Pozyskujący uczniów sługa Boży
Wybacz, że tak długo czekałem, aby ci o tym powiedzieć
Kiedy Abraham udowodnił, że jest gotów ofiarować swego syna, Izaaka, Bóg dał mu obietnicę:
W potomstwie twoim błogosławione będą wszystkie narody ziemi, za to, że usłuchałeś głosu mego (Rdz 22,18 BW).
Apostoł Paweł wskazuje, że ta obietnica została złożona Abrahamowi oraz jego potomkowi [nasieniu – BG], w liczbie pojedynczej, a nie potomkom, w liczbie mnogiej. Potomkiem tym był Chrystus (zob. Ga 3,16). W Nim miały być błogosławione wszystkie narody, czyli wszystkie grupy etniczne na ziemi. Ta obietnica zapowiedziała dopuszczenie tysięcy pogańskich grup etnicznych do błogosławieństw, jakie są udziałem tych, którzy są w Chrystusie. Owe grupy etniczne różnią się od siebie miejscem zamieszkania, rasą, kulturą i językiem. Bóg chce, aby wszyscy byli błogosławieni w Chrystusie, i dlatego Jezus umarł za grzechy całego świata (zob. 1J 2,2).
Chociaż Jezus stwierdził, iż droga prowadząca do życia jest wąska i niewielu ją znajduje (zob. Mt 7,14), apostoł Jan dał nam uzasadnione podstawy, by wierzyć, że w przyszłym Bożym Królestwie znajdą się przedstawiciele wszystkich grup etnicznych świata:
Następnie zobaczyłem wielki tłum, którego nikt nie mógł policzyć. Ludzi z każdego narodu i wszystkich pokoleń, i ludów, i języków, stojących przed tronem i przed Barankiem, ubranych w białe szaty, a palmy były w ich rękach. I donośnym głosem wołają: Zbawienie pochodzi od naszego Boga, który siedzi na tronie, i od Baranka (Ap 7,9-10).
Dzieci Boże z wielkim przejęciem oczekują dołączenia kiedyś do wieloetnicznego tłumu przed tronem Boga!
Wielu współczesnych strategów misyjnych kładło wielki nacisk na dotarcie do „ukrytych”, niezewangelizowanych tysięcy grup etnicznych na całym świecie z nadzieją na założenie w każdej z nich żywotnego kościoła. Jest to bezsprzecznie godne pochwały, jako że Jezus rozkazał nam iść na cały świat i „czynić uczniów wśród wszystkich narodów (grup etnicznych)” (Mt 28,19). Jednakże ludzkie plany, pomimo ich dobrych intencji, mogą poczynić więcej zła niż dobra, zwłaszcza jeśli nie towarzyszy im kierownictwo Ducha Świętego. Ważne jest, by przy rozszerzaniu Królestwa Bożego kierować się mądrością Bożą. On podał nam więcej informacji oraz wskazówek, niż tylko te zawarte w Mt 28,19, w jaki sposób czynić uczniami ludzi na całym świecie.
Ci, którzy starają się wypełnić Wielkie Polecenie Misyjne, pomijają zwykle najważniejszy fakt, iż największym ewangelistą jest sam Bóg. My mamy pracować wraz z Nim a nie dla Niego. Jemu, o wiele bardziej niż komukolwiek, zależy na dotarciu z ewangelią do świata. On dąży do tego celu bardziej usilnie niż my. Jest tej sprawie tak oddany, że za nią umarł. A wszystko obmyślił, jeszcze zanim kogokolwiek stworzył, i dalej leży Mu to na sercu! To jest oddanie!
Ciekawe, że czytając nowotestamentowe Listy nie znajdziemy w nich żadnego rozpaczliwego błagania (co często słyszymy dzisiaj), żeby „iść i zdobywać świat dla Chrystusa”! Pierwsi chrześcijanie i przywódcy rozumieli, że sam Bóg usilnie pracuje nad tym, by świat odkupić. Ich zadaniem jest natomiast współpracować z Nim tak, jak ich prowadzi. Jeśli ktokolwiek był tego świadom, to na pewno apostoł Paweł, którego nikt nie „przyprowadził do Pana”. Nawrócił się w drodze do Damaszku na skutek bezpośredniego Bożego działania. Także w wielu innych fragmentach Dziejów Apostolskich widzimy, jak Kościół się rozwijał, gdyż namaszczeni i prowadzeni przez Ducha Świętego ludzie współpracowali z Bogiem. „Dzieje Apostolskie”, powinny nosić nazwę „księgi Bożego działania”. We wstępie Łukasz stwierdził, iż w swojej pierwszej relacji (Ewangelii noszącej jego imię) napisał „o wszystkim, co Jezus czynił i czego nauczał od początku [ang. na początku]” (Dz 1,1). Łukasz najwyraźniej wierzył, że księga Dziejów była zapisem tego, co Jezus w dalszym ciągu czynił i czego nauczał. Działał za pośrednictwem namaszczonych i prowadzonych przez Ducha sług, którzy z nim współpracowali.
Skoro pierwszych chrześcijan nie zachęcano, by „szli, świadczyli swoim sąsiadom i zdobywali świat dla Chrystusa”, jakie zatem były ich obowiązki w odniesieniu do budowania Bożego Królestwa? Ci, którzy nie byli uzdolnieni i konkretnie powołani do głoszenia ewangelii publicznie (jak apostołowie i ewangeliści), mieli prowadzić posłuszne i święte życie oraz być gotowymi do obrony przed każdym, kto ich szkaluje lub podważa ich przekonania. Piotr pisał:
A jeśli nawet cierpielibyście z powodu sprawiedliwości, będziecie szczęśliwi. Nie bójcie się ich gróźb i nie dajcie się zastraszyć. Pana zaś, Chrystusa, uświęćcie w waszych sercach, gotowi zawsze do obrony wobec każdego, kto od was żąda słowa o tej nadziei, która jest w was. Czyńcie to jednak łagodnie i z bojaźnią, mając czyste sumienie, aby przez to, czym jesteście szkalowani, zostali zawstydzeni ci, którzy znieważają wasze dobre postępowanie w Chrystusie (1P 3,14-16).
Zauważmy, że chrześcijanie, do których pisał, cierpieli prześladowanie. Dopóki wierzący nie odróżniają się od świata, świat oczywiście nie będzie ich prześladował. Zapewne dlatego obecnie w wielu miejscach prześladowania nie występują, ponieważ tak zwani chrześcijanie postępują podobnie jak wszyscy pozostali. Nikt ich nie prześladuje, bo tak naprawdę nie są chrześcijanami. Co nie przeszkadza, żeby właśnie takich „chrześcijan” wzywać co niedzielę do „dzielenia się swoją wiarą z sąsiadami”. A kiedy to robią, sąsiedzi ze zdziwieniem dowiadują się, iż mają do czynienia z (rzekomo) nowonarodzonymi chrześcijanami. Gorzej, „ewangelia” którą głoszą, sprowadza się właściwie do tego, że wykazują sąsiadom, iż są w błędzie, jeśli uważają, że posłuszeństwo Bogu lub dobre uczynki mają cokolwiek wspólnego ze zbawieniem. Liczy się tylko „przyjęcie Jezusa jako osobistego Zbawiciela”.
Natomiast pierwsi chrześcijanie, dla których Jezus naprawdę był Panem, wyróżniali się, byli jak prawdziwe światła w ciemności, nie musieli przechodzić kursów ewangelizacji ani zdobywać się na odwagę, by powiedzieć sąsiadom, że są naśladowcami Chrystusa. Mieli wiele sposobności dzielenia się ewangelią, kiedy ich krytykowano lub wyzywano z powodu prawego życia. Dawali tylko w swoich sercach miejsce Jezusowi jako Panu i byli gotowi do obrony, tak jak pisał Piotr.
Na czym polega różnica pomiędzy pierwszymi chrześcijanami a współczesnymi? Współcześni chrześcijanie skupiają się na tym, co wiedzą i w co wierzą, czyli na „doktrynie”; a swój czas i energię koncentrują na jej poznawaniu. Natomiast pierwsi chrześcijanie uważali, że człowieka wierzącego charakteryzuje to, co robi, dlatego skupiali się na przestrzeganiu przykazań Chrystusa. Ciekawe, że przez czternaście stuleci praktycznie żaden chrześcijanin nie posiadał własnej Biblii. Nie mógł jej „czytać co dnia”, co jest obowiązującą regułą życia współczesnego chrześcijanina. Nie mówię, oczywiście, że dzisiejsi chrześcijanie nie powinni codziennie czytać Biblii. Chcę tylko powiedzieć, że dla zbyt wielu chrześcijan studiowanie Biblii jest ważniejsze od posłuszeństwa jej treści. W efekcie chlubimy się wyznawaniem prawidłowej doktryny (w odróżnieniu od pozostałych 29.999 denominacji, które nie dorastają do naszego poziomu), co nie przeszkadza nam plotkować, kłamać i gromadzić skarby na ziemi.
Jeśli chcemy zmiękczyć ludzkie serca i otworzyć na ewangelię, łatwiej to osiągnąć uczynkami niż zasadami doktrynalnymi.
Przyjrzyjmy się bliżej, jak Bóg działa, budując swoje Królestwo. Im lepiej zrozumiemy Jego metody, tym łatwiej możemy z Nim współpracować.
Aby uwierzyć w Pana Jezusa, trzeba coś zrobić w swoim sercu (Rz 10,9-10). Wierzymy w Niego i wobec tego pokutujemy. Dokonujemy detronizacji własnej woli, a tron oddajemy Jezusowi. Wiara to zmiana serca.
Kiedy ludzie nie wierzą w Jezusa, to nie wierzą w swoim sercu. Sprzeciwiają się Bogu, dlatego nie pokutują. Świadomie decydują się nie wpuścić Jezusa na tron swego serca. Niewiara to nieustanna decyzja, by nie zmieniać swego serca.
Jezus powiedział, że serca wszystkich ludzi są tak zatwardziałe, że nikt do Niego nie przyjdzie, jeśli go nie pociągnie Ojciec (zob. J 6,44). Bóg nie ustaje w swym miłosierdziu i przyciąga wszystkich do Jezusa na różne sposoby, dotykając ich serc. Dlatego ludzie muszą stale decydować, czy je zmiękczą czy zatwardzą.
Jakich środków używa Bóg, by dotykać ludzkich serc i przyciągać ich do Jezusa?
Po pierwsze posługuje się dziełem stworzenia. Paweł pisał:
Gniew Boży objawia się z nieba przeciwko wszelkiej bezbożności i niesprawiedliwości ludzi – którzy prawdę w niesprawiedliwość obracają [nakładają prawdzie pęta – BT] – gdyż to, co można wiedzieć o Bogu, zostało im objawione. Sam Bóg przecież im to objawił. To bowiem, co w Nim niewidzialne, Jego wieczna moc i boskość, są od stworzenia świata widoczne w dziełach, dlatego nie mają nic na swoją obronę (Rz 1,18-20).
Paweł stwierdził, że ludzie „nakładają pęta prawdzie”, która „została im objawiona”. Czyli budzi się w nich prawda, która ich konfrontuje, ale ją zagłuszają. Wolą wyprzeć to wewnętrzne przekonanie.
A jaka to prawda jest objawiona w sercu każdego człowieka? Według Pawła mówi ona o Bożych niewidzialnych atrybutach, „Jego wiecznej mocy i boskiej naturze”, widocznych w „dziełach” stworzenia. Ludzie patrząc na Boże dzieło stworzenia, instynktownie wiedzą, że On istnieje,[1] jest bezgranicznie potężny, cudownie twórczy, niewiarygodnie różnorodny i mądry, by wymienić kilka Jego cech.
Paweł stwierdza, że tacy ludzie „nie mają nic na swoją obronę”. I ma rację. Bóg nieustannie do wszystkich woła, objawia samego siebie i stara się skruszyć ich serca, ale większość zatyka uszy. Jednak Bóg woła nieustannie przez całe ich życie, pokazując im swoje cuda: kwiaty, ptaki, niemowlęta, płatki śniegu, banany, jabłka oraz miliony innych rzeczy.
Skoro Bóg istnieje i jest tak wielki, jak to objawia Jego stworzenie, to oczywiście należy się Mu posłuszeństwo. Owe wewnętrzne objawienie wykrzykuje jedno nie dające się zagłuszyć przesłanie: Opamiętajcie się! Na tej podstawie Paweł uważa, że wszyscy usłyszeli Boże wezwanie do opamiętania:
Pytam jednak: Czy nie usłyszeli? Ależ tak. Po całej ziemi rozległ się ich głos, a ich słowa aż do krańców świata (Rz 10,18).
Paweł cytuje tu dobrze znany werset z Psalmu 19, którego pełniejszy tekst mówi:
Niebiosa głoszą chwałę Boga, a nieboskłon obwieszcza dzieło Jego rąk. Dzień dniowi wieść ogłasza, a noc nocy podaje wiadomość. Ani to mowa, ani to słowa, nie można usłyszeć ich głosu, który po całej ziemi się rozchodzi, zanosi wieści aż po jej krańce (Ps 19,2-5a).
Bóg, poprzez dzieło stworzenia, mówi do wszystkich, dniem i nocą. Gdyby ludzie reagowali prawidłowo na to Boże przesłanie, upadliby na swoją twarz i wołali: – Wielki Stwórco, uczyniłeś mnie po to, bym wykonywał Twoją wolę, zatem poddaję się Tobie!
Z tym zewnętrzno – wewnętrznym objawieniem wiąże się też inne objawienie, dane przez Boga, niezależne od oglądania cudów dzieła stworzenia. Jest to sumienie każdego człowieka, głos nieustannie objawiający Boże prawo. Paweł pisał:
Jeśli bowiem poganie nie mając Prawa, z natury czynią to, co Prawo nakazuje, to chociaż go nie mają, sami dla siebie są Prawem. Wykazują, że czyn zgodny z Prawem jest wpisany w ich serca, bo ich sumienie jawi się równocześnie jako świadek, między jednymi a drugimi myślami, które oskarżają lub bronią. A zostanie to ujawnione w dniu, w którym Bóg przez Jezusa Chrystusa będzie sądził ukryte czyny ludzkie według mojej Ewangelii (Rz 2,14-16).
Wszyscy zatem odróżniają dobro od zła. Mówiąc prościej, wiedzą, co się Bogu podoba, a co nie. W miarę upływu lat ludzie coraz lepiej potrafią usprawiedliwiać swój grzech oraz ignorować głos swego sumienia, lecz Bóg nie przestaje im szeptać, jakie jest Jego prawo.
To nie wszystko. Bóg, wielki ewangelista, trudzący się, aby doprowadzić wszystkich do opamiętania, przemawia do ludzi jeszcze inaczej. Znów przeczytajmy słowa Pawła:
Gniew Boży objawia się z nieba przeciwko wszelkiej bezbożności i niesprawiedliwości ludzi – którzy prawdę w niesprawiedliwość obracają (Rz 1,18).
Zauważmy, że Boży gniew się objawia, a nie objawi się kiedyś. Jest widoczny dla każdego w licznych smutnych i tragicznych wydarzeniach, poważnych i drobniejszych, które nękają ludzkość. Jeśli Bóg jest wszechmocny, zdolny uczynić wszystko, jak i wszystkiemu zapobiec, to zdarzenia, które uderzają w ludzi ignorujących Go, mogą jedynie być przejawem Jego gniewu. Tylko bezmyślni teolodzy i głupi filozofowie tego nie dostrzegają. Jednakże nawet pośród tych nieszczęść objawia się też Boże miłosierdzie i miłość, bo często na ludzi spada mniej Jego gniewu, niż na to zasługują. W ten sposób łaskawie ich ostrzega przed wiecznym gniewem, który oczekuje po śmierci wszystkich zatwardziałych. Jest kolejny sposób przyciągnięcia przez Boga uwagi tych, którzy potrzebują opamiętania.
W końcu, Bóg próbuje ludzi przyciągnąć nie tylko dziełem stworzenia, głosem sumienia i życiowymi tragediami, ale też wezwaniem ewangelii. Kiedy Jego słudzy posłusznie zwiastują innym dobrą nowinę, to owo przesłanie jest jeszcze potwierdzone przez ich nawoływanie: Opamiętajcie się!
Widzimy, że to, co my robimy w dziele ewangelizacji nie da się porównać z tym, co czyni Bóg. On nieustannie ewangelizuje każdego człowieka w każdej chwili każdego dnia jego życia, podczas gdy nawet najwięksi ewangeliści w ciągu kilku dziesięcioleci swojej służby mogą przemówić tylko do kilkuset tysięcy ludzi. Ewangeliści zasadniczo przemawiają do danej grupy krótko, i tylko raz. Zwiastujący mogą zaoferować ludziom właściwie jedną taką sposobność, bo w świetle nakazu Jezusa, jeśli jakieś miasto, wioska czy dom ich nie przyjmie, mają strząsnąć proch ze swoich nóg (zob. Mt 10,14). Mówię to dlatego, że kiedy porównamy Bożą nieustanną, globalną, dramatyczną, przekonującą serce ewangelizację z naszą jakże ograniczoną, wypadamy niezmiernie blado.
Taka perspektywa pomaga lepiej zrozumieć naszą rolę w ewangelizacji i budowaniu Bożego Królestwa. Zanim zastanowimy się nad tym bardziej szczegółowo, jest jeszcze jeden ważny czynnik, którego nie można pominąć.
Jak już stwierdziliśmy, opamiętanie i wiara dzieją się w ludzkim sercu. Bóg pragnie, aby wszyscy się ukorzyli, pozwolili skruszyć swoje serca, pokutowali i uwierzyli w Pana Jezusa. W tym celu nieustannie działa na ludzkie serca na rozliczne sposoby, jakie właśnie opisaliśmy.
Bóg zna, oczywiście, stan serca każdego człowieka. Wie, które kruszeją, a które stają się twarde. Wie, kto słucha Jego nieustannego wołania, a kto je ignoruje. Wie, kto otworzy swoje serce pod wpływem jakiejś życiowej tragedii i opamięta się. Wie, czyje serca są tak zatwardziałe, że nie ma nadziei na opamiętanie. (Na przykład Jeremiaszowi trzykrotnie powiedział, żeby się nawet nie modlił za Izrael, bo serca tego ludu były niezdolne do opamiętania się – zob. Jr 7,16; 11,14; 14,11.)[2] On wie, czyje serca są tak skruszone, że niewielki kolejny dotyk Ducha Świętego spowoduje ich opamiętanie.
Mając to wszystko na uwadze, czego możemy się dowiedzieć o odpowiedzialności Kościoła w kwestii głoszenia ewangelii i budowania Bożego Królestwa?
Po pierwsze, czy nie wydaje się rozsądne, że Bóg, Wielki Ewangelista, który niestrudzenie codziennie woła do każdego i wykonuje 95% całej pracy, wyśle swoich pracowników, by głosili ewangelię tym, których serca są najbardziej otwarte, a nie do tych, którzy są zamknięci? Myślę, że tak.
Czy nie jest też możliwe, że Bóg, wielki Ewangelista, głoszący ewangelię wszystkim ludziom przez całe ich życie, może postanowić nie posyłać nikogo z ewangelią do tych, którzy przez całe swoje życie całkowicie ignorują wszystkie sygnały, jakie do nich wysyła? Po co miałby marnować energię i mówić do ludzi (ustami ewangelistów) ostatnie 5% z tego, o czym mieliby się dowiedzieć, skoro całkowicie ignorują aż 95% tego, co sam próbuje im powiedzieć? Wydaje się, że raczej ześle swoje sądy na takich ludzi z nadzieją, iż to skruszy ich serca. Gdyby tak się stało, byłoby logiczne, że dopiero wówczas posłałby do nich swoich pracowników z ewangelią.
Ktoś może powiedzieć, że Bóg i tak zechce wysyłać swoich sług do tych, o których wie, że i tak się nie opamiętają, aby stając przed Nim na sądzie nie mieli wymówki. Pamiętajmy jednak, iż zgodnie z Pismem tacy ludzie już nie mają wymówki przed Bogiem, ze względu na Jego nieustające objawianie samego siebie w dziele stworzenia (zob. Rz 1,20). Jeśli zatem Bóg posyła jakiegoś swojego sługę do takich ludzi, to po to, by tym bardziej odpowiadali za decyzję, którą podjęli.
Jeśli prawdą jest, iż Bóg poprowadzi raczej swoich słuch do ludzi otwartych, to my, jego słudzy, powinniśmy prosić w modlitwie o jego mądrość, aby nas poprowadził do tych, którzy według Niego są gotowi do żniwa.
Zasada ta została pięknie zilustrowana na przykładzie służby ewangelisty Filipa, o czym czytamy w księdze Dziejów. Głosił w Samarii do tłumów ludzi o otwartych sercach, ale później anioł skierował go na konkretną drogę. Spotkał na niej kogoś szukającego Boga, niesamowicie otwartego:
Anioł Pana powiedział do Filipa: Wstań i idź około południa na drogę, która prowadzi z Jeruzalem do Gazy. Przebiega ona przez bezludną okolicę. Powstał więc i poszedł. A oto Etiopczyk, eunuch, dostojnik królowej etiopskiej Kandaki, który zarządzał całym jej skarbcem i przybył do Jeruzalem, aby oddać pokłon Bogu, wracał właśnie i, siedząc w swoim wozie, czytał proroka Izajasza. Wtedy Duch powiedział do Filipa: Podejdź i przyłącz się do tego wozu. Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że tamten czyta proroka Izajasza. Wówczas zapytał: Czy rozumiesz to, co czytasz? A tamten odpowiedział: Jak mogę rozumieć, jeśli nikt mi nie wyjaśnił? I zaprosił Filipa, aby wsiadł i spoczął przy nim. A czytał ten urywek Pisma:
Jak owca na rzeź był prowadzony, i jak baranek milczący wobec tego, który go strzyże, tak On nie otwiera swoich ust. W Jego poniżeniu odmówiono Mu sprawiedliwości. Kto zdoła opisać jego ród? Jego życie bowiem zostało zgładzone z ziemi.
Zapytał więc eunuch Filipa: Proszę cię, o kim to Prorok mówi? O sobie samym czy o kimś innym? A Filip, poczynając od tego tekstu Pisma, opowiedział mu Dobrą Nowinę o Jezusie. Gdy tak jechali drogą, przybyli nad jakąś wodę. Wówczas eunuch powiedział: Oto woda, co przeszkadza, abym został ochrzczony? Kazał więc zatrzymać wóz. Obaj, Filip i eunuch zeszli do wody i go ochrzcił. A kiedy wyszli z wody, Duch Pana porwał Filipa i eunuch już go więcej nie zobaczył. Jechał jednak z radością swoją drogą (Dz 8,26-39).
Filip został w to miejsce cudownie skierowany. Miał usłużyć człowiekowi spragnionemu duchowo, który przybył z Afryki do Jerozolimy, by oddać cześć Bogu. Kupił tam fragment zwoju proroctw Izajasza i kiedy czytał 53. rozdział, który opisuje odkupieńczą ofiarę Chrystusa, i zastanawiał się, o kim prorok pisał, pojawił się obok Filip, gotów mu wszystko wytłumaczyć! Oto był człowiek dojrzały do nawrócenia! Bóg znał jego serce i dlatego posłał Filipa.
O ileż to bardziej satysfakcjonujące, kiedy Duch prowadzi nas do osób otwartych. Nie musimy podchodzić do każdego po kolei lub do ludzi przypadkowych, którzy nie są otwarci, bo kierowani poczuciem winy sądzimy, że inaczej nie zostaną zewangelizowani. Nie zapominajmy, że każdy człowiek, którego spotykamy, jest „uporczywie” ewangelizowany przez Boga. Lepiej zapytać ludzi o stan ich sumienia, by najpierw określić, czy są otwarci na Boga czy nie, ponieważ każdy próbuje się jakoś uporać ze swoją winą.
Innym przykładem, potwierdzającym tę zasadę, jest nawrócenie domu Korneliusza dzięki posłudze Piotra, który w sposób nadnaturalny został posłany, by głosić ewangelię tej bardzo otwartej grupie pogan. Korneliusz był bezsprzecznie człowiekiem słuchającym sumienia oraz szukającym Boga, co się przejawiało w jego ofiarności na rzecz ubogich oraz w życiu modlitewnym (zob. Dz 10,2). Bóg skontaktował go z Piotrem, którego słuchał z otwartym sercem i w cudowny sposób został zbawiony.
O wiele mądrzej byłoby prosić Ducha Świętego, by nas prowadził do ludzi z otwartym sercem, zamiast opracowywać rozległe i czasochłonne plany, polegające na dzieleniu naszych miast na kwadraty i organizowaniu zespołów ewangelizacyjnych, by odwiedziły każdy dom. Gdyby Piotr uczestniczył w spotkaniu poświęconemu misyjnej strategii dla Jerozolimy, albo Filip pozostał w Samarii, aby kontynuować tam dzieło ewangelizacji, dom Korneliusza oraz etiopski eunuch nie zostaliby zewangelizowani.
Oczywiście, ewangeliści i apostołowie ciągle zwiastują ewangelię do tłumów złożonych i z ludzi otwartych i zatwardziałych. Ale i oni powinni pytać Pana, gdzie powinni głosić. W księdze Dziejów znajdujemy relacje o tym, jak prowadzeni i namaszczeni przez Ducha wierzący współpracowali z Duchem Świętym przy budowaniu Królestwa Bożego. Jakże innych metod używał pierwszy Kościół w porównaniu z czasami obecnymi. I jakże inne były efekty! Dlaczego nie powielać tego, co było tak skuteczne?
W jaki jeszcze inny sposób biblijne zasady, rozważane na początku tego rozdziału, mogą nam pomóc zrozumieć naszą rolę w ewangelizacji i w budowaniu Bożego Królestwa?
Skoro Bóg tak zaplanował, by dzieło stworzenia, sumienie i tragedie wzywały ludzi do opamiętania się, to głosiciele ewangelii nie mogą zwiastować przesłania przeciwnego. A jednak tak się dzieje! To, co głoszą, jest wyraźnie sprzeczne z wszystkim, co Bóg próbuje grzesznikom powiedzieć! Ich przesłanie o niebiblijnej łasce promuje koncepcję, że świętość i posłuszeństwo nie są ważne dla uzyskania życia wiecznego. Nie dość, że nie mówią, że opamiętanie jest konieczne do zbawienia, to jeszcze podkreślają, iż zbawienie nie jest z uczynków (w tym sensie, o jakim nie mówił Paweł). W rzeczywistości działają przeciwko Bogu, bo prowadzą ludzi do większego zwiedzenia, które może przypieczętować ich wieczne zatracenie, ponieważ są pewni swojego zbawienia, co niestety, nie jest prawdą. Jakież to tragiczne, że posłańcy Boży działają przeciwko Bogu, którego rzekomo reprezentują!
Jezus nakazał głosić „wezwanie do opamiętania dla odpuszczenia grzechów” (Łk 24,47). Przesłanie to potwierdza wszystko, co Bóg mówi grzesznikowi przez całe jego życie. Zwiastowanie ewangelii wnika głęboko, do serca ludzi i tych o zatwardziałym sercu gorszy. Jednak rozwodniona współczesna ewangelia mówi ludziom, jak bardzo Bóg ich kocha (o czym żaden apostoł w księdze Dziejów nigdy nie wspomniał, zwiastując ewangelię), dając im błędne przekonanie, że Bóg się na nich nie gniewa ani nie razi Go ich postępowanie. Często słyszą, żeby po prostu tylko „przyjęli Jezusa”. Ale przecież Król królów i Pan panów nie potrzebuje, byśmy Go przyjmowali. Właściwe pytanie nie powinno brzmieć: – Czy przyjmujesz Jezusa? – Lecz: – Czy Jezus cię przyjmie? Odpowiedź jest taka: jeśli się nie opamiętasz i nie pójdziesz za Nim, jesteś dla Niego wstrętny i jedynie dzięki Jego miłosierdziu możesz uniknąć piekła. W świetle głoszonej obecnie ewangelii, która Bożą łaskę przedstawia jako bardzo tanią, nie mogę przestać się dziwić, dlaczego tak wiele narodów, rządzonych przez przywódców ustanowionych przecież z „Bożego nadania” (co nie podlega dyskusji; zob. Dn 4,14.22; 5,21; J 19,11; Dz 12,23; Rz 13,1) całkowicie zamknęło swe granice dla zachodnich misjonarzy. Czy nie jest tak, ponieważ Bóg chce uchronić te kraje przed fałszywą ewangelią?
Wcześniej rozważane zasady pomagają też lepiej zrozumieć, jak Bóg postrzega ludzi wyznających fałszywe religie. Czy są ignorantami godnymi współczucia, bo nigdy nie usłyszeli prawdy? Czy cała wina leży po stronie Kościoła, bo mało skutecznie ich ewangelizuje?
Nie, ludzie ci nie są nieświadomi prawdy. Może nie wiedzą wszystkiego tego, co wie biblijnie wierzący chrześcijanin, ale wiedzą to, co Bóg objawia odnośnie do siebie samego poprzez stworzenie, sumienie i ludzkie tragedie. Bóg przez całe życie wzywa ich do opamiętania, nawet jeśli nie spotkali chrześcijanina ani nie słyszeli ewangelii. A oni albo swoje serce otworzyli na Boga albo je zamknęli.
Paweł pisał o niewiedzy ludzi niewierzących i wyjawił sekret ich ignorancji:
To więc mówię i w Panu składam świadectwo, abyście już nie postępowali tak, jak poganie w ich próżnym myśleniu. Ciemności ogarnęły ich rozum, a życie Boże stało się dla nich czymś odległym z powodu panującej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości ich serca. Ponieważ stali się nieczuli, oddali się rozpuście, aby bez żadnych oporów postępować bezwstydnie (Ef 4,17-19).
Zauważmy, że poganie są ignorantami „na skutek zatwardziałości ich serca”. Paweł stwierdza, iż „stali się nieczuli”. Niewątpliwie mówił tu o stanie ich serca. Na dłoniach stwardnienie powstaje na skutek nieustannego kontaktu delikatnej skóry z jakąś szorstką powierzchnią. Podobnie jest z ludźmi stale ignorującymi Boże wezwanie za pośrednictwem dzieła stworzenia, sumienia i życiowych tragedii. Znieczulili swoje serca, stając się coraz mniej wrażliwymi na ów Boży zew. Dlatego statystyki wskazują, iż wraz z upływem lat ludzie stają się coraz mniej otwarci. Im ktoś jest starszy, tym bardziej prawdopodobne, że się nie opamięta. Mądrzy ewangeliści najczęściej próbują dotrzeć do ludzi młodych.
Kolejnym dowodem na to, iż Bóg traktuje jako winnych nawet tych ludzi, którzy nigdy nie usłyszeli chrześcijańskiego ewangelisty, jest fakt, że ich karze. Gdyby nie rozliczał ich z grzechów, to by ich nie karał. Ale ponieważ ich karze, możemy być pewni, że ich rozlicza z tego, jak postępują. A skoro tak, to muszą wiedzieć, że to co robią, Jemu się nie podoba.
Jednym ze sposobów Bożej kary wobec tych, którzy odrzucają Jego wezwanie do opamiętania się, jest „oddanie ich” grzesznym żądzom. Wówczas stają się niewolnikami jeszcze gorszej degradacji. Paweł pisał:
Chociaż poznali Boga, to jednak nie oddali Mu chwały jako Bogu, ani Mu podziękowali, ale zbłądzili w swoich myślach, a ich nierozumne serce pogrążyło się w ciemności. Uważali, że są mądrzy, a dali się ogłupić. I zamienili chwałę niezniszczalnego Boga na podobieństwo obrazu zniszczalnego człowieka, ptaków, czworonogów i płazów.
Dlatego Bóg wydał ich z powodu pożądliwości ich serc na pastwę nieczystości, aby hańbili swoje ciała między sobą. Zamienili prawdę Bożą w kłamstwo, oddawali cześć i służyli stworzeniu zamiast Stwórcy, który jest błogosławiony na wieki. Amen.
Z tego powodu Bóg poddał ich władzy bezwstydnych namiętności. Ich kobiety bowiem zamieniły współżycie zgodne z naturą na przeciwne naturze. Podobnie mężczyźni porzucili zgodne z naturą współżycie z kobietą i zapałali żądzą jedni ku drugim. Mężczyźni z mężczyznami dopuszczają się haniebnych czynów i dlatego sami na sobie ponoszą karę należną za zboczenie.
A skoro nie uważali za słuszne uznać Boga, wydał ich Bóg na pastwę niecnych myśli, aby czynili to, co niestosowne, pełni wszelkiej niesprawiedliwości, niegodziwości, chciwości, złości; pełni zawiści, chęci zabójstwa, waśni, podstępu, złośliwości, obmowy; oszczercy, nienawidzący Boga, zuchwali, pyszni, chełpliwi, podejmujący to, co złe, nieposłuszni rodzicom; nierozumni, niewierni, bez serca, bez litości. Oni to, chociaż poznali postanowienie Boga, że ci, co tak postępują, zasługują na śmierć, to jednak nie tylko sami tak czynią, ale i pochwalają tych, którzy tak postępują (Rz 1,21-32).
Zauważmy, jak Paweł podkreśla kwestię ludzkiej winy i odpowiedzialności przed Bogiem. Nieodrodzeni ludzie „poznali Boga”, ale „nie oddali Mu chwały jako Bogu”. „Zamienili prawdę Bożą w kłamstwo”, musieli więc zetknąć się z Bożą prawdą. Dlatego Bóg „skazał ich” na coraz większą degradację, w miarę jak coraz bardziej popadają w niewolę grzechu, zaczynają czynić najbardziej dziwaczne, nienaturalne i perwersyjne rzeczy. Bóg właściwie mówi: – Jeśli chcecie służyć grzechowi tak, jak winniście służyć Mnie, to bardzo proszę. Nie będę was powstrzymywał, a wy będzie ulegać coraz większemu zniewoleniu przez tego boga, którego kochacie.
Uważam, że tę formę kary można by uznać za oznakę Bożego miłosierdzia, w tym sensie, że kiedy ludzie stają się bardziej perwersyjni i grzeszni, mogą to sobie wreszcie uświadomić i się obudzić. Ciekawe, dlaczego homoseksualista nie zadaje sobie pytania: – Dlaczego pociągają mnie przedstawiciele tej samej płci, z którymi faktycznie nie mam pełnej więzi seksualnej? To dziwne! – W pewnym sensie można by postawić tezę, że Bóg rzeczywiście takimi „ich stworzył” (jak często sami twierdzą, usprawiedliwiając swoją perwersję), ale tylko w tym sensie, że do tego dopuszcza, i tylko dlatego, że spodziewa się ich przebudzić. Chce, aby się opamiętali i doświadczyli Jego cudownego miłosierdzia.
Nie tylko homoseksualiści powinni sobie zadawać takie pytania. Paweł wymienia szereg zniewalających grzechów, które są dowodem Bożej kary wobec tych, którzy nie chcą Mu służyć. Miliardy ludzi powinny się zastanowić nad swym dziwacznym zachowaniem. – Dlaczego nienawidzę własnej rodziny? – Dlaczego rozsiewanie plotek mnie bawi? – Dlaczego nigdy nie jestem zadowolony z tego, co posiadam? – Dlaczego czuję przymus, żeby oglądać coraz twardszą pornografię? – Bóg ich wydał w niewolę ich boga.
Oczywiście, każdy z nich może w każdej chwili otworzyć swoje serce, opamiętać się i uwierzyć w Jezusa. Uczyniło to wielu najbardziej zatwardziałych grzeszników na ziemi, a Bóg ich oczyścił i uwolnił od grzechów! Dopóki ludzie oddychają, Bóg wciąż daje im szansę opamiętania się.
Według Pawła grzesznicy nie mają wymówki. Potępiając innych dowodzą, że wiedzą, co jest dobre a co złe, zasługują zatem na Boże potępienie:
Dlatego nic nie masz na swoją obronę, kimkolwiek jesteś, człowieku, gdy osądzasz. Wiemy zaś, że zgodny z prawdą sąd Boga spotka tych, którzy tak postępują. A może liczysz na to, człowieku, który sądzisz tych, co tak postępują, a czynisz to samo, że unikniesz sądu Boga? A może lekceważysz bogactwo Jego dobroci i cierpliwości, i wielkoduszności, zapominając o tym, że dobroć Boga prowadzi cię do nawrócenia? (Rz 2,1-4).
Paweł mówi, że Bóg okazuje dobroć i cierpliwość, aby dać ludziom możliwość opamiętania się. Co więcej, objawił, iż Królestwo Boże odziedziczą tylko ci, którzy pokutują i prowadzą święte życie:
Tak więc z powodu twojej zatwardziałości i niezdolnego do nawrócenia serca, gromadzisz nad sobą gniew na dzień gniewu i objawienia sprawiedliwego sądu Boga, który odda każdemu według jego czynów: tym, którzy wytrwale czynią dobrze, dążą do chwały i szacunku i nieśmiertelności, da życie wieczne, tym natomiast, którzy powodowani samolubną rywalizacją nie przyjmują prawdy, a ulegają nieprawości – gniew i złość; utrapienie i ucisk każdemu człowiekowi, który czyni zło, najpierw Żydowi, potem Grekowi. Bóg bowiem nie ma względu na osobę (Rz 2,5-10).
Najwyraźniej Paweł nie zgodziłby się z tymi, którzy nauczają, że wystarczy tylko „przyjąć Jezusa jako Zbawiciela”, aby mieć zagwarantowane wieczne życie. Otrzymają je raczej ci, którzy się opamiętają i „wytrwale czynią dobrze, dążą do chwały i szacunku, i nieśmiertelności”.
Ale czy to nie wskazuje, iż człowiek może praktykować religie inne niż chrześcijaństwo, a i tak zostanie zbawionym, jeśli się tylko opamięta i będzie posłuszny Bogu?
Nie, ponieważ z kilku powodów nie ma zbawienia poza Jezusem. Jeden jest taki, że tylko Jezus może ludzi wyrwać z niewoli grzechu.
A jeśli zechcą się opamiętać, to skąd mają wiedzieć, że powinni zawołać do Jezusa, skoro o Nim nie słyszeli?
Bóg, który zna serca wszystkich ludzi, objawi się każdemu, kto go szczerze szuka. Jezus obiecał: „Szukajcie, a znajdziecie” (Mt 7,7). Bóg oczekuje, że wszyscy będą Go szukać (zob. Dz 17,26-27). Jeśli czyjeś serce odpowiada na Jego niestrudzone wołanie, Bóg pośle do niego ewangelię, jak to uczynił w przypadku etiopskiego eunucha oraz Korneliusza i jego domu. Bóg nie jest w tym względzie ograniczony udziałem Kościoła, jak to udowodnił podczas nawróceniu Saula z Tarsu. Jeśli nie znajdzie człowieka, by zaniósł ewangelię komuś, kto szczerze szuka prawdy, Bóg pójdzie sam! Słyszałem o wielu współczesnych przypadkach, jak ludzie w krajach zamkniętych dla misjonarzy nawrócili się dzięki wizji Jezusa.
Faktem jest, że większość wyznawców fałszywych religii nie szuka prawdy. Są religijni, bo szukają uzasadnienia dla swojego grzechu lub chcą go przykryć. Nieustannie gwałcąc swoje sumienie, ukrywają się za religijnym przebraniem. Swoją religijnością przekonują samych siebie, że nie zasługują na piekło. Jest to równie prawdziwe w odniesieniu do religijnych „chrześcijan” (zwłaszcza zwolenników taniej łaski), co buddystów, muzułmanów i wyznawców religii hinduistycznej. Sumienie ich osądza nawet podczas ich praktyk religijnych.
Kiedy buddysta kłania się ze czcią przed swoimi bożkami czy mnichami, dumnie siedzącymi przed nim, sumienie mu podpowiada, że robi źle. Kiedy hinduista usprawiedliwia swój brak współczucia wobec chorego żebraka na ulicy wierząc, że ten musi cierpieć za grzechy popełnione w poprzednim życiu, sumienie i tak go osądza. Kiedy muzułmański fanatyk w imię Allacha ścina głowę „niewiernemu”, jego sumienie krzyczy z powodu morderczej obłudy. Kiedy ewangeliczny „chrześcijanin” gromadzi skarby na ziemi, regularnie ogląda „rozebrane” programy telewizyjne i plotkuje o współbraciach z kościoła, ufając w zbawienie z łaski, jego serce i tak go oskarża. Są to wszystko przykłady ludzi, którzy nadal chcą grzeszyć, więc aby móc to robić, wynaleźli religijne kłamstwa, w które uwierzyli. „Sprawiedliwość” ludzi nieodrodzonych, choć religijnych, jest ogromnie daleka od Bożych oczekiwań.
Widzimy zatem, że Bóg nie traktuje wyznawców fałszywych religii jak ludzi nieświadomych, którym trzeba współczuć, bo nigdy nie słyszeli prawdy. Wina za ich ignorancję nie leży również po stronie Kościoła, że ich skutecznie nie zewangelizował.
Chociaż wiemy, że Bóg chce, aby Kościół głosił ewangelię po całym świecie, powinniśmy wszak iść za głosem Ducha Świętego tam, gdzie „pola są gotowe do żniw” (zob. J 4,35), a ludzie otwarci, bo dali posłuch niestrudzonym wysiłkom Boga, który stara się do nich dotrzeć.
Ostatnia zasada jest następująca: Skoro Bóg karze grzeszników w nadziei, że otworzą swoje serca, należy się spodziewać, że niektórzy po doświadczeniu Bożych sądów, kiedy albo sami cierpieli albo obserwowali, jak znoszą to inni, wreszcie zaczną się otwierać. Po kataklizmach łatwiej dotrzeć do ludzi dotychczas niedostępnych.
Chrześcijanie powinni szukać sposobności dzielenia się ewangelią w miejscach, gdzie ludzie cierpią. Na przykład człowiek, który stracił najbliższych, może być bardziej otwarty na to, co Bóg chce mu powiedzieć. Kiedy byłem pastorem, zawsze korzystałem z możliwości głoszenia ewangelii na pogrzebach, pomny na słowa Pisma: „Lepiej iść do domu żałoby, niż do domu wesela, bo w tamtym jest koniec każdego człowieka, i człowiek żyjący bierze to sobie do serca” (Koh [Kzn] 7,2).
Kiedy ludzie cierpią z powodu choroby, straty materialnej, zerwanych relacji, kataklizmów czy wielu innych konsekwencji grzechu oraz sądów nad grzechem, muszą wiedzieć, że ich cierpienie to sygnał alarmowy. Poprzez chwilowe cierpienia Bóg próbuje uratować grzeszników przed sądem wiecznym.
To Bóg wykonuje prawie całą pracę przy budowie swego Królestwa. Naszą rolą jest rozumnie z Nim współpracować.
Wszyscy wierzący muszą prowadzić życie w świętości i posłuszeństwie, bo to przyciąga uwagę ludzi pozostających w ciemności. Zawsze też powinni być gotowi do „obrony nadziei, która jest w nich”.
Bóg nieustannie nad ludźmi pracuje, motywuje wszystkich do otwarcia swego serca i opamiętania się. Przemawia do nich poprzez dzieło stworzenia, głos sumienia, osobiste tragedie, a czasem za pośrednictwem głosu ewangelii.
Grzesznicy wiedzą, że są Bogu nieposłuszni, dlatego są wobec Niego odpowiedzialni, nawet jeśli nie słyszeli ewangelii. Ich grzech jest dowodem zatwardziałości ich serca. A pogłębiająca się degradacja ich życia i zniewolenie grzechem są oznaką Bożego gniewu skierowanego przeciwko nim.
Ludzie religijni niekoniecznie szukają prawdy. Usprawiedliwiają raczej swój grzech, wierząc kłamstwom własnej religii.
Bóg zna stan serca każdego człowieka. I choć może nas posłać, byśmy podzielili się ewangelią z ludźmi zamkniętymi, to najpewniej poprowadzi nas do tych, którzy są na ewangelię otwarci.
Kiedy Bóg kruszy serca ludzi poprzez cierpienia, wtedy powinniśmy korzystać ze sposobności i głosić im ewangelię.
Bóg chce, abyśmy zanieśli ewangelię na cały świat. Ale mamy to czynić, idąc za głosem Jego Ducha, starając się wypełnić Wielkie Polecenie Misyjne, tak jak to widzimy w księdze Dziejów.
Bóg objawi się każdemu, kto szczerze pragnie Go poznać.
Bóg chce, aby nasze przesłanie było zgodne z Jego przesłaniem.
Pewnego dnia przed Bożym tronem będą Mu oddawać cześć przedstawiciele wszystkich grup etnicznych. Wypełniajmy zatem naszą rolę współpracując w tym celu z Bogiem. Każdy członek Bożego ludu powinien okazywać miłość każdemu człowiekowi, jakiego spotka. Bóg może położyć na sercu niektórych swoich sług dzieło misyjne wśród ludzi z różnych kultur, by szli i zakładali tam kościoły. Inni mogą uczestniczyć w tym dziele pośrednio, przez wspieranie misjonarzy. Ci posłani powinni okazać się pozyskującymi uczniów sługami Boga, bo do tego zostali powołani!
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
[1] . Dlatego Pismo mówi: „Rzekł głupiec w swoim sercu: Nie ma Boga!” (Ps 14,1). Tylko głupcy tłumią tak oczywistą prawdę.
[2] . Co więcej, Pismo uczy, że Bóg może nawet sam jeszcze bardziej zatwardzić serce tych, którzy uporczywie zatwardzają swe serce wobec Niego (jak faraon). Wydaje się niemożliwe, by dla takich ludzi istniała jakaś nadzieja na opamiętanie się.
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
Wcześniej, w rozdziale dotyczącym Kazania na Górze, rozważaliśmy słowa Jezusa skierowane do uczniów na temat szafarstwa. Powiedział, by nie gromadzili skarbów na ziemi ale w niebie. Wykazał nie tylko głupotę ludzi, którzy inwestują w rzeczy doczesne, ale pokazał także ciemność w ich sercach (zob. Mt 6,19-24).
Pieniądze są prawdziwym bogiem tych, którzy gromadzą ziemskie dobra, bo tacy ludzie im służą, a one władają ich życiem. Jezus stwierdził, że nie można służyć i Bogu i pieniądzom, bo jeśli Bóg jest naszym Panem, to jest także Panem naszych pieniędzy. Pieniądze, bardziej niż wszystko inne, konkurują z Bogiem o ludzkie serca. Niewątpliwie dlatego Jezus uczył, iż nie możemy być Jego uczniami, dopóki nie zrezygnujemy ze swojego mienia (zob. Łk 14,33). Uczniowie Chrystusa nie posiadają niczego, są tylko zarządcami tego, co należy do Boga. A Bóg lubi robić ze swoimi pieniędzmi to, co jest odbiciem Jego charakteru i co służy rozwojowi Jego Królestwa.
Jezus miał wiele do powiedzenia na temat szafarstwa, ale wydaje się, że ci, którzy uchodzą za Jego naśladowców, często ignorują Jego słowa. Bardziej popularne jest przekręcanie tekstu Pisma, by fabrykować współczesną „doktrynę sukcesu” w jej rozlicznych formach, od subtelnych po nachalne. Jednak pozyskujący uczniów Boży sługa pragnie nauczać ludzi przestrzegania wszystkich przykazań Chrystusa. Będzie zatem uczył biblijnego zarządzania przez swoje słowa oraz własny przykład.
Rozważymy, czego Pismo Święte naucza na ten temat oraz przyjrzymy się najpowszechniejszym przykładom fałszywej nauki na temat chrześcijańskiego dobrobytu. Nie będzie to, oczywiście, studium wyczerpujące. Szerzej zająłem się tym w swojej książce, którą po angielsku można przeczytać na naszej stronie internetowej (ShepherdServe.org) pod hasłem “Biblical Topics” (Tematy biblijne), hasło szczegółowe “Jesus on Money” (Jezus a pieniądze).
Zacznijmy od strony pozytywnej. Pamiętamy, że Paweł pod natchnieniem Ducha Świętego napisał: „Mój Bóg… zaspokoi wszelkie wasze potrzeby według swojego bogactwa w chwale, w Chrystusie Jezusie” (Flp 4,19). Chrześcijanie często tę obietnicę cytują i się na nią powołują, ale jaki jest jej kontekst? Czytając go szybko odkrywamy, dlaczego Paweł był taki pewien, że Bóg zaspokoi wszystkie potrzeby wierzących w Filippi:
Pięknie jednak postąpiliście, uczestnicząc w moich troskach. Wy, Filipianie, wiecie przecież, że na początku głoszenia Ewangelii, gdy wyszedłem z Macedonii, żaden Kościół nie uczestniczył w dawaniu i przyjmowaniu darów, tylko wy jedynie. I w Tesalonikach bowiem raz i drugi zatroszczyliście się o moje potrzeby. Nie abym szukał daru, ale poszukuję owocu, powiększającego wasze konto. Stwierdzam, że mam wszystko i to w obfitości. Jestem w pełni zaopatrzony, gdyż otrzymałem od was przez Epafrodyta przyjemną wonność, podobającą się Bogu. Mój Bóg natomiast zaspokoi wszelkie wasze potrzeby według swojego bogactwa w chwale, w Chrystusie Jezusie (Flp 4,14-19).
Paweł wiedział, że Jezus faktycznie zaspokoi potrzeby Filipian, ponieważ spełnili warunek, jaki postawił: szukali najpierw Królestwa Bożego. Dowiedli tego swymi ofiarnymi darami dla Pawła, aby nadal mógł zakładać kościoły. Pamiętamy, że w Kazaniu na Górze Jezus powiedział:
Wasz Ojciec w niebie zna bowiem wszystkie wasze potrzeby. Szukajcie więc najpierw Królestwa Boga i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie wam dodane (Mt 6,32-33).
Widzimy więc, że ta obietnica z Flp 4,19 nie odnosi się do każdego chrześcijanina, który powołuje się na nią. Dotyczy tylko tych, którzy najpierw szukają Bożego Królestwa.
Z obietnicy Jezusa w Mt 6,32-33 możemy się nauczyć jeszcze jednej rzeczy. Czasem nie potrafimy odróżnić potrzeb od zachcianek. Jezus zdefiniował nasze potrzeby. Powiedział: „Przecież Ojciec wasz niebieski wie, że tego wszystkiego potrzebujecie” (BT).
Czym jest „to wszystko”, o czym Jezus mówił, że będzie dodane tym, którzy szukają najpierw Jego Królestwa i sprawiedliwości? To jedzenie, picie i ubranie. Nikt nie może tego podważyć, ponieważ Jezus wymienił to wszystko tuż przed wypowiedzeniem owej obietnicy (zob. Mt 6,25-31). Jedzenie, picie i ubranie to są nasze jedyne rzeczywiste potrzeby. I tylko to posiadał Jezus oraz wędrująca z nim gromadka uczniów.
Paweł najwyraźniej zgadzał się z tą definicją naszych potrzeb, kiedy pisał:
Wielkim zaś zyskiem jest pobożność, jeśli łączy się z poprzestaniem na tym, co konieczne. Niczego bowiem nie przynieśliśmy na ten świat, ani też niczego nie możemy z niego zabrać. A jeśli mamy jedzenie i ubranie, to będziemy zadowoleni. Ci, którzy dążą do bogactwa, wpadają w pokusy i zasadzki oraz liczne nierozumne i szkodliwe pożądania, które prowadzą ludzi do zguby i zatracenia. Korzeniem bowiem wszelkiego zła jest chciwość na pieniądze. W pogoni za nimi niektórzy odłączyli się od wiary i zgotowali sobie liczne cierpienia (1Tm 6,6-10).
Paweł uważał, iż z rzeczy materialnych naprawdę potrzebujemy tylko pokarmu i okrycia, inaczej by nie powiedział, że jeżeli je mamy, powinniśmy być usatysfakcjonowani. To rzuca nieco inne światło na obietnicę skierowaną do Filipian, iż Bóg zaspokoi wszystkie ich potrzeby! Sposób, w jaki niektórzy kaznodzieje wyjaśniają ten werset sugeruje, jakoby było tam napisane: „Mój Bóg zaspokoi wszystkie wasze zachcianki!” Co więcej, skoro mamy być zadowoleni już z samego jedzenia i okrycia, to czyż nie powinniśmy być daleko bardziej wdzięczni za to, co rzeczywiście posiadamy? Przecież większość z nas ma więcej niż tylko jedzenie i okrycie.
Nasz problem polega na tym, że sądzimy, iż tak naprawdę potrzebujemy o wiele więcej. Pomyślmy: kiedy Bóg stworzył Adama i Ewę, nie posiadali oni niczego, a jednak żyli w raju. Najwyraźniej nie było Bożym zamiarem, żebyśmy swoje szczęście czerpali z gromadzenia rzeczy materialnych. Czy kiedykolwiek pomyśleliśmy, że Jezus nigdy nie odkręcił kranu ani nie stał pod prysznicem? Nie prał ubrania w pralce i nigdy nie otworzył drzwi lodówki. Nie jechał ani samochodem, ani nawet rowerem. Nie słuchał radia, nie rozmawiał przez telefon, nie gotował posiłku w kuchence mikrofalowej, ani nie przemawiał przez głośniki. Nie oglądał wideo ani telewizji, nie włączył lampy elektrycznej i nie korzystał z klimatyzacji czy dmuchawy elektrycznej. Nie posiadał zegarka i nie miał szafy pełnej ubrań. Jak mógł być szczęśliwy?
W Stanach Zjednoczonych (a może i w twoim kraju) jesteśmy bombardowani reklamami pokazującymi ludzi, którzy są szczęśliwi, bo posiadają nowe przedmioty. Nieustannie jesteśmy poddawani praniu mózgów (a raczej „zaśmiecaniu mózgów”). Mamy myśleć, że szczęście się bierze z nabywania coraz większej ilości rzeczy. A tymczasem obojętnie, ile zgromadzimy, nigdy nie jesteśmy zadowoleni. Jezus to nazwał „ułudą bogactwa” (Mt 13,22). Materializm obiecuje szczęście, ale rzadko dotrzymuje obietnicy. Kiedy dołączamy do tej szalonej pogoni świata za rzeczami materialnymi, stajemy się bałwochwalcami, niewolnikami mamony, którzy zapominają o Bogu i Jego najważniejszych przykazaniach, by Jego kochać całym sercem, zaś bliźniego jak siebie samego. Przed czymś takim Bóg ostrzegał Izrael:
Strzeż się, byś nie zapomniał o Panu, Bogu twoim, lekceważąc przestrzeganie jego nakazów, poleceń i praw, które ja ci dzisiaj daję. A gdy się najesz i nasycisz, zbudujesz sobie piękne domy i w nich zamieszkasz; gdy ci się rozmnoży bydło i owce, obfitować będziesz w srebro i złoto, i gdy wzrosną twe dobra – niech się twe serce nie unosi pychą, nie zapominaj o Panu, Bogu twoim, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoli (Pwt 8,11-14).
Podobnie Jezus ostrzega, iż „ułuda bogactwa” może zagłuszyć duchowe życie człowieka wierzącego, jeśli pozwoli on sobie na odwrócenie uwagi od spraw najważniejszych (zob. Mt 13,7.22). Paweł podkreśla, iż „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość na pieniądze”, i dodaje, że „w pogoni za nimi niektórzy odłączyli się od wiary i zgotowali sobie liczne cierpienia” (1Tm 6,10). Autor Listu do Hebrajczyków napomina: „Nie bądźcie chciwi na pieniądze, bądźcie zadowoleni z tego, co posiadacie. Sam Bóg bowiem powiedział: Nie porzucę cię ani nie opuszczę” (13,5). To tylko niektóre biblijne ostrzeżenia dotyczące niebezpieczeństwa bogacenia się.
Nie ma chyba lepszego barometru wskazującego na poziom więzi z Bogiem, niż nasze odnoszenie się do pieniędzy. Pieniądze – czas i środki, jakie wykorzystujemy na ich zdobycie, oraz to, co potem z nimi robimy – wiele mówią o naszym życiu duchowym. Pieniądze, te posiadane, i te nie posiadane, są większym źródłem pokus niż cokolwiek innego. Mogą łatwo zająć miejsce należne dwom największym przykazaniom, stając się dla nas bogiem ponad Boga jedynego, i mogą nas mamić, by kochać siebie bardziej niż bliźniego. Z drugiej strony, pieniądze można wykorzystać, aby dowieść naszej miłości do Boga oraz bliźniego.
Jezus opowiedział kiedyś przypowieść o człowieku, który pozwolił pieniądzom a nie Bogu rządzić jego życiem:
Pewnemu zamożnemu człowiekowi pole wydało obfity plon. Rozważał więc: Co tu zrobić? Gdzie ja pomieszczę swoje zbiory? W końcu powiedział: Tak uczynię: Zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i w nich zgromadzę całe moje zboże i dobra. I powiem sobie: Masz wielkie bogactwa złożone na wiele lat, odpoczywaj, jedz, pij i wesel się. Ale Bóg oznajmił mu: Głupcze, tej nocy zażądają od ciebie twojej duszy! Czyje więc będzie to, co zgromadziłeś? Tak będzie z każdym, kto gromadzi sobie skarby dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem (Łk 12,16-21).
Jezus przedstawił tego człowieka jako głupca. Choć został pobłogosławiony zdrowiem oraz urodzajną ziemią i znał się na rolnictwie, to jednak nie znał Boga. Inaczej nie przeznaczyłby nadmiaru dobytku na to, by się oddać samolubnemu życiu w przyjemności i wygodzie. Pytałby raczej Boga, co ma zrobić ze swym błogosławieństwem wiedząc, że sam jest tylko Jego zarządcą. Bóg, oczywiście, chciałby, aby podzielił się swoją obfitością dóbr oraz pracował dalej, żeby nadal dzielić się z innymi. Inną alternatywą byłoby porzucić rolnictwo i poświęcić się jakiejś służbie, wykonując ją bez wsparcia z zewnątrz, o ile Bóg by go do tego powołał.
Bogaty rolnik w przypowieści Jezusa popełnił poważny błąd w przewidywaniu daty swojej śmierci. Przypuszczał, że pozostaje mu jeszcze wiele lat, podczas gdy wieczność oczekiwała go za parę godzin. Morał jest jasny: Każdego dnia żyjmy tak, jakby to był nasz ostatni dzień na ziemi. Bądźmy zawsze gotowi stanąć przed Bogiem, by zdać sprawę ze swojego życia.
Jakże różni się Boża perspektywa od ludzkiej! Ów bogacz był obiektem zazdrości większości ludzi, którzy go znali, Bóg natomiast go żałował. W oczach ludzi był bogaty, w oczach Boga biedny. Mógł zgromadzić skarby w niebie, te miałby na wieczność, wolał jednak gromadzić je na ziemi, co nie dało mu żadnej korzyści w chwili śmierci. W świetle nauki Jezusa na temat ludzi chciwych, nie wydaje się, by ten bogacz trafił do nieba.
Z przypowieści tej powinniśmy zapamiętać, że wszystko, co posiadamy, jest darem od Boga, a On oczekuje, byśmy byli Jego wiernymi zarządcami. Dotyczy to nie tylko ludzi bogatych, ale każdego, kto przykłada zbyt dużą wagę do rzeczy materialnych. Jezus jasno o tym mówi swoim uczniom w dalszej części tego urywka:
Powiedział też do swoich uczniów: Dlatego mówię wam: Nie martwcie się o życie, co będziecie jeść ani o ciało, w co się ubierzecie. Czy życie nie znaczy więcej niż jedzenie, a ciało niż ubranie? Zwróćcie uwagę na kruki. Nie sieją ani nie zbierają plonów, nie mają spichlerza ani składnicy, a jednak Bóg je żywi. O ileż więcej jesteście warci niż ptaki. Któż z was przez troskliwe zabieganie może choćby trochę przedłużyć własne życie? Jeżeli więc najmniejszej rzeczy nie potraficie wykonać, dlaczego troszczycie się o pozostałe? Zwróćcie uwagę na lilie, jak wzrastają. Nie pracują ani nie przędą, a mówię wam, że nawet Salomon w całej swojej chwale nie był tak ubrany, jak jedna z nich. Jeśli więc roślinę na polu, która dziś jest, a jutro zostanie wrzucona do pieca, Bóg tak przyodziewa, o ileż więcej was, ludzi małej wiary. Nie szukajcie więc tego, co będziecie jedli i co będziecie pili. Nie martwcie się o to. Tego bowiem wszystkiego szukają ludzie tego świata. Wasz Ojciec zaś wie, czego potrzebujecie. Szukajcie raczej Jego Królestwa, a wszystko inne będzie wam dodane. Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się waszemu Ojcu dać wam Królestwo.
Sprzedajcie wasze majętności i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie wkrada ani mól nie niszczy. Gdzie bowiem jest wasz skarb, tam będzie i wasze serce (Łk 12,22-34).
Jakże te słowa Jezusa kontrastują z nauką współczesnych „kaznodziei sukcesu”! Głoszą nam, że Bóg chce, byśmy mieli więcej, Jezus natomiast kazał uczniom sprzedać swoje majętności i oddać potrzebującym! Wytknął głupotę tych, którzy przywiązują swoje serca do skarbów gromadzonych na ziemi, gdzie są skazane na zniszczenie.
Zauważmy, że lekcję o bogatym głupcu Jezus skierował do tych, którzy mieli tak mało, że troszczyli się jedynie o jedzenie i ubranie. Przejmowanie się takimi rzeczami zdradza, że skupiamy się na tym, co niewłaściwe. Jeśli ufamy naszemu Ojcu tak, jak powinniśmy, nie będziemy się martwić. A takie nastawienie, pozbawione troski, pozwala nam skupiać się na budowaniu Bożego Królestwa.
Jezus miał jeszcze wiele innych rzeczy do powiedzenia na temat pieniędzy. Uczył jednak przede wszystkim przykładem swego życia, jak to powinien czynić każdy pozyskujący uczniów Boży sługa. Głosił to, co praktykował. A jak Jezus żył?
Nie gromadził ziemskich bogactw, choć mógł wykorzystywać swoją pozycję i stać się bardzo bogatym. Wielu utalentowanych kaznodziejów jest w błędzie przypuszczając, że skoro na cele ich służby wpływa dużo pieniędzy, Bóg chce, żeby i oni sami byli zamożni. Jezus nie używał swego namaszczenia dla osobistego zysku. Darowane pieniądze wykorzystywał do pozyskiwania uczniów. Sam zaspokajał potrzeby swojej wędrownej gromadki, którą szkolił w uczniostwie.[1] W naszych czasach młodzi uczniowie najczęściej sami muszą płacić za słuchanie wykładów starszych duchownych w szkołach biblijnych. A Jezus ustanowił wzorzec wręcz przeciwny!
Jezus prowadził też życie oparte na zaufaniu. Wierzył, że Ojciec zatroszczy się o wszystkie potrzeby i będzie Go błogosławił, aby z kolei On sam mógł się troszczyć o potrzeby innych. Czasem zapraszano Go na przyjęcia, a kiedy indziej żywił się ziarnami z kłosów polnych (zob. Łk 6,1).
Co najmniej dwukrotnie nakarmił tysiące ludzi, którzy przyszli Go słuchać. Jakże to odmienne od współczesnych konferencji chrześcijańskich, gdzie aby posłuchać mówcy, musimy zapłacić za wejście! Moja organizacja misyjna jest nierzadko wyśmiewana za „płacenie ludziom, by nas słuchali”, ponieważ na naszych konferencjach pastorskich uczestników karmimy za darmo. W istocie tylko powielamy model Jezusa.
Jezus troszczył się również o ubogich, członkowie Jego grupki nosili mieszek z pieniędzmi, z którego rozdawano potrzebującym. Jałmużna dla ubogich była tak regularnym elementem służby Jezusa, że kiedy podczas Ostatniej Wieczerzy kazał Judaszowi działać szybko, gdy ten odchodził od stołu, uczniowie przypuszczali, iż idzie albo dokupić żywności albo zanieść pieniądze ubogim (zob. J 13,27-30).
Jezus prawdziwie miłował bliźniego jak samego siebie, dlatego prowadził proste życie i dzielił się z innymi. Nie musiał się kajać słuchając kazania Jana Chrzciciela: „Kto ma dwie koszule, niech się podzieli z tym, który nie ma” (Łk 3,11). Jezus miał tylko jedną. Jednak niektórzy głosiciele sukcesu chcą nas przekonać, że Jezus był bogaty, gdyż miał tunikę całą tkaną, bez szwów (zob. J 19,23), którą rzekomo nosili pod płaszczem tylko ludzie zamożni. Zadziwiające, ileż znaczeń można przypisać tekstowi biblijnemu, jeśli się chce udowodnić coś, co jest sprzeczne z licznymi innymi tekstami! Zupełnie dobrze można by wysnuć równie absurdalny wniosek, że Jezus starał się ukryć swoją zamożność, ponieważ nie nosił też zewnętrznego okrycia bez szwów.
Jezus jeszcze więcej miał do powiedzenia na temat pieniędzy, ale nie mamy tu miejsca, by wszystko rozważać. Przyjrzyjmy się jednak kilku innym popularnym twierdzeniom współczesnych kaznodziejów sukcesu, którzy sprytnie potrafią przekręcać Pismo i zwodzić naiwnych.
To uzasadnienie stosuje wielu głosicieli sukcesu, by kamuflować swoją zachłanność. Nie pamiętają, że Bóg dał Salomonowi bogactwo z określonego powodu. A mianowicie, kiedy Bóg obiecał, że spełni każdą jego prośbę, Salomon poprosił o mądrość, by umiał rządzić ludem. Bogu tak się spodobało, iż król nie prosił o bogactwo, że wraz z mądrością dał mu też majętności. Salomon nie używał jednak otrzymanej mądrości tak, jak Bóg chciał, i w efekcie stał się najgłupszym człowiekiem, jaki żył na ziemi. Gdyby naprawdę był mądry, baczyłby na to, co Bóg powiedział w Prawie do Izraela na długo przed jego urodzeniem:
Gdy wejdziesz do kraju, który ci daje Pan, Bóg twój, gdy go posiądziesz i w nim zamieszkasz, jeśli powiesz sobie: Chcę ustanowić króla nad sobą, jak mają wszystkie okoliczne narody, tego tylko ustanowisz królem, kogo sobie Pan, Bóg twój wybierze spośród twych braci – tego uczynisz królem. Nie możesz ogłosić królem nad sobą kogoś obcego, kto nie byłby twoim bratem. Tylko nie będzie on nabywał wielu koni i nie zaprowadzi ludu do Egiptu, aby mieć wiele koni. Powiedział bowiem nam Pan: Tą drogą nigdy wracać nie będziecie. Nie będzie miał zbyt wielu żon, aby nie odwróciło się jego serce. Nie będzie gromadził wielkiej ilości złota i srebra (Pwt 17,14-17).
Oto kolejny urywek, który kaznodzieje sukcesu zawsze pomijają, wzorem Salomona, który też go zignorował ku własnej zgubie. I tak jak on, również stają się bałwochwalcami. Pamiętamy, że wiele jego żon sprowadziło serce Salomona na manowce, by oddawał cześć bożkom. Mógł sobie na te żony pozwolić dzięki sprzeniewierzeniu swego bogactwa.
Bóg chciał, aby Salomon wykorzystał otrzymane od Niego bogactwo, by ubogacać bliźniego, miłować go jak siebie samego. Lecz on się nim posłużył, by zaspokoić miłość własną. Pomnażał dla siebie złoto, srebro, konie i żony, co było otwartym nieposłuszeństwem Bożemu przykazaniu. W końcu miał siedemset żon i trzysta konkubin, skutecznie ograbiając tysiąc mężczyzn z potencjalnych małżonek. Zamiast pomagać ubogim, dogadzał sobie. To bardzo dziwne, że propagatorzy sukcesu, niepomni na samolubstwo i nieposkromione bałwochwalstwo Salomona, wynoszą go jako wzorzec dla każdego nowotestamentowego chrześcijanina. Czyż naszym celem nie jest stać się podobnymi do Chrystusa?
Ten pogląd został sfabrykowany na podstawie słów Pawła. Zacytuję ten często przekręcany werset w jego kontekście:
Pismo zaś przewidując, że Bóg usprawiedliwi pogan z wiary, dało Abrahamowi tę radosną nowinę: W tobie będą błogosławione wszystkie narody. Tak też ci, którzy polegają na wierze, są błogosławieni z wierzącym Abrahamem.
Wszyscy natomiast, którzy polegają na uczynkach Prawa, są przeklęci. Jest bowiem napisane: Przeklęty każdy, kto nie zachowuje wszystkich przepisów, jak nakazuje Księga Prawa. To, że nikt w Prawie nie doznaje usprawiedliwienia u Boga jest oczywiste, gdyż sprawiedliwy z wiary będzie żył. Prawo zaś nie pochodzi z wiary, lecz ten, kto wypełnił jego przepisy, przez nie będzie żył. Chrystus wykupił nas od przekleństwa Prawa, gdyż stał się za nas przekleństwem, jak napisano: Przeklęty każdy, kto wisi na drzewie, aby błogosławieństwo Abrahama stało się w Chrystusie Jezusie udziałem pogan, abyśmy przez wiarę otrzymali obietnicę – Ducha (Ga 3,8-14).
Błogosławieństwo, o którym Paweł napisał w wersecie 14, było obietnicą dla Abrahama, że Bóg będzie w nim błogosławił wszystkie narody (co Paweł cytuje w w. 8), a dokładniej w pojedynczym potomku Abrahama, Jezusie, co Paweł wyjaśnia nieco dalej (Ga 3,16). Zgodnie z tym, co przeczytaliśmy, Jezus zapewnił to obiecane błogosławieństwo wszystkim narodom, sam będąc przeklęty przez Boga, gdy umierał za grzechy świata na krzyżu. Zatem „błogosławieństwo Abrahama będące udziałem pogan” nie polega na tym, że Bóg czyni pogan materialnie tak bogatymi jak Abraham. Boża obietnica dana Abrahamowi zasadza się na tym, że w jego potomstwie będą błogosławione narody pogańskie – co się spełniło w Jezusie, dzięki Jego śmierci na krzyżu również i za nich. (Naczelną myślą Pawła jest to, iż poganie mogą zostać zbawieni dzięki wierze w Jezusa, tak samo jak Żydzi.)
Oto inna doktryna, którą propagatorzy sukcesu chcą uzasadnić, interpretując ten sam urywek w inny sposób. Powiadają, że ponieważ Prawo zapowiedziało przekleństwo ubóstwa tym, którzy go nie przestrzegają (zob. Pwt 28,30-31.33.38-40.47-48.51.68), a Paweł w Ga 3,13 napisał: „Chrystus wykupił nas od przekleństwa Prawa”, to my, którzy jesteśmy w Chrystusie, zostaliśmy wykupieni od przekleństwa ubóstwa.
Po pierwsze, można dyskutować, czy Pawłowi chodziło o konkretne przekleństwa z Pwt 28, kiedy pisał o „przekleństwie Prawa”, od którego Chrystus nas wykupił. Zauważmy, że apostoł nie powiedział, iż Chrystus wykupił nas od przekleństw (liczba mnoga) Prawa, tylko od pojedynczego „przekleństwa” Prawa, przypuszczalnie sugerując, że całe Prawo było przekleństwem dla tych, którzy usiłowali znaleźć zbawienie przestrzegając go. Jako odkupieni przez Chrystusa, nie popełniamy już błędu i nie staramy się zaskarbić sobie zbawienia przestrzeganiem Prawa. A zatem w tym sensie jesteśmy „wykupieni od przekleństwa Prawa”.
Gdyby Paweł rzeczywiście mówił, iż Chrystus wykupił nas od każdego nieszczęścia wymienionego w Pwt 28, gwarantując nam w ten sposób powodzenie materialne, należałoby się zastanowić, dlaczego kiedyś napisał o sobie: „Aż dotąd cierpimy głód i pragnienie, jesteśmy nadzy, policzkowani i bez stałego miejsca zamieszkania” (1Kor 4,11). Także inne jego słowa wzbudzałyby zastanowienie:
Kto nas odłączy od miłości Chrystusa? Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo lub miecz? Jak jest napisane:
Z powodu Ciebie zabijają nas przez cały dzień, uważają nas za owce na rzeź przeznaczone (Rz 8,35-36).
Oczywiście, tych słów nigdy by nie napisał, gdyby wszyscy chrześcijanie byli wolni od znoszenia prześladowań, głodu, nagości, niebezpieczeństw lub miecza dzięki temu, że Chrystus nas wykupił od przekleństwa Prawa.
Trzeba by się też zastanowić, dlaczego Jezus przepowiedział następującą scenę w niebie:
Wtedy Król powie do tych po prawej stronie: Zbliżcie się, błogosławieni Mojego Ojca, weźcie w posiadanie Królestwo, przygotowane wam od założenia świata. Ponieważ byłem głodny i daliście Mi jeść, byłem spragniony i daliście Mi pić, byłem tułaczem i przyjęliście Mnie, byłem nagi i ubraliście Mnie, byłem chory i odwiedziliście mnie, byłem w więzieniu i przyszliście do Mnie. Wówczas odpowiedzą sprawiedliwi: Panie, kiedy widzieliśmy Ciebie głodnego i nakarmiliśmy albo spragnionego i daliśmy Ci pić? Kiedy widzieliśmy Ciebie jako tułacza i przyjęliśmy albo nagiego i ubraliśmy? Kiedy widzieliśmy Cię chorego albo w więzieniu i przyszliśmy do Ciebie? Na to Król im odpowie: Zapewniam was, to, co uczyniliście jednemu z tych braci Moich najmniejszych, Mnie uczyniliście (Mt 25,24-40).
Nie ma zatem wątpliwości, iż niektórzy wierzący, „wykupieni od przekleństwa Prawa” znajdą się w mało sprzyjających okolicznościach. Zauważmy jednak, że w trudnościach, jakie Jezus opisał, Bóg zaspokoił potrzeby cierpiących wierzących. Uczynił to za pośrednictwem tych wierzących, którym zbywało. Zawsze możemy liczyć na to, że Bóg zaspokoi nasze potrzeby, nawet jeśli chwilowo sytuacja wygląda inaczej.
Wreszcie, owi wyznawcy sukcesu, którzy chcą być bogaci jak Abraham, powinni się zastanowić, czy chcą przez całe życie mieszkać tak jak on w namiocie bez prądu i bieżącej wody! W Starym Testamencie, ci których Bóg błogosławił bogactwem, mieli go używać dla chwały Bożej, dzieląc się obfitością dóbr i utrzymując innych. Abraham to robił, zatrudniał setki ludzi, co zaspokajało ich potrzeby (zob. Rdz 14,14). Robił to także Hiob, używał swego bogactwa, by się troszczyć o wdowy i sieroty (Hi 29,12-13; 31,16-22). Osoby zdolne do prowadzenia biznesu powinny się starać, aby ich głównym celem było posłuszeństwo Bogu oraz miłowanie bliźniego jak samego siebie.
Faktycznie tak jest napisane:
Znacie przecież łaskę naszego Pana Jezusa Chrystusa: dla was stał się ubogim, będąc bogaty, abyście się ubogacili Jego ubóstwem” (2Kor 8,9).
W oparciu o ten werset argumentuje się, że skoro Jezus był w niebie materialnie bogaty, a na ziemi stał się materialnie ubogi, to Paweł pisząc, że jego czytelnicy mogą stać się bogaci dzięki ubóstwu Chrystusa musiał mieć na myśli bogactwo materialne. I skoro w pierwszej części wersetu Paweł mówił o bogactwie i ubóstwie materialnym, to w jego drugiej części nie mógłby mieć na myśli bogactwa duchowego.
Jeśli jednak Pawłowi rzeczywiście chodziło o nasze materialne bogacenie się dzięki ubóstwu Chrystusa, to dlaczego nieco dalej w tym samym Liście napisał:
… w pracy i w trudzie, w częstych czuwaniach, w głodzie i w pragnieniu, w licznych postach, w zimnie i nagości… (2Kor 11,27).
Gdyby w 2Kor 8,9 Pawłowi chodziło o to, że Chrystus po to stał się materialnie ubogi, abyśmy mogli się stać materialnie bogaci, to zamiar Chrystusa na pewno nie zrealizował się w życiu Pawła! A zatem Pawłowi nie chodziło o to, że Chrystus stał się materialnie ubogi, abyśmy tu na ziemi mogli się stać materialnie bogaci. Chciał powiedzieć, że staniemy się bogatymi duchowo, będziemy „bogaci przed Bogiem”, żeby się posłużyć określeniem Jezusa (zob. Łk 12,21), a także bogaci w niebie, gdzie jest nasz skarb i nasze serce.
Czy można przypuszczać, że Paweł mówiąc o bogactwie materialnym w jednej części zdania, w drugiej nie mógł mówić o bogactwie duchowym, jak utrzymują głosiciele sukcesu? Rozważmy następujące słowa Jezusa, skierowane do Jego naśladowców w Smyrnie:
Znam twój ucisk i ubóstwo, ale ty jesteś bogaty… (Ap 2,9a).
Jezus wyraźnie mówił o materialnym ubóstwie wierzących w Smyrnie, a zaraz w następnych słowach wypowiedział się na temat duchowego bogactwa tych samych wierzących.
Istotnie, Jezus obiecał stokrotny zwrot tym, którzy ponoszą pewne ofiary. Przeczytajmy, co dokładnie powiedział:
Zapewniam was, kto ze względu na mnie i na Ewangelię opuścił, dom, braci, siostry, matkę, ojca, dzieci lub pola, otrzyma już teraz, w tym czasie, stokrotnie więcej domów, braci, sióstr, ojców, matek, dzieci i pól, wśród prześladowań, a w przyszłości życie wieczne (Mk 10,29-30).
Zauważmy, że ta obietnica nie dotyczy tych, którzy dają pieniądze kaznodziejom, co często twierdzą propagatorzy sukcesu. Jest to raczej obietnica dla tych, którzy opuszczają swoje domy, gospodarstwa i krewnych, aby iść i głosić ewangelię. Takim ludziom Jezus obiecał „stokrotnie więcej teraz, w tym czasie”.
Ale czy obiecał im, że dosłownie staną się właścicielami stu domów lub farm, jak utrzymują niektórzy wyznawcy „ewangelii sukcesu”? Nie, tak samo jak nie obiecał, że będą mieć sto dosłownych matek i dzieci. Jezus mówił tylko, że ci, którzy opuszczają swoje domy i rodziny, spotkają współbraci, którzy otworzą przed nimi swoje domy i przyjmą jak członków własnej rodziny.
Zauważmy, że Jezus obiecał też takim ludziom oprócz wiecznego życia, także prześladowanie. To przypomina o kontekście tego wersetu, mówiącym o tym, jak uczniowie patrzyli na bogatego młodzieńca, który odszedł ze smutkiem, słysząc słowa Jezusa: „Łatwiej jest wielbłądowi przejść przez ucho igielne, niż bogatemu wejść do Królestwa Boga” (Mk 10,25).
Stwierdzenie Jezusa zaszokowało uczniów i kazało im zastanowić się nad własnymi szansami wejścia do Bożego Królestwa. Przypomnieli Jezusowi, co porzucili, aby pójść za Nim. Wówczas Jezus dał im ową „stukrotną” obietnicę.
Wobec powyższego trudno uwierzyć, że jakiś głosiciel sukcesu zechce nas przekonać, iż Jezus obiecywał dosłowny stukrotny zwrot materialny, dzięki któremu nagle staniemy się niewiarygodnie bogaci, jeśli się weźmie pod uwagę, że kilka sekund wcześniej Jezus kazał bogatemu młodzieńcowi, szukającemu wiecznego życia, wszystko sprzedać, a uzyskane pieniądze dać potrzebującym!
Kaznodzieje sukcesu przekręcają wiele innych tekstów biblijnych, ale w tej książce nie ma miejsca, aby je wszystkie rozważyć. Uważajmy!
John Wesley, założyciel ruchu metodystycznego w Kościele Anglikańskim, ukuł wspaniałą maksymę dotyczącą właściwego spojrzenia na pieniądze. Brzmi ona: „Zarabiaj, ile możesz; oszczędzaj, ile możesz; dawaj, ile możesz.”
To znaczy, że chrześcijanie najpierw powinni ciężko pracować. Mają używać dane im przez Boga zdolności oraz sposobności zarabiania pieniędzy, bacząc jednak, by robić to uczciwie, bez naruszania jakichkolwiek przykazań Chrystusa.
Po drugie, powinni żyć skromnie i prosto, wydając na siebie jak najmniej, co pozwoli im „oszczędzać, ile mogą”.
I wreszcie, kiedy spełnią pierwsze dwie wskazówki, powinni zacząć „dawać, ile mogą”, nie ograniczając się do dziesięciny. Mają zaprzeć się samych siebie, aby wdowy i sieroty zostały nakarmione, a ewangelia była głoszona na całym świecie.
Pierwszy Kościół z pewnością praktykował takie szafarstwo, a dzielenie się z potrzebującymi ze swojego grona było normalną cechą nowotestamentowego życia. Pierwsi wierzący poważnie traktowali nakaz Jezusa: „Sprzedajcie wasze majętności i dajcie jałmużnę. Sprawcie sobie trzosy, które nie niszczeją, skarb niewyczerpany w niebie, gdzie złodziej się nie wkrada ani mól nie niszczy” (Łk 12,22-34). Oto co Łukasz pisze o pierwszym Kościele:
Wszyscy, którzy uwierzyli, przebywali razem i wszystko mieli wspólne. Sprzedawali majątki i dobra i rozdzielali je każdemu według potrzeby… Jedno serce i jeden duch ożywiały wszystkich wierzących. Nikt nie nazywał swoim tego, co posiadał, ale wszystko mieli wspólne… Towarzyszyła im bowiem wielka łaska. Nikt z nich nie cierpiał niedostatku, bo właściciele pól albo domów sprzedawali je i przynosili pieniądze uzyskane ze sprzedaży i kładli u stóp apostołów. Każdemu też rozdzielano według potrzeby (Dz 2,44-45; 4,32-35).
Biblia mówi też jasno, że pierwszy Kościół karmił i zaspokajał pilne potrzeby ubogich wdów (zob. Dz 6,1; 1Tm 5,3-10).
Paweł, największy apostoł w dziejach Kościoła, wysłany przez Boga do niesienia ewangelii poganom, autor przeważającej części nowotestamentowych Listów, uważał zaspokajanie materialnych potrzeb ubogich za istotny element swojej służby. W założonych przez siebie kościołach zbierał duże sumy pieniędzy na biednych chrześcijan (zob. Dz 11,27-30; 24,17; Rz 15,25-28; 1Kor 16,1-4; 2Kor 8-9; Ga 2,10). Siedemnaście lat po swym nawróceniu Paweł udał się do Jerozolimy, aby ewangelię, którą głosił, poddać ocenie Piotra, Jakuba i Jana. Żaden z nich nie dopatrzył się niczego niewłaściwego w przesłaniu, jakie głosił, i kiedy Paweł wspominał o tym w Liście do Galatów, napisał: „Tylko o ubogich mieliśmy pamiętać, co też gorliwie starałem się czynić” (Ga 2,10). Według Piotra, Jakuba i Jana okazywanie współczucia biednym ważnością ustępowało jedynie głoszeniu ewangelii.
Najlepsza rada w tej materii dla pozyskujących uczniów Bożych sług pochodzi od apostoła Pawła. Ostrzegł Tymoteusza, iż „korzeniem wszelkiego zła jest chciwość na pieniądze” i powiedział, że „w pogoni za nimi niektórzy odłączyli się od wiary i zgotowali sobie liczne cierpienia”. Po czym go wezwał:
Ty zaś, o człowieku Boży, tego unikaj. Zabiegaj natomiast o sprawiedliwość, pobożność, wiarę, miłość, wytrwałość, łagodność (1Tm 6,11).
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
[1] . Głosiciele sukcesu często przytaczają ten fakt, aby dowieść, że służbę Jezusa charakteryzowało materialne powodzenie. Niewątpliwie Bóg zaspokajał potrzeby Jezusa, aby ten mógł wypełnić swą misję. Ale różnica pomiędzy Jezusem a kaznodziejami sukcesu polega na tym, że On nie był samolubny i pieniędzy przeznaczonych na prowadzenie służby nie wykorzystywał dla osobistego bogacenia się.
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
W tym rozdziale rozważamy kolejne błędne, acz popularne nauki dotyczące szatana i walki duchowej. Na zakończenie przyjrzymy się, co Pismo Święte mówi w odniesieniu do walki duchowej, a co każdy wierzący powinien praktykować.
Zgodnie z Biblią nie ma wątpliwości, iż szatan włada całą hierarchią złych duchów, które zamieszkują atmosferę ziemską i pomagają mu rządzić królestwem ciemności. Biblijna jest też koncepcja, iż są to „terytorialne” złe duchy, które panują nad pewnymi obszarami geograficznymi (zob. Dn 10,13.20-21; Mk 5,9-10). Biblijny jest też pogląd, iż chrześcijanie mają władzę wyganiać demony z ludzi oraz obowiązek dawać odpór diabłu (zob. Mk 16,17; Jk 4,7; 1P 5,8-9). Ale czy chrześcijanie mogą zwalczać złe duchy panujące nad miastami? Odpowiedź jest negatywna, a podejmowanie takich prób to strata czasu.
To, że potrafimy wypędzać złe duchy z ludzi, nie oznacza, że jesteśmy w stanie pokonywać złe duchy panujące nad miastami. W Ewangeliach i Dziejach Apostolskich znajdujemy liczne przykłady wypędzania demonów z ludzi, ale czy można podać chociaż jeden przykład, że ktoś zwalczył złego ducha panującego nad jakimś miastem czy terenem? Nie można, bo takich przykładów nie ma. Czy można przytoczyć choć jedno polecenie z Listów apostolskich, nakazujące usuwać złe duchy z atmosfery? Nie, bo takiego nie znajdziemy. Nie ma zatem żadnej biblijnej podstawy, by wierzyć, iż możemy i powinniśmy prowadzić „walkę duchową” przeciwko złym duchom na powietrzu.
Przypisywanie tekstom biblijnym dodatkowego znaczenia ponad to, które zamierzył Bóg, jest częstym błędem chrześcijan, zwłaszcza kiedy czytają urywki zawierające figury metaforyczne. Klasycznym przykładem jest interpretowanie słów Pawła o „burzeniu warowni”:
Żyjemy wprawdzie w ciele, jednak nie walczymy według ciała, bo oręż naszej walki nie jest z ciała, lecz z mocy Boga, dla burzenia warownych twierdz. Obalamy rozumowania [ang. „spekulacje”] i każdą wyniosłość, która powstaje przeciwko poznaniu Boga, i wszelki umysł zniewalamy do posłuszeństwa Chrystusowi. Jesteśmy też gotowi, aby ukarać każde nieposłuszeństwo, dopóki wasze posłuszeństwo nie okaże się całkowite (2Kor 10,3-6).
Na podstawie jednej metaforycznej frazy tego urywka zbudowano całą teologię. Chciano uzasadnić pomysł prowadzenia „walki duchowej” w celu „burzenia warowni”, którymi są gromady złych duchów w atmosferze. Jednakże w powyższym tekście Paweł nie mówi o złych duchach na powietrzu, ale o warowniach fałszywych przekonań w ludzkich umysłach. Paweł zwalczał ludzkie spekulacje, a nie złe duchy na wyżynach niebiańskich.
Staje się to jeszcze wyraźniejsze, kiedy uwzględnimy kontekst. Paweł stwierdził: „Obalamy rozumowania i każdą wyniosłość, która powstaje przeciwko poznaniu Boga, i wszelki umysł [wszelką myśl – BW] zniewalamy do posłuszeństwa Chrystusowi.” Walka, o jakiej Paweł obrazowo mówi dotyczy zwalczania myśli, czyli wszelkich idei sprzecznych z prawdziwym poznaniem Boga.
Paweł, stosując porównanie militarne wyjaśnia, iż toczymy walkę o umysły ludzi, którzy uwierzyli w kłamstwa Szatana. Naszym najważniejszym orężem w tej walce jest prawda. I właśnie dlatego nakazano nam iść na cały świat i głosić ewangelię, wkraczając na terytorium wroga z przesłaniem, które może uwolnić więźniów. Warownie, jakie burzymy, wzniesiono z cegieł kłamstwa, połączonych zaprawą zwiedzenia.
Kolejnym błędnie interpretowanym urywkiem jest Ef 6,10-17, gdzie Paweł pisze o konieczności przywdziania zbroi Bożej. Chociaż bezsprzecznie mówi o zmaganiu się chrześcijanina z diabłem i złymi duchami, to nie wspomina o zwalczaniu złych duchów panujących nad miastami. Pisze przede wszystkim o tym, by każdy wierzący skutecznie się opierał zasadzkom szatana w swoim osobistym życiu poprzez odwoływanie się do prawdy Bożego Słowa.
Również i w tym urywku zwróćmy uwagę na figurę stylistyczną. Paweł nie mówi o dosłownej, metalowej zbroi, jaką chrześcijanie mieliby nakładać na swoje ciało. Ta zbroja jest metaforyczna. Jej elementy symbolizują różne biblijne prawdy, jakie wierzący powinni stosować przeciwko diabłu i złym duchom. Jeżeli znamy Boże Słowo, wierzymy mu i działamy na jego podstawie, to jesteśmy, mówiąc obrazowo, odziani w Bożą ochronną zbroję.
Przyjrzyjmy się temu tekstowi wiersz po wierszu, zadając sobie pytanie: – Co Paweł naprawdę chciał nam przekazać?
Po pierwsze, mamy „umacniać się w Panu i w sile Jego potęgi” (w. 10). Ważne, byśmy nie czerpali siły z własnych zasobów, ale od Boga. Potwierdza to następne zdanie: „Przywdziejcie pełną zbroję Bożą” (w. 11a). Zbroję Bożą, a nie swoją. Nie znaczy to, że Bóg osobiście nosi zbroję, ale że potrzebujemy zbroi, jaką Bóg nam zapewnia.
Po co nam ta zbroja? Odpowiedź – „Abyście mogli stawić czoła zasadzkom diabła” (w. 11b). Ta zbroja służy głównie ochronie, a nie atakowaniu. Nie temu, byśmy szli i zwalczali złe duchy nad miastami, ale stawili czoła zasadzkom diabła.
Dowiadujemy się, że diabeł ma niecne plany atakowania nas, i bez Bożej zbroi jesteśmy bezbronni. Zauważmy, że to my sami mamy tę zbroję przywdziewać, a nie czekać, aż zrobi to za nas Bóg.
Czytajmy dalej:
Nie walczymy bowiem przeciw ciału i krwi, ale przeciw zwierzchnościom i władzom, przeciw władcom tego świata ciemności, przeciw duchowemu złu na wyżynach niebiańskich (w. 12).
Widzimy wyraźnie, że Paweł nie mówi tu o walce fizycznej ale o duchowej. Walczymy przeciw zasadzkom złych duchów różnej rangi. Większość biblistów przypuszcza, że Paweł wymienił owe rangi złych duchów, poczynając od najniższej warstwy „zwierzchności” po najwyższą – „duchowe siły zła na wyżynach niebiańskich”.
Jak mamy walczyć z istotami duchowymi? Odpowiedź znajdziemy w pytaniu: – Jak duchowe byty mogą nas atakować? – Czynią to głównie za pomocą pokus, myśli, sugestii oraz idei sprzecznych z Bożym Słowem i Jego wolą. Stąd nasza obrona polega na znajomości Bożego Słowa, wierzeniu mu i przestrzeganiu go.
Dlatego weźcie pełną zbroję Bożą, abyście w zły dzień mogli stawić czoła i we wszystkim wytrwać (w. 13).
Pawłowi chodzi o to, byśmy byli odpowiednio wyposażeni, żeby stawić czoła i przetrwać szatańskie ataki. Nie chodzi mu o to, byśmy szli uzbrojeni, atakowali szatana i „zrzucali” złe duchy z atmosfery. Wiele razy w tym urywku Paweł nas wzywa, by stać i stawić czoła. Mamy zatem zająć pozycję obronną, a nie ofensywną.
Stańcie więc z prawdą jako pasem wokół waszych bioder (w. 14a).
Oto co podtrzymuje całą naszą zbroję – prawda. A co jest prawdą? Jezus powiedział do Ojca: „Twoje słowo jest prawdą” (J 17,17). Nie możemy skutecznie opierać się szatanowi, jeśli nie znamy prawdy. Tylko dzięki niej możemy odpierać jego kłamstwa. Jezus dobitnie to zademonstrował podczas swego kuszenia na pustyni. Na każdą propozycję szatana odpowiadał słowami: – Napisano.
Paweł kontynuuje:
[Stańcie ze] … sprawiedliwością jako pancerzem (w. 14b).
Jako chrześcijanie powinniśmy znać dwa rodzaje sprawiedliwości. Pierwszy, to sprawiedliwość Chrystusa, jaką otrzymaliśmy w darze (zob. 2Kor 5,21). Jego sprawiedliwy status został przypisany tym, którzy wierzą w Jezusa, który poniósł ich grzechy na krzyż. Ten status sprawiedliwości uwolnił nas spod panowania szatana.
Po drugie, powinniśmy żyć sprawiedliwie, przestrzegając nakazów Jezusa. Pewnie to miał Paweł na myśli w odniesieniu do pancerza sprawiedliwości. Dzięki posłuszeństwu Chrystusowi nie dajemy miejsca diabłu (zob. Ef 4,26-27).
… z nogami obutymi w gotowość niesienia Ewangelii pokoju (w. 16).
Znajomość prawdy ewangelii, zawierzenie jej i działanie w oparciu o nią daje nam niezachwiane oparcie, które pozwala nam się ostać wobec ataków szatana. Buty rzymskich żołnierzy miały na podeszwach kolce, które pozwalały im trzymać się mocno na polu walki. Kiedy Jezus jest naszym Panem, mamy silne oparcie przeciwko kłamstwom szatana.
W każdej sytuacji weźcie tarczę wiary, którą moglibyście gasić ogniste strzały złego (w. 16).
I znowu Paweł podkreśla postawę obronną. Nie mówi o „burzeniu” warowni demonów nad miastami, ale o stosowaniu wiary w Boże Słowo, aby skutecznie się opierać kłamstwom diabła. Jeśli wierzymy i działamy w oparciu o to, co Bóg powiedział, to jest jak tarcza, która nas chroni przed kłamstwami szatana, nazwanymi tu obrazowo „ognistymi strzałami złego”.
… i przyjmijcie przyłbicę zbawienia i miecz Ducha, którym jest Słowo Boga (w. 17).
Zbawienie, zgodnie z biblijną definicją, obejmuje wyzwolenie z szatańskiej niewoli. Bóg „nas wybawił z mocy ciemności i przeniósł do Królestwa swego umiłowanego Syna” (Kol 2,13). Ta świadomość jest jak przyłbica (hełm), która chroni nasz umysł przed wiarą w kłamstwo szatana, że nadal pozostajemy pod jego panowaniem. Naszym panem nie jest już szatan lecz Jezus.
Poza tym, mamy wziąć „miecz Ducha”, którym według Pawła jest Słowo Boże. Jezus był doskonałym przykładem duchowego wojownika, który umiejętnie używał swego duchowego miecza. Podczas kuszenia na pustyni za każdym razem odpowiadał szatanowi, cytując Boże Słowo. Również my, jeśli mamy pokonać diabła w wojnie duchowej i nie ulec jego kłamstwom, musimy wiedzieć i wierzyć temu, co Bóg powiedział.
Zauważmy, że Jezus używał „miecza Ducha” w obronie. Niektórzy z upodobaniem wskazują, iż wprawdzie opisana zbroja jest głównie obronna, to jednak miecz jest jak najbardziej bronią ofensywną. Mając bardzo nikłe argumenty uzasadniają swoją teorię, iż urywek Ef 6,10-12 potwierdza naszą rzekomą odpowiedzialność, by ofensywnie „burzyć warownie” złych duchów na wyżynach niebiańskich.
Oczywiście, czytając pawłowe uzasadnienie potrzeby przywdziania przez chrześcijan Bożej zbroi (aby „mogli stawić czoła zasadzkom diabła”) wiemy, iż mówi on głównie o obronnej funkcji tej zbroi. I choć miecz można traktować jako oręż ofensywny, może on również służyć obronie, chroniąc przed ciosami przeciwnika.
Musimy też uważać, by nie naciągnąć znaczenia tej metafory, aby nie nadać poszczególnym elementom zbroi znaczenia, jakiego tam nie ma. Sprzeczając się co do defensywnej czy ofensywnej natury miecza możemy nadinterpretować to pawłowe porównanie, rozczłonkowując ów prosty obraz, który wcale nie powinien być krojony.
Trzykrotnie w Ewangeliach Jezus mówi o „związywaniu siłacza”. Jednakże w żadnym z tych trzech przypadków nie powiedział swoim naśladowcom, że powinni to praktykować. Zobaczmy, co dokładnie Jezus powiedział i odczytajmy to w kontekście:
Wtedy przywołał ich do siebie i mówił do nich w przypowieściach: Jak może szatan wypędzać szatana? Jeśli królestwo jest rozdarte niezgodą, to takie królestwo nie może się ostać. I jeśli dom jest rozdarty niezgodą, to taki dom nie może się ostać. Jeżeli więc szatan powstał przeciwko sobie i został rozdarty niezgodą, to nie może się ostać, ale koniec z nim. Nikt przecież nie może wejść do domu siłacza i ukraść jego własności, dopóki go nie zwiąże. Najpierw musi go związać, a wtedy może ograbić jego dom. Zapewniam was, że wszystkie grzechy i bluźnierstwa, które kiedykolwiek ludzie wypowiedzą, będą im przebaczone. Temu jednak, kto wypowiedziałby bluźnierstwo przeciwko Duchowi Świętemu, nigdy nie zostanie przebaczone, ale będzie winien grzechu na wieki. Mówili bowiem: Ma ducha nieczystego (Mk 3,23-30).
Jezus nie uczy swych naśladowców związywać żadnego siłacza. Odpowiada raczej na krytykę ze strony nauczycieli Prawa, stosując nieodpartą logikę i jasne porównania.
Oskarżyli Go o wypędzanie demonów za pomocą siły demonicznej. Odpowiedział, że szatan byłby szaleńcem działając przeciwko sobie. Nikt rozsądny nie może temu zaprzeczyć.
A jeśli Jezus używał innej mocy do wypędzania demonów, to czyjej? Musiała być większa od mocy szatana, czyli Boża, moc Ducha Świętego. I Jezus przyrównał szatana do siłacza pilnującego swojej własności. Odebrać ją mógłby tylko ktoś silniejszy od niego, czyli sam Jezus. W ten sposób wyjaśnił, jak wypędza demony.
Ten urywek, gdzie jest mowa o siłaczu, jak i podobne u Mateusza i Łukasza, nie uzasadniają „związywania mocarzy” panujących nad miastami. Co więcej, badając cały Nowy Testament nie znajdziemy żadnego przykładu, by ktoś „związywał siłacza” panującego nad jakimś miastem, ani też wzmianki, by ktoś tak robił. Możemy zatem z całym przekonaniem stwierdzić, że jeśli chrześcijanin próbuje związywać i unieszkodliwiać jakiegoś rzekomego „siłacza w postaci złego ducha” władającego jakimś miastem czy terytorium, to jest to niebiblijne.
Wypowiedź Jezusa: „Co zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie”, znajdujemy tylko dwukrotnie. Obydwa przypadki są zapisane w Ewangelii Mateusza.
Czy Jezus tu uczy, że możemy i powinniśmy „związywać” demoniczne duchy na powietrzu?
Przyjrzyjmy się najpierw słowom związywać i rozwiązywać. Jezus użył ich obrazowo, na pewno nie chciał, by Jego naśladowcy brali sznury i dosłownie coś związywali lub rozwiązywali. O co zatem Jezusowi chodziło?
Odpowiedź znajdziemy przyglądając się, w jakim kontekście użył tych słów. Czy mówił o złych duchach? Jeśli tak, to możemy wywnioskować, że Jego słowa odnoszą się do związywania złych duchów.
Spójrzmy na pierwszy przykład:
Wtedy [Jezus] ich zapytał: A wy za kogo Mnie uważacie? Szymon Piotr odpowiedział: Ty jesteś Mesjasz, Syn Boga żywego. Wówczas Jezus mu oznajmił: Błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jony, bo nie ciało i krew objawiły to tobie. Lecz mój Ojciec, który jest w niebie. I Ja ci mówię: Ty jesteś Piotr i na tej skale zbuduję Mój Kościół, a potęga śmierci [ang. bramy Hadesu] go nie zwycięży. Tobie dam klucze Królestwa Niebios i cokolwiek zwiążesz na ziemi, będzie związane w niebie, a co rozwiążesz na ziemi, będzie rozwiązane w niebie (Mt 16,15-19).
Ten urywek był interpretowany na tak wiele sposobów dlatego, że zawiera co najmniej pięć figur metaforycznych: (1) „ciało i krew”, (2) „skała”, (3) „bramy Hadesu”, (4) „klucze Królestwa Niebios” oraz (5) „związywanie/rozwiązywanie”. Wszystkie te określenia są obrazowe, wskazują na coś więcej poza ich dosłownym znaczeniem.
Niezależnie od dokładnego znaczenia tych porównań widzimy, iż w tym urywku Jezus nie wspomniał o złych duchach. Najbliższym było przywołanie „bram Hadesu”, co oczywiście jest symboliczne, jako że dosłowne bramy Hadesu w żaden sposób nie mogą zaszkodzić Kościołowi.
Co „bramy Hadesu” symbolizują? Może moc szatana i Jezus chciał powiedzieć, że moc szatana nie przeszkodzi w budowaniu Jego Kościoła? A może chodziło o to, że budowany przez Niego Kościół uchroni ludzi przed uwięzieniem za bramami Hadesu?
Zauważmy, że Jezus faktycznie mówił o dwojakich bramach: bramach Hadesu oraz bramach do nieba, co sugeruje wręczenie Piotrowi „kluczy do nieba”. Ten kontrast jeszcze mocniej potwierdza tezę, że stwierdzenie Jezusa o bramach Hadesu symbolizuje rolę Kościoła w ratowaniu ludzi przed trafieniem do Hadesu.
Gdyby nawet Jezus miał na myśli, że „cała moc szatańska nie powstrzyma Jego Kościoła”, nie możemy wysnuwać pochopnego wniosku, iż Jego wzmianki o związywaniu i rozwiązywaniu są instrukcjami, co powinniśmy robić ze złymi duchami panującymi nad miastami. A to z tego prostego powodu, że nie znajdujemy ani jednego przykładu w Ewangeliach czy w Dziejach Apostolskich, by ktoś związywał złe duchy nad miastami, ani też nie ma żadnych wskazań w Listach, by coś takiego robić. Jakkolwiek interpretujemy słowa Chrystusa o związywaniu i rozwiązywaniu, nasza interpretacja powinna znaleźć potwierdzenie w innych tekstach Nowego Testamentu.
Wobec braku jakiegokolwiek biblijnego przykładu zadziwiające jest, jak często chrześcijanie ogłaszają: – Związuję diabła w imieniu Jezusa – albo: – Rozwiązuję aniołów nad tą osobą – itp. W Nowym Testamencie brak potwierdzenia, by ktoś coś takiego mówił. Dzieje Apostolskie i Listy kładą nacisk nie na przemawianie do diabła czy związywanie albo rozwiązywanie złych duchów, ale na głoszenie ewangelii i modlitwę. Na przykład, kiedy Paweł był nieustannie policzkowany przez posłańca (dosłownie „anioła”) szatana, nie próbował go „związać”. Modlił się w tej sprawie do Boga (zob. 2Kor 12,7-10).
Chciejmy dalej rozpatrywać kontekst słów Jezusa o związywaniu i rozwiązywaniu. Zauważmy, że wcześniej zapowiedział, iż da Piotrowi „klucze Królestwa Niebios”. Piotr nigdy dosłownie nie otrzymał kluczy do bram niebios, a zatem słowa Jezusa należy traktować symbolicznie. Co przedstawiają owe „klucze”? Dostęp do czegoś, co jest zamknięte. Kto posiada klucze, ma możliwość, jakiej nie mają inni, by otwierać pewne drzwi.
Przyglądając się opisowi służby Piotra w księdze Dziejów, co tam znajdujemy na potwierdzenie powyższego zdania?
Po pierwsze, głosił ewangelię, która otwiera bramy niebios dla wszystkich, którzy uwierzą (a zamyka bramy Hadesu). W tym sensie wszyscy otrzymaliśmy klucze Królestwa Niebios, gdyż wszyscy jesteśmy przedstawicielami Chrystusa. Kluczami do Królestwa Niebios może być tylko ewangelia o Jezusie Chrystusie, przesłanie, które potrafi otworzyć bramy nieba.
Na koniec, obiecawszy Piotrowi klucze Królestwa Niebios, Jezus mówi o związywaniu i rozwiązywaniu. To piąty obraz w rozważanym urywku.
O co w nim Jezusowi chodziło? W jaki sposób piotrowe związywanie i rozwiązywanie odnosi się do budowania Kościoła przez Jezusa, ratowania ludzi z Hadesu i zwiastowania ewangelii?
Właściwie jest tylko jedna możliwość. Jezus po prostu mówił: – Upoważniam cię jako reprezentanta nieba, byś spełniał swoje obowiązki na ziemi, a niebo będzie cię wspierać.
Gdyby pracodawca powiedział do zatrudnianego biznesmena: – Cokolwiek postanowisz w Bangkoku, będzie postanowione w centrali – jak ów biznesmen zrozumiałby słowa szefa? Że ma upoważnienie do reprezentowania swojej firmy w Bangkoku. Jezus mówił po prostu, że Piotr ma upoważnienie do reprezentowania na ziemi Boga, który jest w niebie. Ta obietnica była dla Piotra mocną podporą, kiedy zwiastował Boże Słowo w Jerozolimie pod krytycznym okiem nauczycieli Prawa i faryzeuszy, ludzi uważających się za upoważnionych przez Boga reprezentantów, których Piotr wcześniej za to szanował.
Właśnie ta interpretacja słów Jezusa zgadza się z innym ich użyciem przez Jezusa, a zapisanym dwa rozdziały dalej:
Jeśli twój brat zawiniłby wobec ciebie, idź i upomnij go w cztery oczy. Gdy cię posłucha, pozyskasz swego brata. Jeśli zaś nie usłucha, weź z sobą jeszcze jednego lub dwóch świadków, aby na zeznaniu dwóch albo trzech świadków oparła się cała sprawa. Jeśli i tych nie usłucha, powiedz Kościołowi. A jeśli nawet Kościoła nie usłucha, niech będzie dla ciebie jak poganin i celnik. Zapewniam was: Cokolwiek zwiążecie na ziemi, będzie związane w niebie, a cokolwiek rozwiążecie na ziemi, będzie rozwiązane w niebie. Ponadto zapewniam was: Jeśli dwaj spośród was na ziemi będą zgodnie o coś prosić, otrzymają to od Mojego Ojca, który jest w niebie. Gdzie bowiem dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich (Mt 18,15-20).
W tym drugim urywku, mówiącym o związywaniu i rozwiązywaniu nie ma w tekście absolutnie niczego, co sugerowałoby, iż Jezus mówił o związywaniu złych duchów. Tutaj, w kontekście dyscypliny kościelnej, mówił mniej więcej coś takiego: – Przekazuję wam odpowiedzialność, by decydować, kto ma być w kościele a kto nie. To wasze zadanie. Kiedy będziecie je wypełniać, niebo będzie was popierać.
W szerszym znaczeniu Jezus mówił po prostu: – Jesteście na ziemi pełnoprawnymi przedstawicielami nieba. Ciąży na was odpowiedzialność, i jeśli jej sprostacie na ziemi, niebo zawsze będzie was wspierać.
Ta interpretacja dobrze pasuje i do kontekstu bezpośredniego i do szerszego, w całym Nowym Testamencie.
W odniesieniu do kontekstu bliskiego zauważmy, że zaraz po wypowiedzeniu słów o związywaniu i rozwiązywaniu, Jezus powiedział: „Ponadto zapewniam was: Jeśli dwaj spośród was na ziemi będą zgodnie o coś prosić, otrzymają to od Mojego Ojca, który jest w niebie (w. 19).
Tutaj znowu znajdujemy myśl: „cokolwiek zrobicie na ziemi, będzie poparte w niebie”. My na ziemi mamy prawo i obowiązek się modlić. Kiedy to robimy, niebo odpowiada. Słowa Jezusa: „Ponadto zapewniam was…” wydają się wskazywać, iż rozwija tu swoje poprzednie stwierdzenie o związywaniu i rozwiązywaniu.
Ostatnie Jego zdanie w tym urywku: „Gdzie bowiem dwóch albo trzech gromadzi się w Moje imię, tam jestem pośród nich” także potwierdza tezę „popierania nas przez niebo”. Kiedy wierzący gromadzą się w Jego imię, On, który mieszka w niebie, pojawia się.
Nawet jeśli się nie zgadzasz z moją interpretacją rozważanych tekstów, niełatwo ci będzie przedstawić uzasadniony biblijny argument, że Jezus tu mówił o związywaniu złych duchów nad miastami!
Szatan i jego aniołowie to zbuntowana armia, ale nie jest ona poza zasięgiem Bożej władzy. Ta armia została przez Boga stworzona (choć na początku nie byli zbuntowani). Paweł pisze:
W Nim [Chrystusie] bowiem zostało stworzone wszystko w niebiosach i na ziemi: rzeczy widzialne i niewidzialne, czy to trony, czy panowania, czy zwierzchności, czy władze – wszystko przez Niego i dla Niego zostało stworzone (Kol 1,16).
Jezus stworzył wszystkich aniołów, każdej rangi, z szatanem włącznie. Czy wiedział, że niektórzy się zbuntują? Oczywiście, że wiedział. To dlaczego ich stworzył? Ponieważ miał zamiar wykorzystać te zbuntowane duchy do zrealizowania własnego planu. Gdyby nie widział celowości ich działania, po prostu by je uwięził, jak to uczynił w przypadku niektórych z nich (zob. 2P 2,4), a kiedyś uczyni z szatanem (zob. Ap 20,2).
Bóg ma powody, by pozwalać szatanowi i każdemu złemu duchowi działać na ziemi. Inaczej byłyby bezrobotne. A z jakich to powodów Bóg pozwala szatanowi działać na ziemi? Pewnie nikt nie zna wszystkich powodów, ale niektóre Bóg objawił w swoim Słowie.
Po pierwsze, pozwala szatanowi działać na ziemi w sposób ograniczony, aby realizować swój plan testowania ludzi. Szatan służy jako alternatywa dla ludzkiej lojalności. Czy to rozumieją czy nie, ludzie są poddani albo Bogu albo szatanowi. Bóg zezwolił mu kusić Adama i Ewę, ludzi posiadających daną im przez Boga wolną wolę, aby ich sprawdzić. Wszyscy muszą przejść ów test, aby stwierdzić, co jest w ich sercach, posłuszeństwo czy bunt.[1]
Po drugie, Bóg pozwala w sposób ograniczony działać na ziemi szatanowi jako wykonawcy Jego gniewu na ludziach czyniących zło. Już wcześniej wskazałem na konkretne przypadki w Biblii, kiedy Bóg, za pośrednictwem złych duchów, wykonywał sądy nad ludźmi. Sam fakt, że Bóg zezwolił szatanowi władać nad niezbawionymi ludźmi tego świata, pokazuje Jego gniew przeciwko nim. Bóg karze grupy ludzi skazując ich na złych władców, a także pozwala złym istotom duchowym panować nad nimi, co czyni ich życie jeszcze bardziej nieznośnym.
Po trzecie, Bóg pozwala szatanowi działać na ziemi w sposób ograniczony, aby przysporzyć sobie chwały. „Po to objawił się Syn Boga, aby zniszczyć dzieła diabła” (1J 3,8). Za każdym razem, kiedy Bóg niszczy jedno z dzieł szatana, okazuje swoją moc i mądrość.
Odpowiedzialność chrześcijan wobec szatana i złych duchów jest podwójna: przeciwstawiać się im we własnym życiu (Jk 4,7) oraz wypędzać je z tych ludzi, którzy chcą zostać uwolnieni (Mk 16,17). Każdy wierzący posiadający doświadczenie w wypędzaniu demonów wie, że zasadniczo nie można demona wypędzić, jeśli osoba zdemonizowana nie chce być uwolniona.[2] Bóg szanuje wolną wolę każdego i jeśli ktoś chce ulegać złym duchom, Bóg mu nie przeszkodzi.
To kolejny powód, dlaczego nie możemy zwalczyć duchów terytorialnych, panujących nad jakimś obszarem geograficznym. Owe złe duchy utrzymują tam ludzi w niewoli, bo ci ludzie tak wybrali. Głosząc im ewangelię dajemy im wybór. Jeśli dokonają słusznego wyboru, staną się wolni od szatana i złych duchów. W przypadku złego wyboru, braku opamiętania, Bóg pozwoli szatanowi nadal ich więzić.
Biblia mówi, że Jezus jest „głową wszelkiej zwierzchności i władzy” (Kol 2,10). Chociaż greckie słowa oznaczające zwierzchność (arche) oraz władzę (exousia) czasami odnoszą się do ziemskich przywódców politycznych, w Nowym Testamencie odnoszą się także do demonicznych władców duchowych. Przykładem jest walka chrześcijanina przeciwko zwierzchnościom (arche) i władzom (exousia) w Ef 6,12.
Kiedy czytamy słowa Pawła z Kol 2,10 w ich kontekście, staje się jasne, że mówi o władzach duchowych. Na przykład kilka wersetów poniżej pisze o Jezusie: „Rozbrajając zwierzchności i władze, wystawił je na pokaz, gdy przez Niego odniósł triumf nad nimi” (w. 15).
Jeśli Jezus jest głową duchowych władców i zwierzchności, to one Mu podlegają. To wspaniałe objawienie dla chrześcijan żyjących w pogańskich, animistycznych kulturach, którzy poprzednio czcili bożki ze strachu przed panującymi nad nimi, złymi duchami, czego byli świadomi.
Jedyną drogą ucieczki ze zniewolenia przez złe duchy jest opamiętanie i zawierzenie ewangelii. Taką ucieczkę umożliwił Bóg. Nikt nie potrafi związać mocy demonicznych nad jakimś miastem i nas uwolnić, choćby częściowo. Dopóki człowiek nie będzie pokutował i nie uwierzy ewangelii, pozostaje pod Bożym gniewem (zob. J 3,36) czyli pod zniewoleniem przez moce demoniczne.
Dlatego w miastach, gdzie odbyły się wielkie konferencje oraz sesje poświęcone walce duchowej, nie ma żadnych dostrzegalnych zmian, ponieważ nie stało się nic, co by istotnie dotknęło demoniczne hierarchie panujące na tych obszarach. Wierzący mogą dniem i nocą wykrzykiwać do owych zwierzchności i władz; mogą próbować dręczyć diabła tak zwanymi „wojującymi językami”; mogą powtarzać milion razy: – Związuję złe duchy nad tym miastem. – Mogą to robić w samolotach i na dachach wieżowców (jak to się faktycznie dzieje); a jedynym efektem będzie głośny śmiech złych duchów z głupich chrześcijan.
Przejdźmy do szóstego współczesnego mitu dotyczącego walki duchowej.
Napędzającą siłą wielu chrześcijan poważnie zaangażowanych w walkę duchową przeciwko duchom terytorialnym jest ich pragnienie rozszerzania Bożego Królestwa. Za to są godni pochwały. Każdy wierzący powinien pragnąć, aby więcej ludzi zdołało się wyrwać ze szpon szatana.
Jednak ważne jest, aby do budowania Bożego Królestwa używać Bożych metod. On wie, co skutkuje, a co jest stratą czasu. Dokładnie nam powiedział, jakie są nasze obowiązki w odniesieniu do szerzenia Jego Królestwa. Nierozsądnym jest myślenie, że aby zwiększyć skuteczność ewangelizacji, można robić coś, czego nie znajdujemy w Biblii, czego nie praktykował w swojej służbie ani Jezus, ani Piotr ani Paweł.
Dlaczego tak wielu chrześcijan uważa, że walka duchowa otwiera drzwi dla skutecznej ewangelizacji? Rozumują mniej więcej tak: – Szatan zaślepia umysły ludzi niezbawionych, a zatem trzeba prowadzić duchową walkę przeciw szatanowi, aby go przed tym powstrzymać. Kiedy ta „zasłona” zostanie usunięta, więcej ludzi uwierzy ewangelii. – Czy to prawda?
Niewątpliwie szatan zaślepił umysły ludzi niezbawionych. Paweł pisze:
A jeśli nawet nasza Ewangelia jest ukryta, to jest ukryta dla tych, którzy idą na zatracenie, dla niewierzących, których umysły zaślepił bóg tego świata, tak że nie dostrzegają blasku Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga (2Kor 4,3-4).
Pytanie brzmi: – Czy Paweł podał tę informację wierzącym Koryntianom po to, by ich umotywować do walki duchowej i czy mieli zwalczać duchy terytorialne, aby ludzie niezbawieni stali się bardziej otwarci?
Odpowiedź jest negatywna, i to z kilku oczywistych powodów.
Po pierwsze, Paweł nie pisze dalej: – Zatem, Koryntianie, ponieważ szatan zaślepił umysły niewierzących, chcę, byście prowadzili walkę duchową w celu zwalczenia duchów terytorialnych, aby owe zasłony zostały usunięte. – Zamiast tego mówi, że należy głosić Chrystusa, bo dzięki Niemu zostaje usunięta duchowa ślepota.
Po drugie, w żadnym ze swoich listów Paweł nie nakazuje wierzącym burzyć warowni nad swoimi miastami, żeby zwielokrotnić efekty ewangelizacyjne.
Po trzecie, z lektury pawłowych listów wiemy, że według niego to nie zaślepienie ludzi przez szatana było głównym powodem, dla którego niewierzący pozostawali w niewierze. Zaślepienie jest tylko czynnikiem dodatkowym. Czynnikiem najważniejszym, niepozwalającym ludziom uwierzyć, jest zatwardziałość ich serc. Jest to oczywiste, ponieważ szatan nie jest w stanie utrzymać wszystkich w zaślepieniu. Niektórzy, kiedy usłyszą prawdę, wierzą jej i odrzucają wszystkie kłamstwa, którym dotychczas wierzyli. To nie zaślepienie przez szatana powoduje ich niewiarę, a raczej niewiara pozwala szatanowi ich zaślepiać.
W innym miejscu apostoł Paweł dokładnie wyjaśnił, dlaczego niewierzący pozostają w niewierze:
To więc mówię, i w Panu składam świadectwo, abyście już nie postępowali tak, jak poganie w ich próżnym myśleniu. Ciemności ogarnęły ich rozum [przypuszczalnie zaślepiony przez szatana], a życie Boże stało się dla nich czymś odległym z powodu panującej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości ich serca. Ponieważ stali się nieczuli, oddali się rozpuście, aby bez żadnych oporów postępować bezwstydnie (Ef 4,17-19).
Paweł stwierdził, że niewierzący są odłączeni od Bożego życia z powodu „panującej w nich niewiedzy”. A skąd ta niewiedza? Dlaczego „ich rozum ogarnęły ciemności”? „Na skutek zatwardziałości ich serca.” Stali się „nieczuli”. To korzeń i najważniejszy powód tego, że ludzie pozostają niezbawieni.[3] Sami ponoszą winę. Szatan tylko podsuwa im kłamstwa, którym chcą wierzyć.
Świetnie tę myśl ilustruje przypowieść Jezusa o siewcy i różnych rodzajach roli:
Siewca wyszedł, aby siać swoje ziarno. A gdy siał, jedno upadło na drogę, zostało rozdeptane, a ptaki je wydziobały… Takie jest znaczenie tej przypowieści: Ziarnem jest Słowo Boga. Tymi na drodze są ci, którzy usłyszeli, ale potem przychodzi diabeł i porywa Słowo z ich serca, aby nie uwierzyli i nie zostali zbawieni (Łk 8, 5.11-12).
Ziarno, przedstawiające ewangelię, upadło na drogę i zostało podeptane. Nie mogło wniknąć w ziemię, bo deptali po niej ludzie. Stało się łatwym łupem ptaków [czyli szatana], które wydziobały posiane ziarna.
Przypowieść ta porównuje do różnych rodzajów gleby stan ludzkich serc oraz ich otwartość na Boże Słowo. Jezus wyjaśnia, dlaczego niektórzy wierzą a inni nie – wszystko zależy od nich samych.
Jakie jest miejsce szatana w tym obrazie? On może wykraść Słowo tylko ludziom o zatwardziałym sercu. Ptaki w tej przypowieści stanowiły drugorzędną przyczynę, dlaczego ziarna nie zakiełkowały. Podstawowy problem tkwił w glebie; to twardość gleby umożliwiła ptakom wydziobanie ziarna.
Tak samo jest w odniesieniu do ewangelii. Rzeczywisty problem tkwi w zatwardziałych sercach istot dysponujących wolną wolą. Odrzucając ewangelię dokonują wyboru, by pozostać zaślepionymi. Wolą wierzyć kłamstwu niż prawdzie. Jak stwierdził Jezus: „… światłość przyszła na świat, lecz ludzie bardziej umiłowali ciemność niż światłość, ponieważ złe były ich uczynki” (J 3,19).
Biblia nie sugeruje, że ludzie są z natury szczerzy, dobroduszni i chętnie uwierzyliby ewangelii, gdyby tylko szatan ich nie zaślepiał. Przeciwnie, Biblia maluje bardzo ponury obraz ludzkiej natury. Bóg, siedząc na tronie sędziowskim, będzie każdego rozliczał z jego grzesznych wyborów i nie przyjmie niczyjej wymówki, że „skusił go diabeł”.
Jak dokładnie szatan to robi? Czy posiada jakąś mistyczną moc duchową, którą wlewa jak truciznę do ludzkich głów, żeby znieczulić ich myślenie? Czy wbija swe szpony w ich mózgi, zaburzając ich racjonalny proces myślowy? Nie, on zaślepia umysły ludzi podsuwając im kłamstwa, którym mają uwierzyć.
To oczywiste, że gdyby ludzie uwierzyli prawdzie, iż Jezus jest Synem Bożym, który umarł za ich grzechy, oraz temu, że kiedyś będą musieli stanąć przed Nim, żeby zdać sprawę ze swego życia, to by się opamiętali i zostali Jego naśladowcami. Ale niestety, nie wierzą. W coś jednak wierzą. W to, że Boga nie ma, albo że nie ma życia po śmierci. Mogą wierzyć w reinkarnację, lub że Bóg nikogo nie pośle do piekła. Albo też sądzą, że religijne uczynki zaprowadzą ich do nieba. W cokolwiek wierzą, co nie jest ewangelią, można to coś nazwać jednym słowem: kłamstwa. Nie wierzą prawdzie, dlatego szatan zaślepia ich kłamstwami. Jeśli jednak się ukorzą i uwierzą prawdzie, szatan nie będzie w stanie ich dłużej zaślepiać.
Obszar władzy szatana nazwany jest w Biblii „królestwem ciemności” (zob. Kol 1,13). Ciemność, oczywiście symbolizuje brak prawdy – brak światła lub oświecenia. Będąc w ciemnościach kierujemy się swoją wyobraźnią i zwykle się potykamy i kaleczymy. Tak też jest w królestwie ciemności szatana. Przebywający w nim ludzie kierują się w życiu swoimi wyobrażeniami, a te są wypełnione kłamstwami szatana. Pozostają w duchowej ciemności.
Królestwo szatana to nie jakiś obszar geograficzny, ale królestwo przekonań – wiary w kłamstwa. Mieści się ono w tym samym miejscu co królestwo światłości. Ludzie wierzący prawdzie żyją pośród tych, którzy wierzą kłamstwom.[4] Naszym najważniejszym zadaniem jest zwiastowanie prawdy ludziom, którzy wierzą kłamstwu. Kiedy ktoś uwierzy prawdzie, szatan traci kolejnego ze swych poddanych, bo nie może go już zwodzić.
I tak uwalniamy niezbawionych od władzy szatana nie poprzez „związywanie” złych duchów nad nimi, ale zwiastowanie prawdy. Jezus powiedział: „Poznacie prawdę i prawda was wyzwoli” (J 8,32). Duchową ślepotę leczy się prawdą.
W tym samym urywku Pisma Jezus powiedział do niezbawionych słuchaczy:
Waszym ojcem jest diabeł i chcecie spełniać żądze waszego ojca. Od początku był on mordercą i nie wytrwał w prawdzie, bo nie ma w nim prawdy. Kiedy kłamie, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa. Mnie zaś, ponieważ mówię prawdę, nie wierzycie (J 8,44-45).
Zauważmy jak Jezus przeciwstawia siebie diabłu. Sam mówi prawdę; szatan jest największym kłamcą.
Zauważmy, że choć Jezus mówi słuchaczom, iż są z ojca diabła, który jest kłamcą, to nadal obarcza ich odpowiedzialnością, to oni mają uwierzyć w Jego prawdę. Są zaślepieni nie z winy diabła lecz z własnej. Odpowiedzialność ciąży na nich. Szatan tym, którzy „umiłowali ciemność”, pomaga pozostawać w ciemności, dostarczając kłamstw, w które mogliby wierzyć. Ale nie potrafi oszukać nikogo, kto uwierzy prawdzie.
Wobec tego najlepszym sposobem na usunięcie ciemności jest rozszerzanie światła – prawdy Bożego Słowa. Dlatego Jezus nie powiedział: „Idźcie na cały świat i związujcie diabła”, ale: „Idźcie na cały świat i głoście ewangelię.” Jezus oznajmił Pawłowi, że celem jego zwiastowania będzie otwieranie ludziom „oczu i odwracanie ich [ang. aby się odwrócili] od ciemności do światła, od władzy szatana do Boga (zob. Dz 26,18). Ludzie umykają władzy szatana, kiedy usłyszą prawdę ewangelii i podejmują decyzję, by się odwrócić od ciemności do światłości, wierząc raczej prawdzie niż kłamstwu. Jedyne warownie, jakie „burzymy” to warownie kłamstw wzniesione w ludzkich umysłach.
Nie zapominajmy, że to Bóg strącił szatana z nieba na ziemię. Mógł go umieścić gdzieś we wszechświecie albo na zawsze uwięzić. Ale tego nie zrobił. Dlaczego? Bo chciał się szatanem posłużyć, by osiągnąć swój ostateczny cel, mieć kiedyś wielką rodzinę istot posiadających wolną wolę, które będą Go kochały i Mu służyły.
Wobec tego potrzebne były dwie rzeczy. Po pierwsze, musiał stworzyć ludzi mających wolną wolę, ponieważ podstawą miłości jest wolna wola. Roboty i maszyny nie potrafią kochać.
Po drugie, musiał ich sprawdzić w takim środowisku, gdzie mogli wybrać posłuszeństwo albo nieposłuszeństwo, miłość lub nienawiść do Niego. Istoty posiadające wolną wolę muszą przejść próbę. A jeśli ma się odbyć próba lojalności, musi zaistnieć pokusa nielojalności. Dlatego zaczynamy rozumieć, dlaczego Bóg umieścił szatana na ziemi. Miał posłużyć jako alternatywny wybór dla człowieka. Miał uzyskać pozwolenie (z pewnymi ograniczeniami) wpływania na każdego, kto byłby otwarty na jego kłamstwa. Wszyscy mieli stanąć przed wyborem: – Uwierzyć Bogu czy szatanowi? Służyć Bogu czy szatanowi? Czy ludzie to sobie uświadamiają czy nie, już dokonali wyboru. Naszym zadaniem jest zachęcać tych, którzy podjęli złą decyzję, aby się opamiętali i uwierzyli ewangelii, dokonując właściwego wyboru.
Czy coś takiego nie wydarzyło się w ogrodzie Eden? Bóg zasadził tam drzewo poznania dobra i zła i zabronił Adamowi oraz Ewie z niego jeść. Jeśli tak, to dlaczego je tam umieścił? Miało posłużyć jako test.
Rozumiemy, że szatan miał od Boga pozwolenie kuszenia Ewy. Jeśli lojalność ma zostać sprawdzona, musi istnieć pokusa nielojalności. Szatan Ewę okłamał, a ona mu uwierzyła, tym samym postanowiła nie wierzyć temu, co powiedział Bóg. Efekt? U pierwszych ludzi, posiadających wolną wolę, ujawniła się nielojalność, która musiała być w ich sercach.
W podobny sposób w ciągu swego życia testowany jest każdy człowiek, bo posiada wolną wolę. Bóg się objawił w swoim stworzeniu, zatem wszyscy mogą oglądać istnienie potężnego Boga (zob. Rz 1,19-20). Bóg każdemu z nas dał sumienie i w głębi serca odróżniamy dobro od zła (zob. Rz 2,14-16). Szatan i jego złe duchy mają przyzwolenie, choć w ograniczonym zakresie, by ludzi okłamywać i ich kusić. W ten sposób sprawdzana jest wolna wola każdego człowieka.
Smutną prawdą jest, że wszyscy ludzie, obdarzeni wolną wolą, zbuntowali się i „zamienili prawdę o Bogu na kłamstwo” (Rz 1,25). Dziękujmy jednak Bogu, że zapewnił okup za nasze grzechy i możliwość narodzenia się w Jego rodzinie. Zastępcza śmierć Jezusa jest jedynym i wystarczającym wyjściem z człowieczego dylematu.
Rozumiemy przynajmniej jeden powód, dla którego szatan i jego zbuntowana armia mają pozwolenie działania na tej planecie: aby zwodzić tych, którzy miłują ciemność.
Tę prawdę potwierdza też zapowiedź w księdze Apokalipsy, iż szatan kiedyś zostanie związany przez anioła i uwięziony na tysiąc lat. A w jakim celu? „Aby już nie zwodził narodów” (Ap 20,3). W ciągu owego tysiąclecia Jezus będzie osobiście rządził światem z Jerozolimy.
Jednak po tysiącu lat szatan zostanie na krótko uwolniony. Efekt? „I wyjdzie, aby zwieść narody z czterech krańców ziemi” (Ap 20,8).
Gdyby Bóg nie chciał, aby szatan znowu zwodził narody, po co by go uwalniał? Zwłaszcza, że wcześniej go uwięził, „aby już nie zwodził narodów”?
To oczywiste, że Bóg woli, aby szatan nikogo nigdy nie zwodził, ale wie, że zwiedzie jedynie tych, którzy nie wierzą temu, co Bóg powiedział. Szatan może zwodzić tylko tych, którzy odrzucają prawdę, i dlatego Bóg zezwala mu działać i obecnie i kiedyś w przyszłości. Kiedy zwodzi ludzi, ujawnia stan ich serc, wtedy Bóg może oddzielić „pszenicę od chwastów” (zob. Mt 13,24-30).
Właśnie coś takiego się wydarzy pod koniec tysiąclecia, kiedy zostanie uwolniony szatan. Zwiedzie wszystkich tych, którzy miłują ciemność, a ci zgromadzą swoje wojska wokół Jerozolimy z zamiarem obalenia rządów Chrystusa. Bóg dokładnie zobaczy, kto Go kocha, a kto nienawidzi i „ześle ogień z nieba”, który „ich pochłonie” (Ap. 20,9). Szatan, tak jak i teraz, posłuży Bożym celom. A więc również i z tego powodu nierozsądnym jest myśleć, że możemy „zwalczać duchy terytorialne”, skoro Bóg zezwala im działać dla spełniania Jego celów.
To fakt, że ani Jezus ani żaden z nowotestamentowych apostołów nie praktykował takiego rodzaju walki duchowej, która według niektórych stanowi dzisiaj brakujący klucz do ewangelizacji. Nigdzie nie czytamy, by Jezus, Piotr, Jan, Szczepan, Filip lub Paweł „burzyli warownie” czy „związywali siłacza” nad miastami, gdzie głosili. Podążali raczej za głosem Ducha Świętego, tam gdzie On ich posyłał; głosili prostą ewangelię – wzywając ludzi do opamiętania i wiary w Chrystusa – i mieli wspaniałe efekty. A tam, gdzie zwiastowali ludziom niechętnym ewangelii, którzy ją odrzucali, nie „prowadzili walki duchowej, aby szatan nie mógł związywać ich umysłów”. Stwierdzamy, że „strzepywali proch ze swych nóg”, jak nakazał Jezus, i szli do następnego miasta (zob. Mt 10,14; Dz 13,5).
Jest zadziwiające, jak można twierdzić, iż „burzenie warowni” oraz „związywanie siłacza” to warunki skutecznej ewangelizacji, skoro w historii Kościoła mamy tysiące przykładów wspaniałych przebudzeń, gdzie takiej „walki duchowej” wcale nie prowadzono.
Ktoś powie: – Ale nasze metody skutkują! – Od kiedy zaczęliśmy prowadzić taką walkę, więcej ludzi doznaje zbawienia, niż kiedykolwiek przedtem.
Jeśli tak jest, to powiem dlaczego. Ponieważ w tym samym czasie odbywa się więcej biblijnych spotkań modlitewnych i ewangelizacji, lub nagle dana grupa ludzi bardziej otwiera się na ewangelię.
Co byśmy powiedzieli słysząc ewangelistę, który mówi: – Dzisiaj przed ewangelizacyjnym kazaniem zjadłem na osobności trzy banany. I podczas kazania nawróciło się 16 osób! Wreszcie znalazłem sekret skutecznej ewangelizacji! Teraz przed każdym zwiastowaniem będę jadł trzy banany!
Z pewnością byśmy odpowiedzieli: – Twoje trzy banany nie miały nic wspólnego z nawróceniem tych 16 osób. Kluczem do powodzenia było głoszenie ewangelii, a wśród słuchaczy znalazło się akurat tyle otwartych serc.
Bóg się przyznaje do swojego Słowa. Jeśli Bóg daje obietnicę, a ktoś spełnia jej warunki, Bóg obietnicy dotrzyma, nawet gdyby ta osoba robiła rzeczy, które są niebiblijne.
Dotyczy to także obecnych praktyk „walki duchowej”. Jeśli zaczniemy rozdawać traktaty i „związywać siłacza” nad danym miastem, jakiś procent ludzi się tam nawróci. A gdybyśmy tylko rozdawali traktaty, bez związywania siłacza, taki sam procent ludzi by się tam nawrócił.
Jak się modlić za niezbawionych? Po pierwsze, w Nowym Testamencie nie znajdujemy żadnej wskazówki, jak się modlić, aby Bóg ludzi zbawił. Nie ma też zapisu, by pierwsi chrześcijanie się tak modlili. Powód jest taki, że ze swego punktu widzenia Bóg uczynił wszystko, co potrzebne, aby wszyscy na świecie zostali zbawieni. Tak bardzo pragnie ich zbawienia, że dał Syna, aby umarł na krzyżu.
Ale dlaczego nie wszyscy są zbawieni? Bo nie wszyscy uwierzyli ewangelii. Dlaczego? Z dwóch powodów: albo (1) jeszcze ewangelii nie słyszeli, albo (2) usłyszeli lecz ją odrzucili.
Dlatego biblijną modlitwą za niezbawionych jest prośba o to, by mieli sposobność usłyszeć ewangelię. Jezus na przykład powiedział: „Żniwo wprawdzie jest wielkie, ale robotników mało. Proście więc Pana żniwa, aby wysłał robotników na swoje żniwo” (Łk 10,2). Aby ludzie usłyszeli ewangelię i zostali zbawieni, ktoś musi im ją opowiedzieć. Dlatego powinniśmy prosić Boga, by wysłał do nich ludzi.
Kiedy pierwszy Kościół się modlił o duchowe żniwo, wierzący prosili: „Daj Twoim sługom z całą odwagą głosić Twoje Słowo, gdy Ty będziesz wyciągał rękę, aby uzdrawiać i dokonywać znaków i cudów przez imię Twojego świętego Sługi, Jezusa” (Dz 4,29-30).
Modlili się albo o (1) sposobności odważnego zwiastowania ewangelii albo (2) o odwagę, by głosić ewangelię, kiedy tylko nadarzy się sposobność. Oczekiwali też, że Bóg będzie potwierdzał ewangelię uzdrowieniami, znakami i cudami. Takie są modlitwy biblijne, to są prośby, by ludzie mogli usłyszeć ewangelię. I Bóg odpowiedział: „Po tej modlitwie zadrżało miejsce, na którym byli zebrani. Wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym i odważnie głosili Słowo Boga” (Dz 4,31).
Jak według Pawła chrześcijanie powinni się modlić o zbieranie duchowego żniwa? Czy prosić Boga o zbawienie większej liczby ludzi? Nie, przeczytajmy jego słowa:
Poza tym módlcie się, bracia, za nas, aby Słowo Pana rozpowszechniało się i było rozsławiane, podobnie jak u was (2Tes 3,1).
[Módlcie się] i za mnie, aby zostało mi dane słowo, abym, gdy zacznę mówić, otwarcie oznajmił tajemnicę ewangelii, dla której sprawuję poselstwo w łańcuchach, abym głosił ją otwarcie tak, jak należy o niej mówić (Ef 6,19-20).
To, czy obecnie ludzie zostają zbawiani, bardziej zależy od nich niż od Boga, a zatem módlmy się o to, by ludzie usłyszeli ewangelię, a Boga prośmy, by nam pomagał ją zwiastować. Bóg odpowie na nasze modlitwy, ale to i tak nie gwarantuje, że ktokolwiek będzie zbawiony, ponieważ Bóg daje ludziom prawo wyboru. Ich zbawienie zależy od tego, czy przyjmą ewangelię.
To prawda, że chrześcijanin może zgrzeszyć, ponieważ uległ pokusie złego ducha. Jednakże to nie oznacza, że ów zły duch może wejść w człowieka wierzącego. Kiedy jako chrześcijanie grzeszymy, przerywamy nasz kontakt z Bogiem, bo jesteśmy Mu nieposłuszni (zob. 1J 1,5-6). Czujemy się winni, ale nie przerywamy z Nim więzi, bo wciąż jesteśmy Jego dziećmi.
Jeśli wyznajemy grzechy, to „Bóg, który jest wierny i sprawiedliwy, odpuści nam grzechy i oczyści nas z wszelkiej nieprawości” (1J 1,9), a nasz kontakt z Nim zostaje przywrócony. Zauważmy, że Jan nie mówi, że kiedy jesteśmy winni grzechu, musimy zostać oczyszczeni z zamieszkujących w nas demonów.
Każdy chrześcijanin codziennie ma do czynienia z pokusami ze strony świata, ciała i diabła. Paweł pisał, że prowadzimy bój przeciw różnym złym duchom (zob. Ef 6,12), więc do pewnego stopnia każdego wierzącego nękają duchy demoniczne. To normalne, ale naszym obowiązkiem jest przeciwstawić się diabłu i demonom wiarą w Boga (zob. 1P 5,8-9). Kiedy wierzymy temu, co Bóg powiedział i działamy na tej podstawie, dajemy odpór diabłu.
Jeśli na przykład Szatan przynosi nam przygnębiające myśli, pomyślmy o tekstach pozytywnych, usuwających depresję. I okazujmy posłuszeństwo Bożemu Słowu, aby „zawsze się radować” (1Tes 5,16) oraz „za wszystko dziękować” (w. 18). To jest nasze zadanie: działać na podstawie Bożego Słowa i myśli szatana zamieniać na myśli Boże.
Posiadając wolną wolę możemy myśleć, o czym tylko chcemy. Jeśli wierzący stale zgadza się słuchać i ulegać sugestiom złych duchów, może w ten sposób otwierać swój umysł na nękanie z ich strony. A to czyni go bardziej otwartym na niewłaściwe myśli, tak że zostaje przez nie zdominowany. Jeśli zgadza się im dalej ulegać, może popaść w stan obsesji, pewien wzorzec złego myślenia, choć u chrześcijan występuje to bardzo rzadko. Ale nawet wtedy, jeśli taki wierzący chce zostać uwolniony, wystarczy że będzie myśleć o Bożych słowach oraz im się poddawać, a dawać odpór diabłu.
Ale czy może zostać opętany? Tylko wtedy, kiedy dobrowolnie postanowi, z pełną świadomością w swoim sercu i bez żadnych nacisków, odrzucić Chrystusa i całkowicie się od Niego odwrócić. Wówczas, oczywiście, przestanie być chrześcijaninem[5] i może zostać opętany – jeśli się poddał jeszcze bardziej złemu duchowi, który go nękał. Ale jest to jak najbardziej odległe od teorii, że popełniając jeden grzech otwieramy drzwi złemu duchowi i pozwalamy mu w nas zamieszkać.
W Nowym Testamencie nie znajdujemy ani jednego przykładu, aby chrześcijanin był opętany przez demona. Nie ma też żadnego ostrzeżenia skierowanego do wierzących, iżby istniało niebezpieczeństwo, że zamieszkają w nich demony. Brak też wskazówek, jak je wypędzać z wierzących.
Prawdą jest, że jako chrześcijanie nie potrzebujemy, by wypędzano z nas demony – potrzebujemy odnowienia naszego umysłu przez Boże Słowo. To jest biblijne. Paweł pisał:
Nie dostosowujcie się do tego świata, ale dajcie się przemienić przez odnowienie myśli, abyście mogli rozpoznać, co jest wolą Boga, co jest dobre, co Mu się podoba i co jest doskonałe (Rz 12,2).
Kiedy nasz umysł zostanie oczyszczony ze starych wzorców myślenia i odnowiony poprzez prawdę Bożego Słowa, osiągamy zwycięstwo nad grzesznymi nawykami i żyjemy konsekwentnie na wzór Chrystusa. To prawda nas wyzwala (J 8,32). Przemiana w nas następuje wtedy, kiedy odnawiają się nasze myśli, a nie gdy zostają wypędzone wszystkie demony.
Dlaczego zatem tak wielu chrześcijan poświadcza, że wypędzono z nich demona (czy demony)? Możliwe, że jedynie sobie wyobrażali, iż mają demona, który został potem wyrzucony. Wielu chrześcijan jest naiwnych i brak im znajomości Bożego Słowa, dlatego są łatwym łupem dla tych, którzy rzekomo mają „posługę uwalniania”. Posiłkują się psychiczną manipulacją i przekonują takich chrześcijan, że mają demony. A ci wierzą każdemu, kto się jawi jako ekspert od wypędzania demonów.
Inna realna możliwość jest taka, że ludzie, z których wypędzono demony, nie byli wówczas prawdziwie wierzącymi chrześcijanami, choć mogło im się tak wydawać. Współczesna ewangelia, wyraźnie odmienna od biblijnej, utwierdziła wielu w błędnym przekonaniu, że są chrześcijanami, chociaż niczym się nie różnią od ludzi niewierzących i Jezus nie jest ich Panem. W Biblii czytamy, że kiedy ludzie zawierzali ewangelii i rodzili się na nowo, zamieszkujące w nich demony automatycznie wychodziły (zob. Dz 8,5-7). Demony nie mogą opanować ludzi, w których zamieszkuje Duch Święty, a On mieszka we wszystkich nowonarodzonych.
Mit ten opiera się na kilku przesłankach nie znajdujących potwierdzenia w Biblii. Jedna z nich zakłada, że duchy terytorialne pozostają na danym obszarze przez długi czas. Jeśli zatem stwierdzimy, że miasto założyli ludzie chciwi, to możemy wyciągnąć wniosek, że obecnie nad miastem dominują duchy chciwości. Jeśli w miejscu obecnego miasta znajdowała się niegdyś indiańska wioska, możemy zakładać, że obecnie są tam duchy szamaństwa i czarów. I tak dalej.
Ale czy to prawda, że te same zwierzchności i władze, które przebywały nad jakimś obszarem setki lat temu, są tam nadal? Może są, ale niekoniecznie.
Rozważmy historię z dziesiątego rozdziału księgi Daniela, którą się już zajmowaliśmy. Nieznany z imienia anioł, któremu pomagał Michał w walce z „księciem Persji”, powiedział Danielowi: „Teraz muszę wrócić, aby walczyć z księciem anielskim perskim, a gdy wyruszę do boju, oto zjawi się książę anielski grecki” (Dn 10,20 BW). Z historii wiemy, że imperium perskie przeszło w ręce Greków na skutek podbojów Aleksandra Wielkiego. A jednak ten bezimienny anioł był świadom nadchodzących zmian w sferze duchowej – nadchodził „książę grecki”.
Czy kiedy przyszedł, to panował w duchowej sferze nad imperium greckim, tak jak książę perski nad duchową sferą imperium perskiego? To wydaje się logicznym wnioskiem, a jeśli tak to niektóre złe duchy wysokiej rangi zmieniały swoje geograficzne siedziby, jako że imperium greckie wchłonęło niemal całe imperium perskie. Kiedy następują polityczne zmiany na ziemi, istnieje możliwość, że zachodzą też zmiany w królestwie ciemności. Faktem jednak jest, że tak naprawdę tego nie wiemy, jeśli Bóg nam nie objawi.
Tak czy owak nie ma wielkiego znaczenia, jakie konkretnie duchy panują nad danym obszarem, gdyż i tak nie mamy na to wpływu przez „walkę duchową”, czego dowiedliśmy wcześniej.
Co więcej, przypuszczeniem jest też rzekome istnienie przywódczych duchów, które specjalizują się w konkretnych grzechach. Biblia nie potwierdza teorii, jakoby istniały „duchy chciwości”, „pożądliwości”, „religijności”, „kłótliwości” i tak dalej, a tym bardziej nie potwierdza założenia, by owe różnego rodzaju duchy zajmowały wyższe rangi wśród złych duchów, które rządzą królestwem ciemności.
Nawet osoby czytające Ewangelie pobieżnie mogą się zdziwić, że Jezus wypędził tylko trzy konkretne rodzaje demonów: raz „demona niemego” (Łk 11,14), raz „ducha głuchego i niemego” (Mk 9,25) oraz kilkakrotnie „duchy nieczyste” która to kategoria wydaje się obejmować wszystkie wypędzone przez Jezusa demony, z „głuchym i niemym” włącznie (zob. Mk 9,25).
Czy to możliwe, by „duch głuchy i niemy” mógł wpływać na człowieka jeszcze inaczej, powodując u niego nie tylko głuchotę i niemotę? Niewątpliwie tak, ponieważ u chłopca z Mk 9,25 wywołał także silne wstrząsy. A zatem „głuchy i niemy” może nie oznaczać konkretnego typu ducha, to raczej zwyczajne określenie tego, w jaki sposób szkodził on danemu człowiekowi. Niektórzy w kwestii klasyfikacji demonów popadli w nadgorliwość, wykraczając daleko poza biblijne objawienie.
W całym Starym Testamencie, jedyne konkretne złe duchy, jakie zostały nazwane, to „duch kłamstwa” (1Krl 22,22-23), „duch obłędu” (Iz 19,14) oraz „duch nierządu” (Oz 4,12; 5,4). W odniesieniu do dwóch pierwszych kategorii to z pewnością wszystkie złe duchy można by nazwać „duchami kłamstwa” i „duchami obłędu”. W odniesieniu do trzeciej, nazwa „duch nierządu” niekoniecznie musi oznaczać konkretnego złego ducha, ale po prostu dominujące nastawienie.[6]
W całej księdze Dziejów Apostolskich jedynie raz jest wymieniony konkretny zły duch (16,16), gdy czytamy o dziewczynce, mającej „ducha wieszczego”. We wszystkich Listach wymienione z nazwy są tylko „duchy zwodnicze” (1Tm 4,1), co znowu może oznaczać każdego złego ducha.
W świetle tego ubóstwa odniesień do konkretnych rodzajów demonów w Biblii, ze zdumieniem czytam niektóre współczesne wykazy, podające setki różnego rodzaju demonów, które mogą zamieszkiwać w ludziach lub władać miastami.
Nie powinniśmy zakładać, że istnieją jakieś kategorie złych duchów, przypisane zajmowanej przez nie randze czy konkretnym grzechom (za jakie rzekomo są odpowiedzialne). Przypuszczeniem jest powiedzenie: –W tym mieście jest tyle hazardu, że muszą nad nim panować duchy hazardu.
Wyobraźmy sobie, jak głupio by wypadł ktoś mówiący: – Nad tym miastem musi być wiele duchów nikotynizmu, bo tak wielu mieszkańców pali papierosy. – A co owe „duchy nikotynizmu” robiły, zanim te miasta powstały? Gdzie były wtedy? Co robiły, zanim zaczęto w ogóle używać tytoniu? Czy teraz mniej ludzi pali, bo niektóre stare „duchy nikotynizmu” wymierają lub się przenoszą?
Czyż to nie głupie, gdy mówimy: – To miasto jest opanowane przez duchy pożądania, bo jest tu tak wiele domów publicznych? – Prawda jest taka, że tam gdzie ludzie nie służą Chrystusowi, tam też panuje królestwo ciemności. W tym królestwie działa wiele złych duchów, kuszą swoich poddanych do grzechu i trwania w buncie przeciwko Bogu. Kuszą do przeróżnych grzechów, a w pewnych miejscach ludzie ulegają jakiemuś grzechowi bardziej niż innym. Jedyną ich nadzieją jest ewangelia, do głoszenia której jesteśmy powołani.
Nawet gdyby istniały konkretne rodzaje złych duchów, które się specjalizują w pewnych grzechach i panują nad określonymi terytoriami, wiedza o nich nic nam nie pomoże, bo nie możemy nic zrobić, by je usunąć. Naszą sprawą jest się modlić (w biblijny sposób) za zwiedzionych ludzi i zwiastować im ewangelię.
Rozeznanie się, jakie grzechy przeważają w danym mieście, pomogłoby o tyle, że można by wygłaszać bardziej przekonujące kazania, wymieniając konkretne grzechy, jakich mieszkańcy są winni przed Bogiem. Ale do tego nie są potrzebne badania historyczne. Wystarczy spędzić tam trochę czasu mając oczy i uszy otwarte. Grzechy dominujące zaraz staną się widoczne.
I na koniec, w Nowym Testamencie nie znajdujemy nikogo, kto by dokonywał „duchowego mapowania”, by przygotować walkę duchową lub ewangelizację. Nie ma też w Listach żadnych wskazań, aby to robić. Apostołowie szli za głosem Ducha Świętego, wybierając miejsca, gdzie mają głosić. Wiernie zwiastowali ewangelię, wzywając ludzi do opamiętania i polegali na Panu, by potwierdzał Słowo znakami, które mu towarzyszyły. Ich metoda była całkiem skuteczna.
Cała koncepcja „klątw pokoleniowych” wywodzi się z czterech urywków Starego Testamentu, które w zasadzie mówią to samo. Są to: Wj 20,5; 34,7; Lb 14,8 oraz Pwt 5,9. Rozważmy Lb 14,8:
Pan cierpliwy, bogaty w życzliwość, przebacza niegodziwość i grzech, lecz nie pozostawia go bez ukarania, tylko karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia.
Jak rozumieć ten urywek? Czy to znaczy, że Bóg rzuci klątwę lub ukarze kogoś za grzechy rodziców, dziadków, pradziadków lub prapradziadków? Czy mamy wierzyć, że Bóg może przebacza grzechy człowiekowi, który uwierzył w Jezusa, a następnie go karze za grzechy pradziadków?
Absolutnie nie, bo wówczas można by Boga słusznie oskarżyć o niesprawiedliwość i obłudę. On sam stwierdził, że karanie kogoś za grzechy rodziców byłoby moralnie niesłuszne:
Wy zaś [Izraelici] mówicie: Dlaczego syn nie odpowiada za winy swego ojca? Ależ syn postępował według prawa i sprawiedliwości, zachowywał wszystkie moje ustawy i postępował według nich, a więc powinien żyć. Umrze tylko ta osoba, która grzeszy. Syn nie ponosi odpowiedzialności za winę swego ojca ani ojciec – za winę swego syna. Sprawiedliwość sprawiedliwego jemu zostanie przypisana, występek zaś występnego na niego spadnie (Ez 18,19-20).
Co więcej, w ramach Prawa Mojżeszowego Bóg przykazał, że ani ojciec ani syn nie poniesie kary za grzechy drugiego:
Ojcowie nie poniosą śmierci za winy synów ani synowie za winy swych ojców. Każdy umrze za swój własny grzech (Pwt 24,16).
Nie jest zatem możliwe, by Bóg miłości i sprawiedliwości okładał klątwą lub karał za grzechy przodków.[7] Co więc oznacza tekst Pisma mówiący, że Bóg nie pozostawia winnego bez karania, „tylko karze grzechy ojców na synach do trzeciego, a nawet czwartego pokolenia”?
Może oznaczać tylko to, że Bóg obarcza ludzi odpowiedzialnością za grzeszny przykład, jaki dają swemu potomstwu i częściowo obciąża ich za grzechy, jakie w wyniku ich wpływu popełniają ich potomkowie. Bóg obciąża ludzi częściową odpowiedzialnością za grzechy ich prawnuków, popełnione z powodu ich złego wpływu! Tak święty jest Bóg. I nikt nie może powiedzieć, że jest w tym niesprawiedliwy.
Zauważmy, że rozważany tekst stwierdza, iż Bóg „karze grzechy ojców na synach”. Ukarane są grzechy ojców na synach.
Zatem cała koncepcja „przekleństw pokoleniowych” to zły przesąd, bo czyni Boga niesprawiedliwym.
A co z „klątwami szatana”?
Po pierwsze, w całej Biblii nie znajdziemy niczego, co by wskazywało, iż szatan może na kogokolwiek „rzucić klątwę”, nie ma też tego typu przykładów. Oczywiście, w Biblii są przykłady dręczenia ludzi przez szatana, ale nigdzie nie czytamy, by „rzucił klątwę” na rodzinę, która powoduje nieustannego pecha w życiu ich samych oraz w następnych pokoleniach.
Każdy chrześcijanin przez całe swoje życie jest nękany przez szatana i złe duchy (w ograniczonym stopniu), nie znaczy to jednak, że potrzebujemy, by ktoś złamał nad nami „szatańska klątwę”, jaka przeszła na nas za sprawą rodziców. Musimy stać mocno na fundamencie Bożego Słowa i wiarą opierać się diabłu. Do tego wzywa nas Pismo (zob. 1P 5,8-9).
Według Biblii to Bóg ma władzę błogosławić i przeklinać (zob. Rdz 3,17; 4,11; 5,29; 8,21; 12,3; Lb 23,8; Pwt 11,26; 28,20; 29,27; 30,7; 2Krn 34,24; Ps 37,22; Prz 3,33; 22,14; Lm (Tr) 3,65; Ml 2,2; 4,6). Inni mogą nas przeklinać, lecz ich przekleństwa nie uczynią nam krzywdy:
Jak ptak, co ucieka, wróbel, co leci, tak niesłuszne przekleństwo – bez skutku (Prz 26,2).
Balaam, najęty przez Balaka, by przeklął naród izraelski, słusznie powiedział: „Jakże ja mogę przeklinać, kogo Bóg nie przeklina? Jak mogę złorzeczyć, komu nie złorzeczy Pan?” (Lb 23,8)
Niektórzy chrześcijanie przesadzili sądząc, że jedni ludzie mogą przeklinać innych, opierając się na słowach Jezusa z Mk 11,23: „Zapewniam was, że ktokolwiek powie tej górze: Unieś się i rzuć w morze, a nie zwątpi w swoim sercu, lecz będzie wierzył, że to, co mówi, się stanie, to tak będzie.”
Zauważmy, że same słowa nie mają żadnej mocy, tylko te wypowiadane z wiarą w sercu. Nie ma sposobu, by ktoś uwierzył, że jego przekleństwo może przynieść szkodę jakiejś osobie, gdyż wiara to pewność (Hbr 11,1), i rodzi się wyłącznie ze słuchania Bożego Słowa (Rz 10,17). Ktoś może się spodziewać, że jego przekleństwo przyniesie komuś nieszczęście, ale nigdy nie może w to wierzyć, bo Bóg nie dał żadnej obietnicy pozwalającej przeklinać ludzi, a tylko ona byłaby podstawą do takiej wiary.
Jedynym wyjątkiem byłaby sytuacja, w której Bóg udzieliłby komuś „daru wiary” wraz z „darem proroctwa” (dwa z dziewięciu darów Ducha), i ten wypowiedziałby słowa w formie błogosławieństwa lub przekleństwa, jak to się działo okazjonalnie w życiu niektórych starotestamentowych bohaterów (zob. Rdz 27,27-29.38-41; 49,1-27; Joz 6,26 wraz z 1Krl 16,34; Sdz 9,7-20.57; 2Krl 2,23-24). Nawet i w tamtych przypadkach błogosławieństwa lub przekleństwa pochodziły od Boga, a nie od człowieka. Zatem pomysł, że ktoś może „obłożyć klątwą” innego człowieka jest tylko przesądem. Dlatego Jezus nie kazał nam „łamać przekleństw wypowiedzianych przeciwko nam”, ale po prostu „błogosławić tych, którzy nas przeklinają”. Nie musimy się bać niczyich przekleństw, bo wtedy wykazalibyśmy brak wiary w Boga. Niestety, wciąż spotykam pastorów, którzy chyba mają więcej wiary w moc szatana niż Boga. Co miesiąc podróżuję do różnych krajów i wyrządzam wiele szkód królestwu szatana, lecz ani na jotę nie boję się ani jego ani żadnych rzucanych na mnie przekleństw. Nie ma powodu się bać.
Czy jest możliwe żyć pod jakąś szatańską klątwą z powodu zaangażowania się w przeszłości w okultyzm?
Nie wolno nam zapominać, że kiedy rodzimy się na nowo, zostajemy wyzwoleni z mocy szatana i z jego królestwa ciemności (zob. Dz 26,18; Kol 1,13). Szatan nie ma do nas żadnego prawa, o ile sami mu go nie damy. Chociaż czytamy, że wierzący w Efezie przed nawróceniem byli mocno zaangażowani w uprawianie magii (zob. Dz 19,18-19), nie ma zapisu, by po ich nawróceniu Paweł łamał nad nimi jakieś „szatańskie klątwy” lub związywał szatańską moc. Nie robił tego, bo w chwili, gdy uwierzyli w Jezusa, zostali automatycznie uwolnieni spod władzy szatana.
Ponadto, kiedy pisał do Efezjan, nie podał żadnych wskazówek, jak uwalniać ludzi od pokoleniowych czy szatańskich przekleństw. Powiedział im tylko: „nie dawajcie miejsca diabłu” (Ef 4,27) i „przywdziejcie pełną zbroję Bożą”, abyście mogli „stawić czoła zasadzkom diabła” (Ef 6,11). To są obowiązki każdego chrześcijanina.
To dlaczego, w niektórych przypadkach, chrześcijanie doznali pomocy, kiedy złamano nad nimi „pokoleniowe” lub „szatańskie przekleństwo”? Może taka osoba miała wiarę, że diabeł ucieknie, kiedy zostanie złamana „klątwa”. Diabeł ucieka przed wiarą. Każdy chrześcijanin może i powinien mieć wiarę, że kiedy przeciwstawi się diabłu, on ucieknie. Nie ma zatem potrzeby wzywać „specjalisty od uwalniania”, aby kazał szatanowi zmykać.
I wreszcie, Biblia nam mówi, iż Chrystus „stał się za nas przekleństwem” i w ten sposób „wykupił nas od przekleństwa Prawa” (Ga 3,13). Kiedyś wszyscy znajdowaliśmy się pod Bożym przekleństwem, ponieważ zgrzeszyliśmy, ale Jezus poniósł naszą karę i zostaliśmy od tego przekleństwa uwolnieni. Chwała niech będzie Bogu! Już nie przeklęci, teraz możemy się cieszyć, że zostaliśmy pobłogosławieni „w Chrystusie wszelkim duchowym błogosławieństwem niebios” (Ef 1,3 BW).
Przyjrzeliśmy się wielu współczesnym mitom na temat walki duchowej. Ale czy istnieje jakaś forma walki duchowej, która jest biblijna? Tak, i teraz się na niej skupimy.
Przede wszystkim musimy wiedzieć, że walka duchowa nie powinna być sprawą najważniejszą w naszym chrześcijańskim życiu. Powinniśmy koncentrować się na Chrystusie, podążać za nim w posłuszeństwie, stając się być coraz bardziej do Niego podobni. Tylko niewielki odsetek tekstów nowotestamentowych zajmuje się tematem walki duchowej, a to wskazuje, iż ta sprawa powinna być dla nas drugorzędna.
Po drugie, wszystko, co musimy wiedzieć o walce duchowej, mówi nam Biblia. Nie potrzebujemy jakiegoś szczególnego rozeznania (czy kaznodziei twierdzącego, że je ma) w „głębszych sprawach dotyczących szatana”. Biblijna walka duchowa jest prosta. Podstępy szatana są wyraźnie objawione w Piśmie Świętym. Nasza odpowiedzialność jest jasno zarysowana. Kiedy wiemy, co Bóg powiedział i temu wierzymy, mamy zagwarantowane zwycięstwo w tej duchowej potyczce.
Wróćmy do Księgi Rodzaju, gdzie po raz pierwszy spotykamy diabła. W pierwszych rozdziałach pojawia się w postaci węża. Wszelkie wątpliwości, czy wąż to szatan, rozwiewa Ap 20,2: „I schwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan”.
Rdz 3,1 mówi: „A wąż był bardziej przebiegły niż wszystkie zwierzęta lądowe, które Pan Bóg stworzył”. Kiedy pomyślimy, jak sprytne są niektóre stworzenia w walce o przetrwanie i w skradaniu się do zdobyczy, uświadamiamy sobie, jak przebiegły musi być szatan. Z drugiej strony, nie jest on wszechwiedzący i tak mądry jak Bóg. Nie powinniśmy się obawiać, że w walce z nim nie mamy umysłowej przewagi. Jezus polecił, byśmy byli „czujni jak węże” (Mt 10,16). Paweł stwierdził, że jest świadomy knowań szatana (zob. 2Kor 2,11) oraz tego, że my mamy „sposób myślenia Chrystusa” (1Kor 2,16).
Szatan wystrzelił swoją pierwszą ognistą strzałę pytając Ewę o to, co powiedział Bóg. Jej odpowiedź miała mu wyjawić, czy ma szansę ją zwieść, nakłonić do nieposłuszeństwa Bogu. Szatan nie ma możliwości zwieść kogoś, kto wierzy i jest posłuszny temu, co Bóg powiedział. Cała jego strategia obraca się wokół koncepcji sprzecznych z Bożym Słowem.
Szatan ją zapytał: „Czy rzeczywiście Bóg powiedział: Nie jedzcie owoców ze wszystkich drzew tego ogrodu?” (Rdz 3,1). Brzmi to prawie jak niewinne pytanie przypadkowego rozmówcy, ale szatan dobrze wiedział, dokąd zmierza.
Ewa odpowiedziała: „Owoce z drzew tego ogrodu jeść możemy, tylko o owocach z drzewa, które jest pośrodku ogrodu, Bóg powiedział: Nie wolno wam jeść z niego, a nawet go dotykać, abyście nie pomarli” (3,2-3).
Ewa niezupełnie miała rację. Właściwie Bóg nigdy im nie zabronił dotykać drzewa poznania dobra i zła, ale nie wolno im było z niego jeść.
Ewa najwyraźniej nie dość dobrze znała prawdę, by dostrzec kłamstwo w odpowiedzi szatana: „Na pewno nie umrzecie” (3,4). Było to oczywiście zupełnie sprzeczne z tym, co powiedział Bóg, i wątpliwe, by Ewa uwierzyła temu bez wahania. Dlatego szatan „osłodził” swoje kłamstwo szczyptą prawdy, jak to często czyni, by łatwiej było je przełknąć: „Ale wie Bóg, że gdy spożyjecie owoc z tego drzewa, otworzą się wam oczy i tak jak Bóg będziecie znali dobro i zło” (3,5).
Szatan po swoim początkowym kłamstwie powiedział trzy rzeczy prawdziwe. Wiemy, że kiedy Adam i Ewa skosztowali zakazanego owocu, otworzyły się im oczy (zob. 3,7), jak powiedział szatan. Ponadto, sam Stwórca później stwierdził, że człowiek stał się taki jak Bóg i teraz zna dobro i zło (zob. 3,22). Zauważmy: Szatan często miesza prawdę z fałszem, aby ludzi zwieść.
Zauważmy też, jak oczernił charakter Boga. Bóg zakazał Adamowi i Ewie jeść ten owoc ze względu na ich własne dobro i szczęście, a szatan przedstawił to tak, jakby Bóg zabraniał im korzystać z czegoś dobrego. Większość kłamstw szatana oczernia charakter, wolę i motywy Boga.
Niestety, pierwsza para na ziemi odrzuciła prawdę, by uwierzyć kłamstwu i poniosła tego konsekwencje. Zauważmy, że w ich historii wystąpiły wszystkie elementy walki duchowej. Jedynym orężem szatana było kłamstwo przyprawione prawdą. Ludzie stanęli wobec wyboru: uwierzyć słowom Boga czy szatana. Wiara w prawdę mogła być ich „tarczą wiary”, ale się nią nie posłużyli.
Czytając o spotkaniu Jezusa z szatanem podczas kuszenia na pustyni, od razu widzimy, że szatan od tysięcy lat nie zmienił swych metod. Jego sposobem ataku było zdyskredytowanie tego, co powiedział Bóg. Wiedział, że Syna Bożego może pokonać tylko poprzez nakłonienie Go do tego, by przestał wierzyć lub nie podporządkował się prawdzie. Boże Słowo znowu znajduje się w centrum walki. Szatan atakował kłamstwami, a Jezus odpierał je prawdą, bo wierzył i podporządkowywał się temu, co powiedział Bóg. Oto biblijna walka duchowa.
Jezus znalazł się w podobnej sytuacji jak Ewa, Adam i my wszyscy. Musiał zdecydować, czy ma posłuchać Boga czy szatana. Jezus w swej duchowej walce używał „miecza Ducha”, czyli Bożego Słowa. Zobaczmy, czego możemy się nauczyć z Jego walki duchowej z szatanem.
O drugiej pokusie Mateusz pisze:
Potem diabeł zabrał Go do świętego miasta, postawił na szczycie świątyni i powiedział: Jeśli jesteś Synem Boga, rzuć się w dół. Napisane jest bowiem: Aniołom swoim rozkaże i będą Cię nosić na rękach, abyś nie uderzył nogą o kamień. Jezus mu odpowiedział: Jest też napisane: Nie będziesz wystawiał na próbę Pana, Boga swego (4,5-7).
Tutaj znowu chodzi o to, co powiedział Bóg. Szatan nawet zacytował fragment Psalmu 91, ale go przekręcił starając się, aby znaczył co innego, niż Bóg zamierzył.
W odpowiedzi Jezus przytoczył słowo, które zrównoważyło Bożą obietnicę ochrony z Psalmu 91. Bóg nas ochroni, ale nie wtedy, gdy postępujemy głupio, „wystawiając Go na próbę”.
Dlatego ważnym jest, by nie wyrywać wersetów z kontekstu całej Biblii. Każde słowo musi być zrównoważone pełnym tekstem Pisma.
Przekręcanie Biblii to najpowszechniejsza taktyka szatana w walce duchowej i, niestety skuteczna w przypadku wielu chrześcijan wciągniętych we współczesny ruch walki duchowej. Klasycznym przykładem takiego przekrętu jest wykorzystanie określenia „burzenie warowni”, by uzasadnić koncepcję zwalczania złych duchów na powietrzu. Jak już widzieliśmy, to wyrażenie w swoim kontekście nie ma absolutnie żadnego zastosowania do tejże praktyki. Ale diabeł chce, byśmy uważali inaczej i marnowali czas na wykrzykiwanie do zwierzchności i władz na nieboskłonie.
O trzeciej pokusie czytamy u Mateusza:
W końcu diabeł wziął Go na bardzo wysoką górę i pokazał Mu wszystkie królestwa świata oraz całą ich wspaniałość, i oznajmił: Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz na twarz i złożysz mi hołd. Na to Jezus mu odpowiedział: Odejdź szatanie! Jest bowiem napisane: Panu, Bogu twemu, będziesz oddawał hołd i Jemu samemu będziesz służył (4,8-10).
Była to pokusa zdobycia władzy. Gdyby Jezus pokłonił się szatanowi, a ten by dotrzymał obietnicy, Jezus zająłby drugą co do ważności pozycję w królestwie ciemności. Rządziłby każdym niezbawionym człowiekiem i złym duchem, posiadając globalną władzę, jaką dotychczas miał tylko szatan. Można tylko spekulować i snuć najgorsze koszmary, co by się stało, gdyby Jezus uległ tej pokusie.
Na propozycję szatana Jezus odparł Bożym Słowem. Każdą z trzech pokus Jezus odrzucił mówiąc: – Jest napisane. – My także musimy znać Boże Słowo i mu wierzyć, by uniknąć zwiedzenia i nie dać się złapać w szatańskie pułapki. Na tym polega biblijna walka duchowa.
W zasadzie jedyną możliwością działania szatana i jego demonów jest zasiewanie myśli w serca i umysły ludzi (ale nawet to Bóg ograniczył, zob. 1Kor 10,13). Mając to na uwadze, rozważmy poniższe urywki Pisma Świętego:
„Wtedy Piotr powiedział: Ananiaszu, czym to szatan wypełnił twoje serce, że okłamałeś Ducha Świętego i odłożyłeś sobie część zapłaty za ziemię?” (Dz 5,3)
Podczas wieczerzy. Gdy w sercu Judasza, syna Szymona Iskarioty, diabeł wzniecił zamiar, by Go wydać… (J 13,2).
„Duch zaś wyraźnie mówi, że w ostatecznych czasach niektórzy odejdą od wiary, dając posłuch zwodniczym duchom i naukom demonów… (1Tm 4,1).
Lękam się jednak, tak jak w swojej przebiegłości wąż zwiódł Ewę, tak i wasze umysły nie zostały przypadkiem odwiedzione od prostoty i czystości wobec Chrystusa (2Kor 11,3).
Nie strońcie jedno od drugiego, chyba że za obopólną zgodą i na pewien czas, abyście mogli oddać się modlitwie. Potem znowu bądźcie razem, aby szatan nie kusił was z powodu waszego nieopanowania (1Kor 7,5).
Dlatego ja, nie zwlekając już dłużej, posłałem go, aby rozeznał się w waszej wierze, czy przypadkiem nie zwiódł was kusiciel i czy nasz trud nie był daremny (1Tes 3,5).
… dla niewierzących, których umysły zaślepił bóg tego świata, tak że nie dostrzegają blasku Ewangelii chwały Chrystusa, który jest obrazem Boga (2Kor 4,4).
I został strącony wielki Smok, Wąż starodawny, zwany diabłem i szatanem, ten, który zwodzi cały świat. Został strącony na ziemię i razem z nim zostali strąceni jego aniołowie (Ap 12,9).
Waszym ojcem jest diabeł i chcecie spełniać żądze waszego ojca. Od początku był on mordercą i nie wytrwał w prawdzie, bo nie ma w nim prawdy. Kiedy kłamie, mówi od siebie, bo jest kłamcą i ojcem kłamstwa” (J 8,44).
Te oraz inne wersety mówią jasno, że podstawowym polem bitwy w walce duchowej są nasze serca i umysły. Szatan atakuje przy pomocy myśli – złych sugestii, pomysłów, fałszywych filozofii, pokus, różnych kłamstw itd. Naszą obroną jest znajomość Bożego Słowa, wiara w nie i działanie oparte na nim.
Trzeba zrozumieć, że niekoniecznie każda nasza myśl pochodzi od nas. Szatan ma wielu rzeczników, którzy mu pomagają zasiewać jego myśli w ludzkie umysły. Stara się na nas wpływać poprzez gazety, książki, telewizję, czasopisma, radio, przyjaciół i sąsiadów, a nawet kaznodziejów. Sam apostoł Piotr wystąpił kiedyś nieświadomie jako rzecznik szatana, sugerując Jezusowi, że nie jest Bożą wolą, by umarł (zob. Mt 16,23).
Szatan i złe duchy działają na ludzkie umysły również bezpośrednio, bez pośrednictwa człowieka. Każdy chrześcijanin znajduje się czasem w polu ich bezpośredniego rażenia. Wtedy zaczyna się walka.
Kiedyś przyszła do mnie chrześcijanka, by wyznać swój problem. Powiedziała, że kiedykolwiek się modli, w jej umyśle pojawiają się bluźniercze myśli i przekleństwa. Była jedną z najmilszych, najbardziej uprzejmych, drogich i oddanych członkiń w moim kościele, a jednak gnębiły ją te okropne myśli.
Wyjaśniłem jej, że te myśli nie pochodzą od niej, ale atakuje ją szatan, próbując zniszczyć jej życie modlitewne. Wtedy dodała, iż przestała się codziennie modlić z obawy przed tymi myślami. Szatanowi się udało.
Powiedziałem, żeby ponownie zaczęła się modlić, a jeśli te bluźniercze myśli pojawią się w jej umyśle, powinna je odeprzeć prawdą Bożego Słowa. Jeśli nasunęłaby się jej myśl, że: „Jezus jest tylko ————”, to powinna w modlitwie powiedzieć: „Nie, Jezus był i jest Synem Boga”. Jeśli pojawiłaby się myśl będąca przekleństwem, to od razu powinna pomyśleć o wielbieniu Jezusa, itp.
Powiedziałem też, że obawiając się tych złych myśli, tak naprawdę je zapraszała, gdyż strach jest niejako odwrotnością wiary, czyli wiarą w diabła. Starając się o czymś nie myśleć, musimy o tym myśleć, aby próbować o tym nie myśleć.
Na przykład, jeśli ci powiem: – Nie myśl o swojej prawej ręce – natychmiast zaczniesz o niej myśleć, starając się mnie posłuchać. Im bardziej się starasz, tym jest trudniej. Jedynym sposobem, aby o niej nie myśleć jest świadome myślenie o czymś innym, na przykład o butach. Kiedy skoncentrujesz swe myśli na butach, przestaniesz myśleć o prawej ręce.
Zachęciłem tę miłą kobietę, żeby „się nie lękała”, bo do tego wzywa nas Biblia. I zgodnie z nią, kiedykolwiek pojawi się myśl sprzeczna z Bożym Słowem, niech zamienia ją na inną.
Z radością stwierdzam, że posłuchała mojej rady, i choć kilkakrotnie była atakowana w czasie modlitwy, odniosła całkowite zwycięstwo. Zwyciężyła w walce duchowej, prowadzonej w sposób biblijny.
Co ciekawe, odkryłem, badając tę sprawę w różnych kościołach, że jej problem był dość powszechny. Zwykle ponad połowa pytanych przeze mnie chrześcijan ujawnia, że w jakimś okresie miewali bluźniercze myśli w czasie modlitwy. Szatan nie jest zbyt oryginalny.
Nie możemy zabronić szatanowi i złym duchom atakować naszego umysłu, ale nie musimy pozwalać, by ich myśli stawały się naszymi. Nie musimy przyjmować demonicznych pomysłów i sugestii jako własnych. Ktoś powiedział: – Nie mogę zabronić ptakom latania nad moją głową, ale mogę nie pozwolić, by uwiły mi na niej gniazdo.
Ponadto uważajmy, na ile to od nas zależy, by nie poddawać swego umysłu bezbożnym wpływom. Jeśli przez godzinę siedzimy przed telewizorem lub czytamy gazetę, to niejako zapraszamy szatana, by wpływał na nasze myśli. Opowiedziawszy przypowieść o siewcy i różnych rodzajach gleby, Jezus ostrzegł słuchaczy: „Uważajcie na to, czego słuchacie” (Mk 4,24). Jezus wiedział o niszczącym wpływie kłamstw, jakich słuchamy, jeśli pozwalamy szatanowi zasiewać swoje „nasiona” w naszym sercu i umyśle. Z nasion tych mogą wyrosnąć „ciernie i osty”, które w końcu zagłuszą Boże Słowo w naszym życiu (zob. Mk 4,7.18-19).
Apostoł Piotr rozumiał, czym jest prawdziwa, biblijna walka duchowa. Nigdzie w swoich listach nie polecał chrześcijanom zwalczać zwierzchności i władze nad miastami. Nawoływał jednak, by dawać odpór diabelskim atakom, skierowanym na nasze życie, i dokładnie mówił, jak to robić:
Bądźcie trzeźwi, czuwajcie! Wasz przeciwnik, diabeł, jak lew ryczący krąży i szuka, kogo pożreć. Przeciwstawcie się jemu, silni wiarą, wiedząc, że te same cierpienia znoszą wasi bracia na świecie (1P 5,8-9).
Po pierwsze zauważmy, że zajmujemy pozycję obronną a nie ofensywną. To szatan krąży dokoła, nie my. Szuka nas, nie my jego. Naszym zadaniem nie jest atak, ale obrona, przeciwstawienie się mu.
Po drugie, szatan jak lew szuka, kogo by mógł pożreć. Jak mógłby pożreć chrześcijanina? Czy miałby dosłownie, jak lew, zjeść jego ciało? Oczywiście, że nie. Szatan może pożreć wierzącego tylko wtedy, kiedy go omami, by uwierzył kłamstwu, które zniszczy jego wiarę.
Po trzecie, Piotr każe nam przeciwstawić się diabłu wiarą. To nie jest walka fizyczna, na pięści. On atakuje nas kłamstwami, a my się im opieramy wiarą, stojąc mocno „na Bożym Słowie”. I to jest biblijna walka duchowa.
Adresaci Listu Piotra znosili ciężkie prześladowanie i byli kuszeni, by wyrzec się wiary w Chrystusa. Szatan często atakuje nas wątpliwościami i kłamstwami, kiedy znajdujemy się w przykrych okolicznościach. Wtedy musimy stać mocno w wierze. W taki „zły dzień”, o którym pisał Paweł, musimy przywdziać „pełną zbroje Bożą, abyśmy mogli stawić czoła [ang. stać mocno przeciwko] zasadzkom diabła (Ef 6,11).
W swoim Liście Jakub również wspomina o walce duchowej. Czy mówi chrześcijanom, że ich modlitwy mogą rozstrzygnąć anielskie wojny? Nie. Czy każe im zwalczać duchy pożądliwości, apatii i pijaństwa nad ich miastami? Nie. Czy każe im studiować historię tych miast, aby określić, jakiego rodzaju duchy panoszą się tam od początku? Nie.
Jakub wierzył w biblijną walkę duchową i pisał:
Bądźcie więc posłuszni Bogu, przeciwstawcie się zaś diabłu, a on ucieknie od was (4,7).
Zauważmy znowu, że chrześcijanin przyjmuje postawę obronną, ma się przeciwstawiać a nie atakować, a wtedy, obiecuje Jakub, szatan ucieknie. On nie ma powodu trzymać się blisko chrześcijanina, który nie daje się przekonać jego kłamstwom, nie słucha jego sugestii i nie ulega jego pokusom.
Jakub wzywa, by najpierw poddać się Bogu. Czynimy to poddając się Jego Słowu. Nasz opór wobec diabła zależy od naszej uległości Bożemu Słowu.
W swoim Pierwszym Liście apostoł Jan również pisze o walce duchowej. Czy każe nam wchodzić na wzgórza, aby rozwalać diabelskie twierdze? Nie. Czy każe wypędzać ducha złości z chrześcijan, którzy czasem się złoszczą? Nie.
Jan, podobnie jak Piotr i Jakub, wierzył tylko w biblijną walkę duchową, a zatem jego wskazówki są takie same:
Umiłowani, nie wierzcie każdemu duchowi, ale badajcie duchy, czy są z Boga, ponieważ wielu fałszywych proroków pojawiło się na świecie. Po tym rozpoznacie Ducha Boga: każdy duch, który wyznaje, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele, jest z Boga. Każdy zaś duch, który nie wyznaje Jezusa, nie jest z Boga i jest duchem antychrysta, o którym słyszeliście, że nadchodzi, a nawet już jest na świecie. Wy jesteście z Boga, dzieci, i ich zwyciężyliście, gdyż Ten, który jest w was, jest większy niż ten, który jest w świecie. Oni są ze świata, dlatego mówią jak świat, i świat ich słucha. My jesteśmy z Boga i ten, kto zna Boga, słucha nas, a ten, kto nie zna Boga, nas nie słucha. W ten sposób poznajemy ducha prawdy i ducha zakłamania (1J 4,1-6).
Cały wywód Jana dotyczy kłamstw szatana i Bożej prawdy. Mamy badać duchy, by stwierdzić, czy są z Boga. A badanie opiera się na prawdzie. Złe duchy są kłamcami, nie przyznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele.
Jan mówi, że zwyciężyliśmy złe duchy. To znaczy, że jako obywatele królestwa światłości nie pozostajemy już pod ich panowaniem. Mieszka w nas ktoś większy, Jezus. Tacy ludzie nie muszą się bać demonów.
Mówi również, że świat słucha złych duchów, co wskazuje, że muszą one mówić. Wiemy, że nie mówią na głos, ale zasiewają kłamstwa w ludzkich umysłach.
Jako naśladowcy Chrystusa nie powinniśmy słuchać ich kłamstw. Jan stwierdza, że ci, którzy znają Boga, słuchają nas, gdyż my mamy prawdę; mamy Słowo Boże.
Ponownie zauważmy, że strategia szatana polega na nakłanianiu ludzi, by uwierzyli jego kłamstwom. Jeśli znamy prawdę i jej wierzymy, szatan nie może nas pokonać. Na tym polega biblijna walka duchowa.
Znajomość Bożego Słowa nie wystarczy, by wygrać walkę duchową. Trzeba szczerze wierzyć temu, co powiedział Bóg. Odnosi się to do przeciwstawiania się diabłu i do wypędzania demonów. Rozważmy ponownie urywek, kiedy to Jezus dał dwunastu uczniom „moc nad duchami nieczystymi, aby je wypędzali” (Mt 10,1). Siedem rozdziałów dalej widzimy, że nie mogą wypędzić demona z chłopca chorego na epilepsję.[8] Kiedy Jezus dowiedział się o ich niepowodzeniu, odezwał się z wyrzutem:
O plemię niewierne [bez wiary – BW] i przewrotne! Jak długo jeszcze mam być z wami, jak długo jeszcze mam was znosić? (Mt 17,17).
Użalał się na ich niewiarę. Co więcej, kiedy uczniowie później dopytywali się, dlaczego nie mogli demona wypędzić, Jezus odpowiedział: „Dlatego, że zbyt słaba jest wasza wiara” (Mt 17,20). Widzimy zatem, że bez wiary ich moc do wypędzania demonów nie była skuteczna.
Powodzenie w wypędzaniu demonów i przeciwstawianiu się diabłu jest uzależnione od naszej wiary w Boże Słowo. Jeśli prawdziwie wierzymy temu, co powiedział Bóg, to będziemy zgodnie z tym się wypowiadać i postępować. Psy ganiają ludzi, którzy przed nimi uciekają, tak samo jest z diabłem. Jeśli uciekasz, diabeł będzie cię gonił. Lecz jeśli staniesz niewzruszenie w wierze, diabeł od ciebie ucieknie (zob. Jk 4,7).
Niewątpliwie brak wiary apostołów, kiedy bez powodzenia próbowali uwolnić chłopca od demona, był widoczny dla wszystkich obserwatorów. Jeśli demon dał taki sam pokaz uczniom, jaki zafundował Jezusowi, rzucając chłopca w silnych konwulsjach (zob. Łk 9,42), a z jego ust wytaczając pianę (zob. Mk 9,20), to całkiem możliwe, że ich wiara ustąpiła miejsca strachowi. To, co widzieli, bez wątpienia ich sparaliżowało.
Jednak na człowieka, który ma wiarę, nie wpływa to, co widzi, ale to, co powiedział Bóg. „Dzięki wierze kroczymy, a nie dzięki widzeniu” (2Kor 5,7). Bóg nie może kłamać (zob. Tt 1,2). Nawet kiedy okoliczności wydają się przeczyć Bożemu Słowu, powinniśmy trwać w wierze niewzruszenie.
Zauważmy, że Jezus uwolnił chłopca w ciągu kilku sekund. Uczynił to wiarą. Nie marnował czasu na „pokazową sesję uwalniania”. Ci, którzy wierzą, że Bóg udzielił im władzy nad złymi duchami, nie potrzebują godzin, by wypędzić demona.
Co więcej, nie czytamy, by Jezus na demona pokrzykiwał. Zatem i ci, którzy mają wiarę, nie muszą wykrzykiwać. Nie powtarzał też wielokrotnie rozkazu, by demon wyszedł. Wystarczył jeden raz. Ponowny rozkaz byłby przyznaniem się do wątpliwości.
Pozyskujący uczniów Boży sługa uczy, własnym przykładem i słowami, jak prowadzić biblijną walkę duchową, aby jego uczniowie także potrafili przeciwstawić się knowaniom szatana i kroczyć w posłuszeństwie przykazaniom Chrystusa. Nie prowadzi swych uczniów za aktualnymi „wiatrami nauki”, które promują niebiblijne metody walki duchowej. Wie bowiem, że ci, którzy je praktykują, pobłądzili i właściwie zostali zwiedzeni przez szatana, tego samego, którego rzekomo triumfalnie zwalczają.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
[1] . Koncepcja ta jest szerzej omówiona w mojej książce God’s Tests, którą można przeczytać po angielsku na naszej stronie www.shepherdserve.org.
[2] . Wyjątkiem od tej zasady byłyby przypadki ludzi tak opanowanych przez demony, że nie potrafią w żaden sposób zakomunikować swego pragnienia uwolnienia. Wtedy do wyzwolenia potrzebne są szczególne dary Ducha, jako że przejawiają się one tak, jak chce Duch.
[3] . Pawłowy opis niewierzących w Rz 1,18-32 także potwierdza tę tezę.
[4] . Prawdą jest, oczywiście, iż różne obszary geograficzne są zamieszkałe przez większy lub mniejszy odsetek ludzi należących do któregoś królestwa.
[5] . Zwolennicy stanowiska „raz zbawiony na zawsze zbawiony” niewątpliwie się z tym nie zgodzą. Polecam, by przeczytali Rz 11,22; 1Kor 15,1-2; Flp 3,18-19; Kol 1,21-23 oraz Hbr 3,12-14, zwracając szczególną uwagę na występujące tam słowa „jeśli”, „o ile”.
[6] . Wspomniany w Lb 5,14-30 „duch podejrzenia” [ang. „duch zazdrości”] oraz „duch pyszny” z Prz 16,18 to dobre przykłady słowa duch użytego w celu określenia jakiejś dominującej postawy, a nie demona jako takiego. W Lb 14,24 czytamy, że Kaleb był „ożywiony innym duchem” [ang. „miał innego ducha”], co się odnosi do jego pozytywnej postawy.
[7] . Nie znaczy to, że dzieci nie cierpią z powodu grzechów rodziców, bo często tak się dzieje. Jednak wówczas to nie oznacza, że Bóg karze te dzieci za grzechy rodziców, ale raczej oznacza, że ludzie są tak źli, iż popełniają pewne grzechy ze świadomością, że z tego powodu będą cierpieć ich dzieci. Jasno wynika też z Pisma, iż Bóg może w swoim miłosierdziu powstrzymać się od karania kogoś, a ukarać później jego potomstwo, równie lub jeszcze bardziej zasługujące na karę. Podobnie może się powstrzymać od zesłania swych sądów na niegodziwe pokolenie, a wylać je na pokolenie późniejsze, równie lub jeszcze bardziej na nie zasługujące (zob. Jr 16,11-12). To zupełnie co innego niż karanie kogoś za grzechy dziadków.
[8] . Bądźmy bardzo ostrożni w wyrokowaniu, iż wszelką epilepsję powoduje zły duch, zamieszkujący w danym człowieku.
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
Temat walki duchowej stał się w ostatnich latach niezmiernie popularny w Kościele.
Niestety, wiele z tego, czego się naucza, jest sprzeczne z Pismem Świętym. W efekcie wielu duchownych na całym świecie uczy i praktykuje taki rodzaj walki duchowej, jakiego Biblia wcale nie propaguje. Istnieje, oczywiście, biblijna walka duchowa i tę powinni praktykować oraz nauczać pozyskujący uczniów Boży słudzy.
W tym oraz w następnym rozdziale odniosę się do najpowszechniejszych błędnych koncepcji dotyczących szatana oraz walki duchowej. Jest to skrót książki, jaką na ten temat napisałem, zatytułowanej Modern Myths About Satan and Spiritual Warfare. Można ją przeczytać w całości w języku angielskim na naszej stronie www.shepherdserve.org.
Ten mit jest sprzeczny z bodaj najbardziej ugruntowaną i fundamentalną prawdą o Bogu objawioną w Biblii: że jest On wszechpotężny, wszechmocny.
Jezus powiedział, że dla Boga wszystko jest możliwe (zob. Mt 19,26). Jeremiasz potwierdził, że dla Niego żadna rzecz nie jest niemożliwa (zob. Jr 32,17). Ani człowiek ani żadna siła nie może Go powstrzymać przed realizacją Jego planów (zob. 2Krn 20,6; Hi 41,10; 42,2). Ustami Jeremiasza Bóg pyta: „Kto jest do Mnie podobny… A kto… ostoi się wobec Mnie? (Jr 50,44). Odpowiedź brzmi: – Nikt, nawet szatan.
Jeśli Bóg jest naprawdę wszechmocny, co potwierdzają cytowane wyżej teksty, to twierdzenie, iż Bóg i szatan toczą ze sobą walkę sugeruje, że Bóg taki nie jest. Gdyby Bóg przegrał choćby jedną rundę, i tylko w minimalnym stopniu został zwyciężony przez szatana lub musiał się z nim zmagać choćby przez chwilę, to nie jest wszechpotężny, jak o sobie twierdzi.
Kiedyś Jezus powiedział coś, co pomoże nam zrozumieć, jaką moc ma szatan w porównaniu z wszechpotężnym Bogiem:
Wróciło siedemdziesięciu dwóch z radością i powiedziało: Panie, nawet złe duchy nam ulegają ze względu na Twoje imię. Na to odpowiedział im: Widziałem szatana, który spadł z nieba jak błyskawica (Łk 10,17-18).
Kiedy wszechmocny Bóg postanowił wyrzucić szatana z nieba, ten nie mógł zaoponować. Jezus posłużył się porównaniem – jak błyskawica – by podkreślić szybkość, z jaką szatan stamtąd wylatywał. Był w niebie i nagle w jednej sekundzie nie było tam już po nim śladu!
Jeśli Bóg potrafi z taką szybkością i łatwością wyrzucić samego szatana, to nie powinno dziwić, że wysłani przez Boga słudzy także potrafili szybko wypędzać demony. Podobnie jak pierwsi uczniowie Chrystusa, tak wielu współczesnych chrześcijan ma zbyt duży respekt przed mocą diabła. Jeszcze nie pojęli, iż Boża moc jest o wiele, wiele, wiele większa. Bóg to Stwórca, a szatan to tylko stworzenie. Szatan nie umywa się do Boga.
Choć może się to wydawać niektórym dziwne, powinniśmy zrozumieć, że Bóg i szatan nie toczyli, nie toczą i nigdy nie będą toczyć ze sobą walki. Owszem, mają odmienne cele i można powiedzieć, że pozostają w opozycji. Ale jeśli jedna ze stron jest nieporównywalnie silniejsza od drugiej, to ich konfliktów nie można uznać za walkę. Czy robak może walczyć ze słoniem? Szatan, jak robak podjął mizerną próbę przeciwstawienia się Komuś o wiele potężniejszemu. Jego bunt został szybko stłumiony i spadł z nieba „jak błyskawica”. Nie było potyczki, tylko wygnanie.
Jeżeli Bóg jest wszechmocny, to szatan nie ma cienia szansy, by Mu przeszkodzić w Jego planach. A jeśli Bóg mu na coś przyzwala, to tylko po to, żeby zrealizować własną wolę. Ta prawda stanie się jasna, kiedy będziemy badać biblijne teksty na ten temat.
Boża nadrzędna władza nad szatanem była widoczna od wieczności, i taka też będzie w przyszłości. W księdze Apokalipsy czytamy, iż pojedynczy anioł zwiąże szatana i uwięzi na tysiąc lat (zob. Ap 20,1-3). Tego przyszłego wydarzenia, tak samo jak jego wyrzucenia z nieba, nie można traktować jako walki pomiędzy Bogiem i szatanem. Zauważmy również, że nie będzie mógł wydostać się ze swego więzienia o własnych siłach i zostanie wypuszczony dopiero wtedy, kiedy będzie to służyło Bożym celom (zob. Ap 20,7-9).
Jeśli to prawda, że Bóg i szatan nie toczyli i nigdy nie będą toczyć ze sobą wojny, to dlaczego czytamy o walce w niebie z udziałem szatana (zob. Ap 12,7-9)? To dobre pytanie, ale i odpowiedź na nie jest prosta.
Zauważmy, że będą walczyć ze sobą Michał i jego aniołowie oraz szatan i jego aniołowie. Nie czytamy, żeby Bóg był w tę walkę zaangażowany. Inaczej trudno byłoby ten konflikt nazwać walką, gdyż wszechmocny Bóg mógłby łatwo w jednej chwili stłumić wszelką opozycję, jak już wcześniej tego dowiódł.
Aniołowie, z Michałem włącznie, nie są wszechmocni, dlatego ich konflikt z szatanem i jego aniołami można nazwać walką, bo przez jakiś czas będzie trwać między nimi jakaś potyczka. Ale mając za sobą większą siłę, pokonają szatana i jego hordy.
Dlaczego Bóg osobiście nie zaangażuje się w tę właśnie walkę, pozostawiając ją swym aniołom? Nie mam pojęcia. Z pewnością Bóg wie, że Jego aniołowie potrafią wygrać tę walkę, zatem stwierdza, że nie musi się angażować osobiście.
Nie mam wątpliwości, że Bóg mógł z łatwością unicestwić Kananejczyków za czasów Jozuego, ale wolał zlecić to zadanie Izraelitom. To, czego sam mógł dokonać w kilka sekund, kazał zrobić im, kosztem ogromnego wysiłku, trwającego miesiącami. Pewnie to bardziej podobało się Bogu, ponieważ wymagało od Izraelitów wiary. Może z podobnego powodu nie zaangażuje się osobiście w tę walkę w niebie. Biblia jednak nam tego nie mówi.
Tylko dlatego, że kiedyś odbędzie się walka pomiędzy Michałem i jego aniołami oraz szatanem i jego aniołami (demonami), nie mamy powodu sądzić, że Bóg nie jest wszechmogący, tak samo jak walki Izraelitów w Kanaanie nie dają nam podstaw do takiej opinii.
I wreszcie, w związku z tym pierwszym mitem rzekomych walk między Bogiem i szatanem, chciałbym rozważyć powszechnie używane hasło: Jezus zwyciężył szatana na krzyżu. Właściwie Biblia nigdzie nie mówi, że Jezus zwyciężył szatana na krzyżu.
Mówiąc to sugerujemy, jakoby Jezus toczył walkę z szatanem, czyli że Bóg nie jest wszechmocny, a szatan wcześniej nie był poddany władzy Boga. Biblia na inne sposoby opisuje to, co się stało z szatanem, kiedy Jezus oddał życie na Golgocie. Na przykład czytamy, że dzięki swojej śmierci „pozbawił mocy” [wg ang.] tego, który ma władzę nad śmiercią” (zob. Hbr 2,14-15).
W jakim stopniu Jezus pozbawił szatana mocy? Oczywiście, szatan nie jest teraz całkowicie bezsilny, inaczej apostoł Jan by nie napisał: „Cały świat jest w mocy złego” (1J 5,19). Zgodnie z Hbr 2,14-15 szatan został pozbawiony mocy, jeśli chodzi o „władzę nad śmiercią”. Co to oznacza?
Pismo mówi o trzech rodzajach śmierci: duchowej, fizycznej oraz drugiej śmierci.
Jeśli chodzi o drugą śmierć (lub śmierć wieczną), to czytamy w Ap 2,22; 20,6.14; 21,8, że niewierzący zostaną wtrąceni do ognistego jeziora.
Śmierć fizyczna następuje wtedy, kiedy duch człowieka opuszcza ciało, które przestaje wówczas funkcjonować.
Duchowa śmierć oznacza stan ludzkiego ducha, nieodrodzonego przez Ducha Świętego. Duch osoby martwej duchowo jest oddzielony od Boga, posiada grzeszną naturę i w jakimś stopniu jest związany z szatanem. Paweł podaje opis takiego człowieka:
Byliście umarli wskutek waszych występków i grzechów, w których niegdyś żyliście, postępując według zasad tego świata, posłuszni władcy sił, które unoszą się w powietrzu, duchowi, który teraz działa w synach buntu. Wśród nich i my wszyscy kiedyś ulegaliśmy pożądaniom naszego ciała, spełniając wolę ciała i umysłu, i z natury byliśmy dziećmi gniewu, podobnie jak wszyscy inni (Ef 2,1-3).
Efescy wierzący byli umarli wskutek występków i grzechów. Oczywiście, nie chodzi tu o śmierć fizyczną, bo Paweł pisał do ludzi fizycznie żywych. Miał zatem na myśli ich śmierć duchową.
Co zabiło ich duchowo? „Występki i grzechy.” Bóg powiedział Adamowi, że w dniu, kiedy okaże nieposłuszeństwo, umrze (zob. Rdz 2,17). Bogu nie chodziło o śmierć fizyczną ale duchową; przecież Adam nie umarł, kiedy zjadł zakazany owoc. Tego dnia umarł duchowo, zaś fizycznie dopiero po kilkuset latach.
Dalej Paweł pisze, iż Efezjanie, jako ludzie duchowo martwi, żyli w tych występkach i grzechach (czyli je wykonywali), postępując według „zasad tego świata” (robiąc to, co wszyscy pozostali) i byli posłuszni „władcy sił, które unoszą się w powietrzu”.
Kim jest ten „władca sił, które unoszą się w powietrzu”? To szatan, który włada swoim królestwem ciemności jako naczelny wódz złych duchów, zamieszkujących atmosferę. Owe złe duchy są wymienione według ich rangi w dalszym rozdziale tego Listu (zob. Ef 6,12).
Paweł stwierdza, iż ten książę ciemności jest „duchem, który teraz działa w synach buntu”. Wyrażenie „synowie buntu” jest kolejnym określeniem wszystkich niewierzących, co podkreśla ich grzeszną naturę. Dalej mówi, że „z natury byli dziećmi gniewu” (Ef 2,3). Stwierdza też, że działał w nich szatan.
Ludzie niezbawieni naśladują szatana i są poddanymi w jego królestwie ciemności, czy są tego świadomi czy nie. Ich martwy duch posiada jego złą, samolubną naturę. Szatan jest faktycznie ich duchowym panem i ojcem. Dlatego do niezbawionych przywódców religijnych Jezus kiedyś powiedział: „Waszym ojcem jest diabeł i chcecie spełniać żądze waszego ojca” (J 8,44).
Taki jest ponury obraz człowieka, który nie narodził się na nowo! Idzie przez życie duchowo martwy, posiada naturę szatana, zdąża do niechybnej śmierci fizycznej, której bardzo się boi; i czy o tym wie czy nie, kiedyś doświadczy śmierci najgorszej ze wszystkich – śmierci duchowej, kiedy zostanie wrzucony do jeziora ognistego.
To niezmiernie ważne, abyśmy zrozumieli, iż śmierć duchowa, fizyczna i wieczna to przejawy Bożego gniewu wobec grzesznej ludzkości i szatan odgrywa w tym wszystkim swoją rolę. Bóg zezwolił mu władać królestwem ciemności oraz tymi wszystkimi, którzy „umiłowali ciemność” (J 3,19). Bóg właściwie mu powiedział: – Możesz trzymać w niewoli tych, którzy nie poddali się Mnie. – Szatan stał się podległym narzędziem Bożego gniewu wobec zbuntowanych ludzi. Ponieważ wszyscy zgrzeszyli, wszyscy są poddani mocy szatana, posiadają w swym duchu jego naturę i są więźniami jego woli (zob. 2Tm 2,26).
Bądźmy wdzięczni Bogu, że okazał ludzkości miłosierdzie, dzięki któremu nikt nie musi pozostawać w swoim żałosnym położeniu. Ponieważ zastępcza śmieć Jezusa zaspokoiła wymogi Bożej sprawiedliwości, wszyscy wierzący w Chrystusa mogą uciec od śmierci duchowej i szatańskiej niewoli, bo nie podlegają już Bożemu gniewowi. Kiedy zawierzamy Panu Jezusowi, Duch Święty wchodzi do naszego ducha i usuwa z niego naturę szatana, a nasz duch rodzi się na nowo (zob. J 3,1-16), czyniąc nas uczestnikami natury Boga (zob. 2P 1,4).
Wróćmy teraz do naszego pytania. Kiedy autor Listu do Hebrajczyków stwierdził, iż Jezus swoją śmiercią pozbawił mocy „tego, który ma władzę nad śmiercią, to jest diabła”, tym samym powiedział, że władza śmierci duchowej, jaką szatan sprawuje nad każdym człowiekiem niezbawionym, została unicestwiona w przypadku tych wszystkich, którzy są „w Chrystusie”. Ożyliśmy duchowo dzięki Chrystusowi, który spłacił karę za nasze grzechy.
Ponadto, ponieważ nie jesteśmy już duchowo martwi i nie podlegamy władzy szatana, nie musimy już się bać śmierci fizycznej, wiemy bowiem, co nas czeka – chwalebne wieczne dziedzictwo.
I wreszcie, dzięki Jezusowi zostaliśmy uwolnieni od drugiej śmierci, wrzucenia do ognistego jeziora.
Czy Jezus zwyciężył diabła na krzyżu? Nie, ponieważ nie odbyła się żadna walka pomiędzy Jezusem i szatanem. Niemniej Jezus pozbawił go mocy, jeśli chodzi o władzę szatana nad ludźmi martwymi duchowo, dzięki której trzyma ich w niewoli grzechu. Szatan nadal ma władzę nad ludźmi niezbawionymi co do ich śmierci duchowej, ale wobec tych, którzy są w Chrystusie, szatan jest bezsilny.
Potwierdza to także inny tekst Pawła:
I was, którzy umarliście w grzechach… Bóg ożywił razem z Nim, darując wam wszystkie grzechy, przekreślając zapis dłużny, który świadczył przeciwko nam, i usunął go, przybijając do krzyża. Rozbrajając zwierzchności i władze, wystawił je na pokaz, gdy przez Niego odniósł triumf nad nimi (Kol 2,13-15).
Paweł w tym urywku używa języka metaforycznego. Najpierw porównuje naszą winę do „zapisu dłużnego”. To, czego nie mogliśmy spłacić, zapłacił za nas Chrystus na krzyżu.
Potem pisze, że podobnie jak starożytni władcy rozbrajali pokonanych wrogów i triumfalnie prowadzili ich przez ulice miast, tak śmierć Chrystusa była triumfem nad „zwierzchnościami i władzami”, czyli nad demonami niższej rangi, które władają zbuntowanymi ludźmi, trzymając ich w niewoli.
Czy w oparciu o ten urywek nie można powiedzieć, że Chrystus zwyciężył szatana? Pewnie tak, ale z pewnym zastrzeżeniem. Trzeba pamiętać, że w tym tekście Paweł używa metafor. A w jakimś momencie każdej metafory podobieństwa zmieniają się w różnice, o czym mówiliśmy w rozdziale na temat interpretacji biblijnej.
Interpretując metafory Pawła w powyższym urywku musimy być ostrożni. Wiemy, że do krzyża nie został przybity żaden „list dłużny”, na którym były spisane wszystkie nasze grzechy. Jest to tylko obraz tego, czego Jezus dokonał.
Podobnie demony władające niezbawionymi nie zostały dosłownie rozbrojone ze swoich mieczy i tarcz, a Jezus nie paradował, wiodąc ich ulicami. Paweł używa języka obrazowego, przedstawiając to, co osiągnął dla nas Jezus. Złe duchy trzymały nas w niewoli, jednak Jezus umierając za nas, uwolnił nas. Nie walczył dosłownie z tymi złymi duchami, ani one z Nim. Z Bożego przyzwolenia trzymały nas przez całe życie w swojej mocy. Ich „uzbrojenie” nie było skierowane przeciw Chrystusowi, lecz przeciwko nam. Ale Jezus je „rozbroił” i nie mogą już dłużej nas więzić.
Nie należy sądzić, że trwała jakaś odwieczna wojna między Jezusem a złymi duchami szatana, i Jezus wreszcie tę walkę wygrał na krzyżu. Jeśli mówimy, iż Jezus zwyciężył diabła, to rozumiemy przez to, że Jego zwycięstwo dotyczyło nas, nie zaś Jego samego.
Kiedyś przegoniłem z podwórka małego psa, którzy straszył moją córeczkę. Mógłbym powiedzieć, że go zwyciężyłem, ale mam nadzieję, że rozumiecie, iż ów pies wcale nie był zagrożeniem dla mnie tylko dla córki. Podobnie było z Jezusem i szatanem. Jezus odpędził od nas psa, który Jemu wcale nie szkodził.
A jak go przepędził? Biorąc na siebie karę za nasze grzechy, uwolnił nas w ten sposób od winy, od Bożego gniewu. Złe duchy, którym Bóg daje przyzwolenie, by zniewalały zbuntowanych ludzi, zostały pozbawione prawa, by nas więzić. Dzięki za to Bogu!
To nas prowadzi do przyjrzenia się drugiemu, podobnemu mitowi.
Z księgi Apokalipsy wiemy, że kiedyś nastąpi wojna w niebie pomiędzy Michałem i jego aniołami z jednej, a szatanem i jego aniołami z drugiej strony. Poza tym Biblia, w dziesiątym rozdziale księgi Daniela, wspomina tylko o jednej innej walce toczonej przez anioła.[1]
Daniel mówi, że w trzecim roku panowania króla perskiego, Cyrusa, przez trzy tygodnie był zasmucony i wtedy pojawił mu się anioł na brzegiem rzeki Tygrys. Anioł przybył, aby odkryć Danielowi przyszłość Izraela. W poprzednim rozdziale pokrótce przestudiowaliśmy, co Daniel usłyszał na temat pochwycenia i czasów ostatecznych. Anioł powiedział mu wtedy:
Nie bój się, Danielu, Od pierwszego bowiem dnia, kiedy starałeś się usilnie zrozumieć i upokorzyć przed Bogiem, słowa twoje zostały wysłuchane; ja zaś przybyłem z powodu twoich słów. Lecz książę królestwa Persów sprzeciwiał mi się przez dwadzieścia jeden dni. Wtedy przybył mi z pomocą Michał, jeden z pierwszych książąt. Pozostawiłem go tam przy królach Persów (Dn 10,12-13).
Daniel się dowiedział, że jego modlitwa została wysłuchana trzy tygodnie przed spotkaniem z aniołem. Jednak anioł potrzebował trzech tygodni, żeby do niego dotrzeć, ponieważ sprzeciwiał mu się „książę królestwa Persów”. Przedarł się jednak, kiedy Michał, „jeden z pierwszych książąt” przybył mu z pomocą.
Odchodząc anioł powiedział:
Jednak oznajmię tobie to, co zostało zapisane w Księdze Prawdy. Teraz muszę znów walczyć z księciem Persów, a gdy skończę, wówczas nadejdzie książę Jawanu. Nikt zaś nie może mi skutecznie pomóc przeciw nim z wyjątkiem waszego księcia Michała (Dn 10,20-21).
Z tego urywka można się dowiedzieć o kilku ciekawych faktach. Widzimy, że aniołowie Boży nie są wszechmocni i mogą się wikłać w walkę ze złymi aniołami.
Po drugie, niektórzy aniołowie, jak Michał, są potężniejsi od innych, na przykład od tego, który rozmawiał z Danielem.
Można zapytać: – Dlaczego Bóg od razu nie posłał Michała z wiadomością do Daniela, bez tego trzytygodniowego opóźnienia? – Biblia nie mówi, dlaczego Bóg posłał anioła, o którym niewątpliwie wiedział, że nie przejdzie obok „księcia Persów” bez pomocy Michała. Właściwie nie wiemy, dlaczego Bóg miałby posyłać jakiegokolwiek anioła, by komuś przekazać wiadomość! Dlaczego nie przyszedł osobiście, albo nie przemówił do Daniela, czy też nie sprowadził go na chwilę do nieba, aby mu o tym powiedzieć? Po prostu nie wiemy.
Ale czy ten urywek dowodzi, iż w sferze duchowej odbywa się nieustanna walka aniołów Bożych z aniołami szatana? Nie, dowodzi tylko tego, że kilka tysięcy lat temu miała miejsce trzytygodniowa potyczka pomiędzy jednym ze słabszych aniołów Boga z aniołem szatana, nazwanym „księciem Persów”. Ta potyczka nigdy by się nie odbyła, gdyby taka nie była wola Boga. Jedyna inna walka aniołów wspomniana w Biblii, to przyszła wojna, zapisana w księdze Apokalipsy. To wszystko. Może odbyły się jakieś inne anielskie walki, ale taki wniosek byłby tylko przypuszczeniem.
Czy relacja o Danielu i księciu Persów dowodzi, iż nasza walka duchowa wpływa na wynik potyczek anielskich? Koncepcja ta zakłada (w oparciu o kilka urywków), że pomiędzy aniołami odbywają się regularne walki. Dokonajmy skoku w ciemno i powiedzmy, że się odbywają. Czy opowieść o Danielu dowodzi, że nasza walka duchowa może wpływać na wynik potyczek anielskich, które być może mają miejsce?
Zwolennicy tego mitu często zadają pytanie: – A co by się stało, gdyby Daniel zrezygnował po pierwszym dniu? – Odpowiedzi na to pytanie nikt oczywiście nie zna, gdyż Daniel nie przestał szukać Boga w modlitwie aż do przybycia nieznanego z imienia anioła. W tym pytaniu jest sugestia, mająca nas przekonać, że wytrwała walka duchowa Daniela była kluczem do przełomu w sferach niebiańskich. Gdyby Daniel zrezygnował z walki duchowej, przypuszczalnie anioł nie przedarłby się przez przeszkodę, jaką stanowił książę Persów. Chcą nas przekonać, że my, podobnie jak Daniel, musimy trwać w walce duchowej, bo inaczej jakiś zły anioł może pokonać jednego z aniołów Bożych.
Po pierwsze chciałbym zauważyć, że Daniel nie „prowadził walki duchowej” – on modlił się do Boga. Nie czytamy, by coś mówił do demonicznych aniołów, związywał ich czy z nimi „walczył”. W rzeczywistości nic nie wiedział, że trwa jakaś walka anielska, dopóki po trzech tygodniach nie przyszedł do niego anioł. Przez te trzy tygodnie pościł i szukał Boga.
A zatem przeredagujmy pytanie: – Gdyby Daniel po jednym czy dwóch dniach przestał się modlić i szukać Boga, czy aniołowi nie udałoby się dotrzeć do niego z wiadomością od Boga? – Nie wiemy. Pozwolę sobie jednak zauważyć, że anioł nie powiedział: – Dobrze, że nie ustawałeś w modlitwie, bo inaczej moja misja by się nie udała. – Nie, pozytywny przełom anioł przypisał Michałowi. Oczywiście, to Bóg posłał jednego anioła, a potem Michała w odpowiedzi na prośbę Daniela, by otrzymać zrozumienie tego, co czeka Izrael w przyszłości.
Spekulowaniem byłoby uważać, że gdyby Daniel przestał pościć i szukać Boga, ten by powiedział: – Słuchajcie, wy dwaj aniołowie, Daniel przestał pościć i się modlić. Wprawdzie już pierwszego dnia jego modlitwy wysłałem jednego z was z wiadomością do niego, ale teraz o tym zapomnijcie; chyba nie powstanie ani jedenasty ani dwunasty rozdział księgi Daniela.
Daniel oczywiście wytrwał w modlitwie (nie w „walce duchowej”) i Bóg odpowiedział, posyłając aniołów. My też powinniśmy być wytrwali w modlitwie, i jeśli Bóg zechce, wyśle do nas anioła z odpowiedzią. Ale nie zapominajmy o innych przykładach, kiedy aniołowie przynosili ważne wiadomości bohaterom biblijnym, choć nie ma tam wzmianki, by ktokolwiek z nich wzniósł choć jedną modlitwę, nie mówiąc już o modleniu się przez trzy tygodnie.[2] Trzeba zachować równowagę. W Biblii znajdujemy mnóstwo przypadków, kiedy aniołowie przekazywali ludziom wiadomości, a nie ma tam wzmianki, by po drodze z nieba musieli walczyć z aniołami szatana. Może aniołowie ci musieli pokonać złych aniołów, żeby przekazać te wiadomości, ale jeśli nawet tak było, nie wiemy o tym, bo Biblia nam tego nie mówi.
I tak przechodzimy do trzeciego mitu.
Co dokładnie stało się z szatanem z chwilą upadku człowieka? Niektórzy uważają, że wtedy szatan wiele zyskał. Powiadają, że początkowo Adam był „bogiem tego świata”, lecz kiedy upadł, jego pozycję zajął szatan, co daje mu prawo robić na ziemi, co zechce. Od tej chwili nawet Bóg jest rzekomo bezsilny, by go powstrzymać. Ponieważ Adam miał „usankcjonowane prawo” oddać swoją pozycję szatanowi, Bóg musiał uznać swoją umowę z Adamem, która teraz przeszła na rzecz szatana. Obecnie szatan jest rzekomo w posiadaniu „adamowego prawa dzierżawy” i do chwili „wygaśnięcia terminu dzierżawy” Bóg nie może go powstrzymać.
Czy ta teoria jest słuszna? Czy w chwili upadku człowieka szatan przejął „adamowe prawo dzierżawy ziemi”?
Absolutnie nie. Szatan niczego nie zyskał, z wyjątkiem Bożego przekleństwa i obietnicy całkowitego zniszczenia.
Biblia nigdzie nie stwierdza, iż Adam był „pierwotnym bogiem tego świata”. Po drugie, nie mówi, że Adam miał prawo oddać komuś innemu swoją rzekomą władzę nad światem. Po trzecie, nie czytamy, by Adam posiadał prawo dzierżawy, które kiedyś miałoby wygasnąć. Wszystkie te tezy są niebiblijne.
Jaką władzę posiadał początkowo Adam? W księdze Rodzaju czytamy, iż Bóg powiedział Adamowi i Ewie, by „byli płodni i rozmnażali się, aby zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; aby panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi [ang. poruszającymi się] po ziemi” (Rdz 1,28).
Bóg nie wspomniał, że Adam ma być „bogiem” ziemi i ma panować nad wszystkim, na przykład nad pogodą czy nad wszystkimi ludźmi, którzy w przyszłości się urodzą. Po prostu pozwolił pierwszym ludziom panować nad rybami, ptactwem i zwierzętami oraz nakazał im zaludnić ziemię i ją sobie podporządkować.
Kiedy Bóg wydał na człowieka wyrok, nic nie wspomniał o tym, że Adam traci swoje rzekome stanowisko jako „bóg tego świata”. Co więcej, nie powiedział Adamowi i Ewie, że stracą panowanie nad rybami, ptactwem i bydłem. Uważam, i to jest oczywiste, iż ludzie nadal panują nad rybami, ptakami i „wszystkim, co pełza”. Rasa ludzka nadal zaludnia ziemię i ją sobie podporządkowuje. Adam w chwili upadku nie utracił niczego ze swej początkowej, danej mu przez Boga władzy.
Ale czyż Paweł nie nazwał szatana „bogiem tego świata”, a Jezus – „władcą tego świata”? Tak, to prawda, ale żaden z nich nie dał do zrozumienia, że to Adam był wcześniej „bogiem tego świata” albo że szatan uzyskał to prawo od Adama, kiedy ten upadł.
Ponadto, tytuł szatana jako „boga tego świata” nie dowodzi, że może on robić na ziemi co tylko chce lub że Bóg nie potrafi go powstrzymać. Jezus powiedział: „Została mi dana wszelka władza w niebie i na ziemi” (Mt 28,18). Jeśli Jezus ma wszelką władzę na ziemi, to szatan może działać tylko za Jego przyzwoleniem.
Kto dał Jezusowi wszelką władzę w niebie i na ziemi? Aby ją oddać Jezusowi, musiał to być ktoś kto sam ją posiadał, czyli Bóg Ojciec. Dlatego Jezus mówił o Ojcu jako „Panu nieba i ziemi” (Mt 11,25; Łk 10,21).
Bóg miał wszelką władzę nad ziemią od chwili jej stworzenia. Na początku dał nieco władzy ludziom i ludzie nigdy jej nie utracili.
Stwierdzenie, że szatan jest bogiem czy władcą tego świata, po prostu oznacza, że ludzie tego świata (nie narodzeni na nowo) idą za szatanem. To jemu służą, czy o tym wiedzą, czy nie. On jest ich bogiem.
Teoria o uzyskaniu przez szatana prawa do władzy na ziemi opiera się głównie na relacji o kuszeniu Jezusa przez szatana na pustyni, podanej przez Mateusza i Łukasza. Zobaczmy, czego można się dowiedzieć z wersji Łukasza:
Potem diabeł wyprowadził Go [Jezusa] wysoko i w jednej chwili ukazał Mu wszystkie królestwa świata. Następnie powiedział: Tobie dam całą ich potęgę i chwałę, bo zostały mi przekazane i daję je, komu chcę. Jeśli więc złożysz mi pokłon, wszystko będzie Twoje. Lecz Jezus odpowiedział: Napisane jest: Panu, Bogu twemu będziesz składał pokłon i Jemu samemu będziesz służył (Łk 4,5-8).
Czy to wydarzenie dowodzi, że szatan ma władzę nad wszystkim na świecie, albo że Adam mu ją przekazał lub że Bóg jest bezsilny, by diabła powstrzymać? Nie, i to z kilku powodów.
Po pierwsze uważajmy, aby nie opierać swojej teologii na wypowiedzi kogoś, kogo Jezus nazwał „ojcem kłamstwa” (J 8,44). Szatan czasem mówi prawdę, ale tym razem nasze światełko ostrzegawcze powinno świecić bardzo wyraźnie, ponieważ jego słowa zdają się przeczyć temu, co powiedział Bóg.
W czwartym rozdziale księgi Daniela czytamy o upokorzeniu króla Nabuchodonozora. Ten dumny ze swej pozycji i osiągnięć władca usłyszał od Daniela, że otrzyma umysł zwierzęcia, dopóki nie uzna, że „Najwyższy jest władcą nad królestwem ludzkim i powierza je, komu zechce” (Dn 4,22). Deklaracja ta jest powtórzona w tym kontekście cztery razy, co podkreśla jej wagę (zob. Dn 4,14.22.29; 5,21).
Zauważmy, iż Daniel stwierdził: „Najwyższy jest władcą nad królestwem ludzkim”. To chyba wskazuje, że Bóg ma coś do powiedzenia na ziemi.
Zauważmy też, że twierdzenie Daniela wydaje się być w bezpośredniej sprzeczności ze słowami szatana skierowanymi do Jezusa. Daniel mówi, że Bóg „powierza je, komu zechce”, a diabeł: „daję je, komu chcę” (Łk 4,6).
Komu więc wierzyć? Osobiście będę wierzyć Danielowi.
Istnieje jednak możliwość, iż szatan mówił prawdę, jeśli spojrzeć na jego słowa z innej perspektywy.
Szatan jest „bogiem tego świata”, co oznacza, że włada królestwem ciemności, które obejmuje ludzi w każdym narodzie, pozostających w stanie buntu przeciwko Bogu. Biblia mówi, iż „cały świat jest w mocy Złego” (1J 5,19). Twierdząc, że może dać władzę nad królestwami ziemi komu tylko zechce, szatan mógł równie dobrze mówić tylko o swoim obszarze władzy, o królestwie ciemności, które składa się z pod-królestw, z grubsza odpowiadających królestwom geopolitycznym. Dowiadujemy się z Biblii, że szatan dysponuje złymi duchami o różnej randze i za ich pomocą włada swoim królestwem (zob. Ef 6,12). Możemy przypuszczać, że to on wynosi i zrzuca duchy zajmujące różną rangę, bo jest ich szefem. W takim przypadku szatan w sposób uprawniony oferował Jezusowi stanowisko złego ducha numer dwa, zaraz po sobie, by mu pomagał władać królestwem ciemności. Wystarczyło, by Jezus upadł przed szatanem i oddał mu pokłon. Na szczęście Jezus zrezygnował ze sposobności „zrobienia takiej kariery”.
Jak zatem zrozumieć twierdzenie szatana, że władza nad tymi królestwami została mu „przekazana”?
Znów jest bardzo możliwe, że szatan kłamał. Ale przypuśćmy, że mówił prawdę.
Zauważmy, że nie powiedział, iż to Adam mu ją przekazał. Jak widzieliśmy, Adam nie mógł jej przekazać, bo nigdy jej nie miał. Adam panował nad rybami, ptactwem i bydłem, a nie nad królestwami. (W chwili upadku Adama nie było żadnych królestw, którymi można było władać.) Oprócz tego, jeśli szatan oferował Jezusowi władzę nad królestwem ciemności, składającym się ze wszystkich złych duchów i ludzi niezbawionych, to Adam w żaden sposób nie mógł takiej jurysdykcji przekazać szatanowi. Ten przecież władał upadłymi aniołami, zanim Adam został stworzony.
Szatan mógł mieć na myśli to, że wszyscy ludzie tego świata przekazali mu władzę nad sobą, gdyż nie poddając się Bogu, świadomie lub nie, podlegali jemu.
Jeszcze bardziej prawdopodobne jest to, że Bóg mu ją przekazał. Jest całkiem możliwe, w świetle Biblii, że Bóg powiedział szatanowi: – Ty i twoje złe duchy macie Moje przyzwolenie, by władać każdym, kto nie poddaje się Mnie. – Może jest to trudne do przełknięcia, ale niebawem zobaczymy, iż jest to najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie twierdzenia szatana. Jeśli Bóg faktycznie jest „władcą nad królestwem ludzkim” (Dn 4,25), to wszelka władza szatana nad ludźmi musiała mu zostać przekazana przez Boga.
Szatan włada tylko królestwem ciemności, które można też nazwać „królestwem buntu”. Panuje tam od chwili wyrzucenia z nieba, czyli przed upadkiem Adama. Do Adama królestwo ciemności składało się tylko ze zbuntowanych aniołów. Ale kiedy Adam zgrzeszył, dołączył do królestwa buntowników i od tamtej pory królestwo szatana obejmuje nie tylko zbuntowanych aniołów, ale też zbuntowanych ludzi.
Szatan władał swoim ciemnym królestwem, jeszcze zanim Adam został stworzony, nie sądźmy więc, że kiedy Adam upadł, szatan zdobył coś, co do tamtej pory posiadał Adam. Nie, kiedy Adam zgrzeszył, dołączył do królestwa buntu, które już istniało, rządzone przez szatana.
Kolejną wadą teorii o „przejęciu władzy przez szatana” jest to, że Bóg jawi się w niej jako ktoś mało przewidujący, jak gdyby został zaskoczony wydarzeniami upadku i w efekcie znalazł się w przykrej sytuacji. Czy Bóg nie wiedział, że szatan skusi Adama i Ewę, co doprowadzi do upadku człowieka? Bóg, jako wszechwiedzący, musiał wiedzieć, co się wydarzy. Dlatego Biblia nas informuje, że poczynił plany odkupienia ludzkości zanim jeszcze człowieka stworzył (zob. Mt 25,34; Dz 2,2-23; 4,27-28; 1Kor 2,7-8; Ef 3,8-11; 2Tm 1,8-10; Ap 13,8).
Bóg stworzył diabła wiedząc, że upadnie. Tak samo było z Adamem i Ewą. Szatan w żaden sposób nie mógł Boga podejść i zyskać coś, czego Bóg nie chciałby mu dać.
Czy przez to mówię, iż Bóg chce, żeby szatan był „bogiem tego świata”? Tak, na ile służy to Jego boskim celom. Gdyby Bóg nie chciał, żeby szatan działał, po prostu by go powstrzymał, jak to czytamy w Ap 20,1-2. Kiedyś to zrobi.
Nie mówię jednak, że Bóg chce, aby ktokolwiek pozostawał pod panowaniem szatana. Chce raczej, żeby każdy został zbawiony i uciekł z królestwa ciemności (Dz 26,18; Kol 1,13; 1Tm 2,3-4; 2P 3,9). Pozwala jednak szatanowi władać każdym, kto miłuje ciemność (zob. J 3,19) – kto trwa w swoim buncie przeciwko Bogu.
Czy nie możemy zrobić czegoś, by pomóc ludziom uciec z królestwa ciemności szatana? Owszem, możemy się za nich modlić, by się opamiętali i uwierzyli ewangelii (jak nam nakazał Jezus). Jeśli to uczynią, zostaną wyzwoleni spod władzy szatana. Ale błędem jest uważać, że możemy „zniszczyć” złe duchy, które trzymają ludzi w swych szponach. Jeśli ktoś chce pozostać w ciemności, Bóg mu na to zezwala. Jezus powiedział uczniom, że jeśli mieszkańcy jakiegoś miasta nie przyjmą ich przesłania, powinni strząsnąć proch ze swoich nóg i iść do następnego (Mt 10,14). Nie kazał im pozostać i burzyć warowni miasta, aby ludzie stali się bardziej otwarci. Bóg pozwala złym duchom trzymać w niewoli tych, którzy nie chcą się opamiętać i zwrócić do Niego.
Także wiele innych tekstów dowodzi, że Bóg nie utracił kontroli nad szatanem po upadku człowieka. Biblia wielokrotnie potwierdza, że Bóg zawsze miał i będzie mieć pełną władzę nad szatanem. Może on robić tylko to, na co Bóg daje mu przyzwolenie. Przyjrzyjmy się najpierw kilku starotestamentowym ilustracjom.
Pierwsze dwa rozdziały księgi Hioba podają klasyczny przykład Bożej zwierzchności nad szatanem. Spotykamy tam szatana, oskarżającego Hioba przed Bożym tronem. Hiob był posłuszny Bogu bardziej, niż ktokolwiek inny na ziemi w owym czasie, zatem szatan, naturalnie, wybrał jego za swój cel. Bóg wiedział, iż szatan „upatrzył sobie” Hioba i słuchał, jak szatan go oskarżał, że służy Bogu tylko ze względu na otrzymywane błogosławieństwa (zob. Hi 1,9-12).
Szatan powiedział, że Bóg „ogrodził zewsząd” Hioba, więc poprosił, by mu te błogosławieństwa odebrał. W efekcie Bóg pozwolił szatanowi dręczyć Hioba w ograniczonym stopniu. Początkowo szatan nie mógł tknąć jego ciała. Później jednak Bóg i na to zezwolił, ale zabronił szatanowi go zabić (Hi 2,5-6).
Ten jeden urywek Pisma jasno dowodzi, że szatan nie może robić wszystkiego, co chce. Nie mógł tknąć dóbr Hioba, zanim Bóg nie dał mu przyzwolenia. Nie mógł zabrać Hiobowi zdrowia, zanim Bóg mu nie pozwolił. Nie mógł też Hioba zabić, bo Bóg na to nie zezwolił.[3] Bóg ma władzę nad szatanem, nawet po upadku Adama.
W Starym Testamencie znajdujemy kilka przykładów na to, jak Bóg posłużył się złymi duchami jako wykonawcami swego gniewu. W 1Sm 16,14 czytamy: „Saula natomiast opuścił duch Pański, a opętał go zły duch, zesłany przez Pana.” To oczywiście było Bożym karceniem nieposłusznego króla Saula.
Nasuwa się pytanie, co oznacza wyrażenie: „zły duch, zesłany przez Pana”? Czy Bóg zesłał złego ducha, który przebywał z Nim w niebie, czy też Bóg suwerennie zezwolił jednemu ze złych duchów szatana dręczyć Saula? Myślę, że w świetle całej nauki Biblii większość chrześcijan opowie się za tą drugą możliwością. Zły duch był „od Pana”, ponieważ to dręczenie przez złego ducha było narzędziem boskiego karcenia Saula. Widzimy zatem, że złe duchy są podległe Bożej najwyższej władzy.
W księdze Sędziów 9,23 czytamy: „Następnie Bóg zesłał ducha niezgody [ang. złego ducha] między Abimelekiem a możnymi z Sychem”, aby spadła na nich boska kara za niegodziwe czyny. I znów, ten zły duch nie pochodził od Boga z nieba, ale z królestwa szatana i otrzymał przyzwolenie, by knuć złe plany przeciwko niektórym ludziom na to zasługującym. Złe duchy nie mogą skutecznie realizować swoich podłych planów przeciwko komukolwiek bez Bożego przyzwolenia. Jeśli tak nie jest, to Bóg nie jest wszechmocny. Możemy zatem bezpiecznie stwierdzić, że kiedy Adam upadł, szatan nie uzyskał władzy, która by wykraczała poza Bożą kontrolę.
Nowy Testament dostarcza dalszych dowodów podważających teorię o uzyskaniu władzy przez szatana.
Czytamy na przykład w Łk 9,1, że Jezus dał dwunastu uczniom „władzę nad wszystkimi demonami”. Dodatkowo, w Łk 10,19 Jezus im powiedział: „Oto dałem wam władzę stąpać po wężach i skorpionach, i po całej potędze wroga tak, że nic wam nie zaszkodzi.”
Skoro Jezus dał im władzę nad całą potęgą szatana, najpierw musiał ją mieć sam. Szatan podlega władzy Boga.
Dalej w Ewangelii Łukasza czytamy, jak Jezus mówi do Piotra: „Szymonie, Szymonie! Oto szatan domagał się [ang. przyzwolenia], aby was przesiać jak pszenicę” (22,31). Tekst sugeruje, że szatan nie mógł tego zrobić, zanim nie otrzymał przyzwolenia od Boga. Powtarzam, szatan podlega władzy Boga.[4]
Kiedy czytamy o związaniu szatana przez anioła w Ap 20, nie ma tam mowy o wygaśnięciu umowy dzierżawnej Adama. Powodem jego uwięzienia jest po prostu, „aby już nie zwodził narodów” (w. 3).
Co ciekawe, po tysiącletnim uwięzieniu szatan zostanie wypuszczony i „wyjdzie, aby zwieść narody z czterech krańców ziemi” (w. 8). Te zwiedzione narody zgromadzą następnie swoje wojska, by zaatakować Jerozolimę, którą będzie władał Jezus. Gdy otoczą miasto, zstąpi ogień z nieba i „pochłonie ich” (w. 9).
Czy znajdzie się ktoś na tyle nierozsądny, by twierdzić, że umowa dzierżawna Adama obejmowała ów krótki okres po tysiącleciu, zatem Bóg był z tego powodu zobligowany wypuścić szatana? Taki pomysł jest absurdalny.
Przeciwnie, z tego fragmentu Pisma dowiadujemy się, że Bóg ma całkowitą władzę nad diabłem i pozwala mu dokonywać dzieła zwodzenia tylko dla spełnienia własnych celów.
Podczas nadchodzącego tysiącletniego panowania Jezusa szatan będzie unieszkodliwiony, niezdolny kogokolwiek zwieść. Jednak na ziemi będą też ludzie tylko pozornie posłuszni władzy Chrystusa, w głębi serca pragnący widzieć Jego obalenie. Nie zdobędą się na przewrót wiedząc, że nie mają szans pozbawić władzy kogoś, kto będzie „rządził laską żelazną” (Ap 19,15).
Lecz kiedy szatan zostanie wypuszczony, zwiedzie tych, którzy w swych sercach nienawidzą Chrystusa, i nierozsądnie porwą się na coś niemożliwego. Szatan otrzyma przyzwolenie na zwodzenie potencjalnych buntowników, aby wyjawić stan ludzkich serc. Wówczas Bóg sprawiedliwie osądzi tych, którzy nie nadają się do życia w Jego Królestwie.
To jest, oczywiście, jeden z powodów, dla których Bóg zezwala szatanowi zwodzić ludzi i dzisiaj. Później rozpatrzymy Boże pełniejsze plany wobec szatana. Na razie wystarczy stwierdzić, iż Bóg nie chce, żeby ktokolwiek został zwiedziony, aczkolwiek chce wiedzieć, co się kryje w ludzkich sercach. Szatan nie może zwodzić tych, którzy znają prawdę i jej wierzą. Bóg pozwala mu jednak zwodzić tych, którzy z powodu zatwardziałego serca prawdę odrzucają.
Na temat czasów antychrysta Paweł pisał:
Wówczas pojawi się Nieprawy, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i unicestwi objawieniem swojego przyjścia. Przyjście zaś Nieprawego jest działaniem szatana – z całą mocą wśród znaków i fałszywych cudów, wśród całego zwodzenia nieprawości – wobec tych, którzy dają się wygubić, ponieważ nie przyjęli prawdy miłości, by zostali zbawieni. Dlatego Bóg zsyła im złudne działanie [ostry obłęd – BW], żeby uwierzyli kłamstwu, aby zostali osądzeni wszyscy, którzy nie uwierzyli prawdzie, lecz upodobali sobie niesprawiedliwość (2Tes 2,8-12).
Zauważmy, że to Bóg zsyła „ostry obłęd, żeby uwierzyli kłamstwu”. Ale też ludzie, którzy popadną w ten obłęd, będą tymi, którzy „nie uwierzyli prawdzie”, co wskazuje, że mieli taką sposobność, ale ewangelię odrzucili. Bóg pozwoli szatanowi uzdolnić antychrysta do czynienia znaków i fałszywych cudów, aby zwieść ludzi odrzucających Chrystusa, zaś Bożym celem ostatecznym jest to, „aby zostali osądzeni”. Z tego samego powodu Bóg przyzwala szatanowi zwodzić ludzi obecnie.
Gdyby Bóg nie miał powodu, by pozwalać szatanowi działać na ziemi, to w momencie jego upadku szybko by go wygnał do jakiegoś innego miejsca we wszechświecie. W 2P 2,4 czytamy że niektórych grzesznych aniołów Bóg już wtrącił do piekła i wydał „więzom mroku, aby byli strzeżeni na sąd”. Wszechmocny Bóg mógł to samo uczynić z szatanem i innymi jego aniołami, gdyby to odpowiadało Jego celom. Ale jeszcze przez jakiś czas Bóg ma powody, by zezwalać szatanowi oraz jego aniołom działać na ziemi.
Kończąc rozważanie tego mitu warto rozważyć jeszcze jeden biblijny przykład, historię opętanych Gadareńczyków:
Gdy przybył [Jezus] na drugi brzeg do krainy Gadareńczyków, wyszli Mu naprzeciw z grobowców dwaj opętani przez demony. Byli tak bardzo niebezpieczni, że nikt nie mógł przejść tamtą drogą. Zaczęli krzyczeć: Czego chcesz od nas, Synu Boga? Za wcześnie przyszedłeś nas dręczyć! (Mt 8,28-29)
Historię tę często wykorzystują zwolennicy teorii o uzyskaniu przez szatana władzy na ziemi. Powiadają: –Demony apelowały do Jezusa o sprawiedliwość. Wiedziały, że nie ma prawa ich dręczyć, dopóki nie wygaśnie adamowa umowa dzierżawna. Wtedy to one wraz z szatanem zostaną wrzucone do ognistego jeziora, aby dniem i nocą na wieki przeżywać udręki.
Ale prawda jest wręcz odwrotna. Wiedziały, że Jezus ma moc i wszelkie prawo, by je dręczyć, kiedy tylko zechce. Dlatego błagały Go o miłosierdzie. Najwyraźniej bały się, że Syn Boży o wiele wcześniej odeśle je na męki. Łukasz mówi, że Go prosiły, „żeby im nie nakazywał odejść do otchłani” (Łk 8,31). Gdyby Jezus nie miał do tego prawa z powodu jakichś rzekomych uprawnień diabła, wcale by się Nim nie przejmowały.
Demony wiedziały, że są całkowicie zdane na łaskę Jezusa, co ilustruje ich błaganie o to, by nie odsyłał ich z tej krainy (Mk 5,10) lecz pozwolił wejść w pobliskie stado świń (Mk 5,12). Nie chciały zostać wtrącone do otchłani (Łk 8,31) dlatego prosiły, by Chrystus nie dręczył ich „za wcześnie”.
W Biblii Paweł nazywa szatana „bogiem tego świata” (2Kor 4,4), a Jezus „władcą tego świata” (J 12,31; 14,30; 16,11). W oparciu o te tytuły wielu założyło, że szatan posiada pełną władzę nad ziemią. Chociaż rozważyliśmy już wiele tekstów Pisma, które uwidaczniają fałsz tego mitu, bardziej dogłębne studium pomoże nam pełniej zrozumieć, jak naprawdę ograniczona jest władza szatana. Uważajmy, by nasze pojęcie o szatanie nie opierało się tylko na tych czterech urywkach, które nazywają go bogiem albo władcą świata.
Zagłębiając się w Biblię odkrywamy, że Jezus wprawdzie nazwał szatana „władcą tego świata”, ale swego niebiańskiego Ojca określił „Panem nieba i ziemi” (Mt 11,25; Łk 10,21). Paweł owszem, nazwał szatana „bogiem tego świata”, lecz podobnie jak Jezus, o Bogu powiedział, że jest „Panem nieba i ziemi” (Dz 17,24). Dowodzi to, że ani Jezus ani Paweł nie sugerowali, iż szatan miał zupełną kontrolę nad ziemią. Władza szatana jest ograniczona.
Ciekawa różnica pomiędzy tymi porównywanymi tekstami kryje się w słowach świat i ziemia. Chociaż często używamy ich zamiennie, w oryginale greckim nie znaczą tego samego. Kiedy zrozumiemy, czym się różnią, nasze pojęcie o władzy Boga oraz szatana na ziemi znacząco się poszerzy.
Jezus nazwał Boga Ojca Panem ziemi. To greckie słowo ge oznacza fizyczną planetę, na której żyjemy i stanowi rdzeń słowa geografia.
O szatanie natomiast Jezus powiedział, że jest władcą świata. Użył greckiego słowa kosmos, które odnosi się przede wszystkim do porządku i układów. Mówi raczej o ludziach niż o fizycznej planecie. Dlatego chrześcijanie często nazywają szatana „bogiem systemu tego świata”.
Obecnie Bóg nie ma pełnej władzy nad światem, bo nie ma pełnej władzy nad ludźmi na świecie dlatego, że dał wszystkim możliwość wyboru swego pana, i wielu wybrało szatana. Wolna wola człowieka mieści się, oczywiście, w Bożym planie.
Paweł pisząc o bogu tego świata użył innego greckiego słowa, aion, które można przetłumaczyć jako wiek, czyli określony odcinek czasu. Szatan jest bogiem obecnego wieku.
Co nam to mówi? Ziemia to fizyczna planeta, na której mieszkamy. Świat oznacza ludzi żyjących na ziemi, a konkretniej tych, którzy nie służą Jezusowi. Są sługami szatana, wciągniętymi w jego perwersyjny, grzeszny system. My, chrześcijanie jesteśmy „na świecie” ale nie „ze świata” (J 17,11.14). Żyjemy wśród obywateli królestwa ciemności, ale faktycznie jesteśmy w królestwie światła, królestwie Boga.
I oto mamy odpowiedź. Bóg suwerennie włada całą ziemią, szatan zaś, z Bożego przyzwolenia, ma władzę tylko nad „systemem tego świata”, czyli nad tymi, którzy są obywatelami jego królestwa ciemności. Dlatego Jan napisał: „cały świat (nie cała ziemia) jest w mocy złego” (1J 5,19).
Co nie oznacza, że Bóg nie ma żadnej władzy nad światem, czyli systemem tego świata albo ludźmi tego świata. Jest On, jak stwierdził Daniel „władcą nad królestwem ludzkim i powierza je, komu zechce” (Dn 4,22). Wciąż może wywyższyć albo zdegradować kogo tylko chce. Jednakże jako najwyższy „władca nad królestwem ludzkim” suwerennie dał szatanowi przyzwolenie, by panował nad tą częścią ludzkości, która jest w stanie buntu przeciwko Niemu.
To rozróżnienie pomiędzy ziemią a światem pomaga też lepiej zrozumieć kuszenie Jezusa na pustyni. Tam szatan pokazał Jezusowi „w jednej chwili wszystkie królestwa świata”. Nie mógł on zaoferować Jezusowi politycznej zwierzchności nad rządami narodów, stanowiska prezydenta czy premiera. To nie szatan wynosi i degraduje władców na ziemi, tylko Bóg.
Szatan musiał pokazać Jezusowi wszystkie państewka swego globalnego królestwa ciemności. Pokazał hierarchię złych duchów, które na swoich terytoriach rządzą królestwem ciemności, jak też zbuntowanych ludzi, którzy są ich poddanymi. Oferował Jezusowi kontrolę nad swoim królestwem, gdyby Jezus zechciał dołączyć do szatańskiej rebelii przeciw Bogu. Wówczas Jezus zajmowałby drugie co do ważności stanowisko w królestwie ciemności.
Określmy bardziej szczegółowo granice władzy szatana, biorąc najpierw pod uwagę teksty Pisma, które potwierdzają Bożą władzę nad ludzkimi rządami na ziemi. Szatan posiada tu jakąś władzę tylko dlatego, że ma pewną władzę nad ludźmi niezbawionymi, a rządy często są kontrolowane właśnie przez niezbawionych. Ostatecznie jednak to Bóg jest suwerennym zwierzchnikiem nad ludzkimi rządami, a szatan może tylko nimi manipulować na tyle, na ile Bóg zezwoli.
Rozważaliśmy już wypowiedź Daniela, skierowaną do króla Nabuchodonozora, ale ponieważ tak wiele wyjaśnia, przyjrzyjmy się jej jeszcze raz.
Wielki król Nabuchodonozor z uwagi na swą władzę i osiągnięcia wbił się w pychę, dlatego Bóg postanowił go zdegradować. Miał się nauczyć, że „Najwyższy jest władcą nad królestwem ludzkim. Może je dać, komu zechce, może ustanowić nad nimi najniższego z ludzi” (Dn 4,13). Niewątpliwie to Bóg był sprawcą wyniesienia Nabuchodonozora do politycznej wielkości. To dotyczy każdego lidera na ziemi. Apostoł Paweł, pisząc o ziemskich przywódcach stwierdził: „Nie ma bowiem władzy, która nie pochodziłaby od Boga. Te zaś, które są, ustanowione są przez Boga” (Rz 13,1).
Bóg jest początkiem i ukoronowaniem wszelkiej władzy we wszechświecie. Jeśli ktoś ma jakąś władzę, to tylko dlatego, że Bóg mu przekazał coś ze swojej władzy lub na to zezwolił.
Ale co ze złymi władcami? Czy Paweł uważał, że nawet oni są ustanowieni przez Boga? Owszem. Wcześniej w tym samym Liście pisał: „Pismo bowiem mówi do faraona: Po to cię wzbudziłem, abym mógł okazać na tobie Moją moc i aby zostało rozsławione Moje imię na całej ziemi” (Rz 9,17). Bóg wywyższył zatwardziałego faraona, aby sobie przysporzyć chwały. Pokazał swoją ogromną moc poprzez cuda, które doprowadziły do uwolnienia, a były możliwe dzięki upartemu człowiekowi, którego wywyższył.
A czyż ten fakt nie jest również widoczny w rozmowie Jezusa z Piłatem? Zaskoczony tym, że Jezus nie chce odpowiadać na jego pytania, Piłat mówi Jezusowi: „Nie chcesz ze mną rozmawiać? Czy nie wiesz, że mam władzę Cię uwolnić i mam też władzę Cię ukrzyżować?” (J 19,10).
Jezus odpowiada: „Nie miałbyś nada mną żadnej władzy, gdyby nie dano ci jej z góry” (w. 11). Znając tchórzliwy charakter Piłata, Bóg go wywyższył, aby się spełnił Jego przedwieczny plan śmierci Jezusa na krzyżu.
Nawet pobieżne czytanie starotestamentowych ksiąg historycznych wyjawia, że Bóg czasem posługuje się złymi władcami jako wykonawcami Jego kary wobec ludzi na nią zasługujących. Bóg posłużył się Nabuchodonozorem, aby sprowadzić swój sąd na wiele narodów.
W Biblii jest sporo przykładów władców, których Bóg wyniósł albo zrzucił. W Nowym Testamencie czytamy na przykład o Herodzie, który nie oddał chwały Bogu, gdy niektórzy z jego poddanych wołali w jego obecności: „To głos boga, a nie człowieka!” (Dz 12,22)
I co się stało? „Wtedy poraził go natychmiast anioł Pana… I wyzionął ducha stoczony przez robactwo” (w. 23).
Bezsprzecznie Herod był obywatelem królestwa szatana, ale nie był wyłączony spod Bożej jurysdykcji. Bóg gdyby chciał, mógłby też zdegradować każdego obecnego lidera ziemskiego.[5]
Przeczytajmy wreszcie, co sam Bóg kiedyś powiedział ustami proroka Jeremiasza w odniesieniu do swojej zwierzchności nad ziemskimi, ludzkimi królestwami.
Czy nie mogę postąpić z wami, domu Izraela, jak ten garncarz? – wyrocznia Pana. Oto bowiem jak glina w ręku garncarza, tak jesteście wy, domu Izraela, w moim ręku. Raz postanawiam przeciw narodowi lub królestwu, że je wyplenię, obalę i zniszczę. Lecz jeśli ten naród, przeciw któremu orzekłem karę, nawróci się ze swej nieprawości, będę żałował nieszczęścia, jakie zamyślałem na niego zesłać. Innym razem postanawiam, by jakiś naród lub królestwo utwierdzić i rozkrzewić. Jeżeli jednak czyni wobec Mnie zło, nie słuchając mojego głosu, będę żałował pomyślności, jaką postanowiłem go obdarzyć (Jr 18,6-10).
Czy widzimy, że szatan, kusząc Jezusa na pustyni, nie mógł prawomocnie zaoferować Mu władzy nad ziemskimi, politycznymi królestwami? Jeśli mówił prawdę (a czasem to robi), to mógł Jezusowi oferować tylko kontrolę nad swoim królestwem ciemności.
Ale czy szatan ma wpływ na ludzkie rządy? Tak, ale tylko dlatego, że jest duchowym panem ludzi niezbawionych, a tacy są zaangażowani w organach władzy. Ma jednak tylko taki wpływ, na jaki Bóg mu zezwoli. Bóg, jeśli zechce, może zniweczyć każde szatańskie knowanie. Apostoł Jan nazwał Jezusa „władcą królów ziemi” (Ap 1,5).
Ponieważ szatan jest „bogiem tego świata”, wielu przypuszcza, że kontroluje pogodę i wywołuje kataklizmy, jak susze, powodzie, huragany, trzęsienia ziemi itd. Ale czy tak uczy nas Biblia? I znowu musimy uważać, by nie opierać całej swojej teologii na jednym wersecie, który mówi, że „złodziej przychodzi tylko po to, aby ukraść, zabić i zniszczyć” (J 10,10). Jakże często ludzie cytowali to zdanie na dowód, że wszystko, co dotyczy kradzieży, zabijania i niszczenia, jest od szatana. Wystarczy jednak dokładniej wglądnąć w Biblię, by dowiedzieć się, że czasem sam Bóg zabija i niszczy. Oto kilka urywków spośród wielu możliwych przykładów:
Jeden jest Prawodawca i Sędzia. Ten, który może zbawić i potępić [ang. zniszczyć] (Jk 4,12).
Wskażę wam, kogo macie się bać. Bójcie się tego, który po zabiciu ma moc wtrącić do Gehenny. Tak, mówię wam: Jego się bójcie (Łk 12,5).
Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w Gehennie (Mt 10,28).
Jeśli mówimy, że wszystko co się wiąże z zabijaniem czy niszczeniem to dzieło szatana, jesteśmy w błędzie. W Biblii jest mnóstwo przykładów, kiedy Bóg zabijał i niszczył.
Zapytajmy siebie: – Czy Jezus, kiedy mówił o złodzieju, który przychodzi, aby ukraść, zabić i zniszczyć, miał na myśli diabła? – Wystarczy przeczytać to stwierdzenie w kontekście. Dwa wersety wyżej Jezus mówi: „Wszyscy, którzy przyszli przede Mną, są złodziejami i rozbójnikami, ale owce ich nie posłuchały” (J 10,8). Kiedy czytamy całą przemowę Jezusa (J 10,1-15), w której stwierdza, że jest dobrym Pasterzem, staje się oczywiste, że określenia złodziej i złodzieje dotyczą fałszywych nauczycieli i przywódców religijnych.
Gdy przychodzi huragan albo trzęsienie ziemi, w umysłach ludzi wierzących rodzi się pytanie: – Kto to spowodował? – Są tylko dwie możliwości: albo Bóg albo szatan.
Ktoś może zaoponować: – O nie! To nie wina Boga, lecz ludzi. Bóg każe ich za grzechy.
Jeśli huragany i trzęsienia ziemi są Bożą karą za grzech, to z pewnością winą możemy obarczyć zbuntowanych ludzi, a nie Boga, choć On nadal ponosi odpowiedzialność, gdyż kataklizmy nie wydarzałyby się bez Jego woli.
A jeżeli to prawda, że Bóg zezwala szatanowi zsyłać huragany i trzęsienia ziemi, by ukarać grzeszników, to można by rzec, że powoduje je szatan, choć Bóg i tak ponosi za nie odpowiedzialność, ponieważ pozwala mu siać zniszczenie, a kataklizmy występują jako Jego reakcja na grzech.
Inni mówią, że za huragany i trzęsienia ziemi nie jest odpowiedzialny ani Bóg ani szatan, gdyż są to tylko „naturalne zjawiska w naszym upadłym, grzesznym świecie”. Próbują niejako zrzucić winę za kataklizmy na rodzaj ludzki, ale i tak „wciągają” w to Boga. Jeśli huragany to „naturalne zjawiska w naszym upadłym, grzesznym świecie”, to kto decyduje o ich pojawianiu się? Przecież nie są wytworem ludzkim, czyli nie tworzą się, kiedy krytyczna liczba kłamstw przedostanie się do atmosfery. Trzęsienia ziemi nie występują, kiedy jakaś tam liczba ludzi popełni cudzołóstwo.
Jeśli istnieje zatem jakiś związek między huraganami i grzechem, to Bóg jest w to zaangażowany, ponieważ są one przejawem Jego sądów nad grzechem. Nawet gdy zdarzają się przypadkowo, to o tym, że będą występować przypadkowo, musi decydować Bóg, czyli nie jest On z tego wyłączony.
A jeżeli nawet nie ma żadnego związku między grzechem i kataklizmami, zaś Bóg dopuścił się „fuszerki”, kiedy stwarzał świat, bo pozostawił usterki w skorupie ziemskiej, która czasem się podnosi, oraz w systemie pogodowym, który czasami szaleje, to Bóg i tak ponosiłby odpowiedzialność za trzęsienia ziemi i huragany, bo jest Stwórcą, a Jego błędy szkodzą ludziom.
Mamy więc tylko dwie odpowiedzi. Za kataklizmy jest odpowiedzialny albo Bóg albo szatan. Zanim spojrzymy na konkretne teksty, aby stwierdzić, która odpowiedź jest słuszna, rozważmy dokładniej owe dwie możliwości.
Jeśli to szatan wywołuje kataklizmy, to Bóg albo może albo nie może go powstrzymać. Jeżeli Bóg może powstrzymać szatana przed wywoływaniem kataklizmów, ale tego nie robi, to wciąż ponosi odpowiedzialność, bo kataklizm nigdy by się nie wydarzył bez Jego przyzwolenia.
A teraz spójrzmy na to z drugiej strony. Przypuśćmy, że Bóg chce, ale nie potrafi szatana powstrzymać. Czy istnieje taka możliwość?
Jeśli Bóg nie może powstrzymać szatana przed wywołaniem kataklizmu, to szatan jest od Boga albo mocniejszy albo sprytniejszy. I to właściwie twierdzą zwolennicy teorii, że „szatan wraz z upadkiem Adama zdobył kontrolę nad światem”. Ma zatem słuszne prawo robić na ziemi, co tylko chce, gdyż ukradł adamowe prawo dzierżawy. I przypuśćmy, że Bóg chciałby szatana powstrzymać, ale nie może, bo musi honorować owe prawo dzierżawy, które teraz jest w posiadaniu szatana. Innymi słowy, Bóg w głupi sposób nie przewidział, co nastąpi w chwili upadku człowieka, dlatego szatan, inteligentniejszy od Boga, uzyskał władzę, której Bóg normalnie by mu nie oddał. Osobiście nie śmiałbym twierdzić, że szatan jest mądrzejszy od Boga.
Gdyby teoria o „uzyskaniu przez szatana prawa do ziemi” była prawdziwa, chciałbym wiedzieć, dlaczego szatan nie wywołuje więcej trzęsień ziemi i huraganów, niż to się dzieje, i dlaczego nie uderza w większe skupiska chrześcijan? (Jeśli powiesz, że „dlatego, iż Bóg mu na to nie pozwala” to tym samym uznajesz, że szatan nie może działać bez Bożego przyzwolenia.)
Jeśli sprowadzić tę kwestię do konkretów, to możliwe są jedynie dwie odpowiedzi: albo (1) Bóg wywołuje trzęsienia ziemi i huragany, albo (2) robi to szatan za Bożym przyzwoleniem.
Czyż nie widzimy, że bez względu na to, która odpowiedź jest słuszna, zawsze Bóg jest ostatecznie odpowiedzialny? Kiedy ludzie mówią: – To nie Bóg zesłał huragan, ale szatan za Jego przyzwoleniem – nie zwalniają Boga całkowicie od odpowiedzialności, jak by tego pragnęli. Gdyby Bóg mógł powstrzymać szatana przed wywołaniem huraganu, niezależnie czy by tego chciał czy nie, to ponosi zań odpowiedzialność. Zbuntowani ludzie mogą ponosić winę z powodu swego grzechu (gdyby huragan zsyłał Bóg lub na niego przyzwalał, by ich ukarać) i nierozsądne jest twierdzić, że Bóg nie odgrywa tu żadnej roli ani nie jest odpowiedzialny.
A co konkretnie mówi Biblia na temat „kataklizmów”? Czy wywołuje je Bóg czy szatan? Przyjrzyjmy się najpierw trzęsieniom ziemi, gdyż o wielu z nich czytamy.
Według Pisma trzęsienia ziemi mogą występować jako Boża kara wobec grzeszników. W księdze Jeremiasza czytamy: „Gdy się gniewa [Bóg], drży ziemia, a narody nie mogą się ostać wobec Jego gniewu” (Jr 10,10).
Izajasz ostrzega:
… zostaniesz nawiedzone przez Pana Zastępów grzmotem, wstrząsami i wielkim hukiem, huraganem, burzą i płomieniami trawiącego ognia (Iz 29,6).
Pamiętamy, że w czasach Mojżesza otworzyła się ziemia i pochłonęła Koracha oraz jego zbuntowanych naśladowców (zob. Lb 16,23-34). Był to wyraźnie akt Bożego sądu. Inne przykłady Bożej kary w postaci trzęsienia ziemi znajdziemy w Ez 38,19; Ps 18,7; 77,18; Ag 2,6; Łk 21,11; Ap 6,12; 8,5; 11,13; 16,18.
Niektóre trzęsienia opisane w Piśmie niekoniecznie są aktami Bożych sądów, niemniej zostały wywołane przez Boga. Na przykład Mateusz pisze o trzęsieniu ziemi w chwili śmierci Jezusa (27,51.54), oraz o kolejnym, w momencie Jego zmartwychwstania (28,2). Czy spowodował je szatan?
Kiedy Paweł i Sylas o północy śpiewali Bogu na chwałę w więzieniu w Filippi, „nagle powstało tak silne trzęsienie ziemi, że zachwiały się fundamenty więzienia. Natychmiast też otworzyły się wszystkie drzwi i ze wszystkich opadły kajdany” (Dz 16,26). Czy to trzęsienie spowodował szatan? Nie sądzę! Nawet strażnik został zbawiony, kiedy ujrzał Bożą moc. A to nie jedyne trzęsienie ziemi w Dziejach Apostolskich wywołane przez Boga (zob. 4,31).
Czytałem niedawno o pewnych szczerych wierzących, którzy po zapowiedzi trzęsienia ziemi na pewnym terenie, pojechali tam, by toczyć „walkę duchową” przeciwko diabłu. Czy dostrzegamy fałsz ich myślenia? Byłoby czymś biblijnym prosić Boga o zmiłowanie dla ludzi tam mieszkających. Gdyby tak postąpili, nie musieliby tracić czasu i pieniędzy na podróż do potencjalnego miejsca trzęsienia, mogli się modlić tam, gdzie mieszkają. Dlatego walka z diabłem, aby powstrzymać trzęsienie ziemi jest niebiblijna.
Słowo huragan występuje w Biblii co najmniej raz (Iz 29,6), możemy też znaleźć inne przykłady silnych wichrów:
Ci, którzy na statkach wyruszali w morze, by uprawiać handel na wielkich przestrzeniach, widzieli wielkie dzieła Pana i Jego cuda pośród głębin. Rozkazał i wzniecił nawałnicę, która spiętrzyła falę (Ps 107,23-25).
Ale Pan zesłał na morze gwałtowny wiatr, i powstała wielka burza na morzu, tak że okrętowi groziło rozbicie (Jon 1,4).
Następnie zobaczyłem czterech aniołów, jak stali na czterech krańcach ziemi i trzymali cztery wiatry ziemi, aby wiatr nie wiał na ziemię ani na morze, ani na żadne drzewo (Ap 7,1).
Najwyraźniej Bóg może wzbudzić wiatry i je powstrzymać.[6]
W całej Biblii tylko w jednym przypadku zesłanie wiatru jest przypisane szatanowi. Było to podczas doświadczeń Hioba, kiedy wysłannik go informował: „Potem powiał szalony wicher z pustyni, poruszył czterema węgłami domu, zawalił go na dzieci, tak iż poumierały” (Hi 1,19).
Z pierwszego rozdziału księgi Hioba wiemy, że to szatan spowodował nieszczęścia Hioba. Nie wolno jednak zapomnieć, że szatan nie mógł zrobić nic, by zaszkodzić Hiobowi czy jego dzieciom bez Bożego przyzwolenia. Widzimy więc znowu, że to Bóg ma władzę nad wiatrem.
A co z „potężną burzą”, która zagroziła Jezusowi oraz uczniom, kiedy się przeprawiali przez Morze Galilejskie? Na pewno szatan wywołał ten sztorm, przecież Bóg nie zesłałby wiatru, aby wywrócić łódź przewożącą Jego Syna. „Królestwo podzielone wewnętrznie, upadnie”. Dlaczego Bóg miałby posyłać wiatr, który mógł zaszkodzić Jezusowi i Jego dwunastu uczniom?
To słuszne argumenty, ale zastanówmy się przez chwilę. Jeśli burzy nie zesłał Bóg ale szatan, to musimy przyznać, że Bóg na to zezwolił. Trzeba zatem odpowiedzieć na to samo pytanie: Dlaczego Bóg miałby pozwolić szatanowi zesłać wiatr, który mógł zaszkodzić Jezusowi i uczniom?
Czy jest na to odpowiedź? Może Bóg chciał uczniów czegoś uczyć na temat wiary. Może ich doświadczał. Może poddał próbie Jezusa, który musiał być „doświadczony we wszystkim, oprócz grzechu” (Hbr 4,15). Aby zostać wypróbowany we wszystkim, Jezus musiał mieć możliwość zmierzyć się ze strachem. Może Bóg chciał Jezusa uwielbić? A może chciał osiągnąć wszystko to, co wymieniłem.
Bóg doprowadził synów Izraela do brzegu Morza Czerwonego dobrze wiedząc, że napiera na nich wojsko faraona. Ale czyż to nie Bóg dokonał dzieła uwolnienia Izraelitów? Czy teraz nie działał przeciwko sobie, doprowadzając ich do miejsca, gdzie czekała ich masakra? Czyż nie jest to przykład „wewnętrznie skłóconego królestwa”?
Nie, bo Bóg nie zamierzał dopuścić do masakry Izraelitów. Nie zamierzał też wywołać burzy na Morzu Galilejskim ani pozwolić na to szatanowi, by Jezus i uczniowie utonęli.
Tak czy owak Biblia nie mówi, czy burzę wywołał szatan, czy też uczynił to Bóg. Niektórzy twierdzą, że musiał to zrobić szatan, ponieważ Jezus ją zgromił. Może tak, ale nie jest to wystarczające wyjaśnienie. Jezus nie zgromił Boga, tylko wiatr. Bóg Ojciec mógł zrobić to samo, mógł swoim słowem wiatr „rozdmuchać”, a następnie gromiąc go, uciszyć. To, że Jezus wiatr zgromił, nie dowodzi, że wywołał go szatan.
I znowu, nie należy opierać całej teologii na jednym wersecie, który niczego nie dowodzi. Przytoczyłem już wiele tekstów Pisma, które potwierdzają, że Bóg ma suwerenną władzę nad wiatrem i najczęściej to Jego się przedstawia jako sprawcę. Chodzi mi głównie o to, że szatan, choć jest „bogiem tego świata”, nie posiada niezależnej kontroli nad wiatrem ani nie ma prawa wywołać huraganu kiedy i gdzie tylko chce.
Nie powinniśmy zatem uważać, że huragany są poza Bożą kontrolą, a On chciałby, ale nie potrafi ich uciszyć. Zgromienie burzy na Morzu Galilejskim przez Jezusa powinno być wystarczającym dowodem, na to że Bóg, jeśli chce, potrafi huragan uciszyć.
A co z wierzącymi, których dotykają kataklizmy? Kiedy uderza huragan, niszczy nie tylko domy niewierzących. Czyż chrześcijanie nie są wyłączeni spod Bożego gniewu dzięki zastępczej śmierci Jezusa? Jak możemy mówić, że Bóg ostatecznie odpowiada za kataklizmy, skoro krzywdzą one Jego własne dzieci?
Są to naprawdę trudne pytania. Musimy jednak wiedzieć, że odpowiedzi nie będą wcale łatwiejsze, jeśli przyjmiemy fałszywe założenie, iż to szatan wywołuje kataklizmy. Jeśli tak, to dlaczego Bóg pozwala mu na coś, co przynosi szkodę Jego dzieciom? Problem nadal pozostaje.
Biblia wyraźnie stwierdza, że ci, którzy są w Chrystusie, nie są „przeznaczeni na gniew” (1Tes 5,9). Ale mówi jednocześnie, że „gniew Boży pozostaje nad” tymi, którzy nie są posłuszni Jezusowi (J 3,36). Tylko jak Boży gniew może pozostawać nad niezbawionymi nie dotykając także zbawionych, przecież zbawieni mieszkają pośród niezbawionych? Po prostu czasem jest to niemożliwe i musimy się z tym faktem pogodzić.
W dniach wyjścia z Egiptu wszyscy Izraelici mieszkali razem w jednym miejscu i plagi zsyłane na Egipcjan im nie szkodziły (zob. Wj 8,22-23; 9,3-7.24.26; 12,23). Ale my mieszkamy i pracujemy ramię w ramię z „Egipcjanami”. Jeśli Bóg chce ich ukarać kataklizmem, to jak mamy uciec?
Ucieczka to zdecydowanie słowo kluczowe w zrozumieniu odpowiedzi na to pytanie. Chociaż Noe uciekł przed szalejącym Bożym gniewem, kiedy została zatopiona ziemia, to i tak odczuł negatywne tego skutki, gdyż musiał się napracować przy budowie arki, a potem spędzić rok ze śmierdzącymi zwierzętami. (Zarówno Stary jak i Nowy Testament wywołanie potopu przypisują Bogu, a nie szatanowi; zob. Rdz 6,17; 2P 2,5).
Lot ratował się ucieczką, kiedy Boże sądy spadły na Sodomę i Gomorę, ale i tak stracił wszystko, co miał w zniszczeniu spowodowanym przez ogień i siarkę. Boża kara skierowana przeciw złym ludziom miała wpływ także na człowieka sprawiedliwego.
Wiele lat naprzód Jezus przestrzegł wierzących w Jerozolimie, aby uciekali, kiedy zobaczą miasto otoczone przez wojska, bo będą to „dni pomsty” (Łk 21,22-23). To wyraźnie wskazuje, że Bóg miał swój karzący cel przyzwalając na oblężenie Jerozolimy przez Rzymian w roku 70. Chwała Bogu, że chrześcijanie, którzy posłuchali ostrzeżenia Jezusa, uratowali się dzięki ucieczce, ale i tak stracili to, co musieli zostawić w mieście.
We wszystkich powyższych przykładach widzimy, że kiedy sądy Boże dotykają niesprawiedliwych, lud Boży może w jakimś stopniu ucierpieć. Nie możemy więc wyciągać pochopnego wniosku, że Bóg nie jest odpowiedzialny za kataklizmy, dlatego, że czasami dotykają one chrześcijan.
Żyjemy w świecie przeklętym przez Boga, w świecie, na który stale spada Boży gniew. Paweł napisał: „Gniew Boży objawia się (nie ‘objawi się’) z nieba przeciwko wszelkiej bezbożności i niesprawiedliwości ludzi” (Rz 1,18). My, żyjący pośród złego, przeklętego przez Boga świata, nie możemy całkowicie uniknąć skutków Bożego gniewu, chociaż gniew ten nie jest skierowany na nas ale wobec świata.
Mając tego świadomość, co mamy robić? Po pierwsze, ufać Bogu. Jeremiasz pisał:
Błogosławiony mąż, który pokłada ufność w Panu, i Pan jest jego nadzieją. Jest on podobny do drzewa zasadzonego nad wodą, co swe korzenie spuszcza ku strumieniowi; nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście; także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców (Jr 17,7-18).
Zauważmy, że Jeremiasz nie mówi, iż tego, kto ufa Panu, nigdy nie dotknie susza. Ale kiedy przyjdzie upał i głód, człowiek, który pokłada ufność w Panu, jest jak drzewo sięgające korzeniami strumienia. Kiedy świat wokół niego cierpi udręki, on posiada inne źródło zaopatrzenia. Jako przykład nasuwa się historia Elizeusza karmionego przez kruki w czasie głodu w Izraelu (zob. 1Krl 17,1-6). Dawid pisał, iż sprawiedliwi „w czasie głodu będą nasyceni” (Ps 37,19).
Lecz czy to nie szatan wywołuje głody? Według Biblii, nie. Bóg zawsze bierze za nie odpowiedzialność. Głód często jest przedstawiany jako wyraz Bożego gniewu wobec ludzi. Na przykład:
Dlatego to mówi Pan Zastępów: Oto ich ukarzę. Młodzieńcy ich poniosą śmierć od miecza, synowie ich i córki umrą z głodu (Jr 11,22).
To mówi Pan Zastępów: Oto poślę między nich miecz, głód i zarazę; postąpię z nimi tak, jak z zepsutymi figami, które są tak niedobre, że nie nadają się do jedzenia (Jr 29,17).
Synu człowieczy, gdyby jakiś kraj zgrzeszył przeciwko Mnie niewiernością, i gdybym wówczas wyciągnął rękę przeciwko niemu i złamał mu podporę chleba, zesłał głód, wyniszczył ludzi i zwierzęta… (Ez 14,13).
Wyglądaliście wiele, a oto macie mało, a kiedy [i to niewiele] znieśliście do domu, Ja to rozproszyłem. Dlaczego tak się dzieje? – wyrocznia Pana Zastępów: Z powodu mego domu, który leży w gruzach, podczas gdy każdy z was pilnie się troszczy o swój własny dom. Dlatego niebiosa nad wami zatrzymały rosę, a ziemia nie dała swego urodzaju. Ja sprowadziłem bowiem suszę na ziemię i na góry, na pszenicę, na winne krzewy i na oliwki – na wszystko, cokolwiek może wydać rola, na ludzi i na bydło, i na wszelką pracę rąk (Ag 1,9-11).
W ostatnim przykładzie izraelici są obwinieni o suszę z powodu ich grzechów, ale Bóg i tak przyznał, że to On ją zesłał.[7]
Jeśli Bóg zsyła głód na złych ludzi, a my akurat mieszkamy pośród nich, to powinniśmy zaufać, że On się zatroszczy o nasze potrzeby. Paweł potwierdził, że głód nie może nas odłączyć od miłości Chrystusa: „Kto nas odłączy od miłości Chrystusa? Czy utrapienie, ucisk, prześladowanie, głód, nagość, niebezpieczeństwo lub miecz?” (Rz 8,35) Apostoł nie powiedział, że chrześcijanina nigdy głód nie dotknie, ale zasugerował, że to jest możliwe. Chociaż na podstawie Pisma wiedział, że Bóg, aby sądzić niegodziwych, może zsyłać głody.
Po drugie, aby się nie znaleźć w ogniu Bożego gniewu, skierowanego przeciw światu, musimy być posłuszni i odwołać się do bogobojnej mądrości. Noe musiał zbudować arkę, Lot musiał uciekać w góry, wierzący z Jerozolimy musieli uciekać z miasta; wszyscy oni musieli okazać posłuszeństwo Bogu, aby nie objęły ich sądy nad niesprawiedliwymi.
Gdybym mieszkał w rejonie huraganów, zbudowałbym dom masywny, którego nie dałoby się zdmuchnąć, albo tani, który łatwo można odbudować! I bym się modlił. Każdy chrześcijanin powinien się modlić i być wyczulony na głos Tego, który według obietnicy Jezusa „objawi wam to, co ma nastąpić” (J 16,13), abyśmy mogli uniknąć Bożego gniewu skierowanego przeciwko światu.
Czytamy, że prorok Agabos ostrzegł przed nadchodzącym głodem, który mógł się okazać katastrofalny dla wierzących mieszkających w Judei. W efekcie Paweł i Barnaba zebrali ofiarę, aby im pomóc (zob. Dz 11,28-30).
Czy podobne rzeczy mogą mieć miejsce i dzisiaj? Z pewnością, bo Duch Święty się nie zmienił, ani Boża miłość nie ustała. Niestety, niektórzy członkowie ciała Chrystusa nie są otwarci na takie dary i przejawy Ducha Świętego. A ponieważ „gaszą Ducha” (1Tes 5,19), rozmijają się z tym, co Bóg ma dla nich najlepszego.
Nieżyjący już prezydent i założyciel Wspólnoty Biznesmenów Pełnej Ewangelii, Demos Szakarian, wspomina, jak Bóg przez niepiśmiennego chłopca, przemówił proroczo do wierzących żyjących w Armenii pod koniec 19. wieku. Ostrzegł ich przed nadchodzącą rzezią, dzięki czemu tysiące zielonoświątkowców, którzy wierzyli w takie nadnaturalne przejawy, uciekło z kraju. Wśród nich byli dziadkowie Szakariana. Wkrótce potem najazd Turków na Armenię zakończył się wymordowaniem ponad miliona Ormian, także tych chrześcijan, którzy nie posłuchali Bożego ostrzeżenia.
Mądrze jest pozostawać otwartym na Ducha Świętego i być posłusznym Bogu, inaczej możemy w jakiejś mierze doświadczyć Bożego gniewu, jakim On nie zamierzał nas dotykać. Elizeusz kiedyś poradził pewnej kobiecie: „Wstań, idź razem z rodziną twoją, zamieszkaj na obczyźnie – tam gdzie będziesz mogła – ponieważ Pan sprowadził głód. Idzie on już na kraj na okres siedmiu lat (2Krl 8,1). A co, gdyby nie posłuchała proroka?
W księdze Apokalipsy znajdujemy ciekawe ostrzeżenie. Boży lud ma wyjść z „Babilonu”, żeby nie objęły go Boże sądy:
I usłyszałem inny głos z nieba, który mówił: wyjdź z niej, mój ludu, abyś nie miał udziału w jej grzechach i aby cię nie dotknęły jej plagi, bo jej grzechy narosły aż do nieba i wspomniał Bóg jej nieprawości… Dlatego w jednym dniu przyjdą na nią plagi, śmierć, żałoba i głód i będzie w ogniu spalona, bo potężny jest Pan, Bóg, który ją osądził (Ap 18,4-5.8).
Podsumujmy: Bóg sprawuje niezależną władzę nad pogodą i kataklizmami. Wielokrotnie w Biblii wskazał, że jest Panem praw natury, począwszy od czterdziestodniowej ulewy za dni Noego, poprzez zsyłanie gradu oraz innych plag na wrogów Izraela, wzburzenie morza podczas przeprawy Jonasza, aż do zgromienia burzy na Morzu Galilejskim. On jest, jak powiedział Jezus, „Panem ziemi i nieba” (Mt 11,25). Aby znaleźć dalsze konkretne dowody Bożego panowania nad naturą, zob. Joz 10,11; Hi 38,22-38; Jr 5,24; 10,13; 31,35; Ps 78,45-49; 105,16; 107,33-37; 135,6-7; 147,8-9,16-18; Mt 5,45; Dz 14,17.
Jeśli Bóg karze ludzi głodem, powodziami i trzęsieniami ziemi, to czy jest czymś niewłaściwym, że my jako Jego przedstawiciele pomagamy i przynosimy ulgę w cierpieniu tym, na których Bóg zsyła karę?
Absolutnie nie. Pamiętajmy, że Bóg kocha wszystkich, także tych, na których zsyła sądy. Choć może to zabrzmieć dziwnie, Jego sądy w postaci kataklizmów są w istocie wyrazem Jego miłości. W jakim sensie? Poprzez uciążliwości i trudy spowodowane przez kataklizmy Bóg ostrzega ludzi, których kocha, że jest święty oraz sprawiedliwy, a za grzech grożą konsekwencje. Bóg przyzwala na chwilowe cierpienia, aby ludzie się obudzili i dostrzegli potrzebę Zbawiciela, aby mogli uniknąć ognistego jeziora. To jest miłość!
Dopóki ludzie żyją, Bóg okazuje im niezasłużone miłosierdzie i daje czas, by się opamiętali. My swoim współczuciem i pomocą możemy demonstrować poszkodowanym ludziom Bożą miłość. Doświadczają wprawdzie Jego chwilowego gniewu, ale mogą się uratować przed gniewem wiecznym. Kataklizmy to sposobność, by wyciągać rękę do świata, za który Jezus umarł.
Czyż docieranie do ludzi z ewangelią nie jest czymś najważniejszym w życiu? Patrząc z wiecznej perspektywy, cierpienie ludzi z powodu kataklizmów jest niczym w porównaniu z cierpieniem tych, którzy zostaną wrzuceni do jeziora ognistego.
Faktem jest, że ludzie stają się bardziej otwarci na ewangelię, kiedy cierpią. Potwierdza to wiele biblijnych przykładów, od opamiętania się Izraela podczas ucisku ze strony sąsiednich narodów, po historię o synu marnotrawnym. Chrześcijanie powinni postrzegać kataklizmy jako sytuacje dojrzałe do żniwa.
Ale co mówić tym, którzy starają się pozbierać po huraganie czy trzęsieniu ziemi? Co odpowiedzieć, jeśli zapytają o teologiczne wyjaśnienie swojego położenia? Przedstawiajmy naukę Biblii szczerze, mówmy ludziom, że Bóg jest święty, a grzech pociąga za sobą konsekwencje. Straszliwy huk huraganu jest tylko niewielką próbką mocy, jaka dysponuje wszechmocny Bóg, a strach, jaki odczuwali, gdy trząsł się ich dom, jest niczym w porównaniu z przerażeniem, jakie ich ogarnie, gdy będą wtrącani do piekła. Powiedzmy im, że choć wszyscy zasługujemy na piekło, Bóg miłosiernie daje nam czas na opamiętanie się i zawierzenie Jezusowi, dzięki któremu możemy być ocaleni przed Bożym gniewem.
– Nie powinniśmy przecież ludzi straszyć Bogiem – ktoś powie. Oto co mówi Biblia: „Podstawą wiedzy jest bojaźń Pańska” (Prz 1,7). Dopóki ludzie nie boją się Boga, to tak naprawdę niczego nie wiedzą.
Czy ludzie nie mogą się na Boga gniewać z powodu swoich cierpień? Może tak, ale powinniśmy łagodnie pokazać im ich pychę. Nikt nie ma prawa narzekać na Boga, że tak czy inaczej go potraktował, gdyż wszyscy zasługujemy na to, by już dawno wtrącono nas do piekła. Zamiast przeklinać Boga za nieszczęście, jakie ich spotkało, ludzie powinni raczej Go wielbić, iż kocha ich tak bardzo, że ich ostrzega. Bóg ma wszelkie prawo wszystkich ignorować, pozwalając im zdążać samolubną drogą do piekła. Ale ich kocha i codziennie ich przywołuje. Czy to kwitnieniem jabłoni, śpiewem ptaków, majestatem gór czy migotaniem miriad gwiazd. Przywołuje ich za pomocą głosu ich sumienia, świadectwa Ciała Chrystusa, czyli Kościoła oraz poprzez Ducha Świętego. Jednak ludzie nie słuchają.
Z pewnością Bożą wolą nie jest skazywać ludzi na cierpienie, ale kiedy uporczywie Go ignorują, kocha ich na tyle, by przy użyciu bardziej drastycznych środków zwrócić na siebie ich uwagę. Może się posłużyć huraganami, powodziami czy trzęsieniami ziemi, z nadzieją, że kataklizmy ukrócą dumę ludzi i przywołają ich do zdrowego rozsądku.
Tylko wtedy, kiedy patrzymy na Boga i na świat z biblijnej perspektywy, myślimy prawidłowo. A zgodnie z tą perspektywą wszyscy zasługują na Boży gniew, jednak Bóg jest miłosierny. Kiedy cierpiący powiadają, że zasługują na lepsze traktowanie przez Boga, zapewne musi On głęboko wzdychać. Przecież każdy otrzymuje o wiele więcej miłosierdzia, niż na to zasługuje.
Potwierdzając takie myślenie Jezus kiedyś skomentował dwa właśnie zaistniałe nieszczęścia. Czytamy:
W tym samym czasie jacyś ludzie oznajmili Jezusowi o Galilejczykach, których krew Piłat zmieszał z ich ofiarami. A On odpowiedział im: Czy myślicie, że ci Galilejczycy byli większymi grzesznikami niż pozostali mieszkańcy Galilei, że tak ucierpieli? Nie, mówię wam, lecz jeśli się nie opamiętacie, wszyscy podobnie zginiecie. Albo czy myślicie, że tych osiemnastu, na których runęła wieża w Syloe i zabiła ich, było większymi winowajcami niż pozostali mieszkańcy Jeruzalem? Nie, mówię wam, lecz jeśli się nie opamiętacie, wszyscy tak samo zginiecie (Łk 13,1-5).
Galilejczycy, którzy zginęli z ręki Piłata, nie mogli powiedzieć: – Bóg potraktował nas niesprawiedliwie, bo nie ocalił nas przed Piłatem! – Nie, byli przecież grzesznikami, zasługującymi na śmierć. Według Jezusa ci Galilejczycy, którzy przeżyli, byli w błędzie uważając, że są mniej grzeszni od zamordowanych bliźnich. Nie zasłużyli na większą przychylność od Boga – On po prostu okazał im większe miłosierdzie.
Przesłanie Chrystusa było jasne: – Wszyscy jesteście grzeszni, a grzech pociąga za sobą konsekwencje. Na razie żyjecie dzięki Bożemu miłosierdziu. Zatem opamiętajcie się, zanim i dla was będzie za późno.
Swój komentarz na temat owych tragedii Jezus zakończył przypowieścią o Bożym miłosierdziu:
Opowiedział im też następującą przypowieść: Pewien człowiek miał drzewo figowe zasadzone w swojej winnicy. Przyszedł, by szukać na nim owocu, lecz nie znalazł. Wówczas powiedział do ogrodnika: Oto od trzech lat przychodzę, by znaleźć owoc na tym drzewie figowym, ale nie znajduję. Zetnij je, po co jeszcze ziemię marnuje. Ten jednak mu odpowiedział: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw, a ja je okopię i obłożę nawozem. Może zaowocuje w przyszłości; a jeśli nie, wtedy je wytniesz (Łk 13,6-9).
Oto ilustracja Bożej sprawiedliwości i miłosierdzia. Sprawiedliwość się domaga: – Zetnij bezużyteczne drzewo! – Ale Jego miłosierdzie błaga: – Nie, daj mu jeszcze czas na przyniesienie owocu. – Każdy człowiek bez Chrystusa jest jak to drzewo.
Oto nasze ostatnie pytanie dotyczące klęsk żywiołowych: – Czy nie jest prawdą, że jeśli mamy dość wiary, możemy gromić i zatrzymywać klęski żywiołowe?
Mieć wiarę to ufać Bożej objawionej woli. A zatem wiara musi się opierać na słowie samego Boga, inaczej nie jest wiarą, a raczej nadzieją albo zarozumiałością. Nigdzie w Biblii Bóg nie obiecuje, że możemy gromić i uciszać huragany. Nie jest zatem możliwe, by ktoś miał wiarę, aby to czynić (chyba że suwerennie udzieli mu jej Bóg).
Wyjaśnię to dokładniej. Ktoś może mieć wiarę, by zgromić huragan, tylko wtedy, kiedy jest pewien, że Bóg nie chce, aby ten huragan uderzył w jakiś obszar geograficzny. Jak się dowiedzieliśmy z Biblii, to Bóg ma władzę nad wiatrem, jest więc odpowiedzialny za huragany. Jest zatem niemożliwe, by ktoś miał wiarę, że zatrzyma huragan, jeśli sam Bóg postanowił, że on wystąpi! Jedynym wyjątkiem byłaby sytuacja, gdyby Bóg zmienił zdanie co do huraganu. Byłoby to możliwe w odpowiedzi na czyjąś modlitwę o okazanie miłosierdzia albo na skutek opamiętania się ludzi, których Bóg miał zamiar ukarać (przychodzi tu na myśl historia Niniwy za czasów Jonasza). Ale gdyby nawet Bóg zmienił zdanie, nikt nie mógłby mieć wiary, że zgromi i uciszy huragan, jeżeli nie będzie wiedzieć, że Bóg zdanie zmienił lub czy Bóg chce, aby to właśnie on zgromił i uciszył burzę.
Jedyną osobą, która zgromiła i uciszyła potężny wiatr, był Jezus. Aby ktoś z nas mógł to zrobić, musiałby otrzymać od Boga „dar wiary” (lub inaczej dar „szczególnej wiary”), jeden z dziewięciu darów Ducha, wymienionych w 1Kor 12,7-11. Jak w przypadku wszystkich darów Ducha, dar wiary funkcjonuje nie tak, jak my chcemy, ale jak chce Duch (zob. 1Kor 12,11). O ile Bóg nie da nam szczególnej wiary, by zgromić nadciągający huragan, nie stawajmy mu na drodze, rzekomo działając w oparciu o wiarę. Uciekajmy! Proponowałbym też modlitwę o Bożą ochronę i Jego miłosierdzie dla tych, na których zsyła swe sądy, by oszczędził ich życie, żeby mieli czas na opamiętanie się.
Zauważmy, że kiedy Paweł płynął do Rzymu statkiem, przez dwa tygodnie miotanym wichurami, nie zgromił ich, aby je uciszyć (zob. Dz 27,14-44). A to dlatego, że nie mógł. Zauważmy też, że Bóg okazał miłosierdzie wszystkim na pokładzie i rozbicie statku przeżyło 276 osób (zob. Dz 27,24.34.44). Ośmielę się twierdzić, że tak się stało, bo Paweł prosił Boga, by zmiłował się nad nimi.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
Spis treści | Poprzedni rozdział | Następny rozdział | Początek strony | Strona główna
[1] . Odpowiedź na dwa możliwe zastrzeżenia: (1) Juda mówi o sporze pomiędzy Michałem i szatanem o ciało Mojżesza, ale nie ma tam mowy o żadnej walce. W rzeczywistości Juda stwierdza, iż Michał „nie odważył się wypowiedzieć bluźnierczego osądu, lecz powiedział: ‘Niech Pan cię skarci’” (Jud 1,9). (2) Kiedy Elizeusza i jego sługę otoczyły w mieście Dotan wojska syryjskie, prorok prosił Boga, by otworzył oczy sługi (2Krl 6,15-17). Wówczas ten ujrzał „ogniste konie oraz rydwany”, na których przypuszczalnie jechali aniołowie tworzący duchową armię. Nie ma tu jednak wyraźnej wskazówki, że ci aniołowie byli albo mieli być zaangażowani w walkę z demonami. Czasem Bóg posługuje się aniołami, by wywrzeć swój gniew przeciwko ludziom niegodziwym, czego przykładem jest wybicie przez jednego anioła 185 tysięcy asyryjskich żołnierzy, o czym czytamy w 2Krl 19,35.
[2] . Zobacz na przykład Mt 1,20; 2,13.19; 4,11; Łk 1,11-20.26-38.
[3] . Cały ten urywek jest także dowodem na to, iż Hiob nie „otworzył swoim lękiem drzwi szatanowi”, co jest mitem przyjętym przez niektórych. Sam Bóg powiedział szatanowi o Hiobie w 2,3: „… trwa jeszcze w swej pobożności, chociaż ty mnie podburzyłeś, abym go bez przyczyny zgubił” [BW]. Bardziej szczegółowo omawiam to w mojej książce God’s Tests, s. 175-178, którą można przeczytać po angielsku na naszej stronie (www.shepherdserve.org).
[4] . Zobacz także 1Kor 10,13; werset ten wskazuje, iż Bóg ogranicza nasze pokusy, co znaczy, że ogranicza i kusiciela.
[5] . Czy to oznacza, że nie powinniśmy się modlić o przywódców politycznych ani nie brać udziału w wyborach wiedząc, iż Bóg wynosi tego, kogo sam chce? Nie, gdyż Boży gniew jest właściwie wbudowany w demokrację. Dostajemy tego, na kogo głosujemy, a ludzie źli zwykle wybierają złych. Dlatego sprawiedliwi powinni wrzucać swe głosy. Co więcej, zarówno w Starym jak i w Nowym Testamencie jesteśmy pouczeni, aby się modlić za władze (Jr 29,7; 1Tm 2,1-4), co sugeruje, że możemy wpływać na decyzje Boga co do tego, kto obejmie urząd. Ponieważ czasem Boży gniew objawia się w postaci złych przywódców politycznych, a większość narodów zasługuje na karę, możemy Go prosić o nieco miłosierdzia i otrzymać je, aby naszego kraju nie spotkało wszystko to, na co zasługuje.
[6] . Inne teksty Pisma, dowodzące, że Bóg ma władzę nad wiatrem: Rdz 8,11; Wj 10,13.19; 14,21; 15,10; Lb 11,31; Ps 48,8; 78,26; 135,7; 147,18; 148,8; Iz 11,15; 27,8; Jr 10,13; 51,16; Ez 13,11.13; Am 4,9.13; Jon 4,8; Ag 2,17. W wielu z tych przykładów Bóg posługuje się wiatrem jako narzędziem kary.
[7] . Zobacz inne odniesienia do głodu sprowadzanego przez Boga: Pwt 32,23-24; 2Sm 21,1; 24,12-13; 2Krl 8,1; Ps 105,16; Iz 14,30; Jr 14,12.15-16; 16,3-4; 24,10; 27,8; 34,17; 44,12-13; Ez 5,12.16-17; 6,12; 12,16; 14,21; 36,29; Ap 6,8; 18,8. Sam Jezus powiedział, że Bóg „deszcz daje sprawiedliwym i niesprawiedliwym” (Mt 5,45). Bóg ma władzę nad deszczem.
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
Kiedy Jezus w ludzkiej postaci chodził po ziemi, wyraźnie mówił uczniom, że odejdzie, ale kiedyś tu powróci. Wówczas zabierze ich ze sobą do nieba (obecnie chrześcijanie nazywają to „pochwyceniem”). Na przykład w wieczór poprzedzający ukrzyżowanie powiedział jedenastu wiernym apostołom:
Niech się nie trwoży wasze serce. Wierzycie w Boga i we Mnie wierzcie. W domu Mojego Ojca jest wiele mieszkań. Jeśliby tak nie było, to czy powiedziałbym wam, że idę przygotować wam miejsce? Gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, znowu przyjdę i zabiorę was do siebie, abyście tam, gdzie Ja jestem i wy byli (J 14,1-3).
Słowa Jezusa wyraźnie sugerowały możliwość Jego powrotu za ich życia. Kiedy to usłyszeli, mogli zwyczajnie przypuszczać, że tak się stanie.
Jezus wielokrotnie mówił uczniom, żeby byli gotowi na Jego powrót, sugerując tym samym możliwość swego powrotu za ich życia (zob. na przykład Mt 24,42-44).
Autorzy nowotestamentowych Listów bezsprzecznie potwierdzali swoje przekonanie, iż Jezus może powrócić za życia ich czytelników w pierwszym stuleciu naszej ery. Jakub na przykład pisał:
Bądźcie więc cierpliwi, bracia, aż do przyjścia Pana. Robotnik cierpliwie czeka na cenny owoc ziemi, dopóki nie spadnie deszcz jesienny i deszcz wiosenny. I wy bądźcie cierpliwi! Umocnijcie wasze serca, bo przyjście Pana jest bliskie (Jk 5,7-8).
Nie byłoby sensu, żeby Jakub wzywał swych czytelników do cierpliwego oczekiwania na coś, co nie mogłoby się wydarzyć za ich życia. Wierzył, że przyjście Pana „jest bliskie”. Jakub pisał do chrześcijan cierpiących prześladowania (zob. Jk 1,2-4), którzy naturalnie tęsknili za powrotem Pana.
Podobnie Paweł z pewnością wierzył, że Jezus powróci za życia wielu jemu współczesnych:
Nie chcemy też, bracia, abyście pozostawali w niewiedzy co do tych, którzy umierają i się smucili, jak ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, to i tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg poprowadzi razem z Nim. To wam ogłaszamy jako Słowo Pana, że my, którzy żyjemy i jesteśmy pozostawieni do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy umarli, gdyż na wezwanie Boga, na głos archanioła i dźwięk trąby, sam Pan zstąpi z nieba i najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie. Potem my, którzy pozostaniemy jeszcze przy życiu, razem z nimi zostaniemy porwani na obłokach, w powietrze, na spotkanie z Panem i odtąd już na zawsze będziemy z Panem. Pocieszajcie się więc nawzajem tymi słowami (1Tes 4,13-18).[1]
Dowiadujemy się tu, że kiedy Jezus powróci z nieba, ciała umarłych wierzących zostaną wskrzeszone i wraz z wierzącymi, żyjącymi w chwili Jego przyjścia, zostaną „porwani w powietrze na spotkanie z Panem” (nastąpi pochwycenie). Ponieważ Paweł stwierdził, iż Jezus przywiedzie z sobą z nieba tych, którzy umarli „w Nim”, możemy wyciągnąć wniosek, że przy pochwyceniu duchy wierzących z nieba połączą się ze swoimi, wskrzeszonymi właśnie ciałami.
Piotr także wierzył w bliskie przyjście Chrystusa, pisał bowiem:
Dlatego pobudźcie wasze umysły i bądźcie trzeźwi, miejcie doskonałą nadzieję na łaskę, która została wam dana przy objawieniu się Jezusa Chrystusa… Zbliża się zaś koniec wszystkiego. Bądźcie więc roztropni i trzeźwi, abyście mogli się modlić… ale ponieważ jesteście współuczestnikami cierpień Chrystusa, cieszcie się, abyście, gdy objawi się Jego chwała, cieszyli się i radowali (1P 1,3;4,7.13).[2]
Wreszcie, kiedy Jan pisał listy do kościołów, on również wierzył, że koniec jest bliski, a współcześni mu czytelnicy mogą być świadkami powrotu Jezusa:
Dzieci, jest już ostatnia godzina i tak, jak słyszeliście, antychryst nadchodzi, a nawet wielu antychrystów już się pojawiło. Po tym właśnie poznajemy, że jest ostatnia godzina… Teraz właśnie, dzieci, pozostańcie z Nim, abyśmy mieli odwagę i nie zostali zawstydzeni przez Niego, gdy się objawi w swoim przyjściu… Umiłowani, teraz jesteśmy dziećmi Bożymi, ale jeszcze się nie ujawniło, kim będziemy. Wiemy, że kiedy On się objawi, będziemy do Niego podobni, ponieważ ujrzymy Go takim, jakim jest. Każdy, kto pokłada w Nim tę nadzieję, uświęca się, podobnie jak On jest święty (1J 2,18.28; 3,2-3).
Patrząc wstecz na ostatnie 2000 lat stwierdzamy, że Jezus nie powrócił tak szybko, jak się tego spodziewali apostołowie. Już w ich czasach byli tacy, którzy zaczynali wątpić, czy Jezus w ogóle powróci, z uwagi na czas, jaki upłynął od Jego odejścia. Kiedy na przykład ziemskie życie Piotra dobiegało kresu (zob. 2P 1,13-14), a Jezus ciągle nie powracał, apostoł w swoim ostatnim liście zwrócił się do wątpiących:
Przede wszystkim to wiedzcie, że w dniach ostatecznych przyjdą szydzący szydercy, którzy będą postępować według własnych żądz i mówić: Gdzie jest obietnica Jego przyjścia? Odkąd bowiem zasnęli ojcowie, wszystko tak trwa, jak od początku stworzenia. Tym, którzy tak uważają, umyka, że od dawna były niebiosa i ziemia, która z wody i wśród wody powstała dzięki Słowu Boga. Przez te wody też ówczesny świat zginął zalany wodą. Obecnie zaś niebiosa i ziemia dzięki temu samemu Słowu są zachowane dla ognia, strzeżone na dzień sądu i zagłady bezbożnych ludzi. Niech to jedno, umiłowani, nie uchodzi waszej uwagi, że jeden dzień u Pana jest jak tysiąc lat, a tysiąc lat jak jeden dzień. Pan nie zwleka z wypełnieniem obietnicy – chociaż niektórzy uważają, że zwleka – ale jest cierpliwy względem was, gdyż nie chce, aby ktokolwiek zginął, lecz aby wszyscy się nawrócili. A dzień Pana przyjdzie jak złodziej. Wówczas niebiosa z hukiem przeminą, żywioły zaś zostaną zniszczone w ogniu, i ziemia, i te dzieła, które na niej zostaną znalezione (2P 3,3-10).
Piotr potwierdził, że ociąganie się Jezusa wypływa z Jego miłości i miłosierdzia: chce dać ludziom więcej czasu na opamiętanie się. Potwierdził też, że nie ma cienia wątpliwości co do tego, że Jezus powróci. A przybędzie z wielkim gniewem.
Pismo mówi też wyraźnie, jak zaraz zobaczymy, że powrót Chrystusa będzie poprzedzony latami bezprecedensowego globalnego ucisku oraz wylania Bożego gniewu na bezbożnych. Księga Apokalipsy poświęca temu okresowi bardzo dużo miejsca. Jak się później dowiemy w naszych rozważaniach, Biblia zapowiada nadejście siedmioletniego ucisku. Nie ma wątpliwości, że pochwycenie Kościoła nastąpi w jakimś momencie w ciągu lub bardzo blisko tego okresu siedmiu lat.
Kiedy dokładnie nastąpi pochwycenie?
Pytanie, które często poróżnia chrześcijan dotyczy dokładnego momentu pochwycenia. Niektórzy twierdzą, że nastąpi tuż przed siedmioletnim uciskiem, a zatem może nastąpić w każdej chwili. Inni uważają, że nastąpi dokładnie w połowie ucisku, a jeszcze inni, że w jakimś momencie od połowy do końca ucisku. A są tacy, którzy twierdzą, że pochwycenie nastąpi w chwili powrotu Jezusa jako sędziego na zakończenie ucisku.
Na pewno nie warto się z tego powodu kłócić, wystarczy, że wszystkie cztery obozy uznają, iż pochwycenie nastąpi w jakimś momencie w ciągu lub w pobliżu tego siedmioletniego okresu. Jest to dość mały przedział czasu w dziejach liczących tysiące lat. Zatem zamiast tworzyć podziały z powodu nieporozumień lepiej się cieszyć ze wspólnego zrozumienia! A niezależnie od tego, w co każdy z nas wierzy, nie zmieni to wydarzenia, które nastąpi.
Wobec powyższego muszę się przyznać, że przez pierwsze 25 lat swego chrześcijańskiego życia uważałem, iż pochwycenie nastąpi przed siedmioletnim okresem ucisku. Po prostu tak mnie nauczono, a ja nie wgłębiałem się specjalnie w to, o czym czytałem w księdze Apokalipsy! Kiedy jednak zabrałem się do studiowania Biblii, mój pogląd się zmienił. Spójrzmy zatem na to, co mówi Biblia i zobaczmy, jakie wnioski można z tego wyciągnąć. A nawet gdybym cię nie przekonał, nadal musimy się miłować!
Zacznijmy od rozważenia 24. rozdziału Ewangelii Mateusza, podstawowego urywka Pisma dotyczącego wydarzeń końca czasów i powrotu Jezusa. Wraz z rozdziałem 25. stanowią tak zwaną przemowę na Górze Oliwnej i są zapisem kazania, jakie Jezus wygłosił tam kilku swoim najbliższym uczniom.[3] Czytając je dowiemy się o wielu przyszłych wydarzeniach i zobaczymy, jak ów moment pochwycenia mogli zrozumieć uczniowie, do których te słowa skierował:
Gdy Jezus opuścił świątynię, podeszli do Niego uczniowie, aby pokazać Mu zabudowania świątyni. Wówczas powiedział do nich: Widzicie to wszystko? Zapewniam was: nie pozostanie tu kamień na kamieniu, który nie byłby zwalony. Gdy siedział na Górze Oliwnej, podeszli do Niego uczniowie i pytali na osobn?ości: Powiedz nam, kiedy to nastąpi i co będzie znakiem Twojego przyjścia i końca świata? (Mt 24,1-3).
Uczniowie chcieli dowiedzieć się o przyszłości, a konkretnie kiedy zostaną zniszczone zabudowania świątyni (co Jezus właśnie przepowiedział) i jaki będzie znak Jego przyjścia i końca dziejów.
Patrząc na to z perspektywy historycznej wiemy, że świątynia została całkowicie zburzona w roku 70. przez rzymskie wojsko pod wodzą generała Tytusa. Wiemy też, że Jezus jeszcze nie powrócił, aby zabrać Kościół do siebie, zatem te dwa wydarzenia nie są jednoczesne.
Wydaje się, że Mateusz nie zapisał odpowiedzi Jezusa na pytanie dotyczące zburzenia świątyni, uczynił to natomiast Łukasz (zob. Łk 21,12-24). U Mateusza Jezus od razu przeszedł do znaków poprzedzających Jego powrót przy końcu wieków:
Wtedy Jezus im odpowiedział: Uważajcie, aby ktoś was nie zwiódł. Liczni bowiem przyjdą pod moim imieniem i powiedzą: Ja jestem Mesjaszem. I wielu zwiodą. Będziecie słyszeć o wojnach i odgłosy bitew. Uważajcie, nie dajcie się zastraszyć. Tak bowiem musi się stać, ale to jeszcze nie koniec. Powstanie naród przeciwko narodowi i królestwo przeciwko królestwu. Zapanuje głód, a miejscami wystąpią trzęsienia ziemi. To wszystko, to dopiero początek boleści (Mt 24,4-8).
Od samego początku tego kazania jest jasne, że Jezus wierzył, iż Jego uczniowie, żyjący w I wieku, mogą być świadkami wydarzeń poprzedzających Jego powrót. Zauważmy, jak często zwraca się do słuchaczy w drugiej osobie. W samym 24. rozdziale co najmniej 20 razy, aby wszyscy Jego słuchacze wierzyli, że dożyją tego, co przepowiedział.
Wiemy oczywiście, iż wszyscy uczniowie słuchający Jezusa tamtego dnia, dawno umarli. Nie możemy jednak sądzić, iż Jezus ich oszukiwał, ponieważ sam nie znał dokładnego czasu swego powrotu (zob. Mt 24,36). Było zatem całkiem możliwe, że Jego słuchacze z Góry Oliwnej dożyją Jego powrotu.
Najważniejszą troską Jezusa było to, aby uczniowie nie dali się zwieść fałszywym Chrystusom, których tak wielu ma się pojawić w czasach ostatecznych. Wiemy, że sam antychryst będzie fałszywym Chrystusem i zwiedzie większą część świata, podając się za cudownego zbawcę.
Jezus zapowiedział wojny, głody i trzęsienia ziemi, ale zaznaczył, iż nie będą to znaki Jego powrotu, tylko „początek boleści [ang. porodowych]”. Można bezpiecznie powiedzieć, że te znaki pojawiały się przez ostatnie dwa tysiące lat. Dalej jednak Jezus mówi o czymś, co jeszcze nie nastąpiło.
Wówczas będą was dręczyć i zabijać. Będziecie znienawidzeni przez wszystkie narody ze względu na Moje imię. I wtedy wielu się załamie, będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich znienawidzą. Pojawią się liczni fałszywi prorocy i wielu zwiodą. A ponieważ nasili się bezprawie, u wielu oziębnie miłość. Kto jednak wytrwa do końca, ten będzie zbawiony. A ta Dobra Nowina o Królestwie będzie głoszona po całej ziemi dla wszystkich narodów. I wówczas nadejdzie koniec (Mt 24,9-14).
I znowu, gdyby zapytać tych, którzy słuchali Jezusa tamtego dnia: – Czy spodziewacie się dożyć tych wydarzeń? – z pewnością odpowiedzieliby twierdząco. Jezus ciągle się do nich zwracał w drugiej osobie.
Jak przeczytaliśmy, po „bólach porodowych” nadejdzie wydarzenie, które z pewnością jeszcze nie zaistniało, czyli okres bezprecedensowego globalnego prześladowania chrześcijan na całym świecie. Będziemy znienawidzeni przez „wszystkie narody”, a raczej dosłownie przez „wszystkie grupy etniczne i plemiona”. Jezus zapowiedział pewien konkretny czas, kiedy to nastąpi, ale nie jest to jakiś okres trwający setki lat, gdyż zaraz w następnym zdaniu stwierdził: „I wtedy wielu się załamie, będą się wzajemnie wydawać i jedni drugich znienawidzą.”
To oznacza oczywiście, że niektórzy wierzący się załamią i znienawidzą innych wierzących. Niewierzący nie mogą się „załamać”, oni już się wzajemnie nienawidzą. Początek globalnego prześladowania spowoduje ogromne odstępstwo tych, którzy się podają za naśladowców Chrystusa. Czy będą to szczerzy czy fałszywi wierzący, owce czy kozły, wielu odpadnie. Ujawnią też prześladującym władzom tożsamość innych wierzących, których niegdyś miłowali a teraz znienawidzili. Efektem będzie oczyszczenie Kościoła na całym świecie.
Powstaną też fałszywi prorocy. Najważniejszy z nich jest przedstawiony w księdze Apokalipsy jako wspólnik antychrysta (zob. Ap 13,11-18; 19,20; 20,10). Bezprawie nasili się w takim stopniu, że ludzie stracą resztki tego, co im w sercu pozostało, zaś grzesznicy staną się osobnikami zupełnie pozbawionymi serca.
Chociaż Jezus przepowiedział, że wierzący stracą życie (zob. w. 9), to chyba nie wszyscy, bo obiecał, że kto wytrwa do końca, ten będzie zbawiony (zob. w. 13). To znaczy, że jeśli nie dadzą się zwieść fałszywym Chrystusom lub prorokom, zdołają się oprzeć pokusie porzucenia wiary i nie odpadną, zostaną zbawieni, ocaleni przez samego Chrystusa, kiedy powróci, by ich zgromadzić na niebiosach. Ten przyszły okres ucisku oraz ocalenia został również objawiony prorokowi Danielowi:
Wtedy nastąpi okres ucisku, jakiego nie było, odkąd narody powstały, aż do chwili obecnej. W tym czasie naród twój dostąpi zbawienia: ci wszyscy, którzy zapisani są w księdze. Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia (Dn 12,1b-2).
Nawet w owych dniach będzie oferowane zbawienie, gdyż Jezus obiecał, że ewangelia będzie głoszona wszystkim narodom („grupom etnicznym i plemionom”), aby mieli ostatnią sposobność opamiętania się, a wtedy nadejdzie koniec.[4] Ciekawe, że w księdze Apokalipsy czytamy o czymś, co może być spełnieniem obietnicy Jezusa:
I zobaczyłem innego anioła, który leciał przez środek nieba i miał ogłosić odwieczną Dobrą Nowinę mieszkańcom ziemi, wszystkim narodom, pokoleniom, językom i ludom. Mówił donośnym głosem: Ulęknijcie się Boga i oddajcie Mu chwałę, bo przyszła godzina Jego sądu, i oddajcie pokłon temu, który stworzył niebo i ziemię, i morze, i źródła wód (Ap 14,6-7).
Niektórzy uważają, że wówczas ewangelię będzie głosił anioł, ponieważ w tamtym czasie, podczas siedmioletniego ucisku, będzie już po pochwyceniu i wszyscy wierzący zostaną zabrani. Ale jest to, oczywiście, spekulacja.
Prorok Daniel wyjawił, że w połowie siedmioletniego ucisku antychryst zasiądzie w odbudowanej świątyni w Jerozolimie i ogłosi się bogiem (zob. Dn 9,27 – tekst ten przestudiujemy później). To właśnie wydarzenie miał Jezus na myśli, kontynuując swe kazanie na Górze Oliwnej:
Gdy więc ujrzycie ohydę spustoszenia zapowiedzianą przez proroka Daniela, umieszczona w miejscu świętym – kto czyta, niech stara się pojąć – wtedy mieszkańcy Judei niech uciekają w góry. Kto będzie na dachu, niech nie schodzi, by zabrać rzeczy ze swojego domu, a kto będzie na polu, niech nie wraca, żeby wziąć swój płaszcz. W tych dniach najtrudniej będzie kobietom ciężarnym i karmiącym. Módlcie się, abyście nie musieli uciekać w zimie ani w dzień szabatu. Nastanie bowiem wielki ucisk, jakiego nie było od początku świata aż dotąd, ani nigdy więcej nie będzie.[5] Gdyby te dni nie zostały skrócone, nikt by nie ocalał. Ze względu jednak na wybranych dni te będą skrócone (Mt 24,15-22).
Jest to konkretniejsze i szersze przedstawienie ucisku, o którym Jezus wspomniał wcześniej (zob. w. 9). Kiedy antychryst ogłosi się bogiem w jerozolimskiej świątyni, wybuchnie niewyobrażalne prześladowanie wierzących w Jezusa. Antychryst będzie chciał, aby wszyscy uznali jego bóstwo. Wtedy też wszyscy prawdziwi naśladowcy Chrystusa natychmiast staną się oficjalnymi wrogami państwa, których należy tropić i zabijać. Dlatego Jezus powiedział, że mieszkańcy Judei powinni niezwłocznie uciekać w góry modląc się, aby nic im nie przeszkodziło w ucieczce.
Uważam, że wierzący na całym świecie powinni uciekać do ukrytych miejsc, kiedy to wydarzenie nastąpi, gdyż przypuszczalnie będzie ono pokazywane w telewizji na całym globie. Biblia mówi, że antychryst, podając się za Chrystusa, zwiedzie cały świat i wszyscy okażą mu uległość. Uwierzą, że jest bogiem i będą go czcić. Wypowiadając bluźnierstwa przeciwko Bogu prawdziwemu, Bogu chrześcijan, skłoni cały zwiedziony świat, by nienawidzić tych, którzy odmówią mu czci (zob. Ap 13,1-8).
Jezus obiecał ostateczne wyzwolenie swego ludu przez „skrócenie” tych dni ucisku, bo inaczej „nikt by nie ocalał” (w. 22). To „skrócenie” dni „ze względu na wybranych” musi się odnosić do ich wyswobodzenia, kiedy się pojawi i zgromadzi ich na niebiosach. Jednak tutaj Jezus nie mówi, kiedy po ogłoszeniu antychrysta bogiem to uwolnienie nastąpi.
Zauważamy ponownie, iż Jezus wywołał w swoich ówczesnych słuchaczach wrażenie, że dożyją dnia, gdy antychryst ogłosi swoje bóstwo i wypowie wojnę chrześcijanom. Jest to sprzeczne ze stanowiskiem tych, którzy twierdzą, że wierzący zostaną pochwyceni przed tym wydarzeniem. Gdyby zapytać Piotra, Jakuba i Jana, czy Jezus powróci, by ich wybawić, zanim antychryst ogłosi swą boskość, odpowiedzieliby: – Najwyraźniej nie.
Biblia w innych urywkach zapowiada prześladowanie wierzących przez antychrysta. Na przykład takie objawienie otrzymał Jan:
I dano jej [bestii czyli antychrystowi] usta, które mówiły rzeczy wielkie i bluźnierstwa, i dano jej moc, aby działała przez czterdzieści dwa miesiące. I otworzyła swoją paszczę, żeby bluźnić przeciwko Bogu, znieważać Jego imię i Jego namiot, i tych, którzy w niebie rozbijają namioty. I pozwolono jej walczyć ze świętymi i ich zwyciężyć. I została jej dana władza nad każdym pokoleniem, ludem, językiem i narodem (Ap 13,5-7).
Zauważmy, że antychryst otrzyma „moc, aby działać” przez czterdzieści dwa miesiące, czyli dokładnie trzy i pół roku. Ciekawe, że to stanowi akurat połowę okresu siedmioletniego ucisku. Wydaje się rozsądne uważać, że antychryst otrzyma tę władzę na końcowe czterdzieści dwa miesiące ucisku, ponieważ będzie mu ona na pewno odebrana, kiedy pod koniec ucisku powróci Chrystus, by stoczyć wojnę przeciwko niemu i jego wojskom.
Oczywiście, ta „moc, aby działać” przez czterdzieści dwa miesiące oznacza pewną szczególną moc. Antychryst, kiedy dojdzie do władzy, otrzyma od Boga jakąś moc. Ta szczególna „moc, aby działać” może dotyczyć okresu, jaki będzie miał na zwalczanie świętych, czytamy bowiem u Daniela:
Patrzałem i róg ten [antychryst] rozpoczął wojnę ze świętymi, i zwyciężał ich, aż przybył Przedwieczny [Bóg] i sąd zasiadł, a władzę dano świętym Najwyższego, i aż nadszedł czas, by święci otrzymali królestwo… Będzie wypowiadał [antychryst] słowa przeciw Najwyższemu i wytracał świętych Najwyższego, będzie zamierzał zmienić czasy i Prawo, a (święci) będą wydani w jego ręce aż do czasu, czasów i połowy czasu (Dn 7,21-22.25).
Daniel przepowiedział, że święci będą wydani w ręce antychrysta do „czasu, czasów i połowy czasu”. To tajemne określenie można interpretować jako trzy i pół roku, przez porównanie z Ap 12, w. 6 i 14. W Ap 12,6 czytamy, że jakaś symboliczna kobieta znajdzie miejsce schronienia na pustkowiu, aby tam ją „żywiono” przez 1260 dni, co się równa okresowi trzech i pół lat, przyjmując że rok liczy 360 dni. A zaraz osiem wersetów poniżej znów jest mowa o tym, że w pewnym miejscu na pustkowiu ma być „żywiona” przez „czas, czasy i połowę czasu”. Zatem jest to odpowiednik 1260 dni czyli trzech i pół lat.
Zatem słowo „czas” w tym kontekście oznacza rok, „czasy” – dwa lata, a „połowa czasu” – pół roku. To dziwne określenie z Ap 12,14 musi oznaczać to samo, co w Dn 7,21. Zatem teraz wiemy, że święci zostaną oddani w ręce antychrysta na trzy i pół roku, na taki sam okres, o jakim mówi Ap 13,5, kiedy to antychryst otrzyma „moc, aby działać”.
Nie trzeba dodawać, iż oba te 42-miesięczne okresy będą identyczne. Jeśli się rozpoczną od ogłoszenia się antychrysta bóstwem w połowie siedmioletniego ucisku, to święci zostaną oddani w jego ręce na trzy i pół roku, zaś Jezus ich wyzwoli, kiedy pojawi się na niebiosach i zabierze ich do siebie na końcu lub przy końcu siedmioletniego ucisku. Gdyby jednak owe 42 miesiące zaczynały się w jakimś innym momencie w ciągu siedmioletniego ucisku, to moglibyśmy wyciągnąć wniosek, że pochwycenie nastąpi w jakimś czasie przed końcem ucisku.
Ta druga możliwość nasuwa pewną trudność, mianowicie święci zostaną oddani w ręce antychrysta, zanim ten ogłosi się bogiem, czyli zanim znajdą się w niebezpieczeństwie i będą musieli uciekać w góry. To wydaje się nielogiczne.
Natomiast pierwsza z tych możliwości oznacza, iż święci wciąż będą na ziemi podczas gdy Bóg będzie zsyłał na cały świat wiele kataklizmów i kar, o których czytamy w księdze Apokalipsy. Tę trudność rozważymy później.
Teraz powróćmy do przemowy na Górze Oliwnej.
W dalszej części Jezus uzmysłowił uczniom, jak ważne jest, aby nie dać się zwieść pogłoskom o fałszywych mesjaszach:
Jeśli ktoś wam wtedy powie: Mesjasz jest tutaj; albo: Jest tam, nie wierzcie. Pojawią się bowiem fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy i będą dokonywać wielkich znaków i cudów, żeby, o ile to możliwe, zwieść nawet wybranych. To właśnie wam przepowiedziałem. Jeśli więc powiedzą wam: Oto jest na pustyni, nie idźcie tam; Oto jest w domu, nie wierzcie. Jak bowiem błyskawica pojawia się na wschodzie i jaśnieje aż na zachodzie, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Gdzie jest padlina, tam zlecą się sępy (Mt 24,23-28).
Zauważmy znowu, jak często Jezus używa czasowników w drugiej osobie. Jego słuchacze mogli oczekiwać pojawienia się fałszywych mesjaszy i fałszywych proroków, czyniących wielkie cuda. Ale też mogli się spodziewać, że zobaczą, jak Jezus powraca na niebiosach jak błyskawica.
Oczywiście, niebezpieczeństwo załamania się i odpadnięcia wierzących będzie wówczas bardzo duże, bo tak okropne będą prześladowania chrześcijan. Natomiast fałszywi mesjasze i fałszywi prorocy będą niesłychanie przekonujący ze względu na dokonywane cuda. Dlatego Jezus wielokrotnie zapowiadał uczniom, co nastąpi tuż przed Jego powrotem. Nie chciał, by dali się zwieść, jak wielu innych. Prawdziwi i wytrwali wierzący będą oczekiwać na przyjście Jezusa, który się pojawi jak błyskawica. Pozostali zostaną pociągnięci przez fałszywych mesjaszy jak padlina na pustyni przyciąga sępy.
Zaraz też po ucisku tych dni słońce się zaćmi i księżyc straci swój blask. Gwiazdy będą spadać z nieba, a moce niebios zostaną poruszone. Wtedy na niebie ukaże się znak Syna Człowieczego i trwoga ogarnie wszystkie ludy na ziemi. I ujrzą Syna Człowieczego, przychodzącego na obłokach z nieba z mocą i wielką chwałą. Pośle On swoich aniołów, którzy donośnie zatrąbią i zgromadzą jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż po drugi (Mt 24,29-31).
Obrazy przytoczone przez Jezusa w tym fragmencie były znane ówczesnym Żydom, jako że pochodzą wprost od Izajasza i Joela, którzy zapowiadają ostateczny sąd Boży przy końcu świata, nazywany często „dniem Pańskim”, kiedy to zaćmi się słońce i księżyc (zob. Iz 13,10-11; Jl 2,31). Wtedy wszyscy mieszkańcy ziemi zobaczą Jezusa powracającego w chwale i będą ubolewać. Wówczas aniołowie Jezusa „zgromadzą jego wybranych z czterech stron świata, od jednego krańca nieba aż po drugi”, co wskazuje na to, że wierzący zostaną rzeczywiście porwani i zgromadzeni na spotkanie Jezusa na powietrzu, a stanie się to na dźwięk „donośnej trąby”.
I znowu, gdyby po tym fragmencie przemowy zapytać Piotra, Jakuba i Jana, czy Jezus powróci po nich przed czy po okresie władzy antychrysta i po wielkim ucisku, na pewno odpowiedzieliby: – Po nim.
Ten fragment przemowy na Górze Oliwnej brzmi bardzo podobnie do słów Pawła odnoszących się niewątpliwie do pochwycenia Kościoła, które według wielu komentatorów nastąpi przed nastaniem ucisku. Przyjrzyjmy się urywkowi, który rozważaliśmy już wcześniej w niniejszym rozdziale:
Nie chcemy też, bracia, abyście pozostawali w niewiedzy co do tych, którzy umierają i się smucili, jak ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, to i tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg poprowadzi razem z Nim. To wam ogłaszamy jako Słowo Pana, że my, którzy żyjemy i jesteśmy pozostawieni do przyjścia Pana, nie wyprzedzimy tych, którzy umarli, gdyż na wezwanie Boga, na głos archanioła i dźwięk trąby, sam Pan zstąpi z nieba i najpierw powstaną ci, którzy umarli w Chrystusie. Potem my, którzy pozostaniemy jeszcze przy życiu, razem z nimi zostaniemy porwani na obłokach, w powietrze, na spotkanie z Panem i odtąd już na zawsze będziemy z Panem. Pocieszajcie się więc nawzajem tymi słowami. Nie ma potrzeby, bracia, pisać wam o dniach o godzinach. Sami bowiem dokładnie wiecie, że dzień Pana nadejdzie jak złodziej w nocy. Gdy będą mówić: pokój i bezpieczeństwo, wtedy niespodziewanie, jak bóle porodowe na kobietę ciężarną, przyjdzie na nich zagłada i nie uciekną (1Tes 4,13 – 5,3).
Paweł napisał, że Jezus przyjdzie z nieba na odgłos trąby Bożej i wierzący zostaną porwani „na obłokach, w powietrze, na spotkanie z Panem”. To dokładnie przypomina słowa Jezusa z Mt 24,30-31, kiedy mówił, co się dokładnie wydarzy po nadejściu antychrysta i po ucisku.
Co więcej, pisząc o powrocie Chrystusa, poruszył też sprawę czasu, kiedy to może nastąpić, „o dniach o godzinach” i przypomniał czytelnikom, że dobrze wiedzą iż „dzień Pana nadejdzie jak złodziej w nocy”. Paweł wierzył, że przyjście Chrystusa i pochwycenie wierzących nastąpią w „dniu Pańskim”, w dniu, kiedy okropny gniew i zagłada dotkną tych, którzy oczekują „pokoju i bezpieczeństwa”. Kiedy Chrystus powróci, by zabrać swój Kościół, na świat spadnie Jego gniew.
To dokładnie się zgadza ze słowami Pawła w następnym Liście do Tesaloniczan o powrocie Chrystusa:
Jest bowiem sprawiedliwe u Boga odpłacać uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam uciskanym, i nam, dać ulgę, gdy Pan Jezus objawi się z nieba z aniołami Jego mocy w płomieniach ognia i ukarze tych, którzy nie uznają Boga i nie są posłuszni Ewangelii naszego Pana Jezusa. Karą dla nich będzie wieczna zagłada z dala od oblicza Pana i od chwały Jego mocy, gdy przyjdzie w owym dniu, aby być uwielbiony w swoich świętych i podziwiany przez wszystkich, którzy uwierzyli. Uwierzyliście bowiem naszemu świadectwu (2Tes 1,6-10).
Paweł stwierdził, że kiedy Jezus powróci, aby ulżyć prześladowanym wierzącym w Tesalonikach (zob. 1Tes 1,4-5), pojawi się „z aniołami Jego mocy w płomieniach ognia”, aby ukarać tych, którzy ich dręczą, wymierzając sprawiedliwą odpłatę. Nie wydaje się to zgadzać z tym, co wielu określa jako „pochwycenie przed uciskiem”, kiedy to Kościół ma rzekomo zostać zabrany przez Chrystusa, zanim się rozpocznie siedmioletni ucisk, i co jest nazywane tajemnym objawieniem się Chrystusa i cichym zabraniem Kościoła. Przeciwnie, zgadza się to dokładnie ze słowami Jezusa z Mt 24,30-31 o Jego powrocie przy końcu ucisku, gdy wierzących zabierze, a na niewierzących wyleje swój gniew.
W tym samym liście Paweł później napisał:
Gdy zaś chodzi o przyjście naszego Pana Jezusa Chrystusa i nasze zgromadzenie się przy Nim, prosimy was, bracia, abyście się nie dali zbyt łatwo zachwiać w waszym przekonaniu i zastraszyć ani przez ducha, ani przez słowa, ani przez list rzekomo przez nas napisany, że już nadszedł dzień Pana (2Tes 2,1-2).
Po pierwsze zauważmy, że tematem Pawła był powrót Chrystusa i pochwycenie. Pisał o naszym „zgromadzeniu się” przy Nim, używając identycznych słów, jakie użył Jezus w Mt 24,31, mówiąc o aniołach, którzy „zgromadzą jego wybranych od jednego krańca nieba aż po drugi”.
Po drugie, Paweł utożsamił te wydarzenia z „dniem Pańskim”, tak jak w 1Tes 4,13 – 5,2. Jest to bardzo wyraźne.
Paweł pisał dalej:
Niech nikt w żaden sposób was nie zwodzi. Nie nastanie to bowiem, dopóki nie przyjdzie odstępstwo i nie pojawi się człowiek nieprawości, syn zatracenia. On jest przeciwnikiem i wynosi się ponad wszystko, co dotyczy Boga lub Jego czci. Zasiądzie nawet w świątyni Boga, przedstawiając siebie samego jako Boga (2Tes 2,3-4).
Wierzący w Tesalonikach byli wprowadzeni w błąd, jakoby już nastał dzień Pański, który według Pawła musi rozpocząć się z chwilą pochwycenia i powrotu Chrystusa. Paweł jednak jasno stwierdził, iż ten dzień nie nastanie, dopóki nie przyjdzie odstępstwo (owo wielkie załamanie, o którym Jezus mówił w Mt 24,10) i dopóki antychryst nie ogłosi się bogiem w jerozolimskiej świątyni. A zatem wyraźnie powiedział wierzącym, że aż do owego dnia nie powinni oczekiwać powrotu Chrystusa, pochwycenia czy dnia Pańskiego.[6]
Następnie Paweł opisuje powrót Chrystusa, który zniszczy antychrysta:
Czy nie pamiętacie, że mówiłem wam o tym, gdy jeszcze byłem u was? Wy wiecie, co go teraz powstrzymuje w tym, żeby się pojawił w swoim czasie. Tajemnica nieprawości bowiem już działa. Jedynie ten, który właśnie ją powstrzymuje, musi ustąpić miejsca. Wówczas pojawi się Nieprawy, którego Pan Jezus zgładzi tchnieniem swoich ust i unicestwi objawieniem swojego przyjścia. Przyjście zaś Nieprawego jest działaniem szatana – z całą mocą wśród znaków i fałszywych cudów, wśród całego zwodzenia nieprawości – wobec tych, którzy dają się wygubić, ponieważ nie przyjęli prawdy miłości, by zostali zbawieni (2Tes 2,5-10).
Paweł stwierdził, że antychryst zostanie unicestwiony „objawieniem Jego przyjścia”. Jeśli chodzi o to samo „objawienie” co przy pochwyceniu, o czym mówi w. 1 tego rozdziału, to antychryst zostanie zgładzony w tym samym czasie, kiedy Kościół zostanie zgromadzony, by spotkać się z Panem na powietrzu. Potwierdza to zapis w księdze Apokalipsy r. 19. i 20. Czytamy tam o powrocie Chrystusa (zob. 19,11-16), zniszczeniu antychrysta i jego wojsk (zob. 19,17-21), związaniu szatana (zob. 20,1-3) oraz o „pierwszym zmartwychwstaniu” (zob. 20,4-6), kiedy wierzący zamęczeni podczas siedmioletniego ucisku powstaną do życia. Jeśli jest to prawdziwie pierwsze zmartwychwstanie, w sensie pierwszego ogólnego zmartwychwstania sprawiedliwych, to pozostaje mniej wątpliwości, iż pochwycenie i powrót Chrystusa jako sędziego nastąpi w tym samym czasie co zgładzenie antychrysta, ponieważ Pismo jasno nam mówi, że wszyscy, którzy umarli w Chrystusie, podczas pochwycenia zostaną wzbudzeni w nowych ciałach (zob. 1Tes 4,15-17).[7]
Powróćmy ponownie do przemowy na Górze Oliwnej.
Uczcie się na przykładzie drzewa figowego: Kiedy jego gałęzie stają się miękkie i wypuszczają liście, poznajecie, że lato blisko. Tak samo i wy, gdy zobaczycie to wszystko, wiedzcie, że jest blisko, już u drzwi. Zapewniam was, że nie przeminie to pokolenie, aż się to wszystko stanie.[8] Niebo i ziemia przeminą, ale Moje słowa nie przeminą (Mt 24,32-35).
Jezus nie chciał, by uczniowie zostali zaskoczeni, i to jest główną myślą przemowy. Mieli być świadomi, że jest „już u drzwi”, gdy zaczną widzieć „to wszystko”: powszechny ucisk, odstępstwo, pojawienie się wielu fałszywych proroków i mesjaszy, ogłoszenie się antychrysta bogiem, a potem, jeszcze bliżej chwili Jego powrotu, zaćmienie słońca i księżyca oraz spadanie gwiazd.
Niemniej, zaraz po zapowiedzi owych znaków, które poprzedzą Jego przyjście za kilka lat, miesięcy czy dni, poinformował też, iż dokładny moment Jego powrotu pozostanie tajemnicą:
Nikt jednak nie wie, kiedy nadejdzie ten dzień i godzina, ani aniołowie w niebie, ani Syn, tylko sam Ojciec (Mt 24,26).
Jakże często ten urywek jest wyrywany z kontekstu! Zazwyczaj służy potwierdzeniu koncepcji, iż nie mamy pojęcia, kiedy Jezus powróci, ponieważ w każdej chwili może przyjść i pochwycić Kościół. Ale kontekst wcale tego nie sugeruje. Jezus bardzo dobitnie powiedział uczniom, aby byli gotowi na Jego przyjście, wymieniając wiele znaków, które wcześniej nastąpią. A teraz zwyczajnie im mówi, że nie będą znać ani dnia ani godziny. Ponadto najwyraźniej nie mówił w tym urywku o swym rzekomym pierwszym powrocie, przed nastaniem siedmioletniego ucisku, kiedy to Kościół miałby zostać potajemnie pochwycony, ale o powrocie przy końcu ucisku. Jest to nie do podważenia, jeśli uczciwie spojrzymy na kontekst.
Przeciwko koncepcji, iż pochwycenie nastąpi pod koniec ucisku, wysuwa się argument, że takie przyjście nie byłoby zaskoczeniem, co (rzekomo) Jezus zapowiedział, ponieważ wskazują na nie wydarzenia w okresie ucisku. Twierdzą, że pochwycenie musi nastąpić przed uciskiem, bo inaczej wierzący nie musieliby być gotowi i czuwać, do czego wzywa Biblia. W przeciwnym wypadku będą wiedzieć, że do powrotu Jezusa mają jeszcze siedem lat.
Przeciw temu zastrzeżeniu przemawia jednak fakt, że w kazaniu na Górze Oliwnej Jezus chciał uczniów uczulić, by byli gotowi na Jego przyjście pod koniec ucisku, które poprzedzą liczne znaki, jakie im wyjawił. Dlaczego zatem Jego mowa jest usiana tak wieloma wezwaniami do gotowości i czuwania, chociaż Jezus wiedział, że Jego przyjście nastąpi co najmniej za siedem lat? Widocznie Jezus uważał, iż chrześcijanie muszą być gotowi i czuwać, choćby nawet Jego przyjście miało nastąpić za szereg lat. Apostołowie, którzy w swych listach wzywali wierzących do gotowości na przyjście Jezusa, mówili to samo.
Ci, którzy uważają, że jedynie pochwycenie przed uciskiem uzasadnia wezwania do gotowości, stają przed jeszcze innym problemem. Według nich powrót Chrystusa nastąpi siedem lat przed końcem ucisku. Zatem Jego rzekomy pierwszy powrót nie może nastąpić w każdej chwili, ale siedem lat przed końcem ucisku. Wobec tego nie ma potrzeby oczekiwać na przyjście Jezusa, dopóki wydarzenia na świecie nie doprowadzą do początku ucisku, które to wydarzenia można z pewnością przewidzieć i stwierdzić.
Większość osób opowiadających się za pochwyceniem przed uciskiem potwierdzi, że wie, iż Jezus nie powróci dzisiaj albo jutro, z uwagi na polityczną sytuację na świecie. Muszą jeszcze nastąpić pewne wydarzenia, zapowiedziane w proroctwach, zanim zacznie się siedmioletni ucisk. Na przykład, jak się dowiadujemy z księgi Daniela, antychryst zawrze z Izraelem przymierze na siedem lat, co będzie wyznaczało początek ucisku. Zatem jeśli pochwycenie ma nastąpić siedem lat przed końcem ucisku, musi przypaść na czas, kiedy antychryst będzie owo przymierze z Izraelem zawierał. Zanim na politycznym horyzoncie nie pojawi się coś, co umożliwi taki scenariusz, nie ma potrzeby, żeby wyznawcy teorii pochwycenia przed uciskiem oczekiwali na powrót Jezusa.
Co więcej, dla tych zwolenników poglądu pochwycenia przed uciskiem, którzy wierzą, że Jezus powróci również pod koniec ucisku, oznacza to, że można dokładnie obliczyć dzień rzekomego drugiego powrotu Jezusa. Od pochwycenia, którego termin, według słów Jezusa, zna tylko Ojciec, wystarczy tylko policzyć siedem lat.
Z tego, co Jezus faktycznie powiedział, wynika, że nie chciał, by Jego powrót był kompletnym zaskoczeniem. W rzeczywistości chciał, aby poprzedziły go pewne wydarzenia w okresie ucisku. Mówiąc krótko, Jezus nie chciał, aby uczniowie zostali zaskoczeni, tak jak świat. Mówił im dalej:
Jak bowiem było za dni Noego, tak będzie z przyjściem Syna Człowieczego. Jak w dniach przed potopem jedli, pili, żenili się i za mąż wychodziły aż do dnia, w którym Noe wszedł do arki, i nie poznali, aż przyszedł potop i pochłonął wszystkich, tak będzie również z przyjściem Syna Człowieczego. Wówczas dwóch będzie na polu, jeden zostanie zabrany, a drugi zostawiony. Dwie będą mleć na żarnach, jedna zostanie zabrana, a druga zostawiona.[9] Czuwajcie więc, bo nie wiecie, którego dnia wasz Pan przyjdzie. To zaś zrozumiejcie: Gdyby gospodarz wiedział, o jakiej porze nocy złodziej przyjdzie, na pewno by czuwał i nie pozwolił włamać się do swego domu. Dlatego i wy czuwajcie, gdyż Syn Człowieczy przyjdzie o godzinie, której się nie spodziewacie (Mt 24,37-44).
Tutaj znowu widać, że Jezusowi zależało na tym, żeby uczniowie byli gotowi na Jego powrót. Właściwie głównie temu poświęcił swoją przemowę na Górze Oliwnej. Liczne wezwania do gotowości i czuwania nie tyle wskazują na to, że Jego powrót będzie zupełnym zaskoczeniem, ale że trudno będzie zachować gotowość i czujność w obliczu przeciwności. Wobec tego osoby, które sądzą, że są bardziej gotowe od innych chrześcijan, bo oczekują na pochwycenie o każdym czasie przed uciskiem, w rzeczywistości mogą nie być gotowe na to, co je spotka. Jeśli nie spodziewają się ucisku, a znajdą się w ogniu globalnego prześladowania pod rządami antychrysta, pokusa by odejść od wiary, może ich przemóc. Lepiej się przygotować na to, co faktycznie zapowiada Biblia.
I znów, gdyby zapytać Piotra, Jakuba i Jana, kiedy oczekiwaliby powrotu Jezusa, powiedzieliby o wszystkich znakach zapowiadających Jego powrót. Nie spodziewaliby się Go ujrzeć przed okresem ucisku czy pojawieniem się antychrysta.
Zauważmy, że nawet przytoczone przez Jezusa porównanie do „złodzieja w nocy” znajduje się w kontekście wielu znaków, dzięki którym uczniowie nie będą zaskoczeni Jego powrotem. Zatem porównanie do „złodzieja w nocy” nie może być uprawnionym dowodem na to, że nikt nie może mieć żadnego pojęcia, kiedy Jezus powróci.
I Paweł i Piotr posłużyli się tym porównaniem do „złodzieja w nocy” pisząc o „dniu Pańskim” (zob. 1Tes 5,2-4; 2P 3,10). Byli przekonani, że odnosi się ono do powrotu Jezusa jako Sędziego pod koniec siedmioletniego ucisku. Ale ciekawe, że Paweł pisał: „Wy, bracia, jednak nie przebywacie w ciemnościach, aby ten dzień zaskoczył was jak złodziej” (1Tes 5,2-4). Poprawnie zinterpretował analogię Jezusa, świadom, że ci, którzy baczą na znaki i posłusznie idą za Jezusem, nie pozostają w ciemności i przyjście Chrystusa w ogóle ich nie zaskoczy. Dla nich Jezus nie przyjdzie jak złodziej w nocy. Tylko ludzie pozostający w ciemności będą zaskoczeni, i właśnie to Jezus chciał przekazać. (zob. także użycie przez Jezusa wyrażenia „złodziej w nocy” w Ap 3,3 oraz 16,15, gdzie to mówi w odniesieniu do swego przybycia na bitwę pod Harmagedon).
Od tego momentu Jezus wielokrotnie napomina uczniów, by byli gotowi na Jego powrót. Jednocześnie mówi, jak mogą zachować gotowość, przytaczając przypowieści o niewiernym słudze, dziesięciu pannach oraz o talentach. Następnie przepowiada sąd nad owcami i kozłami (warto wszystko to przeczytać). W każdym niemal przypadku ostrzega, że na tych, którzy nie będą gotowi na Jego powrót, czeka piekło (zob. Mt 24,50-51; 25,30.41-46). Aby być gotowym, trzeba w chwili Jego powrotu spełniać Bożą wolę.[10]
Niektórzy wysuwają zastrzeżenia wobec koncepcji pochwycenia pod koniec ucisku na tej podstawie, że według Biblii sprawiedliwi nigdy nie są karani wraz z niesprawiedliwymi, czego dowodem są Noe, Lot oraz Izraelici w Egipcie.
Faktycznie, mamy uzasadnione powody, by wierzyć, że sprawiedliwi nie będą cierpieć z powodu Bożego gniewu podczas ucisku, gdyż to byłoby sprzeczne z wieloma biblijnymi precedensami i obietnicami (zob. na przykład 1Tes 1,9-10; 5,8).
Jezus jednak przepowiedział wielkie prześladowanie, jakie w tym czasie będą znosić sprawiedliwi. I to nie z ręki Boga, ale z rąk ludzi niesprawiedliwych. Chrześcijanie nie są zwolnieni z prześladowań – one są im obiecane. W czasie siedmioletniego ucisku wielu wierzących straci życie (zob. Mt 24,9; Ap 6,9-11; 13,15; 16,5-6; 17,6; 18,24; 19,2). Wielu zostanie ściętych (zob. Ap 20,4).
Jeśli zatem każdy wierzący w jakimś narodzie będzie męczennikiem, nic nie powstrzyma Bożego gniewu wobec wszystkich członków danego narodu. A jeśli wśród tego narodu będą wierzący, Bóg na pewno potrafi ich ochronić przed swoimi sądami, jakie spadną na bezbożnych. Podczas plag nękających Egipt za czasów Mojżesza, Bóg udowodnił, że nawet pies nie zaszczekał przeciwko Izraelicie, zaś na mieszkających obok Egipcjan spadała kara za karą (zob. Wj 11,7). Podobnie w księdze Apokalipsy czytamy o żądlącej szarańczy, która zostanie wypuszczona, by przez pięć miesięcy dręczyć na ziemi nikczemnych ludzi, ale nie wolno jej dręczyć 144 tysięcy żydowskich sług, którzy będą opieczętowani szczególnym znakiem na czole (zob. Ap 9,1-11).
W księdze Apokalipsy nigdzie nie czytamy o pochwyceniu Kościoła, ani o żadnym innym pojawieniu się Chrystusa, za wyjątkiem jednej wzmianki w r. 19, kiedy przyjdzie, aby zgładzić antychrysta oraz jego wojska w bitwie pod Harmagedon. Nawet wtedy nie czytamy o pochwyceniu. Jest jednak mowa o zmartwychwstaniu w owym czasie męczenników z okresu ucisku (zob. 20,4). Ponieważ Paweł pisał, iż umarli w Chrystusie powstaną w chwili Jego powrotu, co zbiega się w czasie z pochwyceniem Kościoła, urywek ten, wraz z innymi już rozważanymi, prowadzi nas do przekonania, że pochwycenie nie nastąpi przed końcem siedmioletniego ucisku, opisanego w księdze Apokalipsy, w rozdziałach 19 i 20.
Są też inne opinie.
Niektórzy jednak dopatrują się pochwycenia w księdze Apokalipsy, rozdziały 6 i 7. W Ap 6,12-13 czytamy, że słońce stało się „czarne jak wór włosiany”, a z nieba spadały gwiazdy. Są to dwa znaki, jakie według słów Jezusa będą bezpośrednio poprzedzać Jego pojawienie się i zgromadzenie wybranych (zob. Mt 24,29-31). Nieco dalej, w rozdziale 7. czytamy o wielkim tłumie w niebie, złożonym z ludzi wszystkich narodów, plemion i języków, którzy „przychodzą z wielkiego ucisku” (7,14). Nie czytamy, aby byli męczennikami, jak w przypadku innej grupy, wspomnianej w rozdziale poprzednim (zob. 6,9-11), co pozwala nam spekulować, że zostali raczej pochwyceni niż zamęczeni, czyli że są to wierzący wyratowani z wielkiego ucisku.
Z pewnością słuszne jest przypuszczenie, iż pochwycenie nastąpi wkrótce po kosmicznych wydarzeniach przedstawionych w Ap 6,12-13, ponieważ w Mt 24,29-31 Jezus powiedział coś podobnego. Nie mamy jednak wyraźnej wskazówki, w którym momencie ucisku owe apokaliptyczne zdarzenia będą mieć miejsce. Jeśli w Ap 6,1-13 są opisane wydarzenia następujące po sobie, i jeśli pochwycenie nastąpi zaraz po 6,13, mamy podstawę sądzić, iż pochwycenie nastąpi dopiero po: dojściu antychrysta do władzy (zob. 6,1-2), globalnej wojnie (zob. 6,3-4), głodach (zob. 6,5-6), wyginięciu jednej czwartej mieszkańców ziemi z powodu wojny, głodu, zarazy i pożarcia przez dzikie zwierzęta (zob. 6,7-8) oraz męczeństwie wielu wierzących (zob. 6,9-11). Na pewno wszystkie te wydarzenia mogą nastąpić przed końcem ucisku, ale mogą też trwać przez całe siedem lat, co umieszcza pochwycenie na samym końcu ucisku.
Koncepcji pochwycenia przed końcem owych siedmiu lat nadaje pewnej wagi fakt, iż po 8. rozdziale Apokalipsy są opisane dwie z siedmiu serii sądów: „sądy trąb” oraz „sądy czaszy”. Te ostatnie mają zakończyć wylewanie się Bożego gniewu (zob. 15,1). Zanim jednak rozpoczną się sądy czaszy, Jan widzi „tych którzy zwyciężają Bestię i jej obraz, i liczbę jej imienia, jak [stoją] nad szklanym morzem” (15,2). Ci zwycięscy święci mogli zostać pochwyceni. Lecz mogli też zostać zamęczeni. Biblia nam tego nie mówi. Co więcej, nie wiemy, czy werset 15,2 pozostaje w jakimś chronologicznym związku z obrazami opisanymi w jego sąsiedztwie.
Kolejny fakt, nadający pewnej wagi koncepcji pochwycenia przed końcem siedmiu lat, jest następujący: W opisie piątego „sądu trąb” (Ap 9,1-12) czytamy, że żądląca szarańcza będzie miała prawo szkodzić tylko tym, którzy „nie mają pieczęci Boga na czołach” (w. 4). Jedynymi, którzy tę pieczęć będą mieć, to 144 tysiące potomków Izraela (zob. Ap 7,3-8). Wydaje się zatem, że wszyscy pozostali wierzący będą musieli zostać pochwyceni przed tym piątym „sądem trąb”. Inaczej byliby narażeni na działanie żądlącej szarańczy. Co więcej, ponieważ szarańcza będzie szkodzić ludziom przez 5 miesięcy (9,5.10), uważa się, iż pochwycenie musi nastąpić co najmniej pięć miesięcy przed końcem ucisku.
Można, oczywiście, ten wywód podważać. Może są też inni zapieczętowani, o których zwięzła relacja Apokalipsy nie wspomina. W każdym razie, jeśli powyższe dowodzi, że pochwycenie nastąpi przed piątym „sądem trąb”, to wskazuje również na to, iż jedna grupa nie zostanie pochwycona przed wypuszczeniem żądlącej szarańczy – owych 144 tysięcy szczególnie oznaczonych potomków Izraela. Będą jednak chronieni przed działaniem Bożego sądu, i żądląca szarańcza ich nie dotknie.
Jaki stąd wniosek? Mogę tylko stwierdzić, iż pochwycenie nastąpi albo blisko końca albo na sam koniec siedmioletniego ucisku. Wierzący nie muszą się bać cierpienia z powodu Bożego gniewu, jednak muszą być przygotowani na ciężkie prześladowania i ewentualne męczeństwo.
Przyjrzyjmy się nieco bliżej temu, co Biblia mówi o ucisku. Skąd wiemy, że będzie trwać siedem lat? Musimy przestudiować księgę Daniela, która obok Apokalipsy, wyjawia najwięcej na temat czasów ostatecznych.
W 9. rozdziale Daniel, uprowadzony do Babilonu wraz z pozostałymi Żydami, studiując proroctwo Jeremiasza odkrył, że babilońska niewola Żydów będzie trwać siedemdziesiąt lat (zob. Dn 9,2; Jr 25,11-12). Kiedy stwierdził, że ten okres już prawie upłynął, zaczął się modlić, wyznając grzechy swego ludu i prosząc o miłosierdzie. W odpowiedzi na jego modlitwę przybył do niego anioł Gabriel i wyjawił mu przyszłość Izraela od czasu ucisku do powrotu Chrystusa. Proroctwo zawarte w Dn 9,24-27 jest jednym z najbardziej zdumiewających w Biblii. Cytuję je poniżej wraz z własnymi uwagami w nawiasach:
Ustalono siedemdziesiąt tygodni [jak zobaczymy, są to oczywiście tygodnie lat, czyli w sumie 490 lat] nad twoim narodem [Izraelem] i twoim świętym miastem [Jerozolimą], aby położyć kres nieprawości [możliwie kulminacyjny akt związany z grzechami Izraela – ukrzyżowanie ich własnego Mesjasza], grzech obłożyć pieczęcią [ang. „położyć kres grzechowi” – przypuszczalnie odniesienie do odkupieńczego dzieła Chrystusa na krzyżu] i odpokutować występek [niewątpliwie odniesienie do odkupieńczego dzieła Jezusa na krzyżu], a wprowadzić wieczną sprawiedliwość [początek królowania Jezusa na ziemi], przypieczętować widzenie proroka [być może odniesienie do zakończenia kanonu Pisma Świętego lub wypełnienia wszystkich przed-milenijnych proroctw] i namaścić to, co najświętsze [możliwie odniesienie do ustanowienia milenijnej świątyni]. Ty zaś wiedz i rozumiej: Od chwili, kiedy wypowiedziano słowo, że nastąpi powrót i zostanie odbudowana Jerozolima [dekret ten został wydany przez króla Artakserksesa w r. 445 p.n.e.], do Władcy-Pomazańca [Pana Jezusa Chrystusa] – siedem tygodni i sześćdziesiąt dwa tygodnie [w sumie 69 tygodni, czyli 483 lata]; zostaną odbudowane dziedziniec i wał, w czasach jednak pełnych ucisku [odbudowa Jerozolimy zniszczonej przez Babilończyków]. A po sześćdziesięciu dwóch tygodniach [czyli po 444 latach od dekretu z r. 445 p.n.e.] Pomazaniec zostanie zgładzony i nie będzie dla niego… [Jezus zostanie ukrzyżowany w r. 32 n.e., jeśli liczyć według żydowskiego kalendarza, czyli po 360 dni w roku]. Miasto zaś i świątynia zginie [odniesienie do zburzenia Jerozolimy w r. 70 n.e. przez Tytusa i rzymskie legiony] wraz z wodzem, który nadejdzie [antychrystem]. Koniec jego nastąpi wśród powodzi, i do końca wojny potrwają zamierzone spustoszenia. Utrwali on [wódz, który nadejdzie – antychryst] przymierze dla wielu [dla Izraela] przez jeden tydzień [czyli siedem lat – jest to czas trwania ucisku]. A około połowy tygodnia [po trzech i pół latach] ustanie ofiara krwawa i ofiara z pokarmów. Na skrzydle zaś świątyni będzie ohyda [kiedy antychryst zasiądzie w żydowskiej świątyni w Jerozolimie, nazywając się bogiem; zob. 2Tes 2,1-4] ziejąca pustką [ang. „przyjdzie ten, który uczyni spustoszenie” – powróci Jezus] i przetrwa aż do końca, do czasu ustalonego na spustoszenie [pokonanie antychrysta przez Jezusa].
Od wydania dekretu przez króla Artakserksesa w r. 445 p.n.e., by Jerozolima została odbudowana, Bóg wyznaczył w historii 490 szczególnych lat. Ale ów okres 490 lat nie jest niepodzielny: chodzi o dwa okresy, 483 oraz 7 lat. Kiedy upłynęły pierwsze 483 lata (w roku ukrzyżowania Jezusa), zegar się zatrzymał. Daniel pewnie nie wyobrażał sobie, że zegar zatrzyma się na prawie 2 tysiące lat, jakie już upłynęły. W którymś momencie w przyszłości zegar ten znowu ruszy na ostatnie siedem lat. Okres ten jest nazywany „uciskiem”, lecz także „siedemdziesiątym tygodniem Daniela”.
Owe siedem lat dzielą się na dwa trzy i pół- roczne okresy. W ich połowie, jak przeczytaliśmy w proroctwie Daniela, antychryst zerwie przymierze z Izraelem i wtedy „ustanie ofiara krwawa i ofiara z pokarmów”. Wówczas, jak zapowiedział Paweł, sam zasiądzie w jerozolimskiej świątyni i ogłosi, że jest bogiem.[11] To o tej „ohydzie spustoszenia” mówił Jezus (Mt 24,15). Dlatego wierzący w Judei powinni „uciekać w góry” (Mt 24,16), gdyż będzie to początkiem najgorszego ucisku na ziemi (zob. Mt 24,21).
Możliwe, że ową „judejską ucieczkę” ujrzał symbolicznie w swojej wizji Jan, o czym napisał w dwunastym rozdziale księgi Apokalipsy. Jeśli tak, to judejscy wierzący znajdą dla siebie na pustkowiu szczególne miejsce bezpieczeństwa, gdzie będą „karmieni” dokładnie przez trzy i pół roku, czyli przez całą drugą połowę siedmioletniego ucisku (zob. Ap 12,6.13-17). Jan zobaczył w swej wizji wściekłość szatana z powodu ich ucieczki oraz jego wojnę z pozostałymi, którzy „przestrzegają przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa” (Ap 12,17). Dlatego uważam, że byłoby dobrze, aby wierzący na całym świecie ukryli się w odległych miejscach, kiedy antychryst ogłosi w Jerozolimie swoje bóstwo.
W ostatnich trzynastu wersetach niesamowitej księgi Daniela znajdujemy inny ciekawy urywek, którego nie rozważaliśmy. Cytuję go poniżej wraz z własnymi uwagami w nawiasach:
W owych czasach wystąpi Michał [anioł], wielki książę, który jest opiekunem dzieci twojego narodu. Wtedy nastąpi okres ucisku, jakiego nie było, odkąd narody powstały, aż do chwili obecnej [ten sam ucisk, o jakim mówił Jezus w Mt 24,21]. W tym czasie naród twój dostąpi zbawienia: ci wszyscy, którzy zapisani są w księdze [może to być odniesienie do ucieczki Judejczyków lub uratowania wierzących podczas pochwycenia]. Wielu zaś, co posnęli w prochu ziemi, zbudzi się: jedni do wiecznego życia, drudzy ku hańbie, ku wiecznej odrazie [zmartwychwstanie sprawiedliwych oraz bezbożnych]. Mądrzy będą świecić jak blask sklepienia, a ci, którzy nauczyli wielu sprawiedliwości, jak gwiazdy przez wieki i na zawsze. [Sprawiedliwi po zmartwychwstaniu otrzymają nowe ciała, jaśniejące Bożą chwałą.] Ty jednak, Danielu, ukryj słowa i zapieczętuj księgę aż do czasów ostatecznych. Wielu będzie dociekało, by pomnożyła się wiedza. [Niesamowity postęp w przeciągu ostatniego stulecia w dziedzinie transportu i wiedzy wydaje się być spełnieniem tej przepowiedni.]
Wtedy ja, Daniel, ujrzałem, jak dwóch innych (ludzi) stało, jeden na brzegu po jednej stronie rzeki, drugi na brzegu po tamtej stronie rzeki. Powiedziałem do męża ubranego w lniane szaty i znajdującego się nad wodami rzeki: Jak długo jeszcze do końca tych przedziwnych rzeczy? I usłyszałem męża ubranego w lniane szaty i znajdującego się nad wodami rzeki. Podniósł on prawą i lewą rękę do nieba i przysiągł na Wiecznie Żyjącego: Do czasów, czasu i połowy (czasu) [trzy i pół roku, zgodnie z rozszyfrowaniem objawienia z Ap 12,6 oraz 12,14]. To wszystko dokona się, kiedy dobiegnie końca moc niszczyciela świętego narodu. [Tak jak Dn 7,25 podaje, iż święci na trzy i pół roku zostaną oddani w ręce antychrysta, tutaj wydaje się oczywiste, iż będą to ostatnie trzy lata i pół siedmioletniego ucisku. Dokonanie się wszystkiego, o czym mówił anioł, nastąpi, kiedy zostanie „zniszczona moc świętego narodu” – wg. wersji ang.]. Ja wprawdzie usłyszałem, lecz nie zrozumiałem; powiedziałem więc: Panie, jaki będzie ostateczny koniec tego? On zaś odpowiedział: Idź, Danielu, bo słowa zostały ukryte i obłożone pieczęciami aż do końca czasu. Wielu ulegnie oczyszczeniu, wybieleniu, wypróbowaniu [niewątpliwie przez ucisk], ale przewrotni będą postępować przewrotnie i żaden z przewrotnych nie zrozumie tego, lecz roztropni zrozumieją. A od czasu, gdy zostanie zniesiona codzienna ofiara, zapanuje ohyda ziejąca pustką, (upłynie) tysiąc dwieście dziewięćdziesiąt dni. [Nie można tego interpretować jako okresu pomiędzy tymi dwoma wydarzeniami, ponieważ oba następują w połowie siedmioletniego okresu. Należy raczej uważać, że od chwili, kiedy oba te wydarzenia nastąpią, będzie 1290 dni do wydarzenia się czegoś bardzo ważnego na końcu. 1290 dni to o 30 więcej niż trzy i pół roku 360-dniowego, który to odcinek czasu jest wielokrotnie wspomniany w prorockim tekście Daniela i Apokalipsy. Można spekulować, dlaczego te 30 dni zostały dodane. Aby tajemnicę jeszcze pogłębić anioł mówi teraz Danielowi:] Szczęśliwy ten, który wytrwa i doczeka tysiąca trzystu trzydziestu pięciu dni. [Mamy zatem dalsze tajemnicze 45 dni.] Ty zaś idź i zażywaj spoczynku, a powstaniesz [obiecane zmartwychwstanie Daniela], by (otrzymać) swój los przy końcu dni (Dn 12,1-13).
Najwyraźniej na końcu owych dodatkowych 75 dni wydarzy się coś niezmiernie cudownego! Musimy poczekać, a zobaczymy.
Z ostatnich rozdziałów księgi Apokalipsy wiemy, że tuż po powrocie Chrystusa ma mieć miejsce wiele wydarzeń, między innymi weselna uczta Baranka, o której anioł powiedział Janowi: „Szczęśliwi ci, którzy zostali zaproszeni na ucztę weselną Baranka” (Ap 19,9). Być może o tej samej szczęśliwości [ang. błogosławieństwie] mówił anioł rozmawiający z Danielem. W takim wypadku owa chwalebna uczta nastąpi około dwa i pół miesiąca po powrocie Jezusa.
A może te 75 dni wypełnią inne sprawy, o których wiemy z ostatnich rozdziałów księgi Apokalipsy, jak wtrącenie antychrysta i fałszywego proroka do ognistego jeziora, związanie szatana oraz ustanowienie władzy w Chrystusowym globalnym królestwie (zob. Ap 19,20 – 20,4).
Jest to termin odnoszący się do okresu, kiedy Jezus będzie osobiście panował nad całą ziemią przez tysiąc lat (zob. Ap 20,3.5.7), co nastąpi po siedmiu latach ucisku. Prawie trzy tysiące lat temu przewidział to Izajasz:
Albowiem Dziecię się nam narodziło, Syn został nam dany, na Jego barkach spoczęła władza. Nazwano Go imieniem… Książę Pokoju. Wielkie będzie Jego panowanie w pokoju bez granic na tronie Dawida i nad Jego królestwem, które On utwierdzi i umocni prawem i sprawiedliwością odtąd i na wieki (Iz 9,5-6).
Podobne słowa, o wiecznym panowaniu jej syna, wypowiedział do Marii anioł Gabriel:
Wtedy anioł powiedział: Nie bój się, Mario, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i urodzisz syna, i nadasz Mu imię Jezus. Będzie On wielki i zostanie nazwany Synem Najwyższego, a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca Dawida. Będzie królował nad domem Jakuba na wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca (Łk 1,30-33).[12]
W czasie trwania tysiącletniego królestwa Jezus będzie osobiście panował z góry Syjon w Jerozolimie, która podniesie się jeszcze wyżej. Jego władanie będzie się opierało na doskonałej sprawiedliwości dla wszystkich narodów, a na całej ziemi zapanuje pokój:
Stanie się na końcu czasów, że góra świątyni Pańskiej stanie mocno na wierzchu gór i wystrzeli ponad pagórki. Wszystkie narody do niej popłyną, mnogie ludy pójdą i rzekną: Chodźcie, wstąpmy na Górę Pańską do świątyni Boga Jakubowego! Niech nas nauczy dróg swoich, byśmy kroczyli Jego ścieżkami. Bo prawo wyjdzie z Syjonu i słowo Pańskie – z Jeruzalem. On będzie rozjemcą pomiędzy ludami i wyda wyroki dla licznych narodów. Wtedy swe miecze przekują na lemiesze, a swoje włócznie na sierpy. Naród przeciw narodowi nie podniesie miecza, nie będą się więcej zaprawiać do wojny (Iz 2,2-4).
Podobnie przepowiedział Zachariasz:
Tak mówi Pan Zastępów. Zazdrosna miłość moja obejmuje Syjon i broni go mój gniew potężny. Bo mówi Pan: Powrócę znowu na Syjon i zamieszkam znowu w Jeruzalem. I znowu nazwą Jeruzalem Miastem Wiernym, a Górę Pana Zastępów – Górą Świętą… Tak mówi Pan Zastępów: W przyszłości przyjdą ludy i mieszkańcy wielu miast. Mieszkańcy jednego miasta, idąc do drugiego, będą mówili: Pójdźmy zjednać przychylność Pana i szukać Pana Zastępów! – i ja idę także. I tak liczne ludy i mnogie narody przychodzić będą, aby szukać Pana Zastępów w Jeruzalem i zjednać sobie przychylność Pana. Tak mówi Pan Zastępów: W owych dniach dziesięciu mężów ze wszystkich narodów i języków uchwyci się skraju płaszcza człowieka z Judy, mówiąc: Chcemy iść z wami, albowiem zrozumieliśmy, że z wami jest Bóg (Za 8,2-3.20-23).
Biblia naucza, że podczas owego tysiąclecia wierzący będą faktycznie rządzić i panować z Chrystusem. Zakres ich odpowiedzialności w Jego Królestwie będzie zależał od ich obecnej wierności (zob. Dn 7,27; Łk 19,12-27; 1Kor 6,1-3; Ap 2,26-27; 5,9-10; 22,3-5).
Będziemy chodzić w zmartwychwstałych ciałach, ale wtedy najwyraźniej będą zaludniać ziemię ludzie naturalni, żyjący w śmiertelnych ciałach. Ponadto wydaje się, że zostanie przywrócona długowieczność patriarchów, a dzikie zwierzęta przestaną być groźne:
Rozweselę się z Jerozolimy i rozraduję się z jej ludu. Już się nie usłyszy w niej odgłosów płaczu ni krzyku narzekania. Nie będzie już w niej niemowlęcia, mającego żyć tylko kilka dni, ani starca, który by nie dopełnił swych lat; bo najmłodszy umrze jako stuletni, a nie osiągnąć stu lat będzie znakiem klątwy… Wilk i baranek paść się będą razem; lew też będzie jadał słomę jak wół; a wąż będzie miał proch ziemi jako pokarm. Zła czynić nie będą ani zgubnie działać na całej świętej mej górze – mówi Pan (Iz 65,19-20.25; zob. także Iz 11,6-9).
W Biblii, zwłaszcza w Starym Testamencie, jest wiele odniesień do przyszłego tysiącletniego królestwa. W celu dalszego studiowania zob. Iz 11,6-16; 25,1-12; 35,1-10; Jr 23,1-5; Jl 2,30-3,21; Am 9,11-15; Mi 4,1-7; So 3,14-20; Za 14,9-21; oraz Ap 20,1-6.
Także wiele Psalmów proroczo mówi o Tysiącleciu. Na przykład ten urywek z Psalmu 48:
Wielki jest Pan i godny wielkiej chwały w mieście naszego Boga na swej świętej górze. Piękne wzgórze, góra Syjon, na krańcach północy, miasto naszego króla, jest radością całej ziemi. Bóg w swoich pałacach okazał się warownią, bo sprzymierzyli się królowie i razem natarli. Ale kiedy zobaczyli, tak się przerazili, że uciekli w popłochu. Tam ogarnęła ich trwoga, potężna jak ból rodzącej kobiety… (w. 2-7)
Kiedy Jezus ustanowi swoje rządy w Jerozolimie na początku Tysiąclecia, najwyraźniej wielu władców na ziemi, którzy przeżyją ucisk usłyszy wieści o panowaniu Jezusa i przybędą, aby zobaczyć to na własne oczy! Ten widok ich zaszokuje![13]
Inne teksty w księdze Psalmów odnoszące się do tysiącletniego panowania Chrystusa: Ps 2,1-12; 24,1-10; 47,2-10; 66,1-7; 68,16-18; 99,1-9; 100,1-5.
Koniec Tysiąclecia wyznacza początek „stanu wieczności”, jak go nazywają bibliści, którego początkiem będzie nowe niebo i nowa ziemia. Wówczas Jezus odda wszystko Ojcu, jak czytamy w 1Kor 15,24-28:
Potem nastanie koniec, gdy [Jezus] przekaże królestwo Bogu i Ojcu, gdy pokona wszelką zwierzchność, władzę i moc. Trzeba bowiem, aby On królował, dopóki nie położy wszystkich wrogów pod swoje stopy [Ps 8,7]… Kiedy zaś się mówi, że wszystko zostało poddane, jest jasne, że oprócz Tego [Ojca], który Mu wszystko poddał. A gdy wszystko zostanie Mu poddane, wtedy i sam Syn będzie poddany Temu, który Synowi poddał wszystko, aby Bóg był wszystkim we wszystkich.
Szatan, związany na okres tysiąca lat, zostanie potem uwolniony. Zwiedzie wówczas tych, którzy w głębi serca są zbuntowani przeciw Jezusowi, bo tylko udawali posłuszeństwo (zob. Ps 66,3).
Aby mogli zostać sprawiedliwie osądzeni, Bóg zezwoli szatanowi ich zwieść, aby wyjawić prawdziwy stan ich serc. Pod wpływem tego zwiedzenia zgromadzą się, żeby zaatakować święte miasto Jerozolimę, z zamiarem obalenia rządów Jezusa. Bitwa nie potrwa długo, ponieważ z nieba zstąpi ogień, aby strawić oblegające wojska, a szatan zostanie na wieczność wrzucony do jeziora ognia i siarki (zob. Ap 20,7-10).
Owe przyszłe zgrupowanie przed bitwą jest przepowiedziane w Psalmie 2:
Czemu narody się buntują, dlaczego ludy knują daremnie? Królowie ziemi powstają, a możni wchodzą w zmowę przeciw Panu i Jego Pomazańcowi [Chrystusowi]. Mówią: Zerwijmy ich pęta, zrzućmy z siebie ich jarzmo. Lecz Władca nieba śmieje się z nich, Pan z nich szydzi. Wtedy powie im zagniewany i swą zapalczywością ich przerazi: To Ja ustanowiłem króla Syjonu, Mojej świętej góry. [Teraz zabiera głos Jezus] Ogłaszam więc wolę Pana! Powiedział do mnie: Ty jesteś Moim synem, dziś ciebie zrodziłem. Zażądaj tylko, a dam ci w dziedzictwo narody i ziemie aż po jej kres na własność. Ujarzmisz je berłem żelaznym, skruszysz jak garnki gliniane. Zrozumcie więc królowie, nauczcie się ziemscy sędziowie! Służcie Panu w bojaźni, radujcie się w Nim, ale z drżeniem. Oddajcie Mu pokłon, by się nie rozgniewał i abyście nie zginęli w drodze, bowiem łatwo Go rozgniewać, a wtedy szczęśliwi, którzy Mu ufają.
Tuż przed nastaniem stanu wieczności odbędzie się ostatni sąd. Powstaną z martwych niesprawiedliwi wszystkich czasów, aby stanąć przed tronem Boga i zostać osądzeni według swych uczynków (zob. Ap 20,5.11-15). Wszyscy przebywający w Hadesie zostaną przyprowadzeni na ten „sąd przed wielkim białym tronem”, a potem zostaną wrzuceni do gehenny, do ognistego jeziora. Określa się to „drugą śmiercią” (Ap 20,14).
Stan wieczności rozpoczyna się przeminięciem pierwszych niebios i ziemi, spełniając obietnice Jezusa sprzed 2 tysięcy lat: „Niebo i ziemia przeminą, ale Moje słowa nie przeminą” (Mt 24,35).
Wtedy Bóg stworzy nowe niebo i nową ziemię, jak przepowiedział Piotr w swoim drugim Liście:
A dzień Pana przyjdzie jak złodziej. Wówczas niebiosa z hukiem przeminą, żywioły zaś zostaną zniszczone w ogniu, i ziemia, i te dzieła, które na niej zostaną znalezione. Skoro to wszystko zostanie zniszczone, to jacy wy powinniście być w świętym postępowaniu i pobożności, oczekując przyjścia dnia Boga i starając się je przyspieszyć. Z powodu tego dnia niebiosa płonąc, zostaną zniszczone, a żywioły rozpłyną się w ogniu. Ale my, zgodnie z Jego obietnicą, oczekujemy nowych niebios i nowej ziemi, w których mieszka sprawiedliwość. Dlatego, umiłowani, oczekując tego, postarajcie się, abyście zostali przez Niego znalezieni bez skazy i nienaganni, w pokoju (r. 3,10-14; zob. też Iz 65,17-18).
W końcu zstąpi z nieba na ziemię Nowe Jeruzalem (zob. Ap 21,1-2). Nasz umysł nie jest w stanie ogarnąć wspaniałości tego miasta, które zajmuje powierzchnię równą połowie Stanów Zjednoczonych (zob. Ap 21,16), oraz cudów tej nie kończącej się ery. Będziemy na wieki żyć w doskonałym społeczeństwie, pod panowaniem Boga, ku chwale Jezusa Chrystusa!
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
[1] . Oto kilka innych tekstów wyrażających przekonanie Pawła, iż Jezus może powrócić za życia jego pokolenia: Flp 3,20; 1Tes 3,13; 5,23; 2Tes 2,1-5; 1Tm 6,14-15; Tt 2,11-13; Hbr 9,28.
[2] . Inne teksty, wyrażające przekonanie Piotra, iż Jezus może powrócić za życia jego pokolenia, to 2P 1,15-19; 3,3-15.
[3] . Mk 13,3 podaje imiona czterech z obecnych: Piotr, Jakub, Jan i Andrzej. Zapis przemowy na Górze Oliwnej znajdujemy też w Mk 13,1-37 oraz Łk 21,5-36. Również Łk 17,22-37 zawiera podobną treść.
[4] . Tę obietnicę często wyrywa się z kontekstu twierdząc, że zanim Jezus powróci, musimy dokończyć dzieło ewangelizacji świata. Ale zgodnie z kontekstem obietnica ta mówi o ostatecznym zwiastowaniu ewangelii całemu światu tuż przed końcem wieków.
[5] . Jeśli pochwycenie Kościoła nastąpi w tym dokładnie momencie podczas siedmioletniego ucisku, jak twierdzą niektórzy, to Jezus nie musiałby pouczać wierzących, by ratowali się ucieczką, gdyż wszyscy byliby pochwyceni.
[6] . Słowa te rozwiewają teorię, jakoby przemowa na Górze Oliwnej dotyczyła tylko wierzących Żydów, którzy narodzą się na nowo w czasie ucisku, ponieważ wszyscy narodzeni na nowo przed uciskiem będą już rzekomo pochwyceni. Przeciwnie, Paweł mówi nawróconym poganom w Tesalonikach, iż ich pochwycenie oraz powrót Chrystusa nastąpią dopiero po tym, jak antychryst ogłosi się bogiem, a to się stanie w połowie siedmioletniego ucisku.
[7] . Według niektórych zmartwychwstanie opisane w Ap 20,4-6 to w rzeczywistości druga część pierwszego zmartwychwstania, jakie nastąpiło wraz z pierwszym powrotem Chrystusa przy pochwyceniu wierzących. Nie wiadomo, na czym taka interpretacja się opiera. Jeśli zmartwychwstanie z Ap 20,4-6 jest rzeczywiście „drugim zmartwychwstaniem”, to dlaczego nie zostało tak nazwane?
[8] . Chociaż słuchający Jezusa mogli myśleć, że to ich pokolenie będzie świadkiem tych wszystkich rzeczy, to wiemy, że tak się nie stało. Musimy zatem słowa Jezusa z Mt 24,34 rozumieć, iż albo wszystko to wydarzy się za życia jednego pokolenia, albo rasa (jak nierzadko jest tłumaczone słowo pokolenie) chrześcijan (lub Żydów) nie przeminie, aż się to wszystko stanie.
[9] . Tak naprawdę w tych przykładach nie ma znaczenia, czy osoba zabrana czy pozostawiona będzie znosić Boże sądy, a o to właśnie toczą się spory. Rzecz w tym, że jedni będą gotowi na powrót Chrystusa, a inni nie. O ich wiecznym losie zadecyduje gotowość.
[10] . Skoro Jezus upominał swych najbliższych uczniów, by byli gotowi na Jego powrót, to znaczy, że mogliby nie być gotowi. Jeśli ich ostrzegał przed karą wiecznego zatracenia za brak gotowości z powodu grzechu, to znaczy, że mogli właśnie przez grzech utracić zbawienie. Jakże to powinno nam uświadomić wagę świętości oraz głupotę tych, którzy twierdzą, że wierzący nie mogą zbawienia utracić.
[11] . To nam mówi, oczywiście, że świątynia jerozolimska musi zostać odbudowana, gdyż na razie w Jerozolimie świątyni nie ma (w roku 2005, kiedy tę książkę piszę).
[12] . Ten tekst ilustruje, jak łatwo jest o błędne przypuszczenia co do czasu spełnienia się wydarzeń prorockich poprzez niewłaściwe odczytanie tego, co mówi Pismo. Maria mogła logicznie przypuszczać, iż jej wyjątkowy Syn za kilka dekad zasiądzie na tronie Dawida. Gabriel powiedział jej, że urodzi syna, który będzie panować nad domem Jakuba, co mogło się wydawać, że narodziny Jezusa oraz Jego panowanie to dwa nierozłączne wydarzenia. Maria nigdy by nie pomyślała, że rozdzieli je co najmniej 2000 lat. My też powinniśmy być ostrożni z wysuwaniem podobnych przypuszczeń, interpretując teksty prorockie.
[13] . Z innych tekstów Pisma wynika, iż na początku Tysiąclecia ziemię będą zamieszkiwać nie tylko wierzący, ale też niewierzący (zob. Iz 2,1-5; 60,1-5; Dn 7,13-14).
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
Po co Bóg nas stworzył? Czy od samego początku miał na uwadze jakiś cel? Czyż nie wiedział, że wszyscy przeciw Niemu się zbuntują? Czy nie przewidział konsekwencji naszego buntu, całego cierpienia i smutku, jakie są udziałem ludzkości? To dlaczego stworzył człowieka?
Biblia daje odpowiedzi na te pytania. Stwierdza, że jeszcze przed stworzeniem Adama i Ewy Bóg wiedział, iż najpierw oni, a potem wszyscy inni zgrzeszą. I już wtedy stworzył plan odkupienia upadłej ludzkości przez Jezusa. Tak o tym przedwiecznym planie pisał Paweł:
On [Bóg] nas wybawił i powołał świętym powołaniem, nie na podstawie naszych uczynków, ale zgodnie ze swoim postanowieniem i łaską, daną nam odwiecznie w Chrystusie Jezusie (2Tm 1,9).
Boża łaska została nam dana w Chrystusie przed wiecznymi czasami [BT], nie tylko po wieczne czasy. To pokazuje, że zastępczą śmierć Jezusa Bóg postanowił przed stworzeniem człowieka.
Podobnie pisał Paweł do Efezjan:
… zgodnie z zamiarem podjętym przed wiekami w Chrystusie Jezusie, naszym Panu (Ef 3,11).
Śmierć Jezusa na krzyżu nie była skutkiem Bożego zreflektowania się, jakiegoś pośpiesznie opracowanego planu naprawienia czegoś, czego Bóg nie przewidział.
Bóg od wieczności nie tylko zamierzał udzielić nam swojej łaski, ale też z góry wiedział, którzy tę łaskę przyjmą, bo nawet ich imiona zapisał w księdze:
I oddadzą jej [apokaliptycznej bestii] pokłon wszyscy mieszkańcy ziemi, każdy, którego imię nie jest zapisane od założenia świata w księdze życia zabitego Baranka [Jezusa] (Ap 13,8).
Boga nie zaskoczył upadek Adama, ani twój czy mój upadek. Bóg wiedział, że zgrzeszymy, wiedział też, kto z ludzi się opamięta i uwierzy w imię Pana Jezusa.
Jeśli Bóg wcześniej wiedział, że niektórzy uwierzą w Jezusa, a inni Go odrzucą, to dlaczego stworzył ludzi wiedząc, że Go nie przyjmą. Dlaczego po prostu nie stworzył tylko tych, o których widział, że się opamiętają i uwierzą w Jezusa?
Odpowiedź na to pytanie jest nieco trudniejsza, ale nie jest niemożliwa.
Po pierwsze, Bóg stwarzając nas dał nam wolną wolę. To znaczy, że każdy z nas ma przywilej zdecydowania, czy będzie służył Bogu czy nie. Nasze wybory, czy okazać posłuszeństwo czy nie, opamiętać się lub nie – nie są z góry postanowione przez Boga. To są nasze decyzje.
Wobec tego każdy musi zostać sprawdzony. Bóg, oczywiście, zawczasu wie, co zrobimy, ale w jakimś momencie musimy zrobić coś, aby mógł to „przewidzieć”.
Na przykład Bóg zna wynik każdego meczu, zanim jeszcze zostanie rozegrany, ale mecze muszą być rozgrywane, jeśli Bóg ma zawczasu znać ich wyniki. Bóg nie zna (i nie może znać) wyników meczów, które się nie odbywają, bo wtedy nie ma czego znać zawczasu.
Podobnie Bóg tylko wtedy może znać zawczasu decyzje posiadających wolną wolę ludzi, jeśli ci mają możliwość dokonywania wyborów i ich dokonują. Muszą zostać sprawdzeni. I dlatego Bóg nie stworzył (i nie mógł stworzyć) jedynie takich ludzi, o których widział, że się opamiętają i uwierzą w Jezusa.
Można by też zapytać: – Jeśli Bóg chce mieć tylko ludzi posłusznych, to dlaczego dał nam wolną wolę? Czemu nie stworzył rasy wiecznie posłusznych robotów?
Ponieważ Bóg jest Ojcem. Chce mieć z nami taką więź jak ojciec z dziećmi, a w przypadku robotów jest to niemożliwe. Bóg pragnie mieć na wieki rodzinę złożoną z dzieci, które z własnej wolnej woli postanowiły Go kochać. Według Biblii taki był Jego przedwieczny plan:
… w miłości … Według postanowienia swojej woli przeznaczył nas, abyśmy przez Jezusa Chrystusa stali się Jego synami (Ef 1,4b-5).
Jeśli chcemy mieć pojęcie, ile przyjemności dałyby Bogu roboty, weźmy w rękę pacynkę i niech ona nam powie, że nas kocha. Najprawdopodobniej nie rozgrzeje naszego serca, bo mówi tylko to, co wkładamy jej w usta. Tak naprawdę nas nie kocha.
Miłość jest wyjątkowa, gdyż wypływa z czyjejś woli. Pacynki i roboty nic o miłości nie wiedzą, bo o sobie nie decydują.
Ponieważ Bóg pragnął mieć dzieci, które kochałyby Go z wyboru i służyły Mu szczerym sercem, musiał stworzyć istoty obdarzone wolną wolą. Decyzja ta oznaczała podjęcie ryzyka, że niektóre z tych istot postanowią nie kochać Go i Mu nie służyć. Wiedział, że niektórzy ludzie, obdarzeni wolną wolą przez Boga, który się im objawia i przywołuje do siebie poprzez dzieło stworzenia, ich sumienie oraz zew ewangelii, będą mimo to przez całe życie Mu się opierać. Tacy muszą ponieść słuszną karę, bo dowodzą, że są godni Bożego gniewu.
Nikt w piekle nie będzie mieć prawa oskarżyć Boga, gdyż każdemu wskazał drogę ucieczki przed karą za grzechy. Bóg chce, aby wszyscy byli zbawieni (zob. 1Tm 2,4; 2P 3,9), ale każdy musi zadecydować za siebie.
Jak zatem rozumieć te urywki Nowego Testamentu, które mówią, że Bóg nas wybrał przed założeniem świata?
Niestety, niektórzy uważają, iż Bóg wybrał do zbawienia konkretnych ludzi, a innych przeznaczył na potępienie bez względu na to, co uczynili. Koncepcja ta oczywiście wyklucza wolną wolę i bezsprzecznie nie ma potwierdzenia w Biblii. Zobaczmy, czego Biblia uczy o predestynacji.
Istotnie, czytamy, że Bóg nas wybrał, ale ten fakt wymaga sprecyzowania. Bóg od założenia świata postanowił odkupić ludzi, o których wiedział, że w odpowiedzi na Jego zew, dokonując własnego wyboru, opamiętają się i uwierzą ewangelii. Czytajmy, co mówi Paweł o wybranych przez Boga ludziach:
Bóg nie odrzucił swojego ludu, który wcześniej poznał. Czy nie wiecie, co mówi Pismo o Eliaszu? Jak skarży się przed Bogiem na Izraela: Panie, pozabijali Twoich proroków, zburzyli Twoje ołtarze, mnie samego pozostawili i nastają na moje życie? Co jednak mówi mu głos Boży? Pozostawiłem sobie siedem tysięcy mężów, którzy nie zgięli kolan przed Baalem. Podobnie i teraz pozostała reszta dzięki wybraniu przez łaskę (Rz 11,2-5).
Zauważmy, że Bóg powiedział Eliaszowi, że „pozostawił sobie siedem tysięcy mężów”. Jednak tych siedem tysięcy podjęło decyzję, by nie „zginać kolan przed Baalem”. Dalej Paweł mówi, że podobnie i teraz, dzięki Bożemu wybraniu, pozostała reszta wierzących Żydów. Możemy zatem powiedzieć, że owszem, Bóg nas wybrał, ale wybrał tych, którzy najpierw sami dokonali właściwego wyboru. Bóg postanowił zbawić wszystkich, którzy wierzą w Jezusa; taki był Jego plan jeszcze przed stworzeniem świata.
Podążając tym tokiem myślenia Biblia naucza, że Bóg przewidział, kto dokona właściwego wyboru. Czytamy na przykład:
… do przybyszów wśród rozproszenia… którzy wybrani zostali według tego, co przewidział Bóg Ojciec) 1P 1,1-2a BT).
Zostaliśmy wybrani zgodnie z Bożą „przedwiedzą”. Paweł również pisał o wierzących, których Bóg znał w swoim przedwiecznym planie:
Tych bowiem, których od wieków poznał [nas], tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On [Jezus] był pierworodnym między wielu braćmi. Tych zaś, których przeznaczył, tych też powołał, a których powołał – tych też usprawiedliwił, a których usprawiedliwił – tych też obdarzył chwałą (Rz 8,29-30 BT).
Bóg z góry znał tych z nas, którzy zdecydują się uwierzyć w Jezusa. Postanowił, że staniemy się podobni do obrazu Jego Syna, odrodzonymi dziećmi Boga w Jego wielkiej rodzinie. Zgodnie z tym odwiecznym planem wezwał nas dzięki ewangelii, usprawiedliwił i kiedyś w swym przyszłym królestwie obdarzy nas chwałą.
W innym liście Paweł pisał:
Niech będzie błogosławiony Bóg i Ojciec naszego Pana Jezusa Chrystusa, który na wyżynach niebiańskich udzielił nam w Chrystusie pełni duchowych błogosławieństw. W Nim przecież wybrał nas przed założeniem świata, abyśmy stanęli przed Nim w miłości, święci i nieskazitelni. Według postanowienia swojej woli przeznaczył nas, abyśmy przez Jezusa Chrystusa stali się Jego synami, dla uwielbienia chwały Jego łaski, którą obdarzył nas w Umiłowanym (Ef 1,3-6).
Tutaj przedstawiona jest ta sama prawda: Bóg przeznaczył nas (wiedząc, że się opamiętamy i uwierzymy) przed założeniem świata, abyśmy przez Jezusa Chrystusa stali się Jego świętymi synami.
Jak już wspomniałem, niektórzy przekręcają znaczenie takich urywków, pomijając całą pozostałą naukę Biblii. Twierdzą, że tak naprawdę nie my decydujemy o swoim zbawieniu, bo całego wyboru dokonał już za nas Bóg. Doktrynę tę nazywają „bezwarunkowym wybraniem”. Ale czy ktokolwiek słyszał o wybraniu bezwarunkowym, czyli takim, jakiego dokonuje się niezależnie od spełnienia pewnych warunków? W krajach wolnych wybieramy politycznych przedstawicieli w oparciu o warunki, jakie według nas spełniają. Tak samo wybieramy współmałżonków, w oparciu o cechy, które czynią ich godnymi pożądania. A jednak niektórzy teolodzy chcą, abyśmy uwierzyli, że Boża decyzja odnośnie do tego, kto nie jest, a kto jest zbawiony, to „bezwarunkowe wybranie”, które nie opiera się na spełnieniu żadnych warunków! Zatem zbawienie ludzi to sprawa czystego przypadku, zachcianka okrutnego, niesprawiedliwego, obłudnego i nierozsądnego potwora nazywanego Bogiem! Samo określenie „bezwarunkowe wybranie” stanowi wewnętrzną sprzeczność, jako że już słowo wybranie sugeruje uwarunkowanie. Jeśli to jest „bezwarunkowe wybranie”, to nie jest ono żadnym wybraniem tylko ślepym losem.
Mamy już pełny obraz. Bóg wiedział, że wszyscy zgrzeszymy, ale stworzył plan naszego odkupienia, zanim się jeszcze urodziliśmy. Ten plan miał ujawnić Jego niesamowitą miłość i sprawiedliwość, bo zakładał, iż Jego bezgrzeszny Syn umrze za nasze grzechy jako ofiara zastępcza. Bóg nie tylko postanowił, że my, którzy się opamiętamy i uwierzymy, otrzymamy przebaczenie, ale staniemy się takimi jak Jego Syn Jezus, jak powiedział Paweł: „Już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20).
Jako narodzone na nowo dzieci Boga, otrzymamy kiedyś nieskazitelne ciała i będziemy żyć w idealnym społeczeństwie z naszym cudownym niebiańskim Ojcem, służąc Mu i Go miłując! Zamieszkamy na nowej ziemi i w Nowym Jeruzalem. Wszystko to stało się możliwe dzięki przebłagalnej śmierci Jezusa! Dzięki niech będą Bogu za Jego przedwieczny plan.
Kiedy pojmiemy ten odwieczny plan Boga, pełniej zrozumiemy, czym jest obecne życie. Przede wszystkim jest ono sprawdzianem dla każdego człowieka. Wybór każdego z nas zdecyduje o tym, czy skorzystamy z błogosławionego przywileju stania się jednym z dzieci samego Boga, żyjącymi z Nim przez całą wieczność. Ci, którzy się ukorzą, odpowiedzą na Boże wołanie, a następnie się opamiętają i uwierzą, zostaną wywyższeni (zob. Łk 18,14). Nasze obecne życie decyduje o życiu przyszłym.
To pomaga nam również zrozumieć niektóre tajemnice okrywające doczesne życie. Wielu na przykład się zastanawia: – Dlaczego szatan i jego demony mają prawo ludzi kusić? – Lub: – Gdy szatan został strącony z nieba, dlaczego otrzymał prawo dostępu do ziemi?
Widzimy, że nawet szatan pełni istotną rolę w Bożym planie. Po pierwsze, stanowi alternatywę dla drogi człowieka. Gdyby można było wybrać tylko służbę Jezusowi, wszyscy dokonaliby takiego wyboru, czy tego chcą czy nie.
Byłoby to podobne do wyborów, na których każdy musi oddać swój głos, ale jest tylko jeden kandydat. Zostałby jednomyślnie wybrany, ale nie miałby pewności, czy jest kochany albo chociaż lubiany przez kogoś ze swojego elektoratu! Ludzie nie mieli innego wyjścia jak tylko głosować na niego! Bóg znalazłby się w podobnej sytuacji, gdyby nie było innego konkurenta zabiegającego wraz z Nim o pozyskanie ludzkich serc.
Spójrzmy na to z takiej perspektywy: Przypuśćmy, że Bóg umieścił Adama i Ewę w ogrodzie i pozbawił wszelkich zakazów. Wówczas byliby w tym środowisku robotami. Nie mogliby powiedzieć: – Postanowiliśmy być posłuszni Bogu – bo nie mieliby sposobności postąpić inaczej.
Co ważniejsze, Bóg nie mógłby powiedzieć: – Wiem, że Adam i Ewa mnie kochają. – Przecież nie mieliby szansy dzięki posłuszeństwu dowieść swojej miłości do Boga. Bóg musi dać istotom posiadającym wolną wolę możliwość nieposłuszeństwa, aby stwierdzić, czy chcą Go słuchać. Bóg nikogo nie kusi (zob. Jk 1,13), ale wszystkich próbuje, doświadcza (zob. Ps 11,5; Prz 17,3). Między innymi dopuszcza, by kusił ich szatan, który w ten sposób pełni istotną rolę w Bożym planie.
W Starym Testamencie czytamy:
Jeśli powstanie u ciebie prorok, lub wyjaśniacz snów, i zapowie znak lub cud, i spełni się znak albo cud, jak ci zapowiedział, a potem ci powie: Chodźmy do bogów obcych – których nie znałeś – i służmy im, nie usłuchasz słów tego proroka, albo wyjaśniacza snów. Gdyż Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej duszy (Pwt 13,2-4).
Nasuwa się logiczny wniosek, że to nie Bóg udzielał fałszywemu prorokowi nadnaturalnej zdolności uczynienia znaku lub cudu, to musiał być szatan. Bóg jednak do tego dopuścił i wykorzystał pokusę szatańską, by sprawdzić, co jest w sercach Jego ludu.
Ta sama zasada jest też zilustrowana w Sdz 2,21 – 3,8, kiedy Bóg dopuścił, by okoliczne narody kusiły Izraelitów. Chciał sprawdzić, czy Go posłuchają. Także Jezus został zaprowadzony przez Ducha na pustynię, aby kusił Go diabeł (zob. Mt 4,1). To również było w Bożych oczach sprawdzianem. Jezus musiał dowieść swojej bezgrzeszności, a jedynym testem była próba pokuszenia.
Szatan zwiódł już mnóstwo ludzi na świecie, zamykając ich umysły przed prawdą ewangelii, ale musimy pamiętać, że on nie może tego czynić samowolnie. Może zwodzić tylko tych, którzy mu na to zezwalają, którzy odrzucają prawdę.
Paweł stwierdził, iż niewierzący mają „przyćmiony umysł” (Ef 4,18 BW) i trwają w niewiedzy. Ujawnił też tego przyczynę:
… abyście już nie postępowali tak, jak poganie w ich próżnym myśleniu. Ciemności ogarnęły ich rozum, a życie Boże stało się dla nich czymś odległym z powodu panującej w nich niewiedzy, na skutek zatwardziałości ich serca. Ponieważ stali się nieczuli, oddali się rozpuście, aby bez żadnych oporów postępować bezwstydnie (Ef 4,17b-19).
Niezbawieni to nie są po prostu ludzie nieszczęśliwi, którzy stali się ofiarami sztuczek szatana. To raczej zbuntowani grzesznicy, świadomie trwający w niewiedzy. Wolą być oszukiwani, bo ich serca są zatwardziałe.
Nikt nie musi trwać w zwiedzeniu, czego dowodem jest twoje życie! Szatan już dłużej nie mógł cię w nim trzymać, bo twoje serce rozgrzało się dla Boga.
Ostatecznie, podczas tysiącletniego królowania Chrystusa zostanie związany i nie będzie wywierał wpływu na nikogo:
I [anioł] schwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat. I wrzucił go do otchłani, i zamknął ją, i opieczętował, aby już nie zwodził narodów, dopóki nie dopełni się tysiąc lat. Potem na krótki czas ma być wypuszczony (Ap 20,2-3).
Zauważmy, że przed uwięzieniem szatan „zwodził narody”, lecz po związaniu nie będzie już tego czynił. Kiedy jednak zostanie wypuszczony, znowu zwiedzie narody:
A gdy się dopełni tysiąc lat, szatan zostanie uwolniony ze swojego więzienia. I wyjdzie, aby zwieść narody z czterech krańców ziemi… i aby zgromadzić je do boju… I wyszli oni na powierzchnię ziemi, i otoczyli obóz świętych i miasto umiłowane, lecz zstąpił ogień z nieba i pochłonął ich (Ap 20,7-9).
Po co Bóg uwolni szatana na ów krótki czas? Po to, aby ujawnili się wszyscy ci, którzy w sercu nienawidzą Chrystusa, choć podczas Jego panowania udawali posłuszeństwo. Wówczas zostaną sprawiedliwie osądzeni. To będzie ich ostatni test.
Teraz z tego samego powodu szatanowi wolno działać na ziemi, aby ujawnili się i kiedyś zostali osądzeni ci, którzy nienawidzą Chrystusa. Gdy szatan nie będzie już Bogu potrzebny do spełniania Jego zamierzeń, zwodziciel zostanie wrzucony do ognistego jeziora, i tam będzie dręczony na wieki (zob. Ap 20,10).
Jeśli się opamiętałeś i uwierzyłeś ewangelii, przeszedłeś pierwszą, najważniejszą próbę swojego życia. Pamiętaj jednak, że będziesz poddawany dalszym próbom. Bóg chce się przekonać, czy jesteś Mu prawdziwie oddany i wierny. Tylko ci, którzy „wytrwają w wierze” staną przed Bogiem jako „święci i nienaganni” (Kol 1,22-23).
Poza tym, zgodnie z Pismem, wszyscy kiedyś staniemy przed Bożym sądem i wtedy każdy z nas otrzyma nagrodę zgodnie z tym, czy byliśmy na ziemi posłuszni. A zatem Bóg ciągle nas doświadcza, aby sprawdzić, na ile jesteśmy godni owych szczególnych nagród w Jego Królestwie. Paweł pisał:
Dlaczego więc ty osądzasz swojego brata? Albo dlaczego gardzisz swoim bratem? Wszyscy przecież staniemy przed trybunałem Boga. Napisano bowiem: Na Moje życie, mówi Pan, przede Mną zegnie się wszelkie kolano. I każdy język będzie wyznawał Boga. Tak więc każdy za siebie samego odpowie przed Bogiem (Rz 14,10-12).
Wszyscy bowiem musimy stawić się przed trybunałem Chrystusa, aby każdy odebrał to, co będąc w ciele zdziałał – dobro lub zło (2Kor 5,10).
Dlatego też nie osądzajcie niczego przed czasem, dopóki nie przyjdzie Pan, który i rzuci światło na to, co ukryte w ciemnościach, i wyjawi zamiary serc. Wtedy każdy otrzyma pochwałę od Boga (1Kor 4,5).
Jakie dokładnie nagrody otrzymają ci, którzy dowiodą swojej miłości i oddania Jezusowi?
Pismo mówi o przynajmniej dwóch różnych nagrodach: pochwale od Boga oraz dalszej możliwości służenia Mu. O obydwu mówi Jezus w podobieństwie o pewnym dostojniku:
Powiedział: Pewien człowiek ze znakomitego rodu udał się do dalekiego kraju, aby objąć królestwo, a potem wrócić. Wcześniej jednak przywołał dziesięciu swoich sług, dał im dziesięć min i powiedział do nich: Obracajcie nimi, dopóki nie przyjdę. Lecz obywatele tego kraju nienawidzili go. Wysłali za nim poselstwo z zawiadomieniem, że nie chcą, aby nad nimi królował. Gdy jednak po otrzymaniu królestwa powrócił, rozkazał przywołać swoje sługi, którym powierzył pieniądze, żeby się dowiedzieć, jak każdy z nich nimi obracał. Przybył pierwszy i powiedział: Panie, twoja mina zarobiła dziesięć min. Odpowiedział mu: Znakomicie, sługo dobry, ponieważ byłeś sumienny w tym, co drobne, otrzymasz władzę nad dziesięcioma miastami. Przyszedł drugi i oświadczył: Panie, twoja mina przysporzyła pięć min. Temu więc odpowiedział: Ty władaj pięcioma miastami. Następny przyszedł i powiedział: Panie, oto twoja mina, którą przechowywałem w chuście. Bałem się bowiem ciebie, ponieważ jesteś człowiekiem wymagającym. Bierzesz, czego nie położyłeś, i zbierasz, czego nie posiałeś. Odpowiedział mu: Sługo gnuśny, osądzę cię na podstawie twoich słów. Wiedziałeś, że jestem człowiekiem wymagającym, że biorę, czego nie położyłeś, że zbieram, czego nie posiałem. Dlaczego więc nie dałeś moich pieniędzy do banku, abym po powrocie odebrał je z zyskiem? I polecił tym, którzy stali obok: Odbierzcie mu minę i dajcie temu, który ma dziesięć. Oni zaś powiedzieli: Panie, przecież ma już dziesięć min. Mówię wam: Każdemu, kto ma, będzie dodane, temu zaś, kto nie ma, zostanie odebrane i to, co ma. Ponadto przyprowadźcie tutaj moich wrogów, tych, którzy nie chcieli, abym nad nimi panował, i pozabijajcie ich w mojej obecności (Łk 19,12-27).
Bezsprzecznie powrót nieobecnego dostojnika przedstawia przyjście Jezusa. Kiedy to nastąpi, będziemy musieli zdać sprawę z tego, co zrobiliśmy z talentami, zdolnościami, posługami i sposobnościami, jakie nam dał, co w podobieństwie symbolizuje jedna mina wręczona każdemu słudze. Jeśli okażemy się wierni, zostaniemy wynagrodzeni przez Niego pochwałą oraz otrzymamy władzę, aby wraz z Nim rządzić i panować nad ziemią (zob. 2Tm 2,12; Ap 2,26-27; 5,10; 20,6). W podobieństwie symbolizuje to przekazanie wiernym sługom zarządu nad miastami.
Inne podobieństwo ilustruje niepodważalną słuszność przyszłego sądu:
Królestwo niebios jest bowiem podobne do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby wynająć robotników do swojej winnicy. Uzgodnił z robotnikami zapłatę jednego denara za dzień i posłał ich do winnicy. Około godziny trzeciej wyszedł ponownie i zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie. Im również powiedział: Idźcie i wy do winnicy, a i was sprawiedliwie wynagrodzę. Wtedy oni poszli. Około godziny szóstej i dziewiątej wyszedł znowu i postąpił tak samo. Gdy wyszedł jeszcze około godziny jedenastej, napotkał innych, którzy tam stali i zapytał: Dlaczego tu stoicie przez cały dzień i nie pracujecie? Oni odpowiedzieli: Bo nas nikt nie najął. Powiedział im: Idźcie i wy do winnicy. A kiedy nastał wieczór, pan winnicy polecił swojemu zarządcy: Zwołaj robotników i wypłać im należność, zaczynając od ostatnich, a kończąc na pierwszych. Gdy przyszli najęci około godziny jedenastej, otrzymali po denarze. Kiedy więc podeszli pierwsi, spodziewali się, że dostaną więcej, ale i oni otrzymali po denarze. Wzięli zapłatę, ale narzekali na gospodarza: Ci ostatni tylko godzinę przepracowali, a zrównałeś ich z nami, choć my znosiliśmy trudy dnia i spiekotę. Wtedy on odpowiedział: jednemu z nich: Przyjacielu, nie krzywdzę cię. Czyż nie zgodziłeś się za denara za dniówkę? Zabierz, co twoje i odejdź. Chcę bowiem tego ostatniego wynagrodzić tak samo jak ciebie. Czy z tym, co moje, nie wolno mi uczynić, co zechcę? Dlaczego zawistnym okiem patrzysz na to, że jestem dobry? Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi (Mt 20,1-16).
Jezus nie mówi, że wszyscy słudzy Boga otrzymają na końcu tę samą nagrodę, to byłoby niesprawiedliwe oraz sprzeczne z wieloma innymi tekstami (zob. na przykład Łk 19,12-27; 1Kor 3,8).
Jezus raczej pokazuje, że każdy Boży sługa zostanie nagrodzony za to, co w miarę swoich możliwości, dla Niego zrobił. „Jednogodzinni” robotnicy w podobieństwie Chrystusa pracowaliby cały dzień, gdyby mieli taką możliwość. Ale wykorzystali swoją szansę i zostali nagrodzeni na równi z tymi, którzy pracowali cały dzień.
Bóg daje swoim sługom różne sposobności. Niektórzy mają ogromne możliwości, służą otrzymanymi od Niego cudownymi darami i są błogosławieństwem dla tysięcy ludzi. Inni mają mniejsze możliwości i dary, jednak w końcu otrzymają taką samą nagrodę, jeśli tylko będą wierni w tym, co im Bóg powierzył.[1]
Nic nie jest ważniejsze od posłuszeństwa Bogu, i kiedyś wszyscy się o tym przekonają. Ludzie mądrzy już teraz to wiedzą i zgodnie z tym postępują!
Koniec mowy. Wszystkiego tego wysłuchawszy: Boga się bój i przykazań Jego przestrzegaj, bo cały w tym człowiek! Bóg bowiem każdą sprawę wezwie na sąd, wszystko, choć ukryte: czy dobre było czy złe (Kzn [Koh] 12,13-14).
Pozyskujący uczniów sługa Boga jest Mu posłuszny całym sercem i robi wszystko, co w jego mocy, aby do tego samego umotywować swych uczniów!
Do dalszego studiowania tego ważnego tematu przyszłego sądu zob. Mt 6,1-6.16-18; 10,41-42; 12,36-37; 19,28-29; 25,14-30; Łk 12,2-3; 14,12-14; 16,10-13; 1Kor 3,5-15; 2Tm 2,12; 1P 1,17; Ap 2,26-27; 5,10; 20,6.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
[1] . Przypowieść ta nie uczy też, że ci, którzy nawracają się w młodym wieku i wiernie przez wiele lat pracują, otrzymają taką samą nagrodę jak ci, którzy się opamiętali w ostatnim roku swego życia i wiernie służą Bogu tylko przez rok. Byłoby to niesprawiedliwe, i nie opierałoby się na zasadzie równych szans, jako że Bóg przez całe życie daje człowiekowi możliwość opamiętania się. Zatem ci, którzy pracowali dłużej, otrzymają większą nagrodę niż ci, którzy pracowali krócej.
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
Post to dobrowolne powstrzymanie się na jakiś czas od spożywania żywności oraz/lub płynów.
Biblia podaje wiele takich przykładów. Niektórzy przez okres postu rezygnowali z jedzenia czegokolwiek, inni ze spożywania tylko niektórych produktów żywnościowych. Przykładem tego ostatniego jest trzytygodniowy post Daniela, kiedy to nie jadł „wybornych potraw… mięsa ani wina” (Dn 10,3).
Znajdujemy też kilka przykładów ludzi, którzy nie przyjmowali ani jedzenia ani wody, ale ten rodzaj postu występuje rzadko i należy go traktować jako niezwykły, jeśli trwa ponad trzy dni. Kiedy na przykład Mojżesz pościł w ten sposób przez czterdzieści dni, gdy przebywał w obecności samego Boga, jego twarz jaśniała (zob. Wj 34,28-29). Niedługo potem powtórzył ten 40-dniowy post (zob. Pwt 9,9.18). Były to dwa zupełnie nadnaturalne posty i nikt nie powinien w tym względzie naśladować Mojżesza. Jest rzeczą niemożliwą, aby bez nadzwyczajnej pomocy Boga, przeżyć bez wody dłużej niż kilka dni. Odwodnienie prowadzi do śmierci. Natomiast większość zdrowych ludzi może przeżyć sporo tygodni bez jedzenia.
Pierwszorzędnym celem postu są korzyści płynące ze spędzenia dodatkowego czasu na modlitwie i szukaniu Pana. W Biblii nie ma prawie żadnej wzmianki o poście, który by się nie łączył z modlitwą, co sugeruje, że post bez modlitwy nie ma sensu. Na przykład obydwie wzmianki o poście w Dziejach Apostolskich mówią o modlitwie. W pierwszym przypadku (zob. Dz 13,1-3) prorocy i nauczyciele w Antiochii zwyczajnie „pełnili służbę Panu i pościli”. Wtedy otrzymali prorockie objawienie i w konsekwencji wysłali Pawła i Barnabę w ich pierwszą podróż misyjną. W drugim przypadku Paweł i Barnaba wyznaczali starszych w nowych kościołach w Galacji. Czytamy:
Kiedy w każdym kościele wśród modlitw i postów, przez włożenie rąk ustanowili im starszych, polecili ich Panu, w którego uwierzyli (Dz 14,23),
Może tutaj Paweł i Barnaba naśladowali przykład Jezusa, który spędził całą noc na modlitwie, zanim wybrał dwunastu (zob. Łk 6,12). Ważne decyzje, jak ustanawianie duchowych liderów, muszą być „przemodlone”, aż będziemy pewni, jakie jest prowadzenie Pana. Dzięki postowi możemy mieć więcej czasu na modlitwę w tej sprawie. Skoro Nowy Testament zaleca małżonkom chwilową abstynencję seksualną, aby mogli się bardziej oddać modlitwie (zob. 1Kor 7,5), to łatwo zrozumieć, iż chwilowe powstrzymanie się od jedzenia może służyć temu samemu celowi.[1]
Kiedy zatem potrzebujemy się modlić o Boże kierownictwo w sprawie ważnych duchowych decyzji, post się przydaje. O wiele innych potrzeb można się modlić stosunkowo krótko. Nie trzeba na przykład pościć, aby się pomodlić Modlitwą Pańską. Modlitwy o Boże kierownictwo trwają dłużej ze względu na trudności w „rozróżnieniu Bożego głosu w naszych sercach”, jako że „konkurują” z nim nasze niewłaściwe pragnienia czy motywacje, albo zwyczajnie brak nam pełnego oddania się Bogu. Uzyskanie pewności co do Jego kierownictwa może wymagać dłuższego okresu modlitwy i w takim przypadku post jest korzystny.
Oczywiście, samo poświęcanie czasu na modlitwę o jakikolwiek dobry cel jest duchowo korzystne. Dlatego post należy uważać za cudowny środek dający duchową siłę i skuteczność, o ile jest powiązany z modlitwą. Czytamy, że pierwsi apostołowie oddawali się „modlitwie i posłudze Słowa” (Dz 6,4). To z pewnością po części wyjaśnia sekret ich duchowej mocy i skuteczności.
Ustaliwszy niektóre biblijne powody postu w ramach Nowego Przymierza rozważmy też powody niebiblijne.
Niektórzy poszczą w nadziei, że dzięki temu Bóg szybciej odpowie na ich prośby. Jednak Jezus powiedział, iż odpowiedź na modlitwę zapewnia przede wszystkim wiara, a nie post (zob. Mt 21,22). Post nie jest narzędziem „przymusu wobec Boga” lub sposobem zakomunikowania Mu: – Lepiej mi odpowiedz, bo zagłodzę się na śmierć! – To nie jest post biblijny, ale strajk głodowy! Pamiętamy, jak Dawid pościł i modlił się przez kilka dni o to, by jego dziecko urodzone z Batszeby przeżyło. Jednak umarło, gdyż Bóg karcił Dawida. Post nie zmienił sytuacji. Dawid nie modlił się z wiarą, bo nie miał żadnej obietnicy, na której mógłby się oprzeć. Końcowy efekt pokazał, że właściwie modlił się i pościł wbrew Bożej woli.
Post nie jest też warunkiem przebudzenia. Nie czytamy w Nowym Testamencie, aby ktoś pościł w intencji przebudzenia. Apostołowie, posłuszni Jezusowi, zwyczajnie głosili ewangelię. Jeśli jakieś miasto ich nie przyjmowało, posłuszni Jezusowi, strzepywali kurz ze swoich stóp i szli do następnego (zob. Łk 9,5; Dz 13,49-51). Nie pozostawali na miejscu i nie pościli, próbując „zburzyć duchowe warownie” w oczekiwaniu na przebudzenie. Muszę wszak dodać, iż post połączony z modlitwą z pewnością może przynieść korzyść sługom ewangelii, czyniąc ich skuteczniejszymi nosicielami przebudzenia. Wielu z duchowych gigantów, o których czytamy w historii Kościoła, miało w zwyczaju modlić się i pościć.
Post nie jest środkiem „ujarzmiania ciała”, jako że chęć jedzenia jest pragnieniem uprawnionym i nie grzesznym, w odróżnieniu od oczywistych „żądz ciała”, wymienionych w Ga 5,19-21. Z drugiej strony post jest ćwiczeniem w opanowaniu ciała, a ta cnota jest potrzebna do chodzenia według Ducha a nie według ciała.
Poszczenie w celu udowodnienia swojej duchowości czy pokazania oddania Bogu to strata czasu i oznaka obłudy. Właśnie dlatego pościli faryzeusze i Jezus ich za to potępił (zob. Mt 6,16; 23,5).
Niektórzy poszczą, aby zdobyć zwycięstwo nad szatanem. Ale to niebiblijne. Pismo obiecuje, że jeśli odeprzemy szatana wiarą w Boże Słowo, ucieknie od nas (zob. Jk 4,7; 1P 5,8-9). Post nie jest konieczny.
Ale czyż Jezus nie powiedział, że niektóre demony można wypędzić tylko przez „modlitwę i post”?
Kiedy Jezus usłyszał wiadomość, że uczniowie nie potrafią uwolnić chłopca z władzy demona, najpierw ubolewał nad ich brakiem wiary (zob. Mt 17,17). Gdy uczniowie Go zapytali, dlaczego zawiedli, odpowiedział, że właśnie z powodu ich małej wiary (zob. Mt 17,20). Mógł też na marginesie dodać: „Tego rodzaju demonów nie można wypędzić inaczej, jak tylko przez modlitwę i post” (Mt 17,21). Powiedziałem, że mógł te słowa dodać na marginesie, gdyż są dowody, iż tego zdania nie było w oryginalnej Ewangelii Mateusza (zob. przekład ekumeniczny Nowego Testamentu), co oznacza, że Jezus mógł wcale tych słów nie powiedzieć.
Marek, relacjonując to samo wydarzenie, przytacza takie oto słowa Jezusa: „Tego rodzaju nie można wypędzić żadną inną mocą, jak tylko przez modlitwę” (Mk 9,29), a przypisy przekładu ekumenicznego podają, że w wielu rękopisach zostały w tym miejscu dodane słowa „i post”.
Gdyby Jezus faktycznie te słowa wypowiedział, to konkluzja, iż post jest konieczny do tego, by skutecznie wypędzać demony, i tak byłaby niewłaściwa. Jeśli Jezus komuś udziela władzy nad demonami, jak w przypadku dwunastu apostołów (zob. Mt 10,1), to ta osoba tę władzę ma, zaś post nie może jej wzmocnić. Oczywiście, post może dać nam więcej czasu na modlitwę, co potęguje duchową wrażliwość i wiarę w udzielone nam przez Boga pełnomocnictwo.
Pamiętajmy też, że jeśli Jezus faktycznie wypowiedział tamto zdanie, dotyczyło ono tylko jednego rodzaju demona. Chociaż uczniowie tym razem nie potrafili wypędzić tego konkretnego demona, to skutecznie wypędzili wiele innych demonów (zob. Łk 10,17).
Chodzi o to, że nie musimy pościć, żeby odnieść zwycięstwo nad szatańskimi atakami skierowanymi przeciw nam.
Niestety, niektórzy wierzący uczynili z postu religię, umieszczając go na pierwszorzędnym miejscu w swoim chrześcijańskim życiu. Natomiast w nowotestamentowych Listach nie ma ani jednej wzmianki o poście.[2] Nie ma żadnych wskazówek, skierowanych do wierzących, jak lub kiedy pościć. Nie ma też zachęty do poszczenia. To wskazuje, że post nie jest głównym wymogiem w naśladowaniu Jezusa.
O poście częściej wspomina Stary Testament. Zwykle był powiązany albo ze smutkiem po śmierci bliskiej osoby czy w czasie pokuty, albo z żarliwą modlitwą w okresach narodowego lub osobistego kryzysu (zob. Sdz 20,24-28; 1 Sm 1,7-8; 7,1-6; 31,11-13; 2 Sm 1,12; 12,15-23; 1Krl 21,20-29; 2Krn 20,1-3; Ezd 8,21-23; 10,1-6; Ne 1,1-4; 9,1-2; Est 4,1-3.15-17; Ps 35,13-14; 69,11; Iz 58,1-7; Dn 6,16-18; 9,1-3; Jl 1,13-14; 2,12-17; Jon 3,4-10; Za 7,4-5). Uważam, że nadal są to uzasadnione powody postu.
Stary Testament naucza, że oddawanie się postowi wówczas, gdy zaniedbuje się ważniejsze przykazania, jak troszczenie się o ubogich, jest pozbawione równowagi (zob. Iz 58,1-12; Za 7,1-4).
Z pewnością nie można Jezusa oskarżyć o nadmierne promowanie postu. Faryzeusze krytykowali Go za to, że go nie praktykuje (zob. Mt 9,14-15). Zganił ich za to, że przedkładali post nad ważniejsze sprawy duchowe (zob. Mt 23,23; Łk 18,9-12).
Z drugiej strony Jezus w Kazaniu na górze mówił swoim naśladowcom o poście. Pouczał, by pościli z właściwych pobudek, i wyraził oczekiwanie, iż będą od czasu do czasu pościć. Obiecał im, iż Bóg wynagrodzi ich post. Sam też do pewnego stopnia praktykował post (zob. Mt 17,21). I zapowiedział, że nadejdzie czas, gdy uczniowie będą pościć, kiedy zostanie od nich zabrany (zob. Łk 5,34-35).
Jak wspomniałem wcześniej, wszystkie 40-dniowe posty opisane w Biblii można sklasyfikować jako nadnaturalne. Rozważaliśmy dwa posty Mojżesza, odbywane w obecności Boga. Eliasz również pościł przez czterdzieści dni, ale wcześniej był karmiony przez anioła (zob. 1Krl 19,5-8). Czterdziestodniowy post Jezusa był również wyraźnie nadnaturalny. Został poprowadzony przez Ducha Świętego na pustynię. Tam pod koniec postu doświadczał nadnaturalnych pokus ze strony szatana. Wreszcie odwiedzili go aniołowie (zob. Mt 4,1-11). Posty 40-dniowe nie są biblijną normą.
Jeśli ktoś dobrowolnie powstrzymuje się od spożycia posiłku, aby poświęcić czas na szukanie Pana, to wtedy pości. Pomysł, żeby post trwał po kilka dni, jest błędny.
Oba posty wspomniane w Dziejach Apostolskich, o jakich mówiliśmy (zob. Dz 13,1-3; 14,23), najwyraźniej nie były bardzo długie. Mogły polegać na rezygnacji z jednego posiłku.
Ponieważ post służy głównie szukaniu Pana, zalecałbym, aby pościć tak długo, aż uzyskamy to, czego pragniemy od Boga.
Pamiętajmy, post nie jest po to, by zmuszać Boga do odpowiedzi. Może tylko poprawić naszą wrażliwość na Ducha Świętego. Bóg do nas mówi niezależnie od tego, czy pościmy czy nie. Trudność polega na tym, by odróżnić Jego kierownictwo od własnych pragnień.
Post wpływa na nasze ciało w różnoraki sposób. Możemy odczuwać osłabienie, zmęczenie, bóle głowy, nudności, oszołomienie, skurcze żołądka, itd. Jeśli ktoś ma nawyk picia kawy, herbaty lub innych napojów z kofeiną, niektóre z tych objawów można wytłumaczyć odstawieniem kofeiny. W takich wypadkach dobrze jest wyeliminować te napoje ze swojej diety na kilka dni przed postem. Jeśli ktoś pości w miarę regularnie, odkryje, że każdy kolejny post znosi łatwiej, chociaż zwykle odczuje osłabienie przez pierwszy tydzień lub dwa.
Podczas postu trzeba pić dużo czystej wody, aby się nie odwodnić.
Post należy przerywać ostrożnie i powoli, zwłaszcza jeśli był długotrwały. Gdy nasz żołądek nie trawił stałego pożywienia przez trzy dni, byłoby nierozsądne nagle zjeść coś ciężkostrawnego. Lepiej zacząć od soków i potraw lekkostrawnych. Po dłuższym poście układ trawienny potrzebuje dłuższego czasu do przystosowania się, żeby jeść normalnie. Zrezygnowanie z jednego czy dwóch posiłków nie wymaga okresu przejściowego.
Niektórzy są przekonani, że ostrożne i umiarkowane poszczenie wpływa pozytywnie na nasze zdrowie, i ja podzielam ten pogląd. Wysłuchałem świadectw wielu ludzi chorych, którzy podczas postu wyzdrowieli. Uważa się, że post to sposób na odpoczynek dla organizmu i jego oczyszczenie. Z tego powodu pierwszy post może być najtrudniejszy. Taka osoba najbardziej potrzebuje oczyszczenia swych organów wewnętrznych.
Odczucie fizycznego głodu zwykle ustaje po okresie dwóch do czterech dni postu. Kiedy powraca (zwykle po kilku tygodniach), jest to znak, aby ostrożnie post kończyć, jako że zaczyna się faza głodzenia organizmu, który po wykorzystaniu całego nagromadzonego tłuszczu zaczyna spalać żywotne komórki. Czytamy, że Jezus poczuł głód po 40 dniach postu i wtedy go zakończył (zob. Mt 4,2).
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
[1] . Angielskie tłumaczenie Króla Jakuba [a także polska Biblia Gdańska] zalecają obopólną zgodę małżonków na powstrzymanie się od fizycznego współżycia, aby oddać się „postowi i modlitwie”. Współczesne tłumaczenia w większości mówią tylko o modlitwie.
[2] . Jedynym wyjątkiem byłaby pawłowa wzmianka o poście małżonków w 1Kor 7,5, ale znajdujemy ją tylko w angielskiej Biblii Króla Jakuba [oraz w polskiej Biblii Gdańskiej]. O wymuszonym poście czytamy w Dz 27,21.33-34; 1Kor 4,11 oraz 2Kor 6,5; 11,27. Nie były to jednak posty mające jakiś duchowy cel, ale spowodowane trudnymi okolicznościami lub brakiem pożywienia.
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
Większość chrześcijan wie, że po śmierci ludzie idą albo do nieba albo do piekła. Nie wszyscy jednak rozumieją, że niebo nie jest ostatecznym miejscem zamieszkania sprawiedliwych, a Hades nie jest ostatecznym miejscem zamieszkania niesprawiedliwych.
Kiedy umierają naśladowcy Jezusa Chrystusa, ich duch/dusza natychmiast idzie do nieba, gdzie mieszka Bóg (zob. 2Kor 5,6-8; Flp 1,21-23; 1Tes 4,14). Kiedyś w przyszłości Bóg stworzy nowe niebo i nową ziemię. Wówczas Nowe Jeruzalem zstąpi z nieba na ziemię (zob. 2P 3,13; Ap 21,1-2) i sprawiedliwi zamieszkają tam na zawsze.
Niesprawiedliwi po śmierci natychmiast idą do Hadesu, miejsca, gdzie tymczasowo oczekują na zmartwychwstanie ciał. Owego dnia staną przed Bożym tronem sędziowskim, a następnie zostaną wrzuceni do jeziora płonącego ogniem i siarką, nazywanego w Biblii Gehenną. Przyjrzymy się temu wszystkiemu bliżej w oparciu o Biblię.
Aby lepiej zrozumieć los niesprawiedliwych po śmierci, musimy przestudiować jedno hebrajskie słowo ze Starego Testamentu oraz trzy greckie z Nowego. Chociaż te trzy słowa określają trzy różne miejsca, często są tłumaczone w różnych wersjach Biblii jako piekło, co może być dla czytelników mylące.
Przyjrzyjmy się najpierw hebrajskiemu słowu Szeol. Występuje ono w Starym Testamencie ponad 60 razy. Najwyraźniej dotyczy miejsca przebywania niesprawiedliwych po śmierci. Kiedy na przykład Korach oraz jego zwolennicy zbuntowali się przeciw Mojżeszowi na pustyni, Bóg ich pokarał w ten sposób, że rozstąpiła się ziemia i ich pochłonęła wraz z dobytkiem. Pismo mówi, że wpadli do Szeolu:
Wpadli razem ze wszystkim, co do nich należało, żywcem do Szeolu, a ziemia zamknęła się nad nimi. Tak zniknęli spośród społeczności (Lb 16,33).
Później Bóg ostrzegł Izraelitów, że Jego gniew rozpalił ogień, który płonie w Szeolu:
Zapłonął żar mego gniewu, co sięga do głębin Szeolu, pożera ziemię z plonami, podwaliny gór zapala (Pwt 32,22).
Król Dawid tak się wyraził:
Niech wrócą bezbożni do Szeolu, wszystkie narody, które zapomniały o Bogu (Ps 9,18).
W sprawie niesprawiedliwych się modlił:
Niech śmierć na nich spadnie, niech żywcem wpadną do Szeolu, bo w ich domach i pomiędzy nimi panuje przewrotność! (Ps 55,16).
Ostrzegając młodzieńców przed sztuczkami nierządnicy mądry Salomon napisał:
Dom jej drogą jest do Szeol, co w podwoje śmierci prowadzi… Nie myśli się o tym, że tam bawią zmarli, jej zaproszeni – w głębinach Szeol (Prz 7,27; 9,18).
Napisał też inne przysłowia, które utwierdzają nas w przekonaniu, że w Szeolu na pewno nie znajdą się sprawiedliwi:
Dla mądrego droga życia – w górę, by uniknąć Szeolu, co w dole (15,24).
Ty go uderzysz rózgą, a od Szeolu zachowasz mu duszę (23,14).
I wreszcie, zapowiadając Jezusowy opis piekła, Izajasz proroczo mówił o królu Babilonu, który się wywyższył, ale miał zostać strącony do Szeolu:
Podziemny Szeol poruszył się przez ciebie, na zapowiedź twego przybycia; dla ciebie obudził cienie zmarłych, dla wszystkich wielmożów ziemi; kazał powstać z tronów wszystkim królom narodów. Wszyscy oni zabierają głos, by ci powiedzieć: „Ty również padłeś bezsilny jak i my, stałeś się do nas podobny! Do Szeolu strącony twój przepych i dźwięk twoich harf. Robactwo jest twoim posłaniem, robactwo też twoim przykryciem. Jakże spadłeś z niebios, Jaśniejący, Synu Jutrzenki? Jakże runąłeś na ziemię, ty, który podbijałeś narody? Ty, który mówiłeś w swym sercu: Wstąpię na niebiosa; powyżej gwiazd Bożych postawię swój tron. Zasiądę na Górze Obrad, na krańcach północy. Wstąpię na szczyty obłoków, podobny będę do Najwyższego. Jak to? Strąconyś do Szeolu na samo dno Otchłani!” Którzy cię ujrzą, utkwią wzrok w tobie, zastanowią się nad tobą: „Czyż to nie ten, który trząsł ziemią, który obalał królestwa, który świat cały zamieniał w pustynię, a miasta jego obracał w perzynę, który swych jeńców nie zwalniał do domu?” (Iz 14,9-17)
Te i podobne teksty przekonują nas, że Szeol zawsze był i nadal jest miejscem męki, gdzie są uwięzieni niesprawiedliwi po śmierci. A dowodów jest więcej.
Jest jasne, że greckie słowo Hades oznacza to samo miejsce co hebrajskie słowo Szeol. Na dowód tego wystarczy porównać Ps 16,10 z Dz 2,27, gdzie jest cytowany:
Bo nie opuścisz mej duszy w Szeolu i nie skażesz wiernego na zagładę [ang. – nie dopuścisz, aby Twój Święty doznał skażenia] (Ps 16,10).
… nie zostawisz Mojej duszy w otchłani (gr. w Hadesie) ani nie dopuścisz, aby Twój Święty doznał skażenia (Dz 2,27).
Ciekawe, że we wszystkich dziesięciu przypadkach występowania słowa Hades w Nowym Testamencie, zawsze oznacza ono coś negatywnego, miejsce udręk, gdzie niesprawiedliwi są więzieni po śmierci (zob. Mt 11,23; 16,18; Łk 10,15; 16,23; Dz 2,27; 2,31; Ap 1,18; 6,8; 20,13-14). Wszystko to wskazuje, że Szeol/Hades był i jest miejscem przebywania niesprawiedliwych po śmierci, miejscem udręk.[1]
Wróćmy do Psalmu 61,10 oraz Dz 2,27, gdzie Piotr cytuje ten tekst; oba wersety wskazują, iż Szeol i Hades są tym samym miejscem. W swoim kazaniu w dzień Pięćdziesiątnicy Piotr stwierdził, że w Ps 61,10 Dawid nie mówi o sobie, ale proroczo o Chrystusie, gdyż ciało Dawida, inaczej niż Chrystusa, uległo skażeniu (zob. Dz 2,29-31). Wobec tego rozumiemy, że w Ps 61,10 to faktycznie Jezus zwraca się do Ojca, wyrażając przekonanie, że Ojciec nie opuści Jego duszy w Szeolu ani nie pozwoli, by Jego ciało doznało skażenia.
Niektórzy tę wypowiedź Jezusa interpretują jako dowód na to, iż Jego dusza zstąpiła do Szeolu/Hadesu podczas trzech dni pomiędzy śmiercią a zmartwychwstaniem. Ale właściwie nic na to nie wskazuje. Jeszcze raz zauważmy, co dokładnie Jezus mówi do Ojca:
Bo nie opuścisz mej duszy w Szeolu i nie skażesz wiernego na zagładę [ang – nie dopuścisz, aby Twój Święty doznał skażenia] (Ps 16,10).
Jezus nie mówił Ojcu: – Wiem, iż moja dusza spędzi kilka dni w Szeolu/Hadesie, ale wierzę, że mnie tam nie opuścisz. – Mówił raczej: – Wierzę, że kiedy umrę, nie zostanę potraktowany jak niesprawiedliwi, moja dusza nie zostanie opuszczona w Szeolu/Hadesie. Nie spędzę tam nawet minuty. Wiem, że zamierzasz mnie wzbudzić w ciągu trzech dni i nie pozwolisz na skażenie mojego ciała.
Taka interpretacja jest z pewnością uzasadniona. Kiedy Jezus mówił: „Nie dopuścisz, aby Twój Święty doznał skażenia”, to rozumiemy, że przez te trzy dni ciało Jezusa nie ulegało stopniowemu rozkładowi, by podczas zmartwychwstania zostać odnowione. Raczej chodzi o to, że ono nie podlegało żadnemu skażeniu, od chwili śmierci aż do zmartwychwstania.
Podobnie stwierdzenie, że Jego dusza nie zostanie opuszczona w Szeolu/Hadesie, nie trzeba interpretować, jakoby przez kilka dni pozostawał w Szeolu/Hadesie, ale ostatecznie nie został tam opuszczony.[2] Chyba raczej to znaczy, że Jego dusza nie miała zostać potraktowana tak jak dusze niesprawiedliwych, opuszczone w Szeolu/Hadesie. Nie miała tam spędzić ani minuty.
Pamiętajmy, że Jezus powiedział uczniom, iż spędzi trzy dni i noce w głębi ziemi (zob. Mt 12,40). Nie wydaje się, że chodzi tu o przebywanie Jego ciała przez trzy dni w grobie, jako że grób trudno uważać za „głębię ziemi”. Musiał raczej mówić o tym, że Jego duch/dusza będzie głęboko w ziemi. Możemy zatem wywnioskować, iż Jego duch/dusza od śmierci do zmartwychwstania nie była w niebie. Jezus potwierdził to po zmartwychwstaniu, mówiąc do Marii, że jeszcze nie wstąpił do Ojca (zob. J 20,17).
Wiemy też, że skruszonemu złoczyńcy na krzyżu obiecał, że ten znajdzie się z Nim tego samego dnia w raju (zob. Łk 23,43). Biorąc pod uwagę wszystkie te fakty wiemy, że duch /dusza Jezusa spędził(a) trzy dni i noce w głębi ziemi. Przynajmniej przez część tego okresu przebywał w miejscu zwanym „rajem”, którego nazwa nie wydaje się być właściwym synonimem Szeolu/Hadesu, miejsca udręki!
Wszystko to nasuwa wniosek, że w głębi ziemi, obok Szeolu/Hadesu, musi być miejsce zwane rajem. Tę ideę bezsprzecznie podpiera opowiedziana przez Jezusa historia o dwóch ludziach, którzy umarli, o niesprawiedliwym bogaczu i sprawiedliwym Łazarzu. Przeczytajmy ją:
Był pewien bogacz, który ubierał się w purpurę i bisior i każdego dnia wystawnie ucztował. Przed jego bramą leżał pewien owrzodziały żebrak imieniem Łazarz, który pragnął zaspokoić głód tym, co spadało ze stołu bogacza. Lecz tylko psy przychodziły i lizały jego wrzody. I umarł biedak, i został zaniesiony przez aniołów w objęcia Abrahama. Umarł też bogacz i został pogrzebany. A gdy cierpiąc męki w krainie umarłych, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza w jego objęciach. Wtedy zawołał: Ojcze Abrahamie! Zmiłuj się nade mną i poślij Łazarza, żeby umoczył koniec palca w wodzie i zwilżył mi język, ponieważ bardzo cierpię w tym płomieniu. Abraham jednak powiedział: Dziecko, przypomnij sobie, że za życia odebrałeś swoje dobro, podobnie jak Łazarz zło. Teraz on tu doznaje pociechy, a ty męki. Poza tym pomiędzy nami a wami rozpościera się tak wielka przepaść, że nikt, choćby chciał, nie może wejść stąd do was ani stamtąd przedostać się do nas (Łk 16,19-26).
To jasne, że i Łazarz i bogacz nie pozostali w swych ciałach po śmierci, ale dotarli każdy do swojego miejsca jako duch/dusza.
Zauważmy, że bogacz znalazł się w Hadesie, ale widział Łazarza w innym miejscu, wraz z Abrahamem. W istocie czytamy, że Łazarz był w „objęciach Abrahama”, co nie oznacza jakiegoś miejsca ale przypuszczalnie odnosi się do pociechy, jaką otrzymywał od Abrahama po przybyciu na to miejsce.
Jaka odległość dzieliła bogacza od Łazarza po ich śmierci?
Dowiadujemy się, że bogacz ujrzał Łazarza „z daleka”, a między nimi „rozpościera się wielka przepaść”. A zatem określenie odległości jest sprawą spekulacji. Wydaje się jednak, że dzieliła ich odległość mniejsza niż pomiędzy głębią ziemi a niebem. Inaczej bogacz nie mógłby widzieć Łazarza (bez nadnaturalnej pomocy) i nie byłoby potrzeby wspominać o „rozpościerającej się wielkiej przepaści” pomiędzy tymi dwoma miejscami, aby nie dopuścić do przejścia z jednego do drugiego. Ponadto bogacz „zawołał” na Abrahama, a ten mu odpowiedział. Należałoby więc domniemywać, że byli wystarczająco blisko siebie, by rozmawiać przez „wielką przepaść”.
Wobec powyższego uważam, że Łazarz nie znajdował się w miejscu, które nazywamy niebem, ale w oddzielnym „przedziale” wewnątrz ziemi.[3] Musiało to być miejsce, które Jezus, zwracając się do skruszonego złoczyńcy, nazwał rajem. To do tego raju w głębi ziemi szli po śmierci starotestamentowi sprawiedliwi. Poszedł tam Łazarz, a także Jezus i skruszony złoczyńca.
Tam też najwyraźniej poszedł po śmierci prorok Samuel. W 1Sm 28 czytamy, że gdy Bóg zezwolił duchowi zmarłego Samuela pojawić się i rozmawiać proroczo z Saulem, wróżka z Endor opisała Samuela jako „istotę pozaziemską, wyłaniającą się z ziemi” (1Sm 28,13). Sam Samuel spytał Saula: „Dlaczego nie dajesz mi spokoju i wywołujesz mnie [ang. każesz mi wstępować]?” (1Sm 28,15). Najwyraźniej duch/dusza Samuela przebywał(a) w raju w ziemi.
Pismo wydaje się potwierdzać, iż w momencie zmartwychwstania Chrystusa raj został opróżniony i starotestamentowi sprawiedliwi, którzy zmarli, zostali wzięci z Jezusem do nieba. Czytamy, że kiedy Jezus wstąpił do nieba z najniższych obszarów ziemi, „powiódł za sobą jeńców” (Ef 4,8-9 BW; Ps 68,19). Przypuszczam, że tymi więźniami byli wszyscy mieszkańcy raju. Jezus na pewno nie uwolnił nikogo z Szeolu/Hadesu![4]
Czytamy też, że w jakimś momencie pomiędzy swoją śmiercią a zmartwychwstaniem Jezus zwiastował grupie bezcielesnych duchów:
Przecież i Chrystus raz cierpiał za grzechy, sprawiedliwy za niesprawiedliwych, aby przyprowadzić was do Boga. Zabity wprawdzie w ciele, przez Ducha jednak został ożywiony. W Nim też poszedł i ogłosił ocalenie duchom zamkniętym w więzieniu, nieposłusznym wówczas, gdy Bóg wyczekiwał cierpliwie za dni Noego, kiedy była budowana arka. W niej tylko niewielu, to jest osiem dusz, zostało uratowanych przez wodę (1P 3,18-20).
Ten urywek Pisma na pewno nasuwa pytania, na które nie znam odpowiedzi. Dlaczego Jezus miałby głosić garstce nieposłusznych ludzi, którzy zginęli podczas potopu? Co im mówił?
Tak czy owak tekst ten wydaje się potwierdzać, iż Jezus nie spędził wszystkich trzech dni i nocy od śmierci do zmartwychwstania w raju.
Kiedy obecnie umiera ciało sprawiedliwych, ich duch/dusza idzie od razu do nieba (zob. 2Kor 5,6-8; Flp 1,21-23; 1Tes 4,14).
Niesprawiedliwi nadal idą do Szeolu/Hadesu, gdzie cierpią udręki i oczekują zmartwychwstania swych ciał, ostatecznego sądu i wtrącenia do „ognistego jeziora”, miejsca innego niż Szeol/Hades.
To ogniste jezioro jest określane trzecim greckim słowem, gehenna, czasem także tłumaczonym jako piekło. Gehenna to wysypisko śmieci za murami Jerozolimy w dolinie Hinnom. Było to gnijące składowisko, pełne robactwa, którego część nieustannie dymiła i paliła się ogniem.
Mówiąc o gehennie Jezus miał na myśli miejsce, dokąd zostaną wtrąceni ludzie w ciele. Powiedział na przykład:
Jeśli twoja prawa ręka jest powodem twojego upadku, odetnij ją i wyrzuć. Lepiej bowiem będzie dla ciebie, gdy stracisz jedną część ciała, niż gdybyś miał cały [ang. twoje całe ciało] zginąć w Gehennie… Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, lecz duszy zabić nie mogą. Bójcie się raczej tego, który duszę i ciało może zatracić w Gehennie (Mt 5,30; 10,28).
Gehenna i Hades nie mogą być tym samym miejscem, gdyż Biblia powiada, że niesprawiedliwi idą do Hadesu jako duchy/dusze bez ciał. Dopiero po tysiącletnim panowaniu Chrystusa ciała niesprawiedliwych zostaną wzbudzone i staną przed Bożym sądem, a następnie zostaną wtrącone do „ognistego jeziora” czyli Gehenny (zob. Ap 20,5.11-15). Co więcej, kiedyś sam Hades zostanie wtrącony do tego jeziora ognistego (zob. Ap 20,14), musi być więc miejscem innym niż ogniste jezioro.
Czwartym greckim słowem często tłumaczonym w Biblii jako piekło jest taratros. W Nowym Testamencie występuje tylko raz:
Jeśli bowiem Bóg nie oszczędził aniołów, którzy zgrzeszyli, lecz strącił ich do Tarataru i wydał więzom mroku, aby byli strzeżeni na sąd… (2P 2,4).
Taratar jest uważany za specjalne więzienie dla niektórych aniołów którzy zgrzeszyli. Dlatego nie jest to ani Szeol/Hades ani Gehenna. Juda także napisał o uwięzionych aniołach:
Aniołów, którzy nie zachowali swojego pierwotnego stanu, lecz opuścili własne mieszkanie, trzyma w ciemnościach do wielkiego dnia sądu, związanych nierozerwalnymi więzami (Jud 6).
Kiedy umiera osoba niepojednana z Bogiem, nie ma już możliwości opamiętania się. Jej los jest przypieczętowany. Czytamy: „I tak jak zostało postanowione w stosunku do ludzi, że raz umrą, a potem będzie sąd…” (Hbr 9,27).
Piekło jest wieczne i ci, którzy tam trafiają, nie mają żadnej nadziei na ucieczkę. Mówiąc o potępieniu czekającym niesprawiedliwych, Jezus powiedział: „I pójdą ci na karę wieczną, sprawiedliwi zaś do życia wiecznego” (Mt 25,46). Kara dla niesprawiedliwych w piekle jest tak samo wieczna, jak wieczne życie dla sprawiedliwych.
Podobnie pisał Paweł:
Jest bowiem sprawiedliwe u Boga odpłacać uciskiem tym, którzy was uciskają, a wam uciskanym, i nam, dać ulgę, gdy Pan Jezus objawi się z nieba z aniołami Jego mocy w płomieniach ognia i ukarze tych, którzy nie uznają Boga i nie są posłuszni Ewangelii naszego Pana Jezusa. Karą dla nich będzie wieczna zagłada z dala od oblicza Pana i od chwały Jego mocy (2Tes 1,6-9).
Piekło to miejsce nieopisanej agonii, niekończącej się nigdy kary. Uwięzieni tam na zawsze niesprawiedliwi będą na wieki odczuwać własną winę i cierpieć w nieugaszonym ogniu z powodu Bożego gniewu.
Jezus nazwał piekło „ciemnościami na zewnątrz”, gdzie będzie „płacz i zgrzytanie zębów”, miejscem, „gdzie robak ich nie umiera i ogień nie gaśnie” (Mt 22,13; Mk 9,44). Jakżeż powinniśmy ostrzegać ludzi przed tym miejscem i opowiadać im o zbawieniu dostępnym jedynie w Chrystusie!
Jedna denominacja naucza o czyśćcu, gdzie wierzący będą przez jakiś czas cierpieć, aby się oczyścić z grzechów i zasłużyć na niebo, jednak Biblia nic o tym nie mówi.
Kiedy umiera wierzący, jego duch natychmiast idzie do nieba, by przebywać z Panem. Paweł przedstawił to bardzo jasno, kiedy pisał o własnej śmierci:
Dla mnie bowiem życie to Chrystus, a śmierć to zysk. Jeśli jednak żyć w ciele oznacza dla mnie owocnie pracować – to nie wiem, co wybrać. Obydwie możliwości są przede mną: chciałbym umrzeć i być z Chrystusem, bo to znacznie lepsze… (Flp 1-21-23).
Paweł pragnął odejść, by po śmierci być z Chrystusem. Jego duch nie przeszedłby w jakiś stan nieświadomości czekając na zmartwychwstanie (jak niektórzy, niestety, uważają).
Zauważmy też, że dla Pawła byłby to zysk. Stwierdzenie takie byłoby prawdziwe tylko wtedy, gdyby po śmierci poszedł do nieba.
Powiedział też, że duch wierzącego po wyjściu z ciała „zamieszkuje z Panem”:
Zawsze więc mamy ufność i wiemy, że jak długo pozostajemy w ciele, tak długo jesteśmy z daleka od Pana… chcemy raczej opuścić nasze ciało i zamieszkać z Panem (2Kor 6,8).
Potwierdzają to inne jego słowa:
Nie chcemy też, bracia, abyście pozostawali w niewiedzy co do tych, którzy umierają i się smucili, jak ci, którzy nie mają nadziei. Jeśli bowiem wierzymy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, to i tych, którzy umarli w Jezusie, Bóg poprowadzi razem z Nim (1Tes 4,13-14).
W chwili powrotu Jezus przyprowadzi ze sobą z nieba „tych, którzy umarli”, a zatem teraz muszą być z Nim w niebie.
Jakie jest niebo? Swoim ograniczonym umysłem nie jesteśmy w stanie w pełni pojąć całej chwały, jaka nas tam czeka, a Biblia podaje nam tylko jej przebłysk. Najwspanialszym faktem dla wierzących jest to, że w niebie ujrzymy twarzą w twarz naszego Pana i Zbawiciela, Jezusa oraz Boga, naszego Ojca. Zamieszkamy w „domu Ojca”:
W domu Mojego Ojca jest wiele mieszkań. Jeśliby tak nie było, to czy powiedziałbym wam, że idę przygotować wam miejsce? Gdy pójdę i przygotuję wam miejsce, znowu przyjdę i zabiorę was do siebie, abyście tam, gdzie Ja jestem i wy byli (J 14,2-3).
Gdy się tam znajdziemy, zrozumiemy wiele tajemnic, których teraz nie potrafimy pojąć. Paweł pisał:
Teraz bowiem widzimy niejasno, jakby w zwierciadle, kiedyś ujrzymy twarzą w twarz. Teraz poznaję cząstkowo, ale kiedyś poznam tak, jak zostałem poznany (1Kor 13,12).
Najpełniejszy obraz nieba podaje nam księga Apokalipsy. Przedstawione jako miejsce aktywnej działalności, cudownego piękna, nieograniczonej różnorodności oraz niewymownej radości. Niebo nie jest miejscem, gdzie ludzie tylko siedzą na chmurach i cały dzień brzdąkają na harfach!
Jan, otrzymawszy wizję nieba, najpierw zauważył tron Boga, ośrodek wszechświata:
Zaraz doznałem zachwycenia w duchu: oto tron stał w niebie, a na tronie Ktoś siedział. Ten, który siedział z wyglądu podobny był do kamienia jaspisu i krwawnika, a dookoła tronu była tęcza podobna do szmaragdu. Wokół tronu były dwadzieścia cztery trony. Na tronach siedziało dwudziestu czterech Starszych, którzy byli odziani w białe szaty, a na głowach mieli złote wieńce. Od tronu wychodziły błyskawice, głosy i gromy, a przed tronem paliło się siedem lamp ognistych, które są siedmioma Duchami Boga. Przed tronem też znajdowało się jakby szklane morze podobne do kryształu. Pośrodku tronu natomiast i wokół tronu były cztery istoty żyjące, pełne oczu z przodu i z tyłu. Pierwsza istota żyjąca podobna była do lwa, druga podobna do wołu, trzecia miała twarz jakby ludzką, a czwarta podobna była do orła w locie. Każda zaś z czterech istot żyjących miała po sześć skrzydeł, dookoła i wewnątrz były pełne oczu. I bez odpoczynku, dniem i nocą mówią: Święty, Święty, Święty. Pan, Bóg, Wszechmogący, Ten, który był i który jest, i który przychodzi. A kiedy istoty żyjące oddadzą chwałę, cześć i dziękczynienie Siedzącemu na tronie i Żyjącemu na wieki wieków, wtedy dwudziestu czterech Starszych upada przed Siedzącym na tronie, oddaje pokłon Żyjącemu na wieki wieków i rzuca swoje wieńce przed tronem, mówiąc: Jesteś godny, nasz Panie i Boże, wziąć chwałę i cześć, i moc, ponieważ Ty wszystko stworzyłeś, i z Twojej woli to było, i zostało stworzone (Ap 4,2-11).
Jan, używając ziemskich pojęć, opisał tak jak potrafił to, czego nie da się porównać do czegokolwiek na ziemi. Oczywiście, w żaden sposób nie pojmiemy wszystkiego, co zobaczył, dopóki nie ujrzymy tego sami. Ale bezsprzecznie czytanie o tym jest inspirujące.
Najbardziej frapujące urywki o niebie znajdujemy w rozdziałach 21 i 22 Apokalipsy, gdzie Jan opisał Nowe Jeruzalem, które obecnie jest w niebie, ale zstąpi na ziemię po tysiącletnim panowaniu Chrystusa:
I przeniósł mnie w duchu na górę wielką i wysoką, i pokazał mi miasto Jeruzalem, zstępujące z nieba od Boga, mające chwałę od Boga. Jego blask był podobny do blasku drogocennego kamienia, jakby jaspisu, przezroczystego jak kryształ. Miało mur wielki i wysoki, miało dwanaście bram, a na bramach dwunastu aniołów… Ten, który mówił ze mną miał miarę, trzcinę złotą, by zmierzyć miasto, jego bramy i mur. A miasto ma kształt czworoboku, i jego długość jest taka sama, jak i szerokość. I zmierzył miasto trzciną. Jego długość, szerokość i wysokość są równe… A jego mur jest zbudowany z jaspisu, a miasto z czystego złota, podobnego do przezroczystego szkła… A dwanaście bram to dwanaście pereł. Każda z bram jest z jednej perły. A główna ulica miasta jest z czystego złota, przezroczystego jak szkło. Ale świątyni w nim nie zobaczyłem, bo jego świątynią jest Pan, Bóg Wszechmogący i Baranek. I miasto nie potrzebuje słońca ani księżyca, aby mu świeciły, bo oświetliła je chwała Boga, a jego lampą jest Baranek… I pokazał mi rzekę wody życia, lśniącą jak kryształ, wypływającą spod tronu Boga i Baranka. Pomiędzy główną ulicą miasta a rzeką, i stamtąd, jest drzewo życia, które rodzi dwanaście owoców, wydając owoc w każdym miesiącu. A liście tego drzewa służą do leczenia narodów. I nic już nie będzie obłożone klątwą. A w mieście będzie tron Boga i Baranka, i Jego słudzy będą Mu służyć. I będą oglądali Jego oblicze, i Jego imię będą mieli na czołach. I nocy już nie będzie, i nie będą już potrzebowali światła lampy i światła słońca, bo Pan, Bóg, będzie im świecił i będą królować na wieki wieków (Ap 21,10 – 22,5).
Każdy naśladowca Jezusa może oczekiwać tych wszystkich cudowności, jeśli wytrwa w wierze. Niewątpliwie przez pierwsze kilka dni w niebie będziemy mówić do siebie: – O, właśnie to Jan próbował opisać w księdze Apokalipsy!
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
[1] . Niektórzy tezę, iż Szeol był miejscem, do którego trafiali po śmierci sprawiedliwi, próbują udowodnić w oparciu o kilka tekstów, takich jak Rdz 37,35; Hi 14,13, Ps 89,49; Koh (Kzn) 9,10 oraz Iz 38,9-10. Biblijny materiał dowodowy nie jest tu zbyt przekonujący. Jeśli do Szeolu trafiali po śmierci i niesprawiedliwi i sprawiedliwi, to musiał się składać z dwóch oddzielnych przedziałów: nieba i raju. I to właśnie twierdzą propagatorzy tej koncepcji.
[2] . Osoby podpisujące się pod tą właśnie interpretacją muszą zatem zgodzić się z jedną z dwóch innych teorii. Jedna zakłada, że Szeol/Hades był nazwą miejsca, gdzie przebywali po śmierci zarówno niesprawiedliwi jak i sprawiedliwi, podzielonego na dwa przedziały – miejsce mąk oraz raj, do którego poszedł Jezus. Według drugiej teorii Jezus przez trzy dni i noce znosił udręki potępionych w płomieniach Szeolu/Hadesu, cierpiąc w całej rozciągłości karę za grzech w zastępstwie za nas. Trudno obie teorie udowodnić na podstawie Pisma, a poza tym żadna z nich nie jest potrzebna, jeśli Jezus w ogóle w Szeolu/Hadesie nie przebywał. A to właśnie oznacza Jego stwierdzenie. W odniesieniu do drugiej teorii, Jezus przez trzy dni i noce od śmierci do zmartwychwstania nie cierpiał udręk ludzi potępionych, ponieważ nasze odkupienie zostało wyjednane Jego cierpieniem na krzyżu (zob. Kol 1,22), a nie Jego rzekomymi udrękami w Szeolu/Hadesie.
[3] . Zauważmy, że zarówno Łazarz jak i bogacz, choć oddzieleni od ciała, byli świadomi i posiadali nadal swoje funkcje, jak wzrok, dotyk i słuch. Doświadczali bólu i pociechy oraz pamiętali swoje wcześniejsze przeżycia. To zaprzecza teorii o „śnie duszy”, jakoby ludzie po śmierci przechodzili w stan braku świadomości, oczekując jej odzyskania w chwili zmartwychwstania ciał.
[4] . Niektórzy uważają, i pewnie słusznie, iż więźniowie, o których mowa w Ef 4,8-9, to my wszyscy, będący niegdyś w niewoli grzechu, a teraz uwolnieni dzięki zmartwychwstaniu Chrystusa.
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
Pomyślcie więc o Tym, który tak wielką wrogość wycierpiał od grzeszników, abyście się nie zniechęcili, złamani na duchu. Jeszcze bowiem nie stawiliście oporu grzechowi, walcząc aż do krwi, a już zapomnieliście o napomnieniu, które jest skierowane do was, jak do synów: Synu mój, nie lekceważ karcenia Pana, ani nie załamuj się, gdy On napomina. Pan bowiem karci tego, kogo kocha, chłoszcze zaś każdego, którego przyjmuje za syna. Trwajcie, gdy jesteście karceni. Bóg traktuje was jak synów. Jaki to bowiem syn, którego ojciec nie karci? Jeśli zaś nie jesteście karceni tak, jak wszyscy, jesteście bękartami, a nie synami. Poza tym, karcili nas ziemscy ojcowie, a ich szanowaliśmy. Czy więc o wiele bardziej nie podporządkujemy się Ojcu duchów, abyśmy żyli? Tamci bowiem tylko przez krótki czas nas karcili tak, jak chcieli, Ten zaś dla naszego dobra, abyśmy mieli udział w Jego świętości. Żadne też karcenie w danej chwili nie wydaje się przyjemne, ale bolesne. Później jednak przynosi pokojowy owoc sprawiedliwości tym, którzy zostali przez nie doświadczeni. Dlatego wyprostujcie opadłe ręce i omdlałe kolana. Kroczcie prostymi ścieżkami, aby to, co kuleje, nie zeszło z drogi, ale nade wszystko zostało uleczone (Hbr 12,3-13).
Według natchnionego autora Listu do Hebrajczyków nasz Ojciec niebiański karci wszystkie swoje dzieci. Jeśli nigdy tego nie doświadczamy, to znaczy, że nie jesteśmy Jego dziećmi. Bądźmy więc świadomi oraz wrażliwi na Jego karcenie. Niektórzy nominalni chrześcijanie, którzy skupiają się tylko na Bożych błogosławieństwach i dobroci, traktują wszelkie negatywne okoliczności jako ataki diabła, pozbawione jakiegokolwiek Bożego celu. To może być wielkim błędem, skoro to Bóg próbuje swoim karceniem doprowadzić ich do opamiętania.
Dobrzy rodzice karcą dzieci w nadziei, że one wreszcie się czegoś nauczą, dojrzeją i przygotują się do odpowiedzialnej dorosłości. Bóg też nas karci, abyśmy wzrastali duchowo, stawali się bardziej użyteczni w Jego służbie i byli przygotowani stanąć przed Jego sędziowskim tronem. Karci nas, bo nas kocha i chce, byśmy mieli udział w Jego świętości. Naszemu kochającemu Ojcu niebiańskiemu zależy na naszym wzroście duchowym. Pismo mówi: „Ten, kto rozpoczął w was dobre dzieło, doprowadzi je do końca, aż do dnia Chrystusa Jezusa” (Flp 1,6).
Żadnemu dziecku nie podobają się rodzicielskie klapsy. Przeżycie Bożego karcenia też nie jest „przyjemne, ale bolesne” jak czytaliśmy. Jednak w końcu jest pożyteczne, bo przynosi „pokojowy owoc sprawiedliwości”.
Podobnie jak każdy dobry ojciec, Bóg karci swoje dzieci tylko wtedy, gdy są nieposłuszne. Za każdym razem, gdy Go nie posłuchamy, możemy być poddani Jego karceniu. Pan jest jednak miłosierny i zwykle daje nam sporo czasu na opamiętanie się. Karcenie zwykle nas dotyka po Jego wielu ostrzeżeniach, gdy już wielokrotnie byliśmy nieposłuszni.
Jak Bóg nas karci? Jak się dowiedzieliśmy wcześniej, Bóg może dopuścić słabość, chorobę a nawet przedwczesną śmierć:
Dlatego to wśród was wielu jest słabych i chorych, i liczni umierają. Jeśli natomiast sami siebie osądzimy, nie będziemy sądzeni. Jeśli zaś jesteśmy sądzeni przez Pana, jesteśmy karceni, abyśmy nie zostali potępieni ze światem (1Kor 11,30-32).
Nie należy wyciągać pochopnych wniosków, że wszelka choroba jest wynikiem Bożego karcenia (przypadek Hioba temu zaprzecza). Jeśli jednak uderzy w nas choroba, mądrze jest dokonać duchowej analizy, czy przypadkiem nieposłuszeństwem nie otworzyliśmy drzwi dla Bożego karcenia.
Możemy uniknąć Bożego sądu, jeśli sami się osądzamy, czyli przyznajemy do grzechu i się opamiętujemy. Logicznym byłby wniosek, iż po opamiętaniu się jesteśmy kandydatami do uzdrowienia, jeśli nasza choroba wynika z Bożego karcenia.
Dzięki sądowi Bożemu, mówi Paweł, unikamy potępienia ze światem. Co to znaczy? Chyba jedynie to, że Boże karcenie skłania nas do opamiętania, abyśmy ostatecznie nie poszli do piekła wraz ze światem. Jest to trudne do zaakceptowania przez tych, którzy sądzą, że dla zmierzających do nieba wierzących świętość jest czymś nieobowiązkowym. Ale po przeczytaniu Kazania na górze wiemy, że tylko ci, którzy są posłuszni Bożej woli, wejdą do Jego Królestwa (zob. Mt 7,21). Jeśli zatem trwamy w grzechu i nie odwracamy się od niego, ryzykujemy utratę wiecznego życia. Dzięki Bogu za Jego karcenie, ono prowadzi nas do opamiętania i ratuje przed piekłem!
Z szeregu biblijnych urywków jasno wynika, że Bóg, aby nas dyscyplinować, może posłużyć się szatanem. Na przykład w podobieństwie o słudze, który nie wybaczył innemu, w Mt 18, Jezus stwierdził, że pan „się rozgniewał”, kiedy dowiedział się, że zwolniony z długu sługa nie odpuścił swojemu współsłudze. W efekcie „oddał go katom, dopóki nie zwróci całego długu” (Mt 18,34). To podobieństwo Jezus zakończył ważnymi słowami:
Tak mój Ojciec, który jest w niebie, postąpi z wami, jeśli każdy z was nie przebaczy z serca swojemu bratu (w. 35).
Kim są owi „kaci”? Wydaje się prawdopodobne, że to diabeł i jego demony. Bóg może oddać swoje nieposłuszne dziecko w ręce diabła, aby je skłonić do opamiętania się. A jeśli i wówczas się nie opamięta, odda mu je na wieczność. Trudności i tragedie potrafią przyprowadzić ludzi do skruchy, tak jak syna marnotrawnego (zob. Łk 15,14-19).
W Starym Testamencie znajdujemy przykłady, jak Bóg posługiwał się szatanem czy złymi duchami, aby wykonać karę lub sądy nad ludźmi, którzy zasłużyli na Jego gniew. Przykład tego znajdziemy w Księdze Sędziów, gdzie czytamy, że „Bóg zesłał ducha niezgody [ducha złego – BG] między Abimelekiem a możnymi z Sychem” (Sdz 9,23), aby wykonać nad nimi sąd za ich niecne czyny przeciwko synom Gedeona.
Biblia mówi też, że króla Saula „opętał duch zły, zesłany przez Pana”, aby go przywieść do opamiętania (1Sm 16,14). Saul jednak się nie opamiętał i z powodu swego buntu w końcu zginął w bitwie.
W obydwu tych starotestamentowych przykładach Pismo stwierdza, że złe duchy zostały „posłane od Boga”. To nie znaczy, że Bóg ma w niebie złe duchy, które tylko czekają, by Mu służyć. Jest bardziej prawdopodobne, że Bóg zezwala złym duchom szatana, by w sposób ograniczony wykonywali swe złe dzieło, mając nadzieję, że grzesznicy dotknięci takim utrapieniem opamiętają się.
W starym przymierzu Bóg często karcił swój lud dopuszczając także tragedie, jak głód czy najazd obcych wrogów. W końcu Izraelici postanawiali się ukorzyć, a Bóg wybawiał ich od wrogów. Kiedy po latach udręki i ostrzeżeń i tak nie chcieli się opamiętać, Bóg w ostateczności zezwolił obcym mocarstwom ich zniewolić i deportować z kraju jako wygnańców.
W ramach nowego przymierza jest bezsprzecznie możliwe, iż Bóg także może karcić swoje nieposłuszne dzieci dopuszczając w ich życiu kłopoty lub zezwalając, by dręczyli ich wrogowie. Na przykład cytowany na początku tego rozdziału urywek o Bożym karceniu (Hbr 12,3-13) znajduje się w kontekście mówiącym o hebrajskich wierzących prześladowanych za wiarę. Jednak nie każde prześladowanie jest Bożym dopustem za nieposłuszeństwo. Każdy przypadek trzeba oceniać indywidualnie.
Zgodnie z napomnieniem przytoczonym na początku tego rozdziału na Boże karcenie można reagować niewłaściwie w dwojaki sposób: „lekceważąc karcenie Pana” lub „załamując się, gdy On napomina” (Hbr 12,5). Jeśli lekceważymy Boże karcenie, znaczy to, że go nie rozpoznajemy lub ignorujemy ostrzeżenie, które w ten sposób wyraził. Załamywanie się pod wpływem Bożego dyscyplinowania to rezygnowanie z wysiłków, aby się Jemu podobać, ponieważ uważamy, że traktuje się nas zbyt surowo. Obydwie reakcje są błędne. Powinniśmy pamiętać, że Bóg nas kocha i dyscyplinuje dla naszego dobra. Kiedy rozpoznamy, że karci nas Jego kochająca ręka, opamiętajmy się i przyjmijmy Jego przebaczenie.
Kiedy to uczynimy, możemy oczekiwać, że Boże karcenie ustanie. Nie powinniśmy jednak koniecznie oczekiwać zwolnienia nas z nieuchronnych konsekwencji naszego grzechu, choć oczywiście możemy prosić Pana o miłosierdzie i pomoc. Bóg reaguje na pokornego i skruszonego ducha (zob. Iz 66,2). Biblia obiecuje: „… bo Jego gniew trwa tylko przez chwilę, a Jego łaska przez całe życie. Choćby wieczorem przyszedł płacz, ranek przyniesie radość” (Ps 30,6).
Po tym, jak Boże sądy spadły na Izraelitów, On obiecał:
Na krótką chwilę porzuciłem ciebie, ale z ogromną miłością cię przygarnę. W przystępie gniewu ukryłem przed tobą na krótko swe oblicze, ale w miłości wieczystej nad tobą się ulitowałem (Iz 54,7-8).
Bóg jest dobry i miłosierny!
Do dalszego studiowania tematu Bożej dyscypliny zobacz także: 2Krn 6,24-31. 36-39; 7,13-14; Ps 73,14; 94,12-13; 106,40-46; 118,18; 119,67.71; Jer 2,29-30; 5,23-25; 14,12; 30,11; Ag 1,2-13; 2,17; Dz 5,1-11; Ap 3,19.
Możesz kupić polskie tłumaczenie książki Pozyskujący uczniów sługa Boży klikając na link: http://sklep.jakubwydawnictwo.com/index.php?p10,pozyskujacy-uczniow-sluga-bozy
To subscribe to David Servant's periodic e-teachings, click here.