrazi, lecz nikt nie będzie uzdrowiony; albo może z miłością na ten temat nauczać, ryzykując, że niektórym się narazi, ale jednocześnie pomoże tym, którzy pragną doświadczyć uzdrowienia. Osobiście optuję za wyjściem drugim wierząc, że jest to naśladowanie Jezusa.

Uzdrowienie wyjednane na krzyżu

Studium na temat uzdrawiania dobrze jest zacząć od 53. rozdziału księgi Izajasza, powszechnie uważanego za proroctwo mesjańskie. Duch Święty ustami Izajasza obrazowo opisał śmierć oraz dzieło Mesjasza na krzyżu:

Lecz On się obarczył naszym cierpieniem, On dźwigał nasze boleści, a myśmy Go za skazańca uznali, chłostanego przez Boga i zdeptanego. Lecz On był przebity za nasze grzechy, zdruzgotany za nasze winy. Spadła Nań chłosta zbawienna dla nas, a w Jego ranach jest nasze zdrowie. Wszyscy pobłądzili jak owce, każdy z nas się obrócił ku własnej drodze, a Pan zwalił na Niego winy nas wszystkich (Iz 53,4-6).

Pod natchnieniem Ducha Świętego Izajasz ogłosił, iż Jezus dźwigał nasze cierpienie i boleści. Wierniejsze tłumaczenie hebrajskiego oryginału mówi, iż Jezus niósł nasze choroby i bóle, jak podaje to w przypisach wiele dobrych tłumaczeń.

Hebrajskie słowo przetłumaczone jako cierpienie w Iz 53,4 brzmi choli, znajdujemy je także w Pwt. 7,15; 28,61; 1Krl 17,17; 2Krl 1,2; 8,8; oraz 2Krn 16,22; 21,15. We wszystkich tych przypadkach jest przetłumaczone jako choroba albo niemoc.

Wobec powyższego, dokładniejsze tłumaczenie Iz 53,4 będzie brzmieć: „Prawdziwie On dźwigał na sobie nasze choroby i niósł nasze boleści”. Potwierdza to cytat tego wersetu w Ewangelii Mateusza: „On wziął na siebie nasze słabości [niemoce – BW], i poniósł nasze grzechy” (Mt 8,17).

Nie mogąc zignorować tych faktów, niektórzy próbują nas przekonać, że Izajasz mówił tu o naszych rzekomych „duchowych chorobach” i „niemocach”. Jednakże mateuszowy cytat z Iz 53,4 nie pozostawia wątpliwości, że prorok mówił o dosłownych fizycznych chorobach. Przeczytajmy to w kontekście:

Wieczorem przyprowadzono do Niego wielu owładniętych przez demony. Jezus wypędził demony słowem i uzdrowił wszystkich chorych. W ten sposób spełniła się zapowiedź proroka Izajasza: On wziął na siebie nasze słabości, i poniósł nasze grzechy (Mt 8,17).

Mateusz wyraźnie stwierdził, że fizyczne uzdrowienia dokonywane przez Jezusa były wypełnieniem Izajasza 53,4. Nie ma więc wątpliwości, iż Izajasz mówił o tym, że Chrystus dźwigał nasze fizyczne słabości i choroby.[2] Tak jak Pismo mówi, że Jezus niósł nasze nieprawości (zob. Iz 53,11), tak samo mówi, że niósł nasze słabości i choroby. Wiadomość ta powinna ucieszyć każdego chorego. Swoją odkupieńczą ofiarą Jezus wyjednał dla nas zbawienie oraz uzdrowienie.

Pytanie

Jeśli to prawda – pytają niektórzy – to dlaczego nie wszyscy bywają uzdrowieni? Najlepiej odpowiedzieć innym pytaniem: – Dlaczego nie wszyscy rodzą się na nowo? – Ponieważ albo nie usłyszeli ewangelii albo jej nie uwierzyli. Tak samo każdy człowiek musi wiarą przyjąć własne uzdrowienie. Wielu jeszcze nie słyszało cudownej prawdy, że Jezus niósł ich choroby; inni słyszeli ale ją odrzucili.

Postawę Boga Ojca wobec choroby wyraźnie objawia służba Jego umiłowanego Syna, który tak o sobie oświadczył:

Zapewniam, zapewniam was, Syn nie mógłby nic uczynić sam od siebie, jeśli nie widziałby, jak czyni to Ojciec. Co bowiem On czyni, to i Syn czyni podobnie (J 5,19).

W Liście do Hebrajczyków czytamy, iż Jezus był „odbiciem Jego [Ojca] istoty” (Hbr 1,3). Nie ma wątpliwości, że postawa Jezusa wobec choroby była taka sama jak Jego Ojca.

Jaka była postawa Jezusa? Ani razu nie odprawił nikogo, kto do Niego przyszedł prosząc o uzdrowienie. Ani razu nie powiedział choremu, który pragnął wyzdrowieć: – Nie, nie jest Bożą wolą, abyś został uzdrowiony, musisz więc pozostać chory. – Jezus zawsze uzdrawiał chorych, którzy do Niego przychodzili, a kiedy zostawali uzdrowieni, często im mówił, że stało się to za sprawą ich wiary. Co więcej, Biblia deklaruje, iż Bóg nigdy się nie zmienia (zob. Mt 3,6), a Jezus Chrystus jest „wczoraj i dziś, Ten sam i na wieki” (Hbr 13,8).

Ogłoszenie uzdrowienia

Niestety, obecnie zbawienie zostało właściwie zredukowane do przebaczenia grzechów. Ale grecki termin tłumaczony jako „zbawienie” sugeruje nie tylko przebaczenie, ale też zupełne uwolnienie i uzdrowienie.[3] Przyjrzyjmy się biblijnej historii człowieka, który doświadczył zbawienia w tym szerszym sensie. Dzięki wierze został uzdrowiony słuchając kazania Pawła w swoim mieście.

… uciekli do miast Likaonii, do Listry i Derbe oraz w ich okolice. Tam też głosili Dobrą Nowinę. W Listrze mieszkał pewien człowiek o bezwładnych nogach, chromy od urodzenia, który nigdy nie chodził. Słuchał on przemawiającego Pawła, który spojrzał na niego uważnie i gdy zobaczył, że ma wiarę potrzebną do uzdrowienia, zawołał głośno: Stań prosto na nogach! A on poderwał się i chodził (Dz 14,6-10).

Zauważmy, że chociaż Paweł głosił ewangelię (dobrą nowinę), człowiek ten usłyszał coś, co wzbudziło w jego sercu wiarę, by przyjąć uzdrowienie fizyczne. Musiał usłyszeć, jak Paweł mówiąc o służbie Jezusa, stwierdził, że uzdrawiał On wszystkich, którzy z wiarą prosili o uzdrowienie. Paweł mógł też wspomnieć o proroctwie Izajasza, że Jezus miał ponieść nasze choroby i słabości. Tego nie wiemy, ale skoro „wiara rodzi się ze słuchania” (Rz 10,17), sparaliżowany musiał usłyszeć coś, co obudziło w jego sercu wiarę w uzdrowienie. Coś, co przekonało go, że Bóg nie chce, by pozostał sparaliżowany.

Sam Paweł musiał wierzyć, że Bóg chce uzdrowić tego człowieka, inaczej jego słowa nie przekonałyby chorego, by uwierzył w uzdrowienie, ani nie kazałby mu powstać. Co by się stało, gdyby Paweł powiedział to, co mówi wielu współczesnych kaznodziejów? Gdyby głosił: – Nie jest Bożą wolą, aby wszyscy zostali uzdrowieni. – Człowiek ten nie miałby wiary, że wyzdrowieje. Może dlatego tak wielu pozostaje dzisiaj nieuzdrowionych. Kaznodzieje, którzy powinni inspirować ludzi do wiary, niszczą ją.

Zauważmy, iż został on uzdrowiony dzięki swej wierze. Gdyby nie uwierzył, pozostałby sparaliżowany, chociaż najwyraźniej Bożą wolą wobec niego było uzdrowienie. Co więcej, tego dnia wśród słuchaczy byli zapewne też inni chorzy, ale nie czytamy, by ktokolwiek jeszcze został uzdrowiony. Jeśli tak, to dlaczego? Z tego samego powodu, dla którego wielu niezbawionych słuchaczy nie nawróciło się tego dnia, bo nie uwierzyli słowom Pawła.

Nie wolno zakładać, że niektórzy nigdy nie dostępują uzdrowienia, bo nie jest Bożą wolą uzdrawiać wszystkich. To tak samo jakby stwierdzić, że niektórzy nigdy się nie nawrócą, bo nie jest Bożą wolą, aby wszyscy zostali zbawieni. Każdy musi sam uwierzyć ewangelii, jeśli ma zostać zbawiony, i każdy też musi sam uwierzyć, jeśli ma zostać uzdrowiony.

Kolejny dowód Bożej woli dotyczącej uzdrowienia

Dawne przymierze zawarte przez Boga z Izraelem obejmowało też uzdrowienie fizyczne. Zaledwie kilka dni po wyjściu z Egiptu Bóg dał im obietnicę:

Jeśli wiernie będziesz słuchał głosu Pana, twego Boga, i będziesz wykonywał to, co jest słuszne w Jego oczach; jeśli będziesz dawał posłuch Jego przykazaniom i strzegł wszystkich Jego praw, to nie ukarzę cię żadną z tych plag, jakie zesłałem na Egipt, bo Ja, Pan, chcę być twym lekarzem (Wj 15,26).

Każdy podchodzący do tematu uczciwie musi się zgodzić, że w ramach przymierza z Izraelem Bóg zapewnił swemu ludowi uzdrowienie, uzależnione wszak od ich posłuszeństwa. (Ciekawe, że w 1Kor 11,27-31 Paweł jasno stwierdza, iż w nowym przymierzu zdrowie fizyczne jest również uzależnione od posłuszeństwa.)

Bóg obiecał też Izraelitom:

Będziecie oddawać cześć Panu, Bogu waszemu, gdyż pobłogosławi twój chleb i twoją wodę. Oddalę od ciebie wszelką chorobę. Żadna kobieta w twoim kraju nie będzie miała przedwczesnego porodu i żadna nie będzie bezdzietna. Liczbę dni twojego życia uczynię pełną (Wj 23,25-26).

Obfitsze błogosławieństwo otrzymasz niż inne narody. Pomiędzy ludźmi i pomiędzy trzodami twoimi nie będzie niepłodnego ani niepłodnej. Pan oddali od ciebie wszelką chorobę, nie ześle na ciebie żadnej ze zgubnych plag egipskich, których byłeś świadkiem, a ześle je na wszystkich, którzy cię nienawidzą (Pwt 7,14-15).

Jeśli dawne przymierze obejmowało uzdrowienie, trzeba by się zastanowić, dlaczego nie miałoby funkcjonować i w nowym przymierzu, skoro nowe przymierze jest lepsze od dawnego, jak mówi Pismo:

Teraz zaś o tyle wznioślejszą otrzymał [Jezus] służbę, o ile jest pośrednikiem lepszego Przymierza, które jest oparte na lepszych obietnicach (Hbr 8,6).

Kolejny dowód

Biblia zawiera wiele wersetów, stanowiących niepodważalny dowód, iż Bożą wolą jest uzdrowienie dla każdego. Przytoczę trzy najlepsze:

Błogosław, duszo moja, Pana, całym moim wnętrzem Jego święte imię! Błogosław, duszo moja, Pana, nie zapominaj Jego dobrodziejstw! On odpuszcza wszystkie twoje winy i leczy wszystkie twoje choroby (Ps 103,1-3).

Który chrześcijanin chciałby polemizować z deklaracją Dawida, iż Bóg chce przebaczać wszystkie nasze winy? Dawid też wierzył, że Bóg pragnie uzdrawiać wszystkie nasze choroby.

Zważaj, synu, na moje słowa, do uwag mych nakłoń swe ucho; niech one nie schodzą ci z oczu, przechowuj je pilnie w swym sercu; bo życiem są dla tych, co je otrzymali, lekarstwem [ang. zdrowiem] całego ich ciała (Prz 4,20-22).

Choruje ktoś między wami? Niech przywoła starszych zboru i niech się modlą nad nim, namaściwszy go oliwą w imieniu Pańskim. A modlitwa płynąca z wiary uzdrowi chorego i Pan go podźwignie; jeżeli zaś dopuścił się grzechów, będą mu odpuszczone (Jk 5,14-15; BW).

Zauważmy, że ta ostatnia obietnica odnosi się do każdego, kto choruje, i to nie olejek ani starsi przynoszą uzdrowienie lecz „modlitwa wiary”.

Czy chodzi o wiarę starszych czy chorego? Wszystkich. Wiara chorego przynajmniej po części wyraża się w tym, że przywołuje starszych (prezbiterów) kościoła. Jego niewiara zniweczyłaby efekt modlitwy starszych. Taka modlitwa jest świetnym przykładem „modlitwy uzgodnionej”, o której Jezus wspomina w Mt 18,19. Obie strony zaangażowane w tego rodzaju modlitwę muszą się „zgodzić”. Jeśli jeden wierzy a drugi nie, nie ma między nimi zgody.

Wiemy też, że w kilku urywkach Biblia składa odpowiedzialność za chorobę na szatana (zob. Hi 2,7; Łk 13,16; Dz 10,38; 1Kor 5,5). Można zatem rozumieć, że Bóg sprzeciwia się dziełu szatana w ciele Jego dzieci. Nasz Ojciec kocha nas o wiele bardziej niż jakikolwiek ziemski ojciec swoje dzieci (zob. Mt 7,11), a nigdy jeszcze nie spotkałem ojca, który by chciał, żeby jego dzieci chorowały.

Każde uzdrowienie dokonane przez Jezusa podczas Jego ziemskiej posługi oraz każde uzdrowienie zapisane w Dziejach Apostolskich powinno nas zachęcać do wiary, że Bóg chce, byśmy byli zdrowi. Jezus często uzdrawiał tych, którzy przychodzili do Niego po uzdrowienie, a doznany przez nich cud przypisywał ich wierze. To dowodzi, że nie wybierał ludzi, nie chciał uzdrowić tylko niektórych wyjątkowych. Każdy chory mógł przyjść do Niego z wiarą i wyzdrowieć. Chciał uzdrawiać wszystkich, ale wymagał z ich strony wiary.

Odpowiedzi na kilka powszechnych zarzutów

Chyba najpowszechniejszym ze wszystkich jest zarzut oparty nie na Bożym Słowie, ale na ludzkim doświadczeniu. Brzmi on mniej więcej tak: – Znałem wspaniałą chrześcijankę, która modliła się o uzdrowienie z raka, ale umarła. To dowodzi, że nie jest Bożą wolą uzdrawiać wszystkich.

Nie powinniśmy nigdy precyzować Bożej woli w oparciu o cokolwiek innego niż Jego Słowo. Na przykład, gdybyśmy cofnęli się w czasie i obserwowali Izraelitów wędrujących przez 40 lat po pustyni, podczas gdy ziemia płynąca mlekiem i miodem czekała tuż za Jordanem, można by przypuszczać, że nie było Bożą wolą, aby weszli do Ziemi Obiecanej. Lecz jeśli znamy Biblię, wiemy, że było inaczej. Bezsprzecznie Bóg chciał, by Izrael wszedł do Ziemi Obiecanej, ale nie weszli z powodu niewiary (zob. Hbr 3,19).

A co z tymi wszystkimi, którzy są teraz w piekle? Bóg chciał, by znaleźli się w niebie, ale nie spełnili warunków, nie opamiętali się i nie uwierzyli w Pana Jezusa. Podobnie, widząc chorych nie możemy określać Bożej woli odnośnie ich uzdrowienia. To, że wierzący modli się o uzdrowienie i go nie otrzymuje, nie jest dowodem, iż Bóg nie chce go w ogóle uzdrowić. Gdyby spełnił Boże warunki, zostałby uzdrowiony, inaczej Bóg jest kłamcą. Kiedy nie otrzymujemy uzdrowienia obwiniamy za to Boga tłumacząc, że to nie było Jego wolą, niczym się nie różnimy od niewierzących Izraelitów, którzy poginęli na pustymi twierdząc, że Bóg nie chciał, aby weszli do Ziemi Obiecanej. Lepiej zrezygnować z własnej dumy i przyznać się do winy.

Jak stwierdziłem w poprzednim rozdziale, wielu wierzących niewłaściwie kończy swoje modlitwy o uzdrowienie, niszczącym wiarę zwrotem: – Jeśli to jest Twoją wolą. – Jasno widać, że nie modlą się z wiarą, bo nie są pewni Bożej woli. Jeśli chodzi o uzdrowienie, Jego wola, jak widzieliśmy, jest bardzo prosta. Jeżeli wiemy, że Bóg chce nas uzdrowić, nie ma powodu dodawać do modlitwy o uzdrowienie końcówki: – Jeśli taka jest Twoja wola. – To jakby powiedzieć Bogu: – Panie, wiem, że obiecałeś mnie uzdrowić, ale na wypadek, gdybyś kłamał, proszę, byś mnie uzdrowił tylko wtedy, jeśli rzeczywiście jest to Twoją wolą.

Jest też prawdą, że Bóg może dyscyplinować nieposłusznych wierzących, zezwalając na to, by dotknęła ich choroba, a w niektórych przypadkach nawet przedwczesna śmierć. Tacy wierzący muszą oczywiście się opamiętać, zanim będą mogli przyjąć uzdrowienie (zob. 1Kor 11,27-32). Są inni, którzy nie troszczą się o własne ciało, ci sami dają przystęp chorobie. Chrześcijanie powinni być na tyle rozsądni, by zachowywać zdrową dietę, regularnie ćwiczyć i dbać o odpowiedni odpoczynek.

Drugi powszechny zarzut

Często słyszymy: – Paweł miał cierń w ciele, a Bóg go nie uzdrowił.

Koncepcja, że pawłowym cierniem była choroba, jest po prostu kiepska teologicznie, ponieważ sam Paweł powiedział dokładnie, co to było – anioł szatana:

… szczególnie z powodu nadzwyczajnych objawień. Po to, abym nie wynosił się zbytnio, został mi dany cierń dla ciała, wysłannik szatana, żeby mnie policzkował, abym się zbytnio nie wynosił. Trzykrotnie prosiłem Pana, aby go oddalił ode mnie, lecz powiedział mi: Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem osiąga swój cel w słabości. Najchętniej więc będę się chlubił z moich słabości, aby zamieszkała we mnie moc Chrystusa (2Kor 12,7-9).

Słowo przetłumaczone jako wysłannik to greckie „aggelos”, przetłumaczone w ponad 160 przypadkach w Nowym Testamencie jako anioł. Cierniem w ciele Pawła był anioł szatana, wysłany aby go policzkował; nie była to choroba.

Zauważmy, że nie ma wzmianki, by modlił się o uzdrowienie, ani też nic nie wskazuje na to, by Bóg go nie wysłuchał. Trzykrotnie Paweł po prostu prosił Pana, aby oddalił od niego owego policzkującego anioła, ale Bóg stwierdził, że powinna mu wystarczyć Jego łaska.

Kto był sprawcą tego ciernia u Pawła? Niektórzy uważają, że szatan, skoro był nazwany „aniołem szatana”, a inni, że Bóg, po to, aby trzymać w ryzach dumę Pawła. On sam powiedział: „Abym się zbytnio nie wynosił”.

Warte podkreślenia jest słowo „zbytnio”. Bóg najwyraźniej nie jest przeciwny naszemu wysokiemu poczuciu własnej wartości. Właściwie obiecuje, że jeśli się uniżymy, On nas wywyższy. Jest zatem całkiem możliwe, iż Bóg go wyniósł, a szatan próbował temu przeszkodzić, wysyłając policzkującego anioła, aby wywoływał kłopoty, gdziekolwiek Paweł się udawał. Bóg jednak obiecał wykorzystać te okoliczności dla swojej chwały. I rzeczywiście w wyniku słabości Pawła Boża moc tym wydatniej objawiała się w życiu apostoła.

Tak czy owak twierdzenie, że Paweł był chory, bo Bóg nie chciał go uzdrowić, jest poważnym wykrzywieniem przekazu biblijnego. W urywku mówiącym o cierniu w ciele Paweł nie wspomina o żadnej chorobie i nic nie wskazuje na to, by Bóg odmówił mu uzdrowienia z rzekomej choroby. Przeglądając uczciwie wykaz wszystkich pawłowych przeciwności w 2Kor 11,23-30, nie znajdziemy tam nawet wzmianki o chorobie.

Rozwinięcie tego tematu

Niektórzy wyrażają zastrzeżenie co do mojego wyjaśnienia ciernia Pawła: – Czyż sam Paweł nie napisał do Galatów, że był chory, kiedy pierwszy raz głosił im ewangelię? Czy nie chodziło mu właśnie o w cierń w ciele?

Oto słowa samego Pawła:

Wiecie przecież, że zatrzymany przez chorobę głosiłem wam pierwszy raz Dobrą Nowinę, i nie zlekceważyliście ani nie odrzuciliście waszego doświadczenia spowodowanego moją chorobą, ale przyjęliście mnie jak anioła Boga, jak Chrystusa Jezusa (Ga 4,13-14).

Słowo asthenia, przetłumaczone tu jako choroba, dosłownie oznacza „słabość”. Może to być słabość wywołana chorobą, ale niekoniecznie.

Na przykład Paweł napisał: „… to co słabe u Boga, jest mocniejsze niż ludzie” (1Kor 1,25). Tutaj w oryginale też występuje słowo asthenia. Nie miałoby sensu, gdyby je przetłumaczyć: „… to co chore u Boga, jest mocniejsze niż ludzie”. (zob. także Mt 26,41 oraz 1P 3,7, gdzie to słowo zostało przetłumaczone jako słabość i nie pasowałby tu termin choroba.)

Kiedy Paweł odwiedził Galację, o czym czytamy w Dziejach Apostolskich, nie znajdujemy tam wzmianki o tym, by był chory. Jest owszem napisane o tym, że został ukamienowany i porzucony na śmierć, po czym cudownie odżył albo został wskrzeszony (zob. Dz 14,5-7. 19-20). Na pewno ciało Pawła po czymś takim było w opłakanym stanie, pełne ran i siniaków.

Paweł w Galacji nie cierpiał z powodu choroby, która byłaby dla jego słuchaczy doświadczeniem. Raczej był słaby po niedawnym kamienowaniu. Najprawdopodobniej nadal nosił na sobie pozostałości owych prześladowań w Galacji, kiedy pisał list do jej mieszkańców, bo zakończył go słowami:

Odtąd niech nikt już nie sprawia mi przykrości! Ja bowiem na swoim ciele noszę znamiona Jezusa (Ga 6,17).

Kolejny zarzut – Cierpię dla chwały Bożej

Odwołują się do niego ci, którzy oparli się na jednym wersecie z relacji o wskrzeszeniu Łazarza, na podstawie którego twierdzą, że znoszą chorobę dla Bożej chwały. O Łazarzu Jezus powiedział:

Choroba ta nie prowadzi do śmierci, lecz jest na chwałę Boga, aby przez nią został uwielbiony Syn Boży (J 11,4).

Jezus nie mówił, że Bóg zostanie uwielbiony w wyniku choroby Łazarza, ale wtedy, kiedy Łazarz zostanie wzbudzony z martwych. Innymi słowy, ostatecznym skutkiem choroby nie będzie śmierć, ale uwielbienie Boga. Bóg nie bywa uwielbiony w chorobie, ale w uzdrowieniu. (zob. także Mt 9,8; 15,31; Łk 7,16; 13,13 oraz 17,15, gdzie uzdrowienie przysporzyło Bogu chwały.)

Inne zastrzeżenie: – Paweł powiedział, że zostawił Trofima chorego w Milecie

To zdanie piszę przebywając w pewnym mieście w Niemczech. Kiedy tydzień temu wyjeżdżałem z mojej miejscowości, zostawiłem tam wielu chorych, szpitale pełne pacjentów. Ale to nie znaczy, że nie jest Bożą wolą ich wszystkich uzdrowić. To, że Paweł zostawił jednego chorego w odwiedzanym przez siebie mieście, nie dowodzi, że Bóg nie chciał go uzdrowić. A co z rzeszami niezbawionych, których Paweł też zostawił? Czy to dowodzi, że Bóg nie chciał ich zbawić? Absolutnie nie.

Kolejne zastrzeżenie: – Jest ze mną tak jak z Hiobem

Chwała Bogu! Jeśli doszedłeś do końca opowieści o Hiobie, wiesz, że został uzdrowiony. Nie było Bożą wolą, aby pozostał chory, i nie jest też Jego wolą, byś ty pozostał chory. Przeżycia Hioba potwierdzają, że Bóg zawsze chce uzdrawiać.

Inne zastrzeżenie: – Porada Pawła dotycząca żołądkowych dolegliwości Tymoteusza

Wiemy, że Paweł poradził Tymoteuszowi używać nieco wina ze względu na żołądek i jego częste niedomagania (zob. 1Tm 5,23).

Faktycznie, Paweł kazał Tymoteuszowi przestać pić wodę i używać nieco wina ze względu na częste niedomagania jego żołądka. To może wskazywać, że z wodą było coś nie tak. Zrozumiałe, że jeśli się pije zanieczyszczoną wodę, należy przestać i pić coś innego, bo się można nabawić kłopotów żołądkowych, jak Tymoteusz.

Inne zastrzeżenie: – Jezus uzdrawiał tylko po to, by dowieść swego bóstwa

Niektórzy chcą nas przekonać, że Jezus uzdrawiał tylko po to, by dowieść, że jest Bogiem. Teraz, kiedy już o tym wiadomo, rzekomo przestał uzdrawiać.

Jest to całkowicie błędne. To prawda, że cuda Jezusa potwierdzały Jego bóstwo, ale nie tylko z tego powodu ludzi uzdrawiał. Uzdrowionym wielokrotnie zabraniał o tym opowiadać (zob. Mt 8,4; 9,6.30; 12,13-16; Mk 5,43; 7,36; 8,26). Gdyby uzdrawiał ich tylko po to, by dowieść swego bóstwa, kazałby im wszystkim o tym rozpowiadać.

Co motywowało Jezusa do uzdrawiania? Wielokrotnie czytamy w Piśmie, że „litował się nad ludźmi” (zob. Mt 9,35-36; 14,14; 20,34; Mk 1,41; 5,19; Łk 7,13). Uzdrawiał, bo ludzi kochał i użalał się nad nimi. Czy po skończeniu swej ziemskiej posługi Jezus ma teraz mniej współczucia? Czy Jego miłość osłabła? Absolutnie nie!

Kolejne zastrzeżenie: – Z jakiegoś powodu Bóg chce, żebym chorował

W świetle wszystkich tekstów Pisma, jakie rozważyliśmy, jest to niemożliwe. Jeśli trwałeś w nieposłuszeństwie, może rzeczywiście Bóg dopuścił twoją chorobę, aby cię przyprowadzić do opamiętania. Ale nadal nie jest Jego wolą, byś pozostał chory. Chce, abyś się opamiętał i został uzdrowiony.

A tak na marginesie, jeżeli sądzisz, że Bóg chce, abyś chorował, to dlaczego chodzisz do lekarza i bierzesz lekarstwa z nadzieją na wyzdrowienie? Czy próbujesz ominąć „Bożą wolę”?

Ostatnie zastrzeżenie: – Jeśli nie zachorujemy, to jak umrzemy?

Biblia naucza, że nasze fizyczne ciała ulegają zniszczeniu (zob. 2Kor 4,16). Nic nie poradzimy na to, że siwieją nam włosy i ciała się starzeją. W końcu nasz wzrok i słuch nie są tak sprawne jak w młodości. Nie potrafimy tak szybko biegać. Nasze serce nie jest tak mocne jak dawniej. Powoli się zużywamy.

Ale to nie znaczy, że musimy umrzeć z powodu choroby. Nasze ciało może po prostu zużyć się do końca, a wtedy Bóg wezwie nas do niebiańskiego domu i nasz duch opuści ciało. W ten sposób umarło wielu wierzących. Czemu z tobą nie miałoby być tak samo?


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy


[1] . W niektórych kościołach w Ameryce Północnej pastor wiele by ryzykował, gdyby na ten temat nauczał, z uwagi na silny opór ze strony tak zwanych wierzących. Jezus też czasami spotykał się z oporem oraz niewiarą, co blokowało Jego posługę uzdrowieńczą (zob. Mk 6,1-6).

[2] . Chwytając się czegokolwiek, aby trwać w niewierze, niektórzy próbują nas przekonać, iż Jezus całkowicie> wypełnił proroctwo z Iz 53,4 uzdrawiając tego wieczoru ludzi w Kafarnaum. Izajasz jednak mówi, że Jezus dźwigał nasze boleści, a także został zdruzgotany za nasze grzechy> (por. Iz 53,4 oraz 5). Jezus poniósł choroby tych samych ludzi, za których grzechy został „zmiażdżony”. Mateusz wskazuje zatem, iż uzdrowieńcza posługa Jezusa w Kafarnaum jedynie potwierdziła Jego Mesjańskość, o czym pisał Izajasz w 53. rozdziale: miał On dźwigać zarówno nasze nieprawości jak i choroby.

[3] . Na przykład kobiecie uzdrowionej z wewnętrznego krwotoku Jezus powiedział: „Córko, twoja wiara cię uzdrowiła” (Mk 5,34). Grecki czasownik (sozo) jest w tym wersecie oraz w dziesięciu innych miejscach Nowego Testamentu przetłumaczony jako „uzdrowić”, zaś w ponad 80 innych przypadkach jest oddany słowem „zbawić”. Na przykład w Ef 2,5: „Łaską przecież jesteście zbawieni!” Widzimy zatem, że znaczenie tego greckiego słowa, najczęściej tłumaczonego jako „zbawić”, obejmuje również uzdrowienie.

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Cudowne uzdrowienie

Uzdrowieńcza służba Jezusa

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Sądzimy, że ponieważ Jezus był Synem Bożym, mógł dokonać cudu lub kogoś uzdrowić, kiedy tylko chciał. Jednak uważniej przyglądając się Pismu widzimy, że chociaż rzeczywiście był Bogiem, to w swojej ziemskiej służbie dobrowolnie był ograniczony. Kiedyś powiedział: „Syn nie mógłby nic uczynić sam od siebie, jeśli nie widziałby, jak czyni to Ojciec. Co bowiem On czyni, to i Syn czyni podobnie” (J 5,19).

Według Pawła, kiedy Jezus stał się człowiekiem, „ogołocił samego siebie” z pewnych rzeczy, które przedtem jako Bóg posiadał:

To dążenie niech was ożywia; ono też było w Chrystusie Jezusie. On istniejąc w postaci Bożej, nie skorzystał ze sposobności, aby na równi być Bogiem, lecz ogołocił samego siebie, przyjąwszy postać sługi, stawszy się podobnym do ludzi (Flp 2,5-7).

Z czego Jezus „się ogołocił”? Nie z boskości. Nie ze świętości. Nie z miłości. Najpewniej ze swojej nadnaturalnej mocy. Bezsprzecznie nie był już wszechobecny, ani wszechwiedzący, ani wszechmocny. Stał się człowiekiem. W służbie funkcjonował jak człowiek namaszczony przez Ducha Świętego. Wynika to bardzo jasno z lektury czterech ewangelii.

Można by zapytać: – Skoro Jezus był Synem Bożym, dlaczego u progu swej posługi w wieku 30 lat musiał zostać ochrzczony w Duchu Świętym? Dlaczego Bóg potrzebował zanurzenia w Bogu?

Aby zostać namaszczony do służby, Jezus najwyraźniej potrzebował chrztu w Duchu Świętym. Dlatego niedługo po chrzcie wygłasza następujące słowa: „Duch Pana nade mną, dlatego namaścił mnie, abym zwiastował… abym głosił… abym wypuścił na wolność…” (Łk 4,18).

Z tego też powodu Piotr głosił: „Wiecie… że Bóg namaścił Jezusa z Nazaretu Duchem Świętym i mocą. Przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą diabła, ponieważ Bóg był z nim” (Dz 10,37-38).

Dlatego też Jezus nie uczynił żadnego cudu, dopóki nie został ochrzczony w Duchu Świętym w wieku 30 lat. Czy był Bożym Synem mając 25 lat? Na pewno. To dlaczego nie czynił cudów przed ukończeniem 30. roku życia? Po prostu dlatego, że ogołocił samego siebie z boskiej nadnaturalnej mocy i musiał czekać na chwilę, kiedy przez Ducha będzie napełniony mocą.

Kolejny dowód, że Jezus posługiwał jak człowiek namaszczony przez Ducha

Czytając Ewangelie zauważamy, iż czasami Jezus posiadał nadnaturalną wiedzę, a kiedy indziej nie. W rzeczywistości często zadawał pytania, aby uzyskać jakąś informację.

Na przykład Samarytance przy studni powiedział, że miała pięciu mężów i aktualnie mieszka z mężczyzną bez ślubu (zob. J 4,17-18). Skąd to wiedział? Czy dlatego, że był Bogiem, który wie wszystko? Nie, bo wtedy stale wykazywałby tę zdolność. Chociaż był Bogiem, a Bóg wie wszystko, Jezus ogołocił siebie z własnej wszechwiedzy stając się człowiekiem. Znał małżeńską przeszłość tej kobiety, bo w tym momencie Duch Święty udzielił Mu daru „słowa wiedzy” (1Kor 12,8), czyli nadnaturalnej wiedzy o czymś z teraźniejszości lub przeszłości. (W następnym rozdziale będziemy bardziej szczegółowo omawiać temat darów Ducha.)

Czy Jezus stale wszystko wiedział? Nie. Kiedy kobieta cierpiąca na krwotok dotknęła skraju Jego płaszcza, odczuł, jak wychodzi z Niego moc uzdrawiająca, więc zapytał: „Kto dotknął Mojego płaszcza?” (Mk 5,30b) Kiedy zobaczył z oddali drzewo figowe, „podszedł z zamiarem znalezienia czegoś na nim” (Mk 11,13).

Dlaczego Jezus nie wiedział, kto Go dotknął? Dlaczego nie wiedział, że na drzewie figowym nie ma owoców? Ponieważ funkcjonował tylko jako człowiek namaszczony przez Ducha Świętego, obdarowany Jego darami. Dary Ducha przejawiają się tak, jak chce Duch (zob. 1Kor 12,11; Hbr 2,4). Jezus nie posiadał nadnaturalnej wiedzy, o ile Duch Święty nie zechciał udzielić Mu daru „słowa wiedzy”.

To samo odnosi się do uzdrowieńczej służby Jezusa. Pismo wyraźnie mówi, że Jezus nie mógł uzdrowić każdego w każdym czasie. Na przykład w Ewangelii Marka czytamy, że kiedy Jezus odwiedził swoje rodzinne miasto Nazaret, nie potrafił tam dokonać wszystkiego, co chciał.

Jezus wyruszył stamtąd i przyszedł w swoje rodzinne strony, a razem z Nim Jego uczniowie. Gdy nadszedł szabat, zaczął nauczać w synagodze. Wielu zaś przysłuchując się, pytało ze zdumieniem: Skąd On to ma? Co to za mądrość została Mu dana i jakie cuda stają się przez Jego ręce? Czy nie jest to ten cieśla, syn Marii, brat Jakuba, Józefa, Judy i Szymona? Czy Jego siostry nie mieszkają wśród nas? I pogorszyli się z Jego powodu. A Jezus powiedział im: Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu prorok nie znajduje uznania. I nie mógł uczynić tam żadnego cudu, jedynie na kilku chorych położył ręce i uzdrowił ich. I dziwił się z powodu ich niedowiarstwa (Mk 6,1-6).

Zauważmy, iż Marek nie powiedział, że Jezus nie chciał uczynić żadnego cudu, ale że nie mógł. Dlaczego? Bo mieszkańcy Nazaretu byli niewierzący. Nie przyjęli Jezusa jako namaszczonego Syna Bożego ale jako syna miejscowego cieśli. I Jezus tak to skomentował: „Tylko w swojej ojczyźnie, wśród swoich krewnych i w swoim domu prorok nie znajduje uznania” (Mk 6,4). W efekcie mógł tylko uzdrowić kilka osób z drobnych dolegliwości (jak podaje jedno z tłumaczeń). A przecież na pewno w mieście, w którym przeżył większość życia, Jezus chciał czynić cuda i uzdrawiać ludzi. Jednak czytamy, że nie mógł tego zrobić.

Głębszy wgląd Łukasza

Jezus uzdrawiał stosując głównie dwie metody: (1) nauczał Bożego Słowa, by wzbudzić w chorych wiarę w uzdrowienie oraz (2) przejawiał „dary uzdrawiania”, tak jak tego chciał Duch Święty. Dlatego w posłudze uzdrawiania ograniczały Go dwa czynniki: (1) niewiara chorych oraz (2) wola Ducha Świętego, by się przejawiały „dary uzdrawiania”.

Większość mieszkańców rodzinnego miasta Jezusa najwyraźniej nie wierzyła w Niego. Chociaż słyszeli, że uzdrawia w innych miastach, nie wierzyli, że ma moc uzdrawiania i w konsekwencji nie mógł ich uzdrowić. Co więcej, nie wiadomo z jakiego powodu, Duch Święty najwyraźniej nie udzielił Mu w Nazarecie żadnego „daru uzdrawiania”.

Łukasz bardziej szczegółowo niż Marek opisuje to, co się działo, kiedy Jezus odwiedził Nazaret:

Przyszedł też do Nazaretu, gdzie się wychował. Zgodnie ze swym zwyczajem wszedł w dzień szabatu do synagogi i powstał, aby czytać. Podano Mu zwój proroka Izajasza. Gdy go rozwinął, znalazł miejsce, gdzie było napisane: Duch Pana nade mną, dlatego namaścił mnie, abym zwiastował ubogim dobrą nowinę. Posłał mnie, abym głosił więźniom uwolnienie i niewidomym przejrzenie, abym wziętych do niewoli wypuścił na wolność i ogłosił rok miłosierdzia Pana. Następnie zwinął zwój, podał go słudze i usiadł, a wszyscy w synagodze utkwili w Nim wzrok. Wtedy zaczął do nich mówić: Dzisiaj wypełniło się proroctwo Pisma, które usłyszeliście. Wszyscy przytakiwali Mu i dziwili się słowom łaski, które wypowiadał, a także pytali: Czy nie jest to syn Józefa? (Łk 4,16-22).

Jezus chciał, aby Jego słuchacze uwierzyli, iż jest owym obiecanym Pomazańcem z proroctwa Izajasza. Miał nadzieję, że uwierzą i przyjmą wszystkie dobrodziejstwa Jego namaszczenia, które według Izajasza obejmowały uwolnienie z niewoli oraz ucisku, a także przywrócenie wzroku ślepym.[1] I chociaż byli pod wrażeniem Jego umiejętności przemawiania, nie uwierzyli, że syn Józefa może być kimś wyjątkowym. Na ich sceptycyzm Jezus tak odpowiedział:

Zapewne przytoczycie Mi przysłowie: Lekarzu, lecz samego siebie. Dokonaj i tu, w swojej ojczyźnie tego, co miało miejsce, jak słyszeliśmy, w Kafarnaum. I dodał: Zapewniam was, że żaden prorok nie znajduje uznania w swojej ojczyźnie (Łk 4,23-24).

Mieszkańcy rodzinnego miasta Jezusa chcieli zobaczyć, czy uczyni to samo, co według krążących wieści uczynił w Kafarnaum. Nie cechowała ich wiara pełna nadziei, ale sceptycyzm. Swoim brakiem wiary uniemożliwili Mu dokonanie jakichkolwiek cudów czy poważniejszych uzdrowień.

Jeszcze inne ograniczenie w Nazarecie

Kolejne słowa Jezusa do słuchaczy w Nazarecie ujawniają, że ograniczała go także wola Ducha Świętego:

Mówię wam otwarcie: Za dni Eliasza, kiedy przez trzy i pół roku zamknięte było niebo, a całą ziemię dotknął wielki głód, wiele wdów było w Izraelu, ale do żadnej z nich nie został posłany Eliasz, tylko do wdowy z Sarepty koło Sydonu. I wielu było trędowatych w Izraelu za czasów proroka Elizeusza, ale żaden nie doznał oczyszczenia, tylko Naaman Syryjczyk (Łk 4,25-27).

Jezusowi chodziło o to, że podczas trzyletniego głodu w Izraelu Eliasz nie mógł według swego uznania rozmnożyć oliwę i mąkę, aby zachować przy życiu każdą wdowę (zob. 1Krl 17,9-16). Chociaż w Izraelu było wówczas wiele cierpiących wdów, Duch namaścił Eliasza, by zachować jedną, która nawet nie była Izraelitką. Podobnie Elizeusz nie mógł uzdrowić z trądu każdego, kogo sam chciał. Dowodzi tego fakt, że kiedy został oczyszczony Naaman, w Izraelu trędowatych było wielu. Gdyby to zależało od decyzji Elizeusza, wpierw uzdrowiłby zapewne trędowatych współziomków, a dopiero potem Naamana, czciciela bałwanów (zob. 2 Krl 5,1-14).

Zarówno Eliasz jak i Elizeusz byli prorokami, namaszczonymi przez Ducha Świętego, którzy posługiwali różnymi darami Ducha, tak jak On chciał. Dlaczego Bóg nie posłał Eliasza do jakiejś innej wdowy? Nie wiem. Dlaczego Bóg nie posłużył się Elizeuszem, by uzdrowić jakiegoś innego trędowatego? Nie wiem. Nikt nie wie, oprócz Boga.

Te dwa znane starotestamentowe wydarzenia nie dowodzą jednak, że nie było Bożą wolą zatroszczyć się o każdą wdowę czy uzdrowić każdego trędowatego. Izraelici mogli położyć kres głodowi za dni Eliasza, gdyby sami wraz ze swym złym królem Achabem opamiętali się z grzechów. A głód był formą sądu Bożego. Także wszyscy trędowaci w Izraelu mogli doznać uzdrowienia, gdyby okazali posłuszeństwo i uwierzyli słowom Bożego przymierza, które także obejmowało uzdrowienie fizyczne.

Jezus wyjawił swym słuchaczom w Nazarecie, że podlega takim samym ograniczeniom, co Eliasz i Elizeusz. Z jakiegoś powodu Duch Święty nie udzielił Jezusowi żadnych „darów uzdrowienia” w Nazarecie. Fakt ten, wraz z niewiarą mieszkańców miasta sprawił, że na swojej rodzimej ziemi Jezus nie dokonał żadnych wielkich cudów.

Spojrzenie na jedno uzdrowienie dokonane przez Jezusa

Studiując ewangeliczne relacje o różnych uzdrowieniach dokonanych przez Jezusa, stwierdzamy, że większość ludzi uzyskało uzdrowienie nie dzięki „darom uzdrawiania” ale własnej wierze. Rozważmy różnice pomiędzy tymi dwoma rodzajami uzdrowienia na podstawie konkretnych przykładów. Najpierw przestudiujemy przypadek sparaliżowanego przy sadzawce Betezda, uzdrowionego nie dzięki swej wierze, ale „darowi uzdrowienia”, który przejawił się przez Jezusa.

W Jerozolimie zaś przy bramie owczej jest sadzawka z pięcioma krużgankami, zwana po hebrajsku Betezda. W krużgankach leżało wielu chorych: ślepych, chromych, sparaliżowanych. [Czekali oni na poruszenie wody. Anioł bowiem zstępował co pewien czas i poruszał wodę. Kto pierwszy wstąpił do poruszonej wody, odzyskiwał zdrowie niezależnie od tego, jaka chorobą był dotknięty.] Był tam też pewien człowiek od trzydziestu ośmiu lat złożony chorobą. Kiedy Jezus zobaczył go leżącego i poznał, że od wielu lat czeka na uzdrowienie, zapytał: Czy chcesz być zdrowy? Chory Mu odpowiedział: Panie, nie mam człowieka, aby sprowadził mnie do sadzawki, gdy się poruszy woda. W tym czasie, gdy ja idę, ktoś inny schodzi przede mną. Powiedział mu Jezus: Wstań, zabierz swoją matę i chodź! I natychmiast człowiek ten wyzdrowiał, zabrał swoją matę i chodził (J 5,2-9).

Skąd wiemy, że człowiek ten odzyskał zdrowie nie dzięki swej wierze, ale „darowi uzdrowienia”? Oto kilka wskazówek.

Po pierwsze zauważmy, że człowiek ten nie szukał Jezusa. To Jezus znalazł go przy sadzawce. Gdyby szukał Jezusa, wskazywałoby to na jego wiarę.

Po drugie, Jezus mu nie powiedział, że uzdrowiła go jego wiara, co często mówił innym uzdrowionym.

Po trzecie, kiedy później Żydzi wypytywali uzdrowionego, kto mu kazał „wstać i chodzić”, odpowiedział, że nawet nie zna tego Człowieka. A zatem definitywnie to nie wiara w Jezusa przyczyniła się do jego uzdrowienia. Jest to klasyczny przypadek osoby uzdrowionej poprzez „dar uzdrawiania”, który się przejawił zgodnie z wolą Ducha.

Zauważmy też, że choć cały tłum czekał na poruszenie wody, Jezus uzdrowił tylko jednego, a resztę pozostawił w ich chorobie. Dlaczego? Nie wiem. Przypadek ten jednak nie dowodzi, że Bożą wolą jest, aby ktoś pozostawał chory. Każdy z tych chorych mógł być uzdrowiony dzięki wierze w Jezusa. A może to właśnie było powodem. Może ten jeden został nadnaturalnie uzdrowiony, aby zwrócić uwagę reszty chorych na Jezusa, na tego, który mógł i chciał ich uzdrowić, gdyby tylko uwierzyli.

„Dary uzdrawiania” zaliczamy do kategorii „znaków i cudów”, czyli nadnaturalnych zdarzeń, których celem jest zwrócenie uwagi na Jezusa. Z tego powodu wielu nowotestamentowych ewangelistów, jak na przykład Filip, przejawiało „dary uzdrawiania”, ponieważ dokonywane przez nich cuda przyciągały ludzi do głoszonej przez nich ewangelii (zob. Dz 8,5-8).

Chorzy chrześcijanie nie powinni czekać, aż pojawi się ktoś z „darami uzdrawiania” i ich uzdrowi, bo ani taka osoba ani taki dar mogą się nigdy nie pojawić. Uzdrowienie jest dostępne dzięki wierze w Jezusa. I choć nie wszyscy zostaną uzdrowieni dzięki darom uzdrawiania, każdy może zostać uzdrowiony dzięki własnej wierze. Dary uzdrawiania są dane Kościołowi przede wszystkim po to, aby niewierzący mogli zostać uzdrowieni, a uwaga ludzi była zwrócona na ewangelię. To nie znaczy, że wierzący nigdy nie będą uzdrowieni dzięki darom uzdrawiania. Bóg jednak oczekuje, by Jego dzieci przyjmowały uzdrowienie wiarą.

Przykład osoby uzdrowionej dzięki własnej wierze

Bartymeusz był niewidomym, który doznał uzdrowienia dzięki własnej wierze w Jezusa. Przeczytajmy o nim w Ewangelii Marka.

I przyszli do Jerycha. Kiedy razem z uczniami i liczną grupą ludzi wychodził z Jerycha, przy drodze siedział niewidomy żebrak, syn Tymeusza, Bartymeusz. Gdy usłyszał, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął krzyczeć: Synu Dawida, Jezusie, zlituj się nade mną! Wielu nakazywało mu, żeby zamilkł, On jednak tym głośniej krzyczał: Synu Dawida, zlituj się nade mną! Wtedy Jezus przystanął i polecił: Zawołajcie go! I zawołali niewidomego i powiedzieli do niego: Zaufaj, wstań, woła cię! On zaś zrzucił swój płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus zapytał go: Co chcesz, abym zrobił dla ciebie? Niewidomy zaś odpowiedział: Rabbuni, żebym widział! Wówczas Jezus powiedział do niego: Idź! Twoja wiara cię ocaliła. Natychmiast też odzyskał wzrok i poszedł za Nim drogą (Mk 10,46-52).

Po pierwsze zauważmy, że Jezus nie szukał Bartymeusza. (Odwrotnie niż w przypadku chorego przy sadzawce Betezda.) Tak naprawdę gdyby Bartymeusz nie zawołał, Jezus poszedłby dalej, a on nie zostałby uzdrowiony.

Zastanówmy się nad tym. Co by było, gdyby Bartymeusz tylko sobie tam siedział i myślał: – Cóż, jeśli Jezus chce mnie uzdrowić, to przyjdzie i mnie uzdrowi. – Co by się stało? Może nigdy nie doznałby uzdrowienia? Chociaż ta historia wyraźnie wskazuje, że wolą Jezusa było go uzdrowić. Pierwszą oznaką wiary Bartymeusza było jego wołanie do Jezusa.

Po drugie, Bartymeusz nie dał się zniechęcić tym, którzy próbowali go uciszyć. Kiedy to robili, on „tym głośniej krzyczał” (Mk 10,48). To wskazuje na jego wiarę.

Po trzecie zobaczmy, że Jezus nie od razu zareagował na jego wołanie. Może go nie usłyszał, ale jeśli tak, to nie od razu zareagował. Innymi słowy, poddał jego wiarę próbie.

Gdyby Bartymeusz krzyknął tylko raz i dał za wygraną, nie doznałby uzdrowienia. My też musimy być czasem wytrwali w wierze. Często wygląda to tak, jak gdyby nasza modlitwa nie była wysłuchana. Właśnie wtedy nasza wiara jest poddawana próbie. Bądźmy więc wytrwali, nie poddając się przeciwnościom.

Dalsze dowody wiary Bartymeusza

Kiedy w końcu Jezus go zawołał, Bartymeusz „zrzucił swój płaszcz”. Wedle mojego zrozumienia niewidomi w czasach Jezusa nosili szczególnego rodzaju płaszcze, które odróżniały ich od reszty. Jeśli to prawda, to może Bartymeusz zrzucił swój płaszcz, ponieważ wierzył, iż nie będzie mu już dłużej potrzebny jako niewidomemu. W takim wypadku znowu uwidoczniła się jego wiara.

Więcej, kiedy zrzucił swój płaszcz, czytamy, że „zerwał się”. Był to znak ekscytującego oczekiwania, że wydarzy się z nim coś dobrego. Ludzie mający wiarę w uzdrowienie, gdy proszą o nie Boga, są przejęci, bo oczekują, że je otrzymają.

Zauważmy, że Jezus jeszcze raz przetestował wiarę Bartymeusza. Kiedy ten stanął przed Nim, zapytał go, czego pragnie. Z odpowiedzi niewidomego wynika, że wierzył, iż Jezus może i zechce przywrócić mu wzrok.

W końcu Jezus powiedział, że ocaliła go jego wiara. Jeśli Bartymeusz został uzdrowiony przez wiarę, to może tego doświadczyć każdy inny człowiek, bo Bóg „nie ma względu na osobę”.

Do dalszego studiowania

Poniżej wymieniłem 21 konkretnych przypadków uzdrowienia dokonanych przez Jezusa, a opisanych w czterech Ewangeliach. Jezus, oczywiście, uzdrowił o wiele więcej osób, ale w tych przypadkach znane są jakieś szczegóły osoby chorej oraz to, jak została uzdrowiona.

Podzieliłem ten wykaz na dwie główne kategorie. Pierwsza dotyczy tych, którzy zostali uzdrowieni dzięki wierze, zaś druga tych, którzy tego doznali dzięki darom uzdrawiania. Zauważyłem, że kilku osobom, uzdrowionym dzięki własnej wierze, Jezus zakazał rozpowiadać o ich uzdrowieniu. To kolejna wskazówka, że nie był to przejaw „darów uzdrawiania”, bo chorzy nie zostali uleczeni, by promować Jezusa czy ewangelię.

Przypadki, gdzie przyczyną uzdrowienia była wiara:

1. Sługa (albo „syn”) setnika: Mt 8,5-13; Łk 7,2-10 „Niech ci się stanie, jak uwierzyłeś.”

2. Sparaliżowany spuszczony przez otwór w dachu: Mt 9,2-8; Mk 2,3-11; Łk 5,18-26 „Gdy zobaczył ich wiarę, powiedział… idź do domu!.”

3. Córka Jaira: Mt 9,18-26; Mk 5,22-43; Łk 8,41-56 „Nie bój się, tylko wierz!… Nakazał im jednak stanowczo, aby nikt się o tym nie dowiedział.”

4. Kobieta cierpiąca na krwotok: Mt 9,20-22; Mk 5,25-34; Łk 8,43-48 „Twoja wiara cię uzdrowiła.”

5. Dwóch niewidomych: Mt 9,27-31 „Skoro wierzycie, to niech się tak stanie… Uważajcie, niech się nikt o tym nie dowie!”

6. Niewidomy Bartymeusz: Mk 10,46-52; Łk 18,35-43 „Twoja wiara cię ocaliła.”

7. Dziesięciu trędowatych: Łk 17,12-19 „Twoja wiara cię ocaliła.”

8. Syn urzędnika królewskiego: J 4,46-53 „Człowiek ten uwierzył słowu, które powiedział mu Jezus.”

W następnych czterech przypadkach nie ma konkretnej wzmianki o wierze chorego, ale na podstawie jego słów lub czynów można się domyślać, że ją posiadał. Na przykład dwaj niewidomi (pozycja 10) wołali do przechodzącego Jezusa, tak jak Bartymeusz. Wszyscy ci chorzy szukali Jezusa, co wyraźnie wskazuje na ich wiarę. W trzech spośród czterech przypadków Jezus nakazał uzdrowionym, by nikomu o tym nie mówili, co potwierdza, że nie były to „dary uzdrawiania”.

9. Trędowaty, który nie znał Bożej woli: Mt 8,2-4; Mk 1,40-45; Łk 5,12-14 „Nikomu nic nie mów.”

10. Dwaj niewidomi (przypuszczalnie jednym z nich był Bartymeusz): Mt 20,30-34 „Krzyczeli: Zlituj się nad nami, Panie!”

11. Głuchy i niemy: Mk 7,32-36 „Nakazał im, żeby nikomu o tym nie mówili.”

12. Niewidomy: Mk 8,22-26 „Nie wstępuj do wsi!”

W ostatnich dwóch przypadkach ludzie uzdrowieni dzięki wierze właściwie zostali uwolnieni od demonów. Ale Jezus przypisał to uwolnienie ich wierze.

13. Epileptyk: Mt 17,14-18; Mk 9,17-27; Łk 9,38-42 „Jezus mu odpowiedział: Wszystko jest możliwe dla wierzącego. Wtedy ojciec chłopca natychmiast zawołał: Wierzę, ratuj mnie w mojej niewierze!”

14. Córka Kananejki: Mt 15,22-28; Mk 7,25-30 „O kobieto, wielka jest twoja wiara. Niech ci się stanie, jak chcesz.”

Przypadki uzdrowionych dzięki „darom uzdrawiania”:

Ostatnie siedem przypadków dotyczy ludzi uzdrowionych dzięki darom uzdrawiania. Jednak w trzech pierwszych potrzebne było posłuszeństwo konkretnemu nakazowi Jezusa. W żadnym z tych przypadków Jezus nie zakazał uzdrowionemu opowiadać o tym. I żadna z tych osób nie szukała Jezusa.

15. Człowiek z bezwładną ręką: Mt 12,9-13; Mk 3,1-5; Łk 6,6-10 „Wyjdź na środek!… Wyciągnij rękę!”

16. Chory przy sadzawce Betezda: J 5,2-9 „Wstań, zabierz swoją matę i chodź!”

17. Niewidomy od urodzenia: J 9,1-38 „Idź i obmyj się w sadzawce Siloam.”

18. Teściowa Piotra: Mt 8,14-15; Mk 1,30-31; Łk 4,38-39

19. Kobieta zgięta w pół: Łk 13,11-16

20. Chory na wodną puchlinę: Łk 14,2-4

21. Sługa arcykapłana: Łk 22,50-51

Zauważmy, że we wszystkich powyższych przykładach żadna osoba dorosła nie została uzdrowiona wyłącznie dzięki wierze innej dorosłej osoby, najwyżej dziecko uzdrowione za sprawą wiary rodziców (zob. przykłady 1, 3, 8, 13 i 14).

Jedynymi wyjątkami mogłyby być przykłady nr 1 i 2, czyli sługa setnika oraz sparaliżowany spuszczony przez otwór w dachu. W pierwszym przypadku greckie słowo oznaczające sługę brzmi pais, i można je też przetłumaczyć jako chłopiec, jak w Mt 17,18: „Od tej godziny chłopiec był zdrowy”.

Jeśli to był faktycznie sługa setnika, a nie jego syn, musiał być młodym chłopcem. Dlatego setnik, jako prawny opiekun, był za niego odpowiedzialny, mógł więc uwierzyć w jego imieniu, tak jak mógł to zrobić dla własnego dziecka każdy rodzic.

W przypadku sparaliżowanego spuszczonego przez otwór w dachu zauważmy, że on sam też musiał mieć wiarę, bo inaczej nie pozwoliłby na to przyjaciołom. A zatem nie został uzdrowiony wyłącznie dzięki wierze przyjaciół.

Wszystko to wskazuje, że wiara dorosłej osoby niekoniecznie przyczynia się do uzdrowienia innej dorosłej osoby, która jest chora, jeśli ów chory sam nie ma wiary. Owszem, ktoś dorosły może się modlić z człowiekiem potrzebującym uzdrowienia, ale niewiara chorego może potencjalnie zniweczyć działanie wiary modlącego się.

Natomiast dzieci do pewnego wieku mogą zostać uzdrowione dzięki naszej wierze. Kiedy jednak nieco dorosną, Bóg będzie chciał, by własną wiarą sięgali po Jego dary.

Zachęcam do dokładnego przestudiowania każdego wyżej wymienionego przykładu, w celu wzmocnienia naszej wiary w uzdrawiającą moc Pana Jezusa.

Uzdrawiające namaszczenie

Należy też wiedzieć, że podczas swojej ziemskiej służby Jezus był namaszczony odczuwalną uzdrawiającą mocą. To znaczy, że faktycznie odczuwał, jak uzdrawiające namaszczenie opuszcza Jego ciało, a w niektórych przypadkach uzdrawiany czuł, jak to namaszczenie przenika do jego ciała. Na przykład w Łk 6,19 czytamy: „A każdy starał się Go dotknąć, ponieważ moc wychodziła z Niego i uzdrawiała wszystkich.”

Najwyraźniej tym uzdrawiającym namaszczeniem były przesiąknięte nawet Jego szaty, tak że gdy chory z wiarą ich dotknął, uzdrawiające namaszczenie przepływało do jego ciała. W innym miejscu czytamy:

A gdy wchodzili do wsi, miast czy osad, kładli chorych na placach i prosili Go, aby mogli dotknąć choćby skraju Jego szaty. Ci zaś, którzy Go dotknęli, odzyskiwali zdrowie (Mk 6,56).

Kobieta cierpiąca na krwotok (zob. Mk 5,25-34) została uzdrowiona, gdy zaledwie dotknęła skraju szaty Jezusa, bo oczekiwała z wiarą, iż zostanie uzdrowiona.

Nie tylko Jezus był namaszczony odczuwalną mocą uzdrawiającą, ale też Paweł w późniejszych latach swej posługi:

Bóg czynił też niezwykłe cuda przez ręce Pawła, dlatego nawet chusty i przepaski z jego ciała kładziono na chorych, a choroby ustępowały i wychodziły złe duchy (Dz 19,11-12).

Odczuwalne uzdrawiające namaszczenie przesycało każdą tkaninę, która dotykała ciała Pawła. Widocznie tkanina jest dobrym przewodnikiem uzdrawiającej mocy!

Bóg się nie zmienił od czasów Jezusa czy Pawła, nie dziwmy się więc, jeśli Bóg i dziś namaszcza któregoś ze swych sług takim samym uzdrawiającym namaszczeniem, jak niegdyś Jezusa i Pawła. Dary te nie są jednak udzielane nowonawróconym, ale tylko tym, którzy przez dłuższy czas okazywali się wiernymi uczniami, pozbawionymi egoizmu.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy


[1] . Wszystko to może odnosić się do uzdrowienia fizycznego. Chorobę bezsprzecznie można uznać za demoniczne dręczenie, jako że Pismo mówi: „Bóg namaścił Jezusa z Nazaretu Duchem Świętym i mocą. Przeszedł On dobrze czyniąc i uzdrawiając wszystkich, którzy byli pod władzą [ang. byli dręczeni przez] diabła” (Dz 10,38).

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Uzdrowieńcza służba Jezusa

Rozwód i ponowne małżeństwo

 

Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy

Rozwód i ponowne małżeństwo jest często tematem dyskusji wśród chrześcijan. Podstawą tego sporu są dwa pytania: (1) Kiedy, i czy w ogóle, Bóg dopuszcza rozwód? Oraz: (2) Kiedy, i czy w ogóle, Bóg dopuszcza ponowne małżeństwo? Większość denominacji oraz kościołów niezależnych zajmuje w tym względzie określone oficjalne stanowisko doktrynalne, w oparciu o ich własną interpretację Biblii. Należy wszystkich ich szanować za ich przekonania, o ile są one motywowane miłością do Boga. Na pewno byłoby najlepiej, gdybyśmy wszyscy posiadali przekonania stuprocentowo biblijne. Pozyskujący uczniów Boży sługa nie chce nauczać czegoś, co nie jest zgodne z Bożymi zamiarami, ani nakładać na ludzi brzemion, jakich Bóg dla nich nie przewidział. Mając to na uwadze postaram się jak najrzetelniej zinterpretować stanowisko Biblii na ten kontrowersyjny temat i pozostawić czytelnikowi decyzję, czy się z nim zgadza.

Na początku chcę powiedzieć, że podobnie jak wy, jestem zasmucony taką powszechnością rozwodów na świecie, zwłaszcza boli mnie fakt, iż rozwodzi się tak wiele osób uznających się za chrześcijan, ze sługami ewangelii włącznie. To ogromna tragedia. Starajmy się ze wszystkich sił zapobiegać wzrostowi tej tendencji, a najlepszym rozwiązaniem problemu rozwodów jest głoszenie ewangelii i wzywanie ludzi do opamiętania. Kiedy dwoje małżonków prawdziwie rodzi się na nowo i oboje podążają za Chrystusem, nigdy się nie rozwiodą. Boży sługa, który pozyskuje uczniów, robi wszystko, co w jego mocy, aby wzmacniać własne małżeństwo wiedząc, iż przykład jest najskuteczniejszą metodą nauczania.

Pozwolę sobie dodać, że od ponad 25 lat żyję w szczęśliwym małżeństwie i wcześniej nie byłem żonaty. Nie mogę sobie wyobrazić własnego rozwodu. Nie muszę więc ze względów osobistych „rozwadniać” trudnych tekstów dotyczących rozwodu. Mam jednak dużo serca dla ludzi rozwiedzionych wiedząc, że sam jako młodzieniec mogłem dokonać błędnego wyboru, żeniąc się z kimś, z kim później, niestety, chciałbym się rozwieść, na przykład z osobą mniej wyrozumiałą wobec mnie niż ta cudowna kobieta, która została moją żoną. Innymi słowy mogłem się rozwieść, ale dzięki łasce Bożej tak się nie stało. Sądzę, że większość osób będących w związkach potrafi się z tym utożsamić, a zatem powstrzymajmy się przed obrzucaniem rozwiedzionych kamieniami. Kimże jesteśmy, żyjąc we w miarę zgodnych małżeństwach, by potępiać rozwiedzionych, nie mając pojęcia, przez co przeszli? Może Bóg ich uważa za bardziej sprawiedliwych od nas, bo wie, że my w podobnych okolicznościach rozwiedlibyśmy się jeszcze wcześniej.

Nikt, kto się pobiera, nie zakłada rozwodu i sądzę, że najbardziej nienawidzą go ci, którzy to przeżyli. Starajmy się zatem wspierać małżeństwa, zaś rozwiedzionym pomagajmy znaleźć łaskę, jaką Bóg może im zaoferować. I w takim duchu o tym piszę.

Postaram się jak najlepiej zinterpretować Biblię Biblią. Zauważyłem, że teksty na ten temat są często interpretowane tak, że stoją w sprzeczności z innymi wersetami, co wskazuje, że co najmniej częściowo zostały źle zrozumiane.

Fundament

Zacznijmy od fundamentalnej prawdy, co do której wszyscy możemy się zgodzić. Bezsprzecznie Pismo potwierdza, iż w zasadzie Bóg wyraźnie sprzeciwia się rozwodom. W czasach, kiedy Izraelici rozwodzili się z żonami, ogłosił ustami proroka Malachiasza:

Bo on ma w nienawiści opuszczenie żony… przeto że taki okrywa okrucieństwo płaszczem jego… a tak strzeżcie ducha waszego, a nie obchodźcie się zdradliwie (Ml 2,16).

To nie powinno dziwić kogoś, kto cokolwiek wie o pełnym miłości i sprawiedliwym charakterze Boga, albo tego, kto wie, jak rozwód niszczy mężów, żony i dzieci. Należałoby zakwestionować moralność każdego, kto z zasady popiera rozwody. Bóg jest miłością (zob. 1J 4,8), dlatego nienawidzi rozwodów.

Faryzeusze zapytali kiedyś Jezusa o prawomocność rozwodu „z byle przyczyny”. Jego odpowiedź ujawnia całkowitą dezaprobatę dla rozwodów. W rzeczywistości w swoich zamiarach wobec człowieka nigdy nie przewidywał rozwodu:

Wtedy przyszli do Niego faryzeusze i chcąc wystawić Go na próbę, pytali: Czy wolno mężczyźnie rozwieść się z żoną z jakiegokolwiek powodu? On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku uczynił ich jako mężczyznę i kobietę? I oznajmił: Dlatego mężczyzna opuści ojca i matkę i połączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. Tak więc już nie są dwoje, lecz stanowią jedno. Co zatem Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela (Mt 19,3-6).

Z perspektywy historycznej wiemy, iż za czasów Jezusa wśród żydowskich liderów religijnych istniały dwie szkoły. Później zbadamy obie bardziej szczegółowo, na razie powiemy, że jedna była konserwatywna, a druga liberalna. Konserwatyści uważali, że mężczyźnie wolno opuścić żonę tylko z bardzo poważnych powodów natury moralnej, liberałowie zaś, że można się rozwieść z byle powodu, jak chociażby poznanie bardziej atrakcyjnej kobiety. Te sprzeczne przekonania stanowiły podstawę pytania faryzeuszy.

Jezus odwołał się do tekstów Pisma z pierwszych kart księgi Rodzaju, które ukazują, iż Boży plan przewidywał permanentne a nie tymczasowe złączenie się mężczyzny z kobietą. Mojżesz stwierdził, iż Bóg stworzył osobników obojga płci, mając na myśli małżeństwo i więź małżeńska jest dla człowieka pierwszorzędną. Kiedy zaistnieje, staje się ważniejsza od więzi z rodzicami. Mężczyzna opuszcza rodziców, aby połączyć się ze swoją żoną.

Ponadto więź seksualna pomiędzy mężem i żoną wskazuje na ich jedność ustanowioną przez Boga. Oczywiście, ta więź, której owocem były dzieci, miała być zgodnie z planem Boga nie tymczasowa, lecz trwała. Podejrzewam, iż ton wypowiedzi Jezusa wskazywał na Jego głębokie rozczarowanie tym, że takie pytanie w ogóle padło. Bóg z pewnością nie chciał, by mężczyźni opuszczali swoje żony „z byle powodu”.

Nie chciał, aby ktoś grzeszył w taki czy inny sposób, niemniej wszyscy jesteśmy winni. Na szczęście Bóg znalazł wyjście, by wyratować nas z niewoli grzechu. Jednakże po tym, jak staliśmy się Mu nieposłuszni, ma nam coś do powiedzenia. Podobnie Jego zamiarem nie było, aby ktokolwiek się rozwodził. Jednak wśród ludzi nieposłusznych Bogu rozwód stał się czymś nieuniknionym. Boga nie zaskoczył ani pierwszy rozwód ani miliony następnych. Zatem On nie tylko deklaruje, że rozwodów nienawidzi, ale ma coś w tym względzie do powiedzenia ludziom rozwiedzionym.

Na początku

Teraz zastanówmy się bardziej szczegółowo, co Bóg powiedział odnośnie do rozwodu i ponownego małżeństwa. Ponieważ najbardziej kontrowersyjne opinie na ten temat wyraził Jezus zwracając się do swoich ziomków, przestudiujmy, co Bóg mówił na ten temat do Izraelitów żyjących setki lat wcześniej. Jeśli stwierdzimy, że Jego przesłanie przekazane przez Mojżesza jest sprzeczne ze słowami Jezusa, to możemy być pewni, że albo zmieniło się Boże Prawo albo źle zinterpretowaliśmy wypowiedzi Mojżesza bądź Jezusa. Zacznijmy więc od Bożego objawienia co do rozwodu i ponownego małżeństwa.

Wspomniałem już o urywku z Księgi Rodzaju 2, który według Jezusa odnosi się do tematu rozwodów. Tym razem przeczytajmy jego zapis starotestamentowy:

Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział: Ta dopiero jest kością z kości moich i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta. Dlatego mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swą żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem (Rdz 2,22-24).

Jest tu mowa o początkach małżeństwa. Bóg uczynił pierwszą kobietę z pierwszego mężczyzny i dla pierwszego mężczyzny, i osobiście przyprowadził ją do niego. Jezus to wyraził: „Bóg… ich złączył” (Mt 19,6). Pierwsze powołane przez Boga małżeństwo wyznacza wzorzec dla wszystkich kolejnych. Bóg powołuje do życia mniej więcej taką samą liczbę kobiet co mężczyzn, i stwarza ich w taki sposób, że pociąga ich płeć przeciwna. Można więc powiedzieć, że Bóg nadal „działa w tym biznesie”, na wielką skalę aranżując małżeństwa (chociaż teraz dla każdego jest o wiele więcej potencjalnych partnerów niż w przypadku Adama i Ewy). Dlatego, jak wskazał Jezus, żaden człowiek nie powinien rozdzielać tego, co łączy Bóg. On nie chciał, aby pierwsza para żyła oddzielnie. Mieli znaleźć szczęście we wspólnym życiu, opartym na współzależności. Złamanie wyraźnie objawionej Bożej woli jest grzechem. A zatem już drugi rozdział Biblii ustala fakt, iż rozwód nie był Bożym zamiarem dla żadnego małżeństwa.

Boże prawo zapisane w sercach

Chcę powiedzieć, że nawet ci, którzy nie czytali przywołanego wyżej tekstu, instynktownie wiedzą, iż rozwód jest czymś złym, jako że przymierze dozgonnego małżeństwa jest praktykowane w wielu kulturach pogańskich, gdzie ludzie nie posiadają żadnej wiedzy biblijnej. Jak napisał Paweł do Rzymian:

Jeśli bowiem poganie nie mając Prawa, z natury czynią to, co Prawo nakazuje, to chociaż go nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują, że czyn zgodny z Prawem jest wpisany w ich serca, bo ich sumienie jawi się równocześnie jako świadek, między jednymi a drugimi myślami, które oskarżają lub bronią (Rz 2,14-15).

Boży kodeks etyczny jest zapisany w sercu każdego człowieka. W istocie ów kodeks wyrażający się głosem sumienia jest jedynym prawem, jakie Bóg dał człowiekowi od czasów Adama aż do Jezusa, z wyjątkiem ludu izraelskiego. Każdy, kto choćby rozważa ewentualność rozwodu, musi się zmierzyć ze swoim sumieniem, a jedynym sposobem, by je uspokoić, to znaleźć solidne uzasadnienie dla rozwodu. Jeśli się rozwiedzie bez takiego uzasadnienia, sumienie będzie go oskarżać, dopóki nie zostanie stłumione.

O ile wiemy, przez 27 generacji od Adama aż do czasu nadania Izraelowi Prawa przez Mojżesza około 1440 roku przed Chrystusem, prawo sumienia, również w kwestii rozwodu i ponownego małżeństwa, było jedynym objawieniem danym ludziom przez Boga, także Izraelitom. Bóg uznał to za wystarczające. (Pamiętajmy, że Mojżesz zapisał relację o stworzeniu człowieka dopiero w czasach wyjścia Izraelitów z Egiptu.) Należy sądzić, że zanim zostało nadane Prawo Mojżeszowe, w okresie życia tych 27 pokoleń, który obejmował też potop za Noego, niektóre małżeństwa na przestrzeni owych setek lat kończyły się rozwodem. Chyba rozsądnym będzie wnioskować, iż niezmienny Bóg gotów był przebaczać tym, którzy ściągnęli na siebie winę z powodu rozwodu, jeśli tylko swój grzech wyznali i się opamiętali. Jestem pewien, że ludzie mogli dostąpić usprawiedliwienia, nawet przed nadaniem Prawa Mojżeszowego, jak tego dostąpił Abraham dzięki swej wierze (zob. Rz 4,1-12). Jeśli od Adama do Mojżesza ludzie mogli być usprawiedliwiani na podstawie swej wiary, to mogli uzyskiwać przebaczenie za wszystko, także za grzech rozwodu. Kiedy zaczynamy się wgłębiać w temat rozwodu i ponownego małżeństwa, zastanawiam się: Czy ludzi, którzy przed nadaniem Prawa Mojżeszowego ściągnęli na siebie grzech z powodu rozwodu, a następnie uzyskali od Boga przebaczenie, mogło oskarżać sumienie (ponieważ nie było żadnego prawa spisanego), że ściągną na siebie grzech żeniąc się ponownie? Tylko stawiam takie pytanie.

A co z ofiarami rozwodów, które nie zgrzeszyły, a rozwód spotkał je nie z własnej winy, ale z powodu egoistycznych żądań współmałżonka? Czy ich sumienie nie zezwalałoby im na ponowne małżeństwo? Raczej wydaje się to nieprawdopodobne. Skoro mężczyzna zostawiał żonę dla innej, co skłaniałoby porzuconą do wniosku, że nie ma prawa ponownie wyjść za mąż? Została wszakże rozwódką nie z własnej winy.

Prawo Mojżeszowe

Dopiero trzecia księga Biblii mówi konkretnie o rozwodzie i ponownym małżeństwie. Prawo Mojżeszowe zabraniało kapłanom żenić się z rozwiedzionymi kobietami:

Nie wezmą za żonę nierządnicy lub kobiety pohańbionej. Nie wezmą kobiety wypędzonej przez męża, bo kapłan jest poświęcony Bogu (Kpł 21,7).

Nigdzie w Prawie Mojżeszowym taki zakaz nie dotyczy izraelskich mężczyzn w ogólności. Co więcej, powyższy werset sugeruje, że (1) w Izraelu były rozwiedzione kobiety oraz (2) nie było niczym niewłaściwym, aby Izraelita, który nie był kapłanem, ożenił się z kobietą wcześniej zamężną. Cytowany wyżej wymóg dotyczy tylko kapłanów oraz rozwiedzionych kobiet zamierzających wyjść za mąż za kapłanów. Zgodnie z Prawem Mojżeszowym każda rozwiedziona kobieta mogła wyjść ponownie za mąż, byle nie za kapłana. Każdy mężczyzna, z wyjątkiem kapłanów, mógł się ożenić z rozwiedziona kobietą.

Najwyższy kapłan (pewnie jako najdoskonalszy typ Chrystusa) musiał żyć według jeszcze surowszych standardów niż zwykli kapłani. Jemu nie wolno było nawet ożenić się z wdową. Kilka wersetów poniżej w księdze Kapłańskiej czytamy:

Nie weźmie za żonę ani wdowy ani rozwódki, ani pohańbionej, ani nierządnicy: żadnej z takich nie weźmie, ale weźmie dziewicę spośród swych krewnych (Kpł 21,14).

Czy ten werset dowodzi, iż dla przeciętnego Izraelity było czymś grzesznym ponownie się ożenić albo ożenić się z wdową? Stanowczo nie. Sugeruje wyraźnie, że dla wdowy nie byłoby grzechem wyjść za mąż za kogokolwiek oprócz najwyższego kapłana, zaś dla każdego innego mężczyzny ożenić się z wdową. Inne teksty potwierdzają całkowitą legalność zawierania ponownego małżeństwa przez wdowy (zob. Rz 7,2-3; 1Tm 5,14).

Werset ten, wraz z rozważanym poprzednio (Kpł 21,7) sugeruje też, że nie było zabronione, by Izraelita (oprócz najwyższego kapłana) ożenił się z rozwódką, a nawet kobietą, która nie była dziewicą, „pohańbioną przez nierząd”. Zatem, zgodnie z Prawem Mojżeszowym, kobieta rozwiedziona mogła ponownie wyjść za mąż, a także „pohańbiona przez nierząd” mogła wstąpić w związek małżeński, byle nie z kapłanem. Bóg w swojej łaskawości dał i rozwódkom i nierządnicom kolejną szansę, chociaż był wyraźnie przeciwny zarówno nierządowi jak i rozwodom.

Drugi konkretny zakaz ponownego ożenku

Ile „kolejnych szans” dał Bóg kobietom rozwiedzionym? Czy należałoby wyciągnąć wniosek, że zgodnie z Prawem Mojżeszowym Bóg dał rozwódkom tylko jedną nową szansę, zezwalając na jeden ponowny związek? Byłby to wniosek błędny. Dalej w Prawie Mojżeszowym czytamy:

Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie. Jeśli ona wyszedłszy z jego domu, pójdzie i zostanie żoną innego, a ten drugi też ją znienawidzi, wręczy jej list rozwodowy i usunie ją z domu, albo jeśli ten drugi mąż, który ją poślubił, umrze, nie będzie mógł pierwszy jej mąż, który ją odesłał, wziąć jej powtórnie za żonę jako splugawionej. To bowiem budzi odrazę u Pana, a ty nie możesz dopuścić do takiej nieprawości w kraju, który ci daje w posiadanie Pan (Pwt 24,1-4).

Zauważmy, że powyższe wersety zabraniają powrotu do pierwszego męża jedynie kobiecie dwukrotnie rozwiedzionej (lub raz rozwiedzionej i owdowiałej). Nie ma mowy o obwinianiu jej za wyjście za mąż po raz drugi, natomiast po drugim rozwodzie (lub po śmierci drugiego męża) nie wolno jej było wracać do pierwszego męża. Wynika z tego wyraźnie, że mogła ponownie wyjść za mąż za każdego innego mężczyznę (który chciałby zaryzykować). Gdyby wyjście za mąż za kogokolwiek innego było grzechem, Bóg by nie podał tego rodzaju szczegółowych wskazówek. Wystarczyłoby, aby powiedział: – Osobom rozwiedzionym nie wolno ponownie wchodzić w związki małżeńskie.

Ponadto, jeśli Bóg pozwalał takiej kobiecie wyjść za mąż po raz drugi, to mężczyznę, który ją poślubiał po jej pierwszym rozwodzie nie można było obwiniać. A jeśli wolno było jej wyjść za mąż po raz trzeci, to żaden mężczyzna, poślubiający ją po jej dwóch rozwodach, nie grzeszył (chyba że był jej pierwszym mężem). A zatem Bóg nienawidzący rozwodów kochał ludzi rozwiedzionych i łaskawie dawał im ponowną szansę.

Podsumowanie

Chciałbym podsumować to, co dotychczas odkryliśmy: Chociaż Bóg ogłosił, że nienawidzi rozwodów, nie podał żadnej wskazówki, że ponowne małżeństwo jest grzechem, z dwoma wyjątkami: (1) powrotu kobiety dwukrotnie rozwiedzionej lub rozwiedzionej, a następnie owdowiałej, do pierwszego męża oraz (2) małżeństwa kobiety rozwiedzionej z kapłanem. Ponadto nic nie wskazuje na to, by małżeństwo z osobą rozwiedzioną było grzechem, pominąwszy oczywiście kapłanów.

Stoi to w wyraźnej sprzeczności ze stwierdzeniem Jezusa co do ponownego małżeństwa ludzi rozwiedzionych lub wiązania się z osobami rozwiedzionymi. Według Niego tacy popełniają cudzołóstwo (zob. Mt 5,32). A zatem, albo źle rozumiemy Jezusa albo Mojżesza, albo też Bóg zmienił swoje prawo. Podejrzewam, że pewnie niewłaściwie interpretujemy naukę Jezusa, ponieważ byłoby dziwnym, gdyby Bóg nagle uznał za grzeszne coś, co przez 1500 lat było moralnie do przyjęcia i zgodne z Prawem, jakie On sam dał Izraelowi.

Zanim zajmiemy się szerzej tą sprzecznością, pozwolę sobie zauważyć, iż Boże zezwolenie na ponowne małżeństwo, w ramach starego przymierza, nie było uwarunkowane ani przyczyną rozwodu ani stopniem winy danej osoby za rozwód. Bóg nigdzie nie powiedział, iż niektórzy rozwiedzeni nie są uprawnieni do ponownego małżeństwa, ponieważ powody ich rozwodu były nieuzasadnione. Nie powiedział też, że niektórzy zasłużyli na prawo do zawarcia ponownego związku z powodu uzasadnionego rozwodu. A jednak takie opinie są często wydawane przez współczesnych duchownych w oparciu o jednostronne świadectwo którejś ze stron. Na przykład rozwiedziona kobieta próbuje przekonać pastora, że powinna uzyskać zgodę na ponowne małżeństwo, bo jest ofiarą rozwodu, ponieważ to nie ona odeszła, ale były mąż ją opuścił. Jednak gdyby ów pastor usłyszał relację byłego męża, może byłby skłonny stanąć po jego stronie. Może ona była potworem i jest współwinna.

Znałem małżonków, z których każde, aby uniknąć oskarżenia o wystąpienie o rozwód, prowokowało drugiego do złożenia pozwu rozwodowego. Wszystko po to, aby móc potem powiedzieć, że to partner chciał rozwodu, dzięki czemu miało otwartą drogę do ponownego małżeństwa. Ludzi możemy oszukać, Boga nie. Co na przykład sądzi On o kobiecie, która wbrew Bożemu Słowu stale pozbawia męża kontaktów seksualnych, a potem się z nim rozwodzi z powodu jego niewierności? Czyż nie jest po części odpowiedzialna za rozwód?

Przypadek kobiety dwukrotnie rozwiedzionej z Pwt 24 nic nie mówi o zasadności obu rozwodów. Jej pierwszy mąż znalazł w niej coś „odrażającego”. Gdyby to było cudzołóstwo, to zgodnie z Prawem Mojżeszowym, które nakazywało cudzołożników kamienować, zasługiwałaby na śmierć (zob. Kpł 20,10). Gdyby cudzołóstwo było jedyną prawnie usankcjonowaną przyczyną rozwodu, to pierwszy mąż nie miałby uzasadnionego powodu, by się z nią rozwieść. Z drugiej strony, być może popełniła cudzołóstwo, a on, będąc człowiekiem prawym jak Józef, mąż Marii, „zamierzał oddalić ją potajemnie” (Mt 1,19). Jest wiele możliwych scenariuszy.

O jej drugim mężu czytamy, że po prostu „ją znienawidził”. Znowu nie wiemy, po czyjej stronie leżała wina, a może była obopólna. Ale to nie ma znaczenia. Dzięki Bożej łasce mogła wyjść za każdego, wyjąwszy jej pierwszego męża, kto chciałby się ożenić z kobietą po dwóch rozwodach.

Zastrzeżenie

Często słyszymy: – A co będzie, jeśli powiemy ludziom, że po rozwodzie z byle powodu mogą ponownie zawrzeć związek małżeński? Czy nie zachęci ich to do rozwodzenia się z nieuzasadnionych powodów? – Myślę, że może tak być w przypadku ludzi religijnych, którzy tak naprawdę nie starają się Bogu podobać. Ale powstrzymywanie przed grzechem tych, którzy i tak nie są Bogu oddani, jest działaniem bezużytecznym. Osoby oddane Bogu całym sercem nie szukają sposobów, by zgrzeszyć. Starają się Jemu podobać i tacy ludzie zwykle żyją w stabilnych małżeństwach. W ramach starego przymierza Bóg nie przejmował się zbytnio tym, że z powodu dość liberalnych praw dotyczących ponownego małżeństwa ludzie będą się rozwodzili z nieuzasadnionych powodów, ponieważ sam ustanowił w Izraelu takie liberalne przepisy.

Czy po to, aby ludzi nie zachęcać do grzeszenia, mamy im nie mówić, że Bóg jest gotów wybaczyć im każdy grzech, ponieważ będą świadomi dostępności przebaczenia? W takim razie należałoby przestać głosić ewangelię. I znów wszystko sprowadza się do stanu ludzkich serc. Kochający Boga chcą być Mu posłuszni. Wiem, że mógłbym skorzystać z Bożego przebaczenia, gdybym o nie poprosił, bez względu na to, jaki grzech bym popełnił. Ale to wcale nie motywuje mnie do popełnienia grzechu, ponieważ kocham Boga i narodziłem się na nowo. Boża łaska mnie przekształciła, więc chcę się Jemu podobać.

Bóg wie, że do licznych negatywnych konsekwencji rozwodu nie ma potrzeby dodawać dodatkowej, w nadziei, że to umotywuje ludzi do pozostania razem. Mówienie komuś przeżywającemu trudności małżeńskie, żeby się nie rozwodził, bo nie będzie mu wolno wejść w nowy związek, jest marną motywacją dla ratowania małżeństwa. Nawet jeśli nam uwierzy, to perspektywa życia w stanie wolnym w porównaniu z nieustającą udręką, wydaje się osobie nieszczęśliwie ożenionej niebem.

Paweł na temat ponownego małżeństwa

Zanim zastanowimy się, jak słowa Jezusa na ten temat zharmonizować z mojżeszowymi, musimy uwzględnić jeszcze jednego autora ksiąg biblijnych, który się zgadza z Mojżeszem – apostoła Pawła. Wyraźnie napisał, że ponowne małżeństwo rozwiedzionych nie jest grzechem, dokładnie tak, jak mówi Prawo Mojżeszowe:

Co do osób dziewiczych natomiast, nie mam nakazu Pańskiego, ale daję wskazanie jako ten, który wskutek doznanego od Pana miłosierdzia zasługuje na wiarę. Sądzę więc, że przy obecnych utrapieniach dobrze jest tak pozostać, dobrze dla człowieka tak żyć. Jesteś związany z żoną? Nie próbuj odłączyć się od niej. Nie jesteś związany z żoną? [… rozwiązanyś od żony? – BG] Nie szukaj żony. A jeśli się ożenisz, nie zgrzeszysz, i jeśli panna wyjdzie za mąż, nie zgrzeszy. Tacy jednak będą mieli utrapienia w tym życiu, a ja chciałbym ich wam oszczędzić (1Kor 7,25-28).

Nie ma wątpliwości, że Paweł zwracał się w tym urywku do ludzi rozwiedzionych. Radził, aby żonaci/zamężne, kawalerowie/panny oraz osoby rozwiedzione pozostały w dotychczasowym stanie cywilnym ze względu na ówczesne prześladowania dotykające chrześcijan. Wyraźnie jednak stwierdził, że rozwiedzeni i panny nie zgrzeszą, jeśli wstąpią w związek małżeński.

Zauważmy, że Paweł nie poddawał ocenie zasadności ponownego małżeństwa rozwiedzionych. Nie mówił, iż na ponowne małżeństwo zezwala się tylko osobie, która nie ponosi winy za rozwód. (A jakiż człowiek ma prawo osądzać takie sprawy oprócz Boga?) Nie powiedział, że na ponowny związek zezwala się jedynie tym, którzy rozwiedli się przed nawróceniem. Po prostu stwierdził, że ponowne małżeństwo osób rozwiedzionych nie jest grzechem.

Czy Paweł pobłażał rozwodom?

Czy dlatego, że prezentował umiarkowane stanowisko w kwestii ponownego małżeństwa, był pobłażliwy wobec rozwodów? Nie, Paweł z zasady wyraźnie sprzeciwiał się rozwodom. W tym samym rozdziale sformułował prawo dotyczące rozwodów, zgodne z Bożą do nich nienawiścią:

Tym natomiast, którzy trwają w związku małżeńskim, nakazuję nie ja, lecz Pan: Żona niech nie odchodzi od męża! A jeśliby odeszła, winna pozostać niezamężna albo pojednać się z mężem. Mąż również niech nie rozwodzi się z żoną. Wreszcie pozostałym mówię ja, nie Pan: Jeśli któryś z braci ma żonę niewierzącą, a ta chce z nim żyć, nich się z nią nie rozwodzi. I jeśli jakaś żona ma niewierzącego męża, a ten chce z nią żyć, niech się nie rozwodzi z mężem. Mąż niewierzący bowiem jest uświęcony przez swoją żonę i niewierząca żona jest uświęcona przez tego brata. Inaczej dzieci wasze byłyby nieczyste, teraz zaś są święte. Jeżeli natomiast niewierzący chce odejść, niech odejdzie. W takich przypadkach nie jest skrępowany niewolniczo ani brat, ani siostra. Do życia w pokoju przecież powołał was Bóg. Skąd bowiem wiesz, żono, czy zbawisz męża? Albo skąd wiesz, mężu, czy zbawisz żonę? Zresztą, niech każdy postępuje tak, jak mu wyznaczył Pan, zgodnie z tym, do czego powołał go Bóg. Taką zasadę ustanawiam we wszystkich Kościołach (1Kor 7,10-17).

Zauważmy, że najpierw zwrócił się do wierzących, będących w związku małżeńskim z wierzącymi. Nie powinni się, oczywiście, rozwodzić i stwierdza, że nie jest to jego wskazanie, ale Pańskie. I to jest zgodne ze wszystkim, co dotychczas na podstawie Biblii rozważyliśmy.

Ale teraz sprawa zaczyna wyglądać interesująco. Paweł był najwyraźniej realistą, świadomym tego, iż bywają rzadkie przypadki, kiedy nawet wierzący muszą się rozwieść. Jeśli taka sytuacja ma miejsce, to osoba opuszczająca współmałżonka powinna pozostać w stanie wolnym lub się z nim pojednać. (Chociaż Paweł te konkretne wskazówki kieruje do żon, zakładam, że te same zasady dotyczą mężów.)

Słowa Pawła nas nie zaskakują. Najpierw sformułował Boże prawo dotyczące rozwodu, ale jest na tyle rozsądny, by wiedzieć, iż nie zawsze może być ono przestrzegane. Jeśli jednak w małżeństwie ludzi wierzących wystąpi grzech rozwodu, osoba opuszczająca współmałżonka powinna pozostać w stanie wolnym lub się z nim pojednać. W przypadku rozwodu ludzi wierzących to niewątpliwie byłoby najlepszym rozwiązaniem. Jak długo pozostają wolni, istnieje nadzieja na pojednanie, i to byłoby najlepsze. Oczywiście, jeśli któreś z nich wejdzie w nowy związek, kładzie tym samym kres nadziei na możliwość pojednania. (Gdyby rozwód był równoznaczny z popełnieniem grzechu niewybaczalnego, nie byłoby sensu, aby Paweł radził im pozostać w stanie wolnym lub zejść się ponownie.)

Myślę, że Paweł był na tyle inteligentny by wiedzieć, iż jego drugie zalecenie dla rozwiedzionych wierzących nie zawsze mogło być przestrzegane. Być może nie podał żadnych dalszych poleceń, bo spodziewał się, że prawdziwi wierzący przejmą się jego pierwszym zaleceniem, by się nie rozwodzić. Zatem to drugie polecenie będzie potrzebne tylko w wyjątkowych przypadkach. Na pewno prawdziwi naśladowcy Chrystusa, którzy mają problemy małżeńskie, zrobią wszystko co możliwe, żeby małżeństwo utrzymać. A jeśli po wszelkich próbach ratowania małżeństwa stwierdzą, iż jedynym wyjściem jest rozwód, to z poczucia wstydu i chęci uhonorowania Chrystusa nie będą brali pod uwagę wiązania się z kimś innym, mając nadal nadzieję na pojednanie. Wydaje mi się, że prawdziwym problemem współczesnego Kościoła w kwestii rozwodu jest fakt, iż znajduje się w nim tak duży odsetek fałszywych wierzących, ludzi którzy nigdy prawdziwie nie uwierzyli, a zatem nie poddali się Panu Jezusowi.

Ze słów Pawła w 7. rozdziale Listu do Koryntian wyraźnie wynika, że Bóg od ludzi wierzących, posiadających Ducha Świętego, oczekuje czegoś więcej, niż od niewierzących. Czytamy, że wierzący nie powinni opuszczać swoich niewierzących współmałżonków, jeśli tamci zgadzają się z nimi żyć. I znów ten nakaz nas nie dziwi, bo pozostaje w pełnej zgodności ze wszystkim, co Biblia mówi na ten temat. Bóg jest przeciwny rozwodom. Jednak Paweł mówi dalej, że jeśli strona niewierząca chce rozwodu, wierzący powinien się na to zgodzić. Paweł nie oczekuje od człowieka niepoddanego Bogu tego samego, co od wierzącego. Pozwolę sobie dodać, że jeżeli osoba niewierząca zgadza się żyć z wierzącym współmałżonkiem, to może to znaczyć, że albo osoba niewierząca jest otwarta na ewangelię, albo to wierzący jest odstępcą lub udaje chrześcijanina.

A kto śmie twierdzić, że osoba wierząca opuszczona przez stronę niewierzącą nie ma prawa do ponownego małżeństwa? Paweł czegoś takiego nigdy nie powiedział, podobnie jak w przypadku dwojga rozwiedzionych wierzących. Należałoby się zastanawiać, dlaczego Bóg miałby się sprzeciwiać ponownemu małżeństwu wierzącego, którego opuściła strona niewierząca. Czemu miałoby to służyć? Jednak takie przyzwolenie wyraźnie stoi w sprzeczności do słów Jezusa na ten temat: „… kto oddaloną poślubia, cudzołoży” (Mt 5,32). Podejrzewam, że niewłaściwie zinterpretowaliśmy to, co Jezus chciał przekazać.

Dylemat

Zarówno Jezus, jak Mojżesz i Paweł zgadzają się, iż rozwód wskazuje na grzech jednej lub obu stron konfliktu. W zasadzie oni wszyscy konsekwentnie są przeciwnikami rozwodów. Mamy jednak dylemat: Jak pogodzić stanowisko Mojżesza i Pawła co do ponownego małżeństwa ze słowami Jezusa? Należałoby oczekiwać, że powinni być zgodni, skoro wszyscy wypowiadali się pod natchnieniem Bożym.

Przyjrzyjmy się dokładnie temu, co powiedział Jezus, biorąc pod uwagę, do kogo to mówił. W Ewangelii Mateusza dwukrotnie wypowiada się na temat rozwodu i ponownego małżeństwa, raz w Kazaniu na górze, a drugi w odpowiedzi na pytanie faryzeuszów. Zacznijmy od Jego rozmowy z faryzeuszami:

Wtedy przyszli do Niego faryzeusze i chcąc wystawić Go na próbę, pytali: Czy wolno mężczyźnie rozwieść się z żoną z jakiegokolwiek powodu? On odpowiedział: Czy nie czytaliście, że Stwórca od początku uczynił ich jako mężczyznę i kobietę? Oznajmił: Dlatego mężczyzna opuści ojca i matkę i połączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. Tak więc już nie są dwoje, lecz stanowią jedno. Co zatem Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela. Oni jednak zapytali: To dlaczego Mojżesz pozwolił [polecił – BT] dać żonie list rozwodowy i się rozwieść? Odpowiedział im: Mojżesz pozwolił wam na rozwód z powodu zatwardziałości waszych serc. Na początku jednak tak nie było. Mówię wam, kto oddaliłby swoją żonę z innego powodu niż nierząd i poślubił inną, cudzołoży (Mt 19,3-9).

W tej rozmowie faryzeusze nawiązali do urywka z Prawa Mojżeszowego, o którym wspomniałem wcześniej, Pwt 24,1-4. Było tam napisane: „Jeśli mężczyzna poślubi kobietę i zostanie jej mężem, lecz nie będzie jej darzył życzliwością, gdyż znalazł u niej coś odrażającego, napisze jej list rozwodowy, wręczy go jej, potem odeśle ją od siebie…” (Pwt 24,1).

W czasach Jezusa istniały dwie szkoły interpretacji słowa „odraza”. Jakieś dwadzieścia lat wcześniej rabin Hillel nauczał, iż chodzi tu o jakąś różnicę, której nie da się pominąć. Kiedy Jezus prowadził dyskusję z faryzeuszami, interpretacja Hillela stała się jeszcze bardziej liberalna, zezwalano na rozwód właściwie „z byle powodu”, co było słychać w pytaniu faryzeuszy. Z żoną można się było rozwieść, jeśli przypaliła obiad, przesoliła potrawę, tańczyła w miejscu publicznym tak, że widać jej było kolana, spuściła włosy, porozmawiała z innym mężczyzną, powiedziała coś nieprzyjemnego o teściowej albo była bezpłodna. Mąż mógł nawet rozwieść się, jeśli zobaczył bardziej atrakcyjną kobietę , bo to czyniło jego żonę „odrażającą”.

Inny znany rabin, Szamaj, żyjący przed Hillelem, nauczał że „odraza” dotyczy tylko czegoś wyraźnie niemoralnego, jak cudzołóstwo. Jak można się było spodziewać, wśród faryzeuszy w czasach Jezusa liberalna interpretacja Hillela była popularniejsza niż Szamajego. Faryzeusze nauczali, że rozwód jest uprawniony z każdego powodu, i sami też tak żyli, stąd rozwody się mnożyły. A żeby „nie złamać Prawa Mojżeszowego”, w typowy dla siebie sposób podkreślali wagę wręczenia żonie listu rozwodowego.

Pamiętajmy, że Jezus rozmawiał z faryzeuszami

Mając na uwadze to tło lepiej zrozumiemy, z kim Jezus miał do czynienia. Stała przed Nim grupa obłudnych nauczycieli religijnych, z których wielu, jeśli nie wszyscy, było przynajmniej po jednym rozwodzie, i zapewne dlatego, że znaleźli bardziej atrakcyjne partnerki. (Uważam, że nieprzypadkowo słowa Jezusa na temat rozwodu w Kazaniu na górze następują bezpośrednio po ostrzeżeniu przed pożądliwością jako formą cudzołóstwa.) Usprawiedliwiali się jednak twierdząc, iż zachowują Prawo Mojżeszowe.

Już samo pytanie ujawnia ich poglądy. Wierzyli, że żonę można odprawić z jakiegokolwiek powodu. Jezus skonfrontował ich wyraźnie błędne zrozumienie Bożych intencji, odwołując się do słów Mojżesza na temat małżeństwa z 2. rozdziału Księgi Rodzaju. W Bożych zamiarach nie było żadnych rozwodów, nie mówiąc już o rozwodach „z byle powodu”, to jednak nie przeszkadzało przywódcom Izraela rozwodzić się z żonami, zachowując się jak nastolatki, którzy zrywają ze swoimi sympatiami!

Podejrzewam, że faryzeusze znali stanowisko Jezusa w sprawie rozwodów, bo wyraził je publicznie już wcześniej, dlatego mieli przygotowaną replikę: „To dlaczego Mojżesz pozwolił dać żonie list rozwodowy i się rozwieść?” (Mt 19,7).

To pytanie także ujawnia ich poglądy. Jest tak sformułowane, że sprawia wrażenie, jakoby Mojżesz nakazywał mężczyznom odprawianie żon, jeśli odkryją „coś odrażającego”, do czego uprawniał odpowiedni list rozwodowy. Ale jak wiemy z lektury Pwt 24,1-4, Mojżesz wcale tego nie powiedział. Podał jedynie regulację prawną dotyczącą trzeciego małżeństwa kobiety, zabraniając jej powrotu do pierwszego męża.

Skoro Mojżesz mówił o rozwodzie, musiał on być z jakiegoś powodu dozwolony. Zauważmy, jak użyty przez Jezusa czasownik pozwolił, kontrastuje z wybranym przez faryzeuszy słowem: polecił. Mojżesz zezwolił na rozwód, ale nigdy go nie polecał. Zezwolił z powodu zatwardziałości serc Izraelitów. Z uwagi na ludzką grzeszność Bóg dopuścił rozwody jako miłosierne ustępstwo. Wiedział, że z powodu niemoralności ludzie będą niewierni swoim współmałżonkom. Wiedział, że będą złamane ludzkie serca. Dlatego dopuścił rozwody. Nie zaplanował tego, ale z powodu grzechu stało się to konieczne.

Następnie Jezus przypomniał faryzeuszom Boże prawo, przy okazji definiując słowo „odraza”: „kto oddaliłby swoją żonę z innego powodu niż nierząd [ang. niemoralność] i poślubił inną, cudzołoży” (Mt 19,9). W Bożych oczach niemoralność jest jedynym uzasadnionym powodem rozwodu, i to jest zrozumiałe. Co gorszego można uczynić współmałżonkowi? Kiedy popełnia się cudzołóstwo albo wplątuje się w romans, wysyła się partnerowi brutalny sygnał. Mówiąc o niemoralności, Jezus na pewno miał na myśli nie tylko cudzołóstwo. Namiętne całowanie i pieszczenie kogoś innego niż współmałżonka, jak też oglądanie pornografii czy inne seksualne perwersje, są obraźliwym aktem niemoralności. Pamiętajmy, że w Kazaniu na górze Jezus zrównał pożądanie z cudzołóstwem.

Nie zapominajmy, z kim Jezus rozmawiał – z faryzeuszami, którzy rozwodzili się ze swoimi żonami z byle powodu i szybko żenili się ponownie, ale nigdy nie popełniali cudzołóstwa, aby broń Boże, nie złamać siódmego przykazania. Jezus im uświadomił, że oszukują samych siebie. Ich postępowanie nie różniło się niczym od cudzołóstwa. Każdy trzeźwo myślący dostrzeże, iż człowiek opuszczający żonę, aby ożenić się z inną, robi to co cudzołożnik, tylko pod pozorem legalności.

Rozwiązanie

Oto klucz do pogodzenia Jezusa z Mojżeszem i Pawłem. Jezus po prostu wykazywał obłudę faryzeuszy. Nie formułował prawa zabraniającego ponownych związków, bo inaczej pozostawałby w sprzeczności z Mojżeszem i Pawłem, powodując zamieszanie u milionów ludzi rozwiedzionych i ponownie ożenionych. Jeśli Jezus sformułował tutaj prawo dotyczące zawierania małżeństwa po rozwodzie, to co powiedzieć tym, którzy to uczynili zanim się dowiedzieli o Jezusowym prawie? Czy powiedzieć im, że żyją w cudzołożnym związku, bo Biblia ostrzega, iż cudzołożnicy nie odziedziczą Bożego Królestwa (zob. 1Kor 6,9-10) i kazać im rozwieść się jeszcze raz? Ale czyż Bóg nie ma rozwodów w nienawiści?

Czy powiedzieć im, by nie sypiali ze sobą aż do śmierci poprzedniego współmałżonka, aby uniknąć regularnego popełniania cudzołóstwa? Ale czyż Paweł nie radzi, aby nie stronić od uprawiania seksu? Czy takie polecenie nie prowadziłoby do pokus seksualnych i nie budziło pragnienia śmierci byłego współmałżonka?

Czy mamy takim ludziom powiedzieć, żeby się rozwiedli z aktualnym partnerem i wrócili do pierwszego (co niektórzy zalecają), choć Prawo Mojżeszowe w Pwt 24,1-4 tego zabraniało?

A co z rozwiedzionymi pozostającymi w stanie wolnym? Jeśli wolno im znowu wejść w związek małżeński pod warunkiem, że ich poprzedni partner dopuścił się jakiejś niemoralności, to kto podejmie się stwierdzenia, że coś takiego faktycznie miało miejsce? Czy, żeby ponownie się ożenić, niektórzy będą musieli udowodnić, że ich eks-małżonek był tylko winien pożądania, zaś inni będą musieli przedstawić świadków romansów ich byłego współmałżonka?

A co z przypadkami, jak wspominałem wcześniej, kiedy były współmałżonek popełnił cudzołóstwo po części z winy partnera, który odmawiał współżycia? Czy to słuszne, by ów partner mógł ponownie zawrzeć małżeństwo, zaś ten winien cudzołóstwa nie miałby do tego prawa?

A co z osobą, która uprawiała seks przedmałżeński? Czy nie jest to akt niewierności wobec przyszłego współmałżonka? Czy grzech tej osoby nie byłby równoznaczny z cudzołóstwem, gdyby ona sama albo jej partner był w związku małżeńskim, kiedy ten grzech popełniali? Dlaczego więc ktoś taki miałby prawo zawrzeć małżeństwo?

A co z ludźmi żyjącymi razem bez ślubu, którzy następnie zrywają ze sobą? Czemu po takim zerwaniu wolno im związać się z kimś innym tylko dlatego, że nie mieli oficjalnego ślubu? Czymże się różnią od tych, którzy się rozwodzą i pobierają z kimś innym?

A co z faktem, że kiedy ktoś się nawraca, „stare rzeczy przemijają” a „wszystko staje się nowe” (zob. 2Kor 5,17)? Czy to znaczy, że zostaje przebaczony każdy grzech oprócz grzechu nieuprawnionego rozwodu?

Można zadawać jeszcze wiele innych pytań[1], które stanowią silny argument, że Jezus nie formułował nowego prawa dotyczącego zawierania ponownych małżeństw. Na pewno był na tyle rozsądny, by zrozumieć ewentualne konsekwencje swego nowego prawa, jeśli faktycznie ono takim było. Już samo to chyba wystarczy, by nam podpowiedzieć, iż chciał jedynie ujawnić hipokryzję faryzeuszy – ludzi religijnych, lubieżnych i obłudnych, którzy rozwodzili się ze swoimi żonami „z jakiejkolwiek przyczyny”, by pobrać się z kimś innym.

Jezus nie powiedział po prostu, że robią coś złego, ale stwierdził, że „popełniają cudzołóstwo”. Chciał, żeby zrozumieli, iż rozwód z byle przyczyny, a następnie nowy związek tak naprawdę nie jest niczym innym tylko cudzołóstwem, do czego nigdy by się nie przyznali. Czy mamy wyciągnąć wniosek, że Jezusowi chodziło tylko o seksualny aspekt ponownego małżeństwa? Czy mógłby je zaaprobować, gdyby wchodziło w grę powstrzymywanie się od seksu? Oczywiście, że nie. Nie wkładajmy zatem w Jego usta czegoś, czego powiedzieć nie zamierzał.

Wymowne porównanie

Wyobraźmy sobie dwoje ludzi. Jeden to mężczyzna żonaty i religijny. Twierdzi, że kocha Boga całym sercem, ale zaczyna pożądać młodszej sąsiadki. Wkrótce rozwodzi się z żoną i żeni z dziewczyną swoich marzeń.

Drugi mężczyzna nie jest religijny. Nie słyszał ewangelii i prowadzi grzeszny tryb życia, co doprowadza do rozbicia małżeństwa. Po latach, jako nieżonaty, słyszy ewangelię, opamiętuje się i szczerym sercem zaczyna iść za Jezusem. Po trzech latach zakochuje się w bardzo oddanej chrześcijance, którą poznaje w kościele. Oboje gorliwie szukają woli Pana i porady u wierzących i w końcu postanawiają się pobrać. Biorą ślub, służą Bogu i są sobie wierni aż do śmierci.

Przypuśćmy, że obaj mężczyźni zgrzeszyli żeniąc się ponownie. Czyj grzech jest większy? Oczywiście, pierwszego, bo nie jest lepszy od cudzołożnika.

Ale co z tym drugim? Czy naprawdę zgrzeszył? Czy można powiedzieć, że niczym się nie różni od cudzołożnika, tak jak ten pierwszy? Nie sądzę. Czy powiemy mu, co Jezus mówił o tych rozwodnikach, którzy żenią się z kimś innym? Czy poinformujemy go, iż teraz żyje z kobietą, z którą Bóg go nie złączył, ponieważ nadal uznaje jego pierwsze małżeństwo? Czy mu powiemy, że żyje w cudzołóstwie?

Odpowiedzi są oczywiste. Cudzołóstwo popełniają żonaci mężczyźni i zamężne kobiety, którym spodoba się ktoś inny. A zatem odprawienie współmałżonka dlatego, że znalazło się kogoś bardziej atrakcyjnego, jest tym samym co cudzołóstwo. Osoba nie zaślubiona nie może popełnić cudzołóstwa, bo nie ma współmałżonka, z tego samego powodu cudzołóstwa nie może też popełnić ktoś rozwiedziony. Kiedy pojmiemy biblijny oraz historyczny kontekst wypowiedzi Jezusa, nie będziemy wyciągać bezsensownych wniosków, które są sprzeczne z całością Biblii.

Uczniowie słysząc, jak Jezus odpowiedział na pytanie faryzeuszy, zareagowali pytaniem: „Jeśli tak przedstawia się sprawa między mężem a żoną, to nie warto się żenić” (Mt 19,10). Pamiętajmy, że wychowali się na nauce faryzeuszy i byli pod ich wpływem. Nigdy nie brali pod uwagę faktu, że małżeństwo ma być trwałe. Aż do tej chwili pewnie też sądzili, że mężczyzna może legalnie rozwieść się z żoną z jakiegokolwiek powodu. Dlatego od razu stwierdzili, że lepiej w ogóle unikać małżeństwa, aby nie ryzykować popełnienia rozwodu i cudzołóstwa.

Jezus odrzekł:

Nie wszyscy to rozumieją, ale tylko ci, którym jest dane. Są bowiem od urodzenia niezdolni do małżeństwa, są też niezdolni do małżeństwa, ponieważ takimi uczynili ich ludzie, są i tacy, którzy nie zawierają związku małżeńskiego ze względu na Królestwo Niebios. Kto może to zrozumieć, niech zrozumie (Mt 19,11-12).

To znaczy, że nasza umiejętność panowania nad pociągiem seksualnym stanowi czynnik rozstrzygający. Nawet Paweł powiedział: „Lepiej jest bowiem zawrzeć małżeństwo niż płonąć” (1Kor 7,9). Ci, którzy albo urodzili się eunuchami, albo takimi ich uczyniono (jak to się działo w przypadku mężczyzn, których potrzebowano do pilnowania haremów), nie mają pragnień seksualnych. Natomiast tacy, którzy uczynili się eunuchami dobrowolnie, „ze względu na Królestwo Niebios”, to zapewne ludzie obdarowani przez Boga wyjątkową samodyscypliną, dlatego „nie wszyscy to rozumieją, ale tylko ci, którym jest dane” (Mt 19,11).

Kazanie na górze

Tłum słuchaczy Jezusowego Kazania na górze składał się także z ludzi pozostających przez całe życie pod wpływem obłudnych faryzeuszy, przywódców i nauczycieli Izraela. Jak widzieliśmy wcześniej, Jezus właściwie korygował błędne nauczanie faryzeuszy, słuchaczom powiedział, że nie wejdą do nieba, jeśli ich sprawiedliwość nie będzie doskonalsza niż nauczycieli Prawa i faryzeuszy (zob. Mt 5,20), co właściwie oznaczało, iż nauczyciele Prawa i faryzeusze zdążają do piekła. Na koniec kazania ludzie byli zdumieni, bo Jezus nie nauczał „tak jak nauczyciele Prawa” (Mt 7,29).

Na początku kazania Jezus wykazał obłudę tych, którzy twierdzili, iż nigdy nie popełnili cudzołóstwa, choć pożądają lub się rozwodzą, aby znowu się ożenić. Poszerzył więc znaczenie cudzołóstwa. Jego słowa były oczywiste dla każdego, który choć trochę się nad nimi zastanowił. Pamiętajmy, że wcześniej większość ludzi słuchających Kazania na górze sądziła, że rozwód z „jakiegokolwiek powodu” jest zgodny z prawem. Jezus chciał, aby Jego naśladowcy i wszyscy inni wiedzieli, że od samego początku Bóg wyznaczył standard o wiele wyższy.

Wiecie, że powiedziano: Nie będziesz łamał wierności małżeńskiej. A Ja wam mówię: Każdy, kto patrzy na kobietę i pragnie ją mieć, już w swoim sercu złamał wierność małżeńską. Jeśli więc twoje prawe oko jest przyczyną twojego upadku, wyłup je i wyrzuć. Lepiej bowiem będzie dla ciebie, gdy stracisz jedną część ciała, niż gdybyś cały został wrzucony do Gehenny. Jeśli twoja prawa ręka jest powodem twojego upadku, odetnij ją i wyrzuć. Lepiej bowiem będzie dla ciebie, gdy stracisz jedną część ciała, niż gdybyś miał cały zginąć w Gehennie. Powiedziano także: Kto chce oddalić swoją żonę, niech jej wręczy list rozwodowy. A Ja wam mówię: Każdy, kto oddala swoją żonę, poza przypadkiem nierządu, naraża ją na cudzołóstwo, a kto oddaloną poślubia, cudzołoży (Mt 5,27-32).

Najpierw zauważmy, że słowa Jezusa na temat rozwodów i ponownych małżeństw nie tylko następują bezpośrednio po ostrzeżeniu przed pożądliwością. Jezus wkładając je do tej samej kategorii zrównał jedno i drugie z cudzołóstwem. Widzimy wspólny wątek przewijający się przez ten cały urywek Pisma. Jezus próbował pomóc swoim naśladowcom zrozumieć, co właściwie oznacza przestrzeganie siódmego przykazania. Nie należy ani ulegać pożądliwości, ani się rozwodzić, by zawrzeć ponowny związek.

Wszyscy Jego żydowscy słuchacze słyszeli, jak odczytywano siódme przykazanie w synagogach (wtedy nikt nie posiadał własnej Biblii), oraz słyszeli jego interpretację, obserwowali również, jak stosowali je w życiu ich nauczyciele Prawa i faryzeusze. Wtedy Jezus dodał: „a Ja wam mówię”, lecz nie zamierzał dokładać nowych przepisów. Chciał tylko pokazać Boży oryginalny zamiar.

Po pierwsze, dziesiąte przykazanie wyraźnie zabrania pożądać, ale nawet bez niego każdy myślący doszedłby do wniosku, że nie wolno pragnąć czegoś, co Bóg potępia.

Po drugie, od pierwszych rozdziałów Biblii Bóg jasno dał do zrozumienia, że małżeństwo ma być dozgonnym zobowiązaniem. Co więcej, jeśli się nad tym zastanowić, dojdzie się do wniosku, że rozwód i kolejne małżeństwo jest czymś takim jak cudzołóstwo, zwłaszcza jeśli ktoś się rozwodzi z zamiarem zawarcia nowego związku.

Wyraźnie widać, że w swoim kazaniu Jezus pomagał ludziom dostrzec tę prawdę. Nie formułował żadnego nowego prawa dotyczącego ponownego małżeństwa, którego nie byłoby w dotychczasowym „kodeksie”.

Chyba niewielu chrześcijan słowa Jezusa o wydłubaniu oka czy obcięciu ręki pojmuje dosłownie, jako że takie idee zupełnie nie przystają do całości Biblii. Służą temu, by mocniej podkreślić wagę unikania pokus seksualnych. A tymczasem wielu wierzących próbuje interpretować dosłownie słowa Jezusa dotyczące tego, że ktoś żeniąc się ponownie, popełnia cudzołóstwo, chociaż taka dosłowna interpretacja jest wyraźnie sprzeczna z pozostałym tekstem Pisma Świętego. Jezus chciał, aby Jego słuchacze poznali prawdę z nadzieją, że spadnie liczba rozwodów. Gdyby Jego naśladowcy wzięli sobie do serca to, co powiedział o pożądaniu, zniknęłaby pośród nich niemoralność, a co za tym idzie, przestałyby istnieć uzasadnione podstawy do rozwodów, które zapewne by zniknęły, tak jak Bóg zamierzał na początku.

Jak mężczyzna naraża swoją żonę na cudzołóstwo?

Zauważmy, że Jezus powiedział: „Każdy, kto oddala swoją żonę, poza przypadkiem nierządu, naraża ją na cudzołóstwo”. To każe nam wierzyć, że nie formułował nowego prawa o ponownym zawieraniu małżeństwa, tylko objawiał prawdę o grzechu człowieka, który rozwodzi się z żoną bez przyczyny. „Naraża ją na cudzołóstwo.” Niektórzy twierdzą, że tym samym Jezus zabrania jej wejścia w nowy związek, bo uznaje to za cudzołóstwo. Ale to absurdalne. Nacisk jest położony na rozwodzącego się mężczyznę. Z powodu jego działania, żona nie ma innego wyjścia jak ponownie wyjść za mąż, jednak dla niej to nie jest grzechem, gdyż w oczach Bożych jest tylko ofiarą mężowskiego egoizmu. Ponieważ mąż nie zostawił żonie innego wyjścia jak tylko ponowne małżeństwo, postąpił tak jak gdyby wepchnął ją do łóżka innego mężczyzny. I choć taki ktoś uważa, że nie popełnił cudzołóstwa, de facto jest winien podwójnego cudzołóstwa: swojego i żony.

Jezus nie mógł powiedzieć, że Bóg obwinia pokrzywdzoną żonę za cudzołóstwo, bo to byłoby całkowicie niesprawiedliwe, a gdyby ona nie wyszła ponownie za mąż, właściwie zupełnie pozbawione znaczenia. Jeśli pozostała w stanie wolnym, czy Bóg mógł powiedzieć, że jest cudzołożnicą? To nie miałoby najmniejszego sensu. Zatem wyraźnie widać, że Bóg obwinia mężczyznę i za jego własne cudzołóstwo i za „cudzołóstwo” żony, choć dla niej samej nie jest to żadnym cudzołóstwem i uprawnia do ponownego małżeństwa.

A co z następnym stwierdzeniem Jezusa, że „kto oddaloną poślubia, cudzołoży”? Są tylko dwie sensowne możliwości. Albo Jezus przypisywał mężowi trzecie cudzołóstwo, chociaż ten uważa, że cudzołóstwa nie popełnił (z podobnego powodu co drugie), albo mówił o kimś, kto zachęca kobietę do rozwodu z mężem, aby ją pojąć, unikając „cudzołóstwa”. Gdyby Jezus powiedział, że każdy człowiek na ziemi, który poślubia rozwiedzioną, popełnia cudzołóstwo, to w ciągu minionych setek lat cudzołożyłby każdy Izraelita, który w zgodzie z Prawem Mojżesza poślubił rozwiedzioną kobietę. Właściwie każdy mężczyzna, wśród słuchaczy Jezusa, ożeniony z rozwódką zgodnie z Prawem Mojżeszowym, nagle stałby się winnym czegoś, czego nie był winien przed minutą, a Jezus w tamtej chwili musiałby zmienić Boże prawo. Ponadto każdy, kto od tamtego czasu związał się z osobą rozwiedzioną, wierząc słowom Pawła do Koryntian, że nie jest to grzechem, w rzeczywistości zgrzeszyłby popełniając cudzołóstwo.

Duch całej Biblii każe mi podziwiać każdego, kto ożenił się z kobietą rozwiedzioną. Jeśli była niewinną ofiarą egoizmu swego poprzedniego męża, podziwiałbym go tak samo jak tego, kto poślubia wdowę, biorąc ją pod swoją opiekę. Jeśli ponosi ona jakąś winę za rozwód, podziwiałbym go za naśladowanie Chrystusa w tym sensie, że wierzy w to, co w niej najlepsze i podejmując ryzyko, jest gotów zapomnieć o przeszłości. Na jakiej podstawie ktoś, kto czyta Biblię i w kim zamieszkuje Duch Święty, wnioskuje, że Jezus zabronił małżeństwa z osobą rozwiedzioną? Czy taki pogląd pasuje do Bożej sprawiedliwości, która nie pozwala karać ofiary, w tym przypadku kobiety rozwiedzionej nie z własnej winy? Czy taki pogląd pasuje do przesłania ewangelii, oferującej przebaczenie i nową szansę dla pokutujących grzeszników?

Podsumowanie

Biblia konsekwentnie przyznaje, że rozwód jest zawsze związany z winą jednej lub obu stron. Bóg nie chce, by ktokolwiek się rozwodził, ale łaskawie dopuścił możliwość rozwodu w przypadku niemoralności, a także zawarcia ponownego małżeństwa przez rozwiedzionych.

Gdyby nie wypowiedź Jezusa na temat ponownego małżeństwa, żaden czytelnik Biblii nigdy by nie pomyślał, że to jest grzechem (z wyjątkiem dwóch bardzo rzadkich przypadków w ramach starego przymierza i jednego rzadko występującego w ramach przymierza nowego, mianowicie ponownego małżeństwa osoby wierzącej, która rozwiodła się z wierzącym partnerem). Znaleźliśmy jednak sposób na spójne pogodzenie wypowiedzi Jezusa na temat ponownego małżeństwa z całościową nauką Biblii. Jezus nie wprowadzał w miejsce dotychczasowego Bożego prawa surowszych przepisów, które zabraniałyby zawierania nowych związków w każdym przypadku, co byłoby niemożliwe do spełnienia przez ludzi już rozwiedzionych i żyjących w nowych małżeństwach (to tak jakby z jajecznicy próbować znów zrobić całe jajka). To spowodowałoby nieobliczalne zamieszanie i kazało ludziom złamać inne Boże prawa. Jezus raczej chciał, aby ludzie dostrzegli swoją obłudę, aby ci, którzy uważają, że nie popełnili cudzołóstwa, zrozumieli, iż je popełniają. Przyjmując liberalną postawę wobec rozwodów, dają upust swoim żądzom.

Biblia naucza, iż przebaczenie jest dostępne dla wszystkich pokutujących grzeszników niezależnie od ich grzechu. Grzesznicy, w tym ludzie rozwiedzeni, otrzymują drugą i trzecią szansę. W ramach nowego przymierza ponowny ożenek nie jest grzechem, z wyjątkiem sytuacji, kiedy osoba wierząca rozwiodła się z wierzącym partnerem, co nigdy nie powinno mieć miejsca. Prawdziwi wierzący nie żyją niemoralnie, nie mają zatem podstawy do rozwodu. Jeśli jednak taki przypadek się zdarzy, oboje powinni pozostać w stanie wolnym albo zejść się ponownie.


Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy


[1] . Zastanówmy się dla przykładu nad słowami pewnego pastora, którego wyłączono z Ciała Chrystusowego po tym, jak się ponownie ożenił. „Byłoby lepiej, gdybym żonę zamordował niż się z nią rozwiódł. Wówczas mógłbym się opamiętać, otrzymać przebaczenie, legalnie znów się ożenić i pozostać aktywny w służbie.”

To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.


Pozyskujący uczniów sługa Boży » Rozwód i ponowne małżeństwo